Lewicowa alternatywa dla ajatollahów

Miało być kilka tysięcy osób, lecz ostatecznie na proteście irańskiej opozycji pod Stadionem Narodowym w Warszawie stawiło się jej kilkuset sympatyków, w tym były burmistrz Nowego Jorku Rudy Giuliani. Osoby występujące pod hasłami „wolnego Iranu” nie ukrywały, iż ich celem jest zastąpienie władzy ajatollahów przez małżeństwo Radżawich, liderów skrajnie lewicowych Ludowych Mudżahedinów.

Manifestacja zorganizowana przez Narodową Radę Irańskiego Ruchu Oporu, czyli fasadową instytucję kierowaną w rzeczywistości przez Organizację Bojowników Ludowych Iranu (zwanych potocznie Ludowymi Mudżahedinami) nie wywołała tak naprawdę większego zainteresowania. Nie tylko nie zgromadziła zapowiadanych tysięcy zwolenników irańskiej opozycji, którzy obecnie mieszkają w Europie, lecz dodatkowo wbrew wcześniejszym zapowiedziom zabrakło na niej kilku polskich polityków. Ostatecznie najbardziej rozpoznawalną postacią biorącą udział w manifestacji był wspomniany Giuliani.

Zaakceptowani przez Amerykę

Obecność byłego republikańskiego burmistrza Nowego Jorku nie powinna specjalnie dziwić, bo Ludowi Mudżahedini zwłaszcza od czasu wyboru Donalda Trumpa na prezydenta Stanów Zjednoczonych mogą liczyć na wsparcie amerykańskiej administracji. W przypadku Gulianiego w grę wchodzą również konkretne korzyści materialne. Przyznał on w ubiegłym roku, że za występy na wiecach irańskiej opozycji otrzymuje wynagrodzenie. Jego zaangażowania nie zmienił nawet angaż w Białym Domu jako osobistego prawnika Trumpa, dlatego według doniesień „Financial Times” jego występ nie spodobał się amerykańskim urzędnikom.

Tym niemniej Giuliani tradycyjnie wezwał do zmiany władzy w Teheranie, oskarżając obecne elity rządzące Iranem o „maniakalny fanatyzm religijny” oraz o sponsorowanie terroryzmu. W podobnym tonie na wcześniejszych wiecach Ludowych Mudżahedinów wyrażał się John Bolton, doradca amerykańskiego prezydenta ds. bezpieczeństwa. Po jego przemówieniu na wiecu w Paryżu przed dwoma laty podkreślano, iż de facto reanimował on dogorywający ruch przeciwników władzy ajatollahów.

Stany Zjednoczone i Europa Zachodnia nie wydają się być zresztą szczególnie pamiętliwe, stąd już dosyć dawno poradziły sobie z kontrowersyjną przeszłością zarządców Narodowej Rady Irańskiego Ruchu Oporu. Ludowi Mudżahedini stali się dla państw zachodnich równorzędnym partnerem do rozmów przed kilkoma laty, gdy odpowiednio w 2009 i 2012 roku zostali skreśleni z listy ugrupowań terrorystycznych przez UE i USA. Od tego czasu mogą liczyć na wsparcie finansowe ze strony Amerykanów, którzy w zamian za to w 2013 roku nakazali blisko trzem tysiącom z nich osiedlić się w Albanii. Ludowi Mudżahedini dysponują tam własnym kompleksem wojskowym.

Od marksizmu do terroryzmu

Cała historia ruchu i jego relacje z Zachodem są wyjątkowo zagmatwane. Ludowi Mudżahedini powstali w 1965 roku i sprzeciwiali się rządom pro-zachodniego szacha Iranu Mohammada Rezy Pahlawiego, a także krytykowali zachodni imperializm. Z tego powodu w 1979 roku poparli Rewolucję Islamską, uczestnicząc również w słynnej okupacji amerykańskiej ambasady w Teheranie. Dość szybko okazało się jednak, że nie mogą znaleźć wspólnego języka z ajatollahem Ruhollahem Chomeinim, który w konsekwencji zakazał liderowi ruchu kandydowania w wyborach prezydenckich w 1980 roku.

Zobacz także: Czaputowicz: potępiamy działania Iranu

Ostatecznie przywódcy Ludowych Mudżahedinów musieli opuścić Iran w 1981 roku, po serii krwawych starć z oddziałami Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej. Bojownicy organizacji nie mieli przy tym oporów, aby wystąpić przeciwko własnemu krajowi, dlatego uczestniczyli w iracko-irańskiej wojnie, walcząc w latach 1983-1989 po stronie irackiej armii. Taka postawa nie spodobała się podziemnym strukturom ruchu w Iranie, stąd de facto nie posiada on od tego czasu większych wpływów w swoim kraju. Do ataków z 11 września 2001 roku organizacja skupiała się więc na przeprowadzaniu zamachów terrorystycznych poza terytorium Iranu.

Na przestrzeni lat zmieniała się także orientacja ideologiczna Ludowych Mudżahedinów. Początkowo łączyli postulaty marksistowsko-leninowskie z szyickim islamem, mając w swoich szeregach także liczną frakcję maoistowską, jednocześnie nigdy nie używając żadnych terminów nawiązujących wprost do lewicowej ideologii. W ostatnich latach ruch odżegnuje się zresztą od skrajności, chociaż wciąż w jego postulatach obecne są wątki charakterystyczne dla feminizmu oraz postulatów radykalnej lewicy.

Kult jednostki

Ludowi Mudżahedini zapewniają, że nie tylko akceptują już zasady gospodarki wolnorynkowej, lecz dodatkowo popierają procesy demokratyczne. Problem polega jednak na tym, że sama Narodowa Rada Irańskiego Ruchu Oporu nie jest w ten sposób zarządzana. Autorytarną władzę sprawuje tam Marjam Radżawi, małżonka wieloletniego lidera ruchu Masuda. Human Rights Watch alarmowało zresztą kilka lat temu, że ruch przybrał postać niebezpiecznej sekty, w której miały miejsce przypadki torturowania osób chcących opuścić jej szeregi. W 2003 roku w proteście przeciwko aresztowaniu Marjam przez francuską policję, trzech jej zwolenników próbowało dokonać samospalenia.

Portrety i zdjęcia małżeństwa Radżawich pojawiły się zresztą na warszawskiej demonstracji, chociaż sami liderzy Ludowych Mudżahedinów nie przyjechali do stolicy Polski. Masud Radżawi w 2003 roku zaginął bowiem w Iraku po amerykańskiej interwencji, chociaż zdaniem wielu po prostu ukrywa się przed wymiarem sprawiedliwości z powodu swojego zaangażowania w tłumienie kurdyjskiego powstania w 1991 roku. Marjam Radżawi rzadko opuszcza natomiast francuską stolicę w której mieszka od początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku.

Skrajnie lewicowy odłam irańskiej opozycji cieszy się więc śladowym poparciem już nie tylko w kraju, lecz również wśród irańskiej diaspory na Zachodzie. Dlatego dosyć kuriozalnie brzmią pomysły europosła Prawa i Sprawiedliwości Ryszarda Czarneckiego, który w ubiegłym miesiącu w wydawanym w Japonii piśmie „International Policy Digest” opublikował artykuł, w którym wzywał społeczność międzynarodową do jednoznacznego poparcia irańskiej skrajnej lewicy. Realizacja amerykańskich interesów jak widać nie wyklucza zamiany jednej autorytarnej władzy na drugą, co oczywiście ma odbyć się pod hasłami demokratyzacji i obrony praw człowieka…

Marcin Ursyński

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply