Le Pen chce nowej Unii Europejskiej

Sondaże przed wyborami do Parlamentu Europejskiego dają zwycięstwo francuskiemu Zjednoczeniu Narodowemu. Jego szefowa Marine Le Pen w obszernym wywiadzie zapowiada, że chce zmienić funkcjonowanie Unii Europejskiej, by była sojuszem suwerennych państw, które same będą wybierać płaszczyzny współpracy.

Centroprawicowy tygodnik „Le Point”1 pisze, że Le Pen znowu jest na fali wznoszącej, chociaż po wyborach prezydenckich z 2017 roku zmagała się z wieloma problemami. W jej partii widoczny był marazm związany z kolejnymi wyborczymi porażkami. Za nią i kilkoma europosłami Zjednoczenia Narodowego (RN) ciągnęły się zarzuty prokuratorskie dotyczące fikcyjnych etatów asystentów. Dodatkowo w mediach wielokrotnie kontynuowano operę mydlaną związaną z konfliktem rodzinnym. Teraz narodowcy znajdują się na czele sondaży, a „Le Point” publikuje obszerny wywiad z ich szefową o najważniejszych kwestiach europejskiej i francuskiej polityki.

O Unii Europejskiej

Wybory do Parlamentu Europejskiego zdominowały oczywiście rozmowę, w której Le Pen przedstawiała przede wszystkim swoją wizję Unii Europejskiej. Głównym obiektem jej krytyki jest Komisja Europejska, która zdaniem szefowej RN-u skompromitowała „ideę współpracy europejskiej”. To bowiem ciało złożone z niewybieralnych technokratów, posiadających dużą niezależność (w tym inicjatywę ustawodawczą) i przez to dyktujących członkom UE jakie rozwiązania powinni wdrażać.

Tymczasem według Le Pen instytucja ta powinna się znacząco zmienić, ewoluować w kierunku „sekretariatu technicznego”. Większą władzę powinna posiadać składająca się z szefów rządów Rada Europejska, a także Parlament Europejski wybierany w demokratycznych wyborach bezpośrednich. Jednak przede wszystkim UE powinna zmienić się w „przymierze europejskich narodów”, którego członkowie nie będą zmuszani do przyjmowania określonych rozwiązań prawnych. Zamiast tego państwa europejskie miałyby być rzeczywistymi sojusznikami, koordynującymi swoją politykę w korzystnych dla siebie obszarach.

Lider francuskich narodowców podkreśliła, że zbliżające się wybory do Europarlamentu będą najlepszą jak dotąd okazją do fundamentalnej zmiany Europy. Dotychczas Francja i inne państwa miały bowiem tylko dwie możliwości: przyjmować wszystkie dyrektywy, albo opuścić Unię. Teraz ugrupowanie Le Pen ma dużo większe pole manewru. W całej Europie posiada coraz mocniejszych sojuszników, chcących przywrócić na kontynencie prawdziwą demokrację i bezpieczeństwo, a także rzeczywiście chronić środowisko i bronić europejskich granic. Narodowcy zamierzają więc obecnie zmieniać UE od wewnątrz.

Zobacz także: Marine Le Pen: największym wrogiem Europy jest Unia Europejska

Dziennikarze „Le Point” byli również zainteresowani sprawą waluty euro, która miała zaważyć na wynikach wyborów w 2017 roku. Wówczas Le Pen oparła swoją kampanię na haśle opuszczenia tej unii walutowej, co wzbudziło kontrowersje nawet wśród członków jej partii. Teraz córka legendy francuskiego nacjonalizmu uważa, że nie jest to kwestia pierwszoplanowa. Przy czym jej zdaniem konieczna będzie jednak debata na temat podejmowania decyzji w ramach wspólnych mechanizmów finansowych.

Macron

Kiedy Le Pen cieszy się z pozycji lidera sondaży, prezydent Emmanuel Macron bije z kolei rekordy niepopularności, choć jego ugrupowanie Republika Naprzód (L’REM) mogłoby liczyć na drugi wynik. Szefowa RN-u nie ukrywa, że wybory do Europarlamentu będą jednocześnie referendum na temat reform obecnej głowy państwa. Zdaniem Le Pen przez ponad półtora roku Francuzi mogli przekonać się o prawdziwości jej argumentacji, kiedy zapowiadała katastrofalny wpływ rządów Macrona na kondycję republiki.

Zachowanie francuskiego prezydenta determinowało zresztą rozpoczęcie kampanii przez narodowców, którzy zainaugurowali ją ponad dwa tygodnie temu. Le Pen uważa bowiem, że Macron będzie chciał wykorzystać zamieszanie wokół protestów „Żółtych kamizelek”, w tym rozpoczętą właśnie „wielką debatę narodową”, aby de facto rozpocząć kampanię wyborczą swojego ugrupowania. Z tego powodu „debata” ma być w rzeczywistości przedwyborczym happeningiem finansowanym z pieniędzy francuskich podatników.

Przez większość rozmowy Le Pen krytykuje także globalistyczny projekt, za jakim ma stać właśnie Macron. Lider RN-u nie podoba się zwłaszcza zawarty niedawno traktat akwizgrański z Niemcami, który ma jedynie umacniać europejską pozycję wschodniego sąsiada Francji. Dodatkowo nie uważa ona, aby zapewnienie Niemcom stałego miejsca w Radzie Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych rzeczywiście powinno być priorytetem jej kraju na arenie międzynarodowej.

Le Pen krytykuje Macrona również za niezrozumienie sytuacji w kraju, czego przykładem jest właśnie wspomniana już „wielka debata” na temat systemu społeczno-ekonomicznego Francji. Tak naprawdę francuskie społeczeństwo chciałoby nie dyskutować, lecz rzeczywiście zmienić kształt swojego państwa. To da się jednak uczynić tylko poprzez referendum, które proponują narodowcy. Ponadto RN opowiada się za wprowadzeniem wyborów proporcjonalnych (system jednomandatowych okręgów wyborczych jest bowiem wymierzony właśnie tę partię), zmniejszeniem liczby parlamentarzystów oraz powrotem do ankiet na temat oczekiwań społeczeństwa.

Wpływ „żółtych kamizelek”

Żaden wywiad z francuskim politykiem nie może obejść się oczywiście bez poruszenia tematu „Żółtych kamizelek”, które dodatkowo w ostatnim czasie coraz głośniej mówią o możliwości swojego startu w wyborach. Le Pen nie uważa ich jednak za konkurentów, ponieważ jak deklaruje zależy jej głównie na dobru Francji, a spontaniczny ruch zasadniczo reprezentuje te same wartości co narodowcy.

Szefowa Zjednoczenia nie uważa jednak, aby „żółte kamizelki” rzeczywiście chciały startować w wyborach, zaś podobne zapowiedzi padają głównie z ust samozwańczych liderów protestów, którzy chcą wykorzystać je dla własnej kariery. Z tego powodu według Le Pen uczestnicy spontanicznego ruchu ludowego będą chcieli zachować jego dotychczasowy charakter, odrzucając propozycje narzucane im przez „politykierów”.

Zobacz także: Czas francuskich eurosceptyków

Tygodnik przekonuje jednak, że „żółte kamizelki” właśnie przez nieufność do polityków nie będą na nich głosować, dlatego ich protesty wcale nie muszą przekładać się na poparcie dla RN-u. Le Pen uważa jednak, że największym problemem jest obecny system wyborczy, przez który krytycy obecnego kształtu państwa nie są należycie reprezentowani. Narodowcy zajmują w obecnym Zgromadzeniu Narodowym jedynie 7 z 577 miejsc, podczas gdy w ordynacji proporcjonalnej mieliby 120-130 posłów, czyli skład parlamentu rzeczywiście odpowiadałby preferencjom wyborczym Francuzów.

Narodowcy w swoim getcie

Według „Le Point” obecne demonstracje nie podnoszą jednak wszystkich najważniejszych kwestii, jakie do debaty publicznej wprowadzają narodowcy. „Żółte kamizelki” wśród swoich priorytetów nie wymieniły bowiem ograniczenia imigracji, lecz zdaniem Le Pen uczestnicy protestów są żywo zainteresowani tą tematyką. Kiedy bowiem słyszą, że państwo nie ma pieniędzy na realizację swoich zadań socjalnych, wówczas przypominają sobie o olbrzymich kwotach wydawanych właśnie na imigrantów. Tymczasem według szefowej RN-u, francuskie państwo nie powinno wydawać w takim wypadku pieniędzy na „sprowadzanie całej nędzy świata”.

Nie zmienia to jednak faktu, że Zjednoczenie Narodowe miało w swoich założeniach przyciągać do siebie wszystkich przeciwników obecnego kształtu republiki, stąd właśnie rezygnacja z szyldu Frontu Narodowego. Z tą tezą Le Pen się jednak nie zgadza przypominając, iż Francja ma bardziej pluralistyczny system polityczny od Stanów Zjednoczonych, dlatego francuska debata publiczna nie jest podzielona pomiędzy dwa obozy. Ponadto RN rzeczywiście stało się atrakcyjne dla krytyków współczesnej francuskiej państwowości, o czym świadczy przyłączenie się do partii dwóch znanych polityków centroprawicowych Republikanów.

Gazeta przypomina jednak casus Nicolasa Dupont-Aignana, lidera partii „Powstań Francjo”, który był kandydatem w ostatnich francuskich wyborach prezydenckich i jako jedyny wezwał swoich zwolenników do głosowania na Le Pen w drugiej turze. Obecnie nie zamierza on jednak współpracować z RN i wystartuje w wyborach do Parlamentu Europejskiego samodzielnie. Zdaniem lider narodowców jest to wynikiem jego politycznych ambicji i być błędną decyzją, ponieważ osłabia eurosceptyków.

Marcin Ursyński

1 https://www.lepoint.fr/politique/marine-le-pen-je-ne-suis-pas-dans-la-revanche-avec-emmanuel-macron-26-01-2019-2288969_20.php

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply