Edukacja klasyczna i rewolucja

Żeby dostać się na uniwersytet w XVIII wieku – co standardowo zaczynało się w wieku 14 – 15 lat – trzeba było, między innymi, umieć czytać i tłumaczyć oryginalne teksty łacińskie na język angielski (cytuję typowe wymagania z King’s College – obecnie Uniwersytet Columbia): „pierwsze trzy mowy z Mów Wybranych Cycerona i pierwsze trzy księgi z Eneidy Wergiliusza, przetłumaczyć pierwsze dziesięć rozdziałów Ewangelii św. Jana z greki na język łaciński jak również być „ekspertem w arytmetyce” i mieć “nienaganny charakter moralny”.

Kiedy czytałem w ten weekend o politycznym szaleństwie i absurdalnym przerzucaniu się winą za nadchodzące „zamknięcie rządu” [artykuł ukazał się 21 stycznia na The American Conservative] — czy przejdzie ono do historii jako wina Trumpa czy Shumer’a? — nie mogłem powstrzymać się przed myślą o tym, o czym nikt nie mówi: jak rozwiązać nasz dług narodowy sięgający 21 trylionów dolarów. W podziale na jednego amerykańskiego płatnika podatków daje to nieco ponad 170.000 USD.

To irytujące, że politycy próbują (często skutecznie) odwracać naszą uwagę od tego rzeczywistego problemu. Jest w tym coś orwellowskiego, niezależnie od tego czy jest to zamierzone czy nie. Oznacza to, że ta najważniejsza kwestia jest tak poważna, że aż przytłacza tym, co nakazuje nam zrozumieć: że Waszyngton i nasz rząd federalny są w tym momencie po prostu niewypłacalni. Bez względu na to czy jest to spowodowane sprawami społecznymi czy też wojskowymi — jesteśmy niewypłacalni. Każdy prędzej czy później zobaczy czym naprawdę jest rząd federalny a kiedy to nastąpi, upadek będzie nie tylko szybki ale i przerażający. Jednak nie widać żadnej nadchodzącej reformy, a już na pewno żadnej poważnej reformy.

Nawet największy zwolennik interwencjonizmu, Ojciec Założyciel Stanów Zjednoczonych, Aleksander Hamilton, nigdy nie mógłby wyobrazić sobie lub pragnąć takiego rodzaju rządu federalnego jaki mamy teraz. Kiedy pisał o „energii” w rządzie, miał na myśli środki ograniczające. Dać „energię” rządowi oznaczało, przynajmniej dla Hamiltona, dawanie rządowi federalnemu środków do wykonywania uprawnień przewidzianych Konstytucją. Genialnie argumentował, że rząd obciążony obowiązkiem ale bez uprawnień — zagwarantowanych konkretnymi przepisami — do wypełnienia swoich powinności, stworzyłby jedynie swoje własne zasady, oddalając się w ten sposób od ograniczeń w kierunku większej władzy [w oryg. Lewiatana, Kresy.pl]. Mimo, że wielu libertarianów uważa Hamiltona za punkt odniesienia dla wszystkich przyszłych ekspansywnych rządów, mylą się. Nawet Aleksander Hamilton pragnął sposobów ograniczenia ekspansji rządu, i niezależnie od tego czy chciał silnej władzy wykonawczej czy nie, wyobrażał sobie małą republikę kupiecką jako właściwy wynik amerykańskiej rewolucji.

Pisząc poprzednie trzy części z serii, The Origins of the Rise of the Modern Nation State, skoncentrowałem się prawie wyłącznie na klasycznym rozumieniu rządu. Muszę przyznać, że jest metoda na moje szaleństwo. Wystarczy tylko spojrzeć na rzeczywiste klasyczne słowa i symbole używane przez Ojców Założycieli, żeby zobaczyć jak wiele zawdzięczają starożytnym. Senat USA na przykład jest wzorowany na senacie stanu Maryland, który z kolei jest wzorowany na senacie rzymskim. Słowo „senat” pochodzi z łacińskiego określenia „sędziwi mędrcy”. Żeby tylko!

Albo nawet bardziej ewidentnie – wystarczy popatrzeć na nasz budynek Kapitolu.  Chociaż można by oczekiwać od Ojców Założycieli, że zaprojektowaliby go jako coś wielkiego i spektakularnego, jak na przykład Wiszące Ogrody, Taj Mahal, albo nawet Angielski Parlament, wybrali styl architektoniczny z czasów świetności Republiki Rzymskiej. Z tego też powodu Waszyngton wygląda tak groźnie z tysiącami uzbrojonych strażników, czarnymi SUV-ami, blokadami ulic, i rakietami ziemia-powietrze rozmieszonymi na dachach. Jeśli chodzi o symbole władzy, nie ma nic gorszego niż militaryzacja republikańskiej architektury. Rzymskie rózgi (łac. fasces) Kongresu zaczynają wyglądać jak fasces Mussoliniego. Nawet jeśli nie rozpoznajemy tego od razu, to podczas przejażdżki po Waszyngtonie w roku 2018, zaczynamy sobie przypominać, jak szybko Rzym uległ pokusom władzy.

Wpływ klasycznego świata na umysły założycieli jest jednak o wiele głębszy niż architektura czy nazwy. Żeby dostać się do jednego z dziewięciu uniwersytetów, istniejących w amerykańskich koloniach, powiedzmy w roku 1750, trzeba było udowodnić biegłość w grece i łacinie. Wielki historyk tego okresu, Forrest McDonald i jego żona Ellen, wyjaśniają:

Żeby dostać się na uniwersytet w XVIII wieku – co standardowo zaczynało się w wieku 14 – 15 lat – trzeba było, między innymi, umieć czytać i tłumaczyć oryginalne teksty łacińskie na język angielski (cytuję typowe wymagania z King’s College – obecnie Uniwersytet Columbia): „pierwsze trzy mowy z Mów Wybranych Cycerona i pierwsze trzy księgi z Eneidy Wergiliusza, przetłumaczyć pierwsze dziesięć rozdziałów Ewangelii św. Jana z greki na język łaciński jak również być „ekspertem w arytmetyce” i mieć “nienaganny charakter moralny”.

Aby być przygotowanym do studiów, uczniowie zaczynali uczyć się greki i łaciny w wieku około 6-7 lat. Istotnie, jedną z rzeczy, o których zapominamy w świecie  kształcenia demokratycznego obywatelstwa, jest fakt, że w XVIII wieku cała edukacja była klasyczna (było to tak oczywiste, że nawet określenie  „klasyczna edukacja” byłoby zbędne dla osiemnastowiecznego umysłu).  Czytania, pisania i arytmetyki trzeba było uczyć się w domu.  Szkoły nauczały jedynie greki, łaciny i literatury klasycznej. Nawet dzieci wiejskie, z zaledwie 1-2 latami nauki w całym ich życiu, spędzały czas w szkole wkuwając grekę i łacinę.  Prawdziwie przedsiębiorczy studenci uczyli się również języka włoskiego, wyłącznie żeby móc czytać Dantego w oryginale.

Taki był świat odległy od nas o 300 lat i miliony mil. Nic dziwnego więc, że Jerzy Waszyngton*  (co ciekawe, jeden z Ojców Założycieli nie wykształconych liberalnie) wybrał za wzór legendarnego** republikańskiego Cyncynata i republikańskiego buntownika Katona Młodszego, albo że Ojcowie Założyciele generalnie chcieli republiki. To rozumienie klasycznego świata przeniknęło całą Amerykę, nawet tę jej część, która miała niewielkie lub nie posiadała żadnego klasycznego wykształcenia. Imiona takie jak George (łac. georgicus – dotyczący uprawy roli, rolniczy), Narcissa, i Romulus nie były rzadkością. Miasta i hrabstwa otrzymywały nazwy takie jak Homer, Ateny, Remus, itp. Mimo, że nie każdy Amerykanin przeczytał Eneidę Wergiliusza, każdy wiedział co nieco o Eneaszu, Troi czy Dydonie. Znamienne jest to, o czym przypomniał McDonald, że kiedy amerykańscy i francuscy oficerowie komunikowali się na polu bitwy w czasie wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych, rozmawiali po łacinie — jedynym wspólnym języku jaki znali. Indeks The Federalist Papers pokazuje to samo: 56 nawiązań do klasycznego i średniowiecznego świata Zachodu i ani jednego odniesienia do John’a Locke.

Spośród  Rzymian, Amerykanie najbardziej podziwiali i idealizowali stoickiego Katona Starszego, męczennika Cycerona, poetę Wergiliusza, historyka Tytusa Liwiusza i teoretyka Tacyta. Ojcowie Założyciele znali i studiowali Greków, jednak byli zainspirowani rzymskimi republikanami i przerażeni rzymskimi cesarzami.

ZOBACZ TAKŻE: Republikanizm: Dziedzictwo, Inspiracja i Wyzwanie

„Przywódcy rewolucyjni byli ludźmi wpływowymi – majętnymi i wykształconymi. Czytali. A to, co czytali ułatwiało im zostanie buntownikami bo nie widzieli buntowników patrząc w lustro.” –  pisał historyk Trevor Colbourn. „Widzieli przesiedlonych Anglików z prawami ekspatriantów. Byli zdeterminowani aby walczyć o odziedziczone historyczne prawa i swobody”. Pisząc Deklarację Niepodległości, Thomas Jefferson, wyjaśnił, że opierał się na antycznych źródłach:

To właśnie było celem Deklaracji Niepodległości. Nie chodziło o to, aby odkryć nowe, nieznane dotąd zasady, aby powiedzieć coś, co tę ledwie ma wartość, iż nigdy dotąd nie zostało powiedziane, lecz aby przedstawić ludzkości oczywistą prawdę w tej kwestii w słowach tak prostych i mocnych, aby zmusić ludzkość do przyznania nam racji i aby uzasadnić nasz niezależny odtąd stan, po jaki zmuszeni byliśmy sięgnąć. *** Nie dążąc ani do oryginalności zasad czy nastrojów, ani nie będąc kopią jakiegoś szczególnego i wcześniejszego zapisu, Deklaracja Niepodległości miała być w zamierzeniu wyrazem myśli amerykańskiej i nadała temu wyrazowi właściwy ton i ducha przywołanego z tej okazji. Cała jej władza opiera się zatem o harmonizujące nastroje tego czasu, wyrażone w rozmowach, listach, drukowanych esejach, czy też w podstawowych książkach prawa publicznego, jak dzieła Arystotelesa, Cycerona, Locke’a, Sidney’a, itp.

John Adams, pierwszy Amerykanin, opowiadający się za niepodległością, już w 1765, powiedział to samo co Jefferson w 1774:

To są zasady rewolucji. Są one zasadami Arystotelesa i Platona, Tytusa Liwiusza i Cycerona, Sidney’a, Harringtona, i Locke’a; zasady natury i wiecznej przyczyny.

W przeciwieństwie do rewolucjonistów francuskich czy rosyjskich, próbujących stworzyć, jak pisał Szekspir, „nowy wspaniały świat”, amerykańscy patrioci postawili świat z głowy na nogi. Pragnęli republiki zakorzenionej we właściwej przyczynie, pierwszych zasadach i Prawie Naturalnym. Bóg wpisał republikańskie zasady Amerykańskiej Rewolucji w samą naturę. „Nie zmieniamy natury rzeczy i nie tworzymy nowych prawd poprzez deklaracje, ale powołujemy do istnienia lub przynajmniej tworzymy w umysłach ludzi prawdy i zasady, o których nigdy by nie pomyśleli, lub o których szybko by zapomnieli. Jeśli naród tworzą jego systemy, religijne czy polityczne, które będą trwały – naród powinien uznać ich wiodące zasady na pierwszej stronie każdej księgi rodzinnej”, napisał czołowy antyfederalista po zakończonej wojnie o niepodległość.

Dlatego współczesny amerykański konserwatysta ma obowiązek znać nie tylko pochodzenie amerykańskiej republiki ale także jej źródło w republice rzymskiej. Wszakże, jeśli nie „konserwujemy” tych rzeczy, cóż jest warte bycie konserwatystą?

Kiedy Ojcowie Założyciele tworzyli Stany Zjednoczone, chcieli republiki a nie cesarstwa; rządu a nie państwa (stanu); oraz wspólnoty a nie demokracji.

Bradley J. Birzer jest prezesem American Ideas Institute, który publikuje dwutygodnik The American Conservative (TAC).  Kieruje katedrą Russella Amosa Kirk’a na Wydziale Historii uniwersytetu Hillsdale. Jest autorem ostatnio wydanej książki:  Russell Kirk: American Conservative.

Tłum. Iwona Hope/Kresy.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply