Książka Jundo-Kaliszewskiej to po prostu kronika zdrady narodowej – zdrady, jakiej warszawscy politycy, ale w gruncie rzeczy także masy obywateli ówczesnej III RP, dopuściły się wobec własnych rodaków, przez dekady, w imię wierności swojej tożsamości narodowej,  ponoszących ofiary nieporównywalne z losem Polaków w PRL. Za tę zdradę nigdy nie przeprosiliśmy. Jej skutków do tej pory nie naprawiliśmy – pisze Karol Kaźmierczak.

W księgarniach pojawiła się książka „Zakładnicy historii. Mniejszość polska w postradzieckiej Litwie” autorstwa dr Barbary Jundo-Kaliszewskiej. Jest pierwszą pracą w całości poświęconą próbie ustanowienia na Wileńszczyźnie w latach 1988-1991 polskiej jednostki autonomicznej w granicach Litwy – Wileńskiego Polskiego Kraju Narodowo-Terytorialnego.

Ruch na rzecz stworzenia polskiej autonomii terytorialnej na Wileńszczyźnie jaki funkcjonował w latach 1988-1991 nie doczekał się wydanej po polsku monografii przez niemal trzy dekady od jego fiaska. Był jedynie przyczynkarsko ujmowany w pracach naukowych poświęconych najnowszej historii społeczności Polaków na Litwie. Zasygnalizował go Aleksander Srebrakowski w swojej znakomitej pracy „Polacy w Litewskiej SRR 1944-1989”. Stosowne rozdziały zostały poświęcone temu zagadnieniu w książkach  Adama Bobryka „Odrodzenie Polaków w Republice Litewskiej 1987-1997” i Zbigniewa Kurcza „Mniejszość Polska na Litwie. Studium Socjologiczne”. Ta druga, w części dotyczącej ruchu autonomicznego Wileńszczyzny, nie pozbawiona jest pomyłek faktograficznych. Ujmuje ten temat wąsko Krzysztof Kawęcki „Polacy na Wileńszczyźnie 1990-2012”. Dużą wartość mają artykuły Adama Chajewskiego. Choć mają często publicystyczną formę przedstawiają liczne fakty odnotowane przez autora jako bezpośredniego obserwatora działań ruchu na rzecz autonomii Wileńszczyzny, który był jednym z niewielu jego promotorów nad Wisłą.

Zobacz także: Mord założycielski strategicznego partnerstwa polsko-litewskiego

Również autor tego artykułu prowadził na Wileńszczyźnie badania w 2016 r., których efektem była publikacja cyklu wywiadów z dawnymi działaczami zaangażowanymi w polski ruch autonomiczny na Wileńszczyźnie, oraz podsumowującego artykułu. Dopiero w zeszłym roku do księgarni na Litwie trafiła książka historyka Vladasa SirutavičiusaLietuviai ir Lietuvos lenkai, Lietuva ir Lenkija 1988–1994 metais” („Litwini i Polacy na Litwie, Litwa i Polska w latach 1988-1994”) spełniająca standardy naukowości. Ze względu na język publikacji wnioski książki w polskiej debacie naukowej wybrzmiały w ograniczonym zakresie, głównie poprzez publikowane w polskich periodykach artykuły tego badacza.

Fałszywa historia matką dyksyminacji

Brak polskojęzycznej monografii naukowej na temat tego historycznego fenomenu ma jak najbardziej współczesne konsekwencje. Litewskie elity opiniotwórcze od 30 lat mistyfikują ruch polskich autonomistów na Wileńszczyźnie, ukazując go jako separatyzm powstały na zamówienie czy wręcz z bezpośredniej inspiracji frakcji twardogłowych w przywództwie Związku Radzieckiego. Manipulacja ta ma za zadanie usprawiedliwić zinstytucjonalizowaną politykę dyskryminacji obliczonej na asymilację lokalnych Polaków, jaką od niemal trzydziestu lat prowadzą kolejne rządy Republiki Litewskiej. Ma jeszcze i drugi cel – poderwać poparcie dla wileńskich rodaków wśród elit i szerokich kręgów obywateli III Rzeczpospolitej, co jest tym łatwiejsze, że historię przełomu lat 80 i 90 XX wieku postrzega się u nas wyłącznie przez pryzmat walki z hegemonią Moskwy i fundującym ją systemem komunistycznym. Niestety strona litewska odniosła sukces i większość polskich polityków, działaczy społecznych, dziennikarzy, publicystów od trzech dekad przedstawia ruch autonomiczny Polaków Wileńszczyzny w kategoriach spisku KGB i „miejscowej, komunistycznej nomenklatury”. Tezy takie głoszą prominentne postaci w równie prominentnych instytucjach, jak choćby Maria Przełomiec w TVP, której reportaż wyemitowany trzy lata temu omówiliśmy obszernie na naszym portalu. W programie tym mieliśmy do czynienia nie tyle z określonymi ocenami wydarzeń historycznych co przemilczaniem faktów i ordynarnym konfabulowaniem. Dlatego tak ważne jest aby ukazać właśnie fakty. Jako człowiek od lat badający temat, jestem w pełni przekonany, że nikt, kto zapozna się właśnie z faktami w całym ich bogactwie, nie znajdzie w nich podstaw do dalszego deprecjonowania historycznej aktywności politycznej Polaków na Litwie.

Zobacz także: Winnicki o zablokowaniu konferencji o historycznej autonomii Wileńszczyzny: to skandal! [+VIDEO]

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Książka „Zakładnicy historii. Mniejszość polska w postradzieckiej Litwie” autorstwa dr Barbary Jundo-Kaliszewskiej przedstawia nam fakty w sposób na tyle obszerny by uznać ją za udaną monografię naukową opisującą historyczny ruch na rzecz autonomii Wileńszczyzny. Wydana przez Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, uczelni z którą związana jest autorka, jest zredagowaną pracą doktorską. Trzeba podkreślić, że badaczka urodziła się i wychowała na Wileńszczyźnie i to w tak endemicznie polskim miasteczku jakim są Ejszyszki. Tym samym polski czytelnik może korzystać z pracy naukowca opierającego się także na źródłach litewskojęzycznych, do tej pory skąpo cytowanych w wydawanych w Polsce opracowaniach. Znacznie wzmacnia to ciężar merytoryczny pracy, możemy poznawać litewskie postawy i działania w interesującym nas okresie „z pierwszej ręki”, a nie przefiltrowane przez lokalne polskie źródła, które najczęściej były wytwarzane przez uczestników konfliktu.

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Choć Jundo-Kaliszewska w czasie opisywanych przez nią wydarzeń była osobą bardzo młodą, biografia dała jej, jak sądzę, pewne nieformalne kompetencje do poradzenia sobie z tematem. Niestety akurat tych kompetencji (osoby wywodzącej się z lokalnego środowiska – wrośniętej w nie) badaczka w pełni nie wykorzystała. Oparła się na źródłach instytucjonalnych, w niewielkim zaś stopniu na źródłach z archiwów prywatnych i relacjach ważnych uczestników opisywanych procesów, co poważnie utrudniło opis samego ruchu społeczno-politycznego, a nie tylko jego interakcji i skutków jego działania. Jako, że podejmowałem się badań „w terenie” na ten sam temat, wiem z jak wielkimi oporami uczestnicy ruchu na rzecz autonomii Wileńszczyzny opowiadają o swoich działaniach i jak ciężko wydobyć od nich wytworzone przez różne ich gremia dokumenty. Oddaje to zresztą atmosferę jaką na Litwie wytworzono wokół tego ruchu – atmosferę która krępuje od lat merytoryczną debatę na jego temat. Władze Litwy wytworzyły ją między innymi poprzez procesy sądowe członków solecznickiej rady rejonowej z czasów przełomu. Procesy te trwały aż do 1999 r. W ostatniej części książki Jundo-Kaliszewska szczegółowo opisuje serię tych postępowań karnych, w których zapadły wyroki skazujące. Z opisu tego wyłania się obraz pokazowych procesów opartych głównie o przesłanki polityczne a nie prawne. Znów trzeba niestety stwierdzić skuteczność socjotechnicznych działań litewskich elit. Postępowania te funkcjonują w masowej świadomość na Litwie jako „procesy autonomistów” mimo, że, jak opisuje Jundo-Kaliszewska, kolejne instancje sądowe uznawały, że nie można skazać pięciu solecznickich radnych za dążenie do autonomii terytorialnej bowiem takie działania były po prostu zgodne z ówczesnym litewskim prawem. Mimo to litewski wymiar sprawiedliwość znalazł na solecznickich radnych inne paragrafy. Skutek jest taki, że autonomia została skojarzona na Litwie z działalnością przestępczą i stała się kolejnym sposobem stygmatyzacji Polaków, a przy okazji kolejną blokadą dla podejmowania dyskusji o decentralizacji państwa. 

Antypolonizm jako podstawa państwowości

Tytuł książki jest nieco mylący bowiem zasadnicza część wywodu dotyczy procesu politycznego rozpoczynającego się w 1988 roku. To właśnie wówczas procesy liberalizacji związane z wdrażaną przez przywódcę Związku Radzieckiego Michaiła Gorbaczowa pieriestrojką (przebudową) i głasnostią (jawnością) doprowadziły masy mieszkańców Litewskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej (tak jak mieszkańców kilku innych republik związkowych) do politycznej mobilizacji i samoorganizacji pod hasłami interesu narodowego. Interesu, którego główną składową była obrona partykularnej tożsamości wspólnoty definiowanej w sposób etniczny i żądanie jej samostanowienia, co w przypadku etnicznych Litwinów doprowadziło ich do postulatu niepodległości państwowej. Jundo-Kaliszewska udowadnia, że proces „odrodzenia narodowego” w przypadku Litwinów i Polaków miał bardzo podobny charakter z tą różnicą, że ruch społeczno-polityczny Polaków nie postawił sobie za cel separacji i niepodległości. Co warto podkreślić formalizacja ruchu Polaków nastąpiła nawet wcześniej – Stowarzyszenie Społeczno-Kulturalne Polaków na Litwie powstało bowiem na początku maja 1988 r. a Litewski Ruch na rzecz Przebudowy, znany pod popularną nazwą Sajudisu, zainicjowano miesiąc później.

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Ponieważ tożsamości narodowe oplecione są zawsze na interpretacjach wspólnej historii nie sposób analizować działań ruchów narodowych bez opisania dłuższego kontekstu historycznego. Autorka przedstawia więc dość obszernie ten kontekst w pierwszym rozdziale swojej pracy. Kładzie nacisk na opis powstania (nowo)litewskiego ruchu narodowego w drugiej połowie XIX wieku, analizując w jaki sposób kreował on nową litewską tożsamość, budując określone mity historyczne i jak mitologię tę uzupełniła historia konfliktu o Wilno i Wileńszczyznę między odrodzonym państwem polskim i Republiką Litewską w latach 1918-1922, a także krwawa walka jaką litewska administracja kolaboracyjna i uzbrojeni kolaboranci prowadzili w tym regionie z Armią Krajową w czasie drugiej wojny światowej. Dość szerokie nakreślenie tego odległego od tematu pracy okresu historycznego należy uznać za trafne posunięcie. Niezrozumienie w ówczesnej i dzisiejszej Polsce konfliktu litewsko-polskiego, jaki ujawnił się w latach 1988-1991 na Litwie, wynika ze sporej dozy panującej u nas ignorancji w zakresie historycznych relacji lokalnych Polaków z Litwinami. Zdecydowana większość Polaków nad Wisłą postrzega je przez różowe okulary „braterstwa”, okulary których nie nosili ani nasi przodkowie, ani przodkowie naszych sąsiadów. Jundo-Kaliszewska przypomina, że nowoczesny litewski ruch narodowy i nowoczesny litewski naród powstał w XIX w. poprzez przeciwstawienie się i radykalne zerwanie z polskością, określenie Polaków i ich państwa jako głównego wroga. W tym ujęciu unie polsko-litewskie i powstała w ich skutek Rzeczpospolita to narodowa katastrofa, zaś mieszkańcy byłych terytoriów WKL używający polskiego języka i żyjący polską kulturą to renegaci, których należy przywrócić „na łono” litewskości czy tego chcą czy nie. I taką politykę prowadziła międzywojenna Litwa wobec mieszkających na Kowieńszczyźnie Polaków, choć jak podkreśla Jundo-Kaliszewska już  „przed odzyskaniem niepodległości [w 1918 r.] u podstaw litewskiej państwowości legł, istotny dla naszych badań antypolonizm”.

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Jak przekonująco pisze autorka ruch niepodległościowy Litwinów zapoczątkowany w 1988 r. odgrzał przedwojenne paradygmaty historyczne. Urządzono chociażby „sąd społeczny” nad Armią Krajową, naśladując „sąd nad Jagiełłą” z 1930 r. Odrodzenie narodowe Litwinów znów oparło się na przesłankach etno-lingiwstycznych, wykluczało Polaków jako zagrożenie, czy wręcz kwestionowało ich tożsamość narodową. Jundo-Kaliszewska cytuje w swojej pracy charakterystyczną wypowiedź zastępcy sekretarza wykonawczego Sajudisu, Alvydasa Medalinskasa: „Ja osobiście i cały Sajudis tych, którzy deklarują się jako Polacy za takich nie uznajemy. To, że ci ludzie uważają się za Polaków, nie oznacza jeszcze, że są nimi rzeczywiście”. Wypowiedź ta padła w czasie posiedzenia litewskiego parlamentu, na którym jego przewodniczący nie pozwolił parlamentarzyście Polakowi i czołowemu autonomiście, Stanisławowi Pieszce, na przemówienie w języku ojczystym.

Lokalna polityka

Niezrozumiała jest natomiast w mojej ocenie szczupłość miejsca jakie poświęcono w książce historii Litwy i regionu w latach 1944-1988. Tożsamości poszczególnych wspólnot etnicznych, na bazie których ich członkowie formułowali swoje pojęcie interesów zbiorowych, dążenie do realizacji których wyznaczało ich strategie i zachowania polityczne, faktycznie wyznaczone zostały przez odległe okresy historyczne. Jednak struktura społeczna oraz materialne i niematerialne zasoby, miejsce i funkcja poszczególnych społeczności i regionów w ramach systemu, miejsce i funkcje jakie przedstawiciele tych społeczności mogli zająć w sytuacji rozpadu systemu, uwarunkowane zostały przede wszystkim w czasach niemal półwiecznej przynależności Litwy do ZSRR. Nie jest przecież tak, że konflikt narodowościowy został wówczas całkowicie zamrożony. Litewscy komuniści w pierwszym etapie dążyli przecież do całkowitej likwidacji polskojęzycznej oświaty i dopiero interwencja Moskwy w 1950 r., po skargach ludności polskiej, pozwoliła na organizację szerokiej sieci takich szkół na Wileńszczyźnie.

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Struktury polskojęzycznej oświaty w Litewskiej SRR a także partycypację Polaków w strukturach i aparacie partii komunistycznej (wyraźnie niższą niż w przypadku Litwinów i Rosjan) opisał już A. Srebrakowski, ale są inne tematy. Ponieważ jednym z głównych argumentów autonomistów (np. Aniceta Brodawskiego) na rzecz autonomii był fakt, że w rejonach zamieszkanych w większości przez Polaków ludzie tej narodowości zajmowali tylko mniejszość stanowisk kierowniczych w administracji, ciągle otwartym polem badawczym jest kwestia kształtowania się w przełomowym okresie procesów politycznych na poziomie lokalnym, rejonowym, kształtowania się lokalnych frakcji personalnych, przesłanek i sposobu działania członków nomenklatury w warunkach murszenia systemu totalitarnego. Litewscy politycy oskarżali w latach 1990-1991 administracje „polskich rejonów” o czystki kadrowe. Warto byłoby zbadać, czy faktycznie autonomiści podjęli działania na rzecz zmiany proporcji narodowościowych w kadrach administracji rejonowych. W relacjach kilku autonomistów jakie zebrałem w czasie własnych badań  pojawiła się informacja o przesileniu w strukturach partii w rejonie solecznickim pod koniec 1989 r. kiedy to dokonano oddolnej zmiany pierwszego sekretarza komitetu rejonowego KPZR. Niechętnego postulatom autonomii Edwarda Taszlińskiego zastąpił wówczas na tym stanowisku Leon Jankielewicz, który będzie potem popierał ruch autonomiczny. Inne pytanie: dlaczego nastawiony promoskiewsko drugi sekretarz komitetu rejonowego w Solecznickach KPL-KPZR Czesław Wysocki potrafił w latach 1990-1991 utrzymywać się na stanowisku szefa rady rejonowej, gdy tymczasem pozostawał izolowany w ramach ruchu autonomicznego, a jego propozycje budowy polskiej jednostki terytorialnej pod egidą ZSRR nie znajdowały szerszego poparcia na zjazdach autonomistów i były odrzucane nawet przez samorządowców z rejonu solecznickiego, w tym radnych rady rejonowej, którzy na co dzień pracowali pod jego kierownictwem? To bardzo ciekawy aspekt rozpadu starych struktur dyscypliny i kontroli zastępowanych przez pluralizm i rywalizację oddolną nawet na poziomie lokalnym, nawet wśród działaczy posiadających partyjne legitymacje. W książce Jundo-Kaliszewska nie znajdziemy opisu tego procesu, a szkoda, tym bardziej, że sama autorka podkreśla, że postulaty autonomii i ruch autonomiczny wyłonił się oddolnie.

Ruch autonomiczny nie był mgławicą

Jundo-Kaliszewska pisze o braku jednolitego ruchu politycznego Polaków Wileńszczyzny w omawianym okresie, zaś ruch autonomistów opisuje jako mgławicowe zjawisko. Nie próbuje zrekonstruować dokładnie składu Rady Koordynacyjnej pozostającej swoistym organem wykonawczym łączącym reprezentantów Polaków w parlamentach LSRR/ Republiki Litewskiej, ZSRR i członków rad rejonowych. Istnieją różne, nie datowane listy członków tej rady, uściślenie jej składu i próba opisania procedur jej pracy (także jeśli były czysto nieformalne) jest kolejny pytaniem badawczym, które czeka na odpowiedź, tym ważniejszym, że odpowiedź pozwoliłaby pewniej określić grono przywódcze ruchu, co z kolei pozwalałoby dokładniej objaśnić przesłanki podejmowanych decyzji politycznych i ich cele.

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Jundo-Klaliszewska ocenia w swojej książce, że autonomia była właściwie tylko programem, zestawem postulatów, które jej zwolennicy przedkładali władzom LSRR a potem Republiki Litewskiej, a nie rzeczywistością polityczną i administracyjną. Tak kategoryczne stawianie sprawy nie wydaje się słuszne. Oczywiście organa władzy opisane w Statucie Wileńskiego Polskiego Kraju Narodowo-Terytorialnego, uchwalonego na ostatnim zjeździe autonomistów w Mościszkach w 1991 r., nigdy nie zostały powołane. A jednak na masztach wywieszono biało-czerwone flagi, rady i urzędy pracowały w trybie wielojęzycznym, w „polskich rejonach” doszło do małej rewolucji w dziedzinie oświaty czyli szybkiej rozbudowy struktur oświaty w języku polskim, głównie w miejsce klas z rosyjskim językiem nauczania. W końcu ciekawe byłoby zbadanie funkcjonowania podstawowych struktur bezpieczeństwa – milicji w rejonie solecznickim, szczególnie po uchwale rady rejonowej z 21 maja 1991 r. o zawieszeniu działalności na jej terenie Departamentu Ochrony Kraju i litewskiej służby celnej, konfrontując się z twierdzeniami Czesława Wysockiego iż egzekwował on kontrolę nad milicją w rejonie. Zejście na poziom mikrohistorii pozwoliłoby uzyskać bardziej wyczerpujący obraz funkcjonowania administracji z perspektywy samych mieszkańców. Jundo-Kaliszewska wyznaczyła jednak znaczne węższe granice swojej pracy. Wywód autorki to analiza politologiczna, ale objaśnia ona proces polityczny tylko w skali makro, naświetlając działania i wzajemne oddziaływania między czterema stronami potraktowanymi jako dość jednolici aktorzy polityczni – władzami Litwy, władzami Polski, władzami ZSRR i reprezentacją polityczną Polaków Wileńszczyzny. Pozytywnie wpływa to na klarowność jej pracy ale pozostawia wiele pytań bez odpowiedzi lub prowadzi to odpowiedzi raczej wątpliwych. Opisując środowisko Polaków Wileńszczyzny Jundo-Kaliszewska umieszcza na przykład w jednej grupie „radykalnego odłamu społeczności polskiej” promoskiewskiego Wysockiego, którego wnioski były kolejno odrzucane na zjazdach autonomistów i tak ważnego lidera ruchu autonomicznego (według wielu relacji jego „motor”) jak Stanisław Pieszko, który jako wiceprzewodniczący Rady Koordynacyjnej i deputowany Rady Najwyższej Litwy prowadził w latach 1990-1991 rozmowy z przedstawicielami władz Litwy i Polski, szukając możliwości porozumienia. W dodatku stawia na czele całego „odłamu” Brodawskiego co też nie zostało dobrze udokumentowane. Kwalifikacja jaką stosuje Jundo-Kaliszewska nie wydaje się więc słuszna i odzwierciedla tę słabszą stronę jej pracy.

Autorka bardzo zwięźle, nie wykraczając poza to co znalazło się w innych opracowaniach, opisuje przygotowanie i przebieg czterech (formalnie dwóch) zjazdów deputowanych rad Wileńszczyzny, jedynie zjazd w Ejszyszkach został opisany obszernie. A przecież zjazdy były głównymi forami ekspresji programu autonomicznego, potwierdzania jego demokratycznej legitymacji, a czasem, szczególnie w przypadku zjazdu w Ejszyszkach w 1990 r., gremiami wyznaczającymi generalny kierunek polityczny. To poważna wada pracy. Istnieją źródła pozwalające obszerniej zrelacjonować przebieg tych kluczowych zjazdów, jak choćby nagrania audiowizualne ze zjazdu w Ejszyszkach, których fragmenty opublikowaliśmy na portalu Kresy.pl. Jundo-Kaliszewska nie cytuje szerzej i nie omawia samego projektu Statutu Wileńskiego Polskiego Kraju Narodowo-Terytorialnego uchwalonego na ostatnim ze zjazdów a przecież stanowi on kluczowy dokument odzwierciedlający cele ruchu autonomicznego. To wyrafinowany projekt aktu konstytucyjnego daleko idącej narodowej autonomii terytorialnej, co zresztą oddaje ewolucję ruchu jeśli go porównać z wcześniejszymi propozycjami. Pierwszy projekt statutu „Polskiego Obwodu Autonomicznego” Rada Koordynacyjna przygotowała jeszcze w 1989 r. Jak ciekawe może być porównanie tych dwóch dokumentów podpowiada nam fakt, że w tej wcześniejszej wersji statutu autonomiści zakładali jeszcze włączenie w skład proponowanej polskiej jednostki terytorialnej dwóch gmin rejonu malackiego i jednej z rejonu orańskiego, z czego potem zrezygnowali. Autorka posłużyła się przy tym w swojej pracy projektem Statutu WPKN-T opublikowanym przez pismo „Ojczyzna” gdy tymczasem już w Mościszkach autonomiści wprowadzali do niego pewne zmiany. Szkoda, że autorka nie zdecydowała się na zamieszczenie reprodukcji ważniejszych dokumentów takich jak uchwały, oświadczenia i listy otwarte w ostatniej części książki.

Rola Moskwy

Autorka sugeruje, że Sajudis jako ruch samoumocnienia narodowego a następnie ruch niepodległościowy nie miał dla Polaków Wileńszczyzny żadnych praktycznych propozycji uwzględniających ich kulturową odrębność i wypływające z niej szczególne potrzeby. W jego szeregach nie było osób podnoszących polskie postulaty narodowe, nie brakowało natomiast takich, które wprost dążyły do wdrożenia strategii asymilatorskich. Dość przypomnieć, że na stanowisko szefa Państwowej Komisji do spraw Litwy Wschodniej (tak w litewskiej nomenklaturze nazywano i nazywa się do tej pory Wileńszczyznę, co też zresztą znamionuje ignorowanie kulturowej odrębności regionu na poziomie dyskursu) sajudisowskie władze zdecydowały się wysunąć zdecydowanego nacjonalistę Romualdasa Ozolasa. I czytając książkę można dojść do wniosku, że to właśnie postawa aktora silniejszego – litewskiego ruchu niepodległościowego — była główną przyczyną litewsko-polskiego konfliktu politycznego z lat 1988-1991, który zresztą, jak uznaje Jundo-Kaliszewska, trwa w zmienionej formie i natężeniu właściwie do dziś. Inaczej niż hasło niepodległości, które Sajudis wysunął zdecydowanie dopiero w lutym 1989 r., dążenie do ekskluzywnie litewskiego statusu republiki zaczęło się już wcześniej, to jest wraz z rozpoczęciem ustanawiania oficjalnego monopolu języka litewskiego w republice 6 października 1988 r. Hasła autonomii lokalni działacze polscy ogłaszają wkrótce potem, a 28 grudnia 1988 r. gmina Suderwa w rejonie wileńskim jako pierwsza proklamuje się polską i narodową, co miało umożliwić mieszkańcom utrzymanie oficjalnego funkcjonowania w jej instytucjach języków innych niż litewski, którego większość z nich wówczas nie znała. Za tą proklamacją pójdą uchwały kolejnych gmin, miasteczek, całych rejonów wileńskiego i solecznickiego, a w końcu zjazdy deputowanych z całej zamieszkanej przez Polaków Wileńszczyzny, które w 1991 r. uchwalą Statut Wileńskiego Polskiego Kraju Narodowo-Terytorialnego. To, że uniezależniająca się do Moskwy Komunistyczna Partia Litwy, przekształcająca się w Litewską Demokratyczną Partię Pracy, także nie potrafiła w zasadzie wybrnąć poza postulat całkowitej hegemonii kulturowej Litwinów, znamionuje nam jak powszechny był ów paradygmat w litewskim społeczeństwie. Jundo-Kaliszewska przytacza zresztą na potwierdzenie tej oceny wyniki badania socjologicznego, z którego wynikało, że tuż przed ogłoszeniem niepodległości Litwy, Polacy byli narodem, który był najrzadziej postrzegany pozytywnie wśród Litwinów.

Tak jak SSKPL poprzedził Sajudis jako ruch społeczny, tak i ruch polskich działaczy lokalnych wyprzedził swoimi postulatami proklamowanie niepodległości Litwy. Zatem, jak podkreśla w swojej książce Jundo-Kaliszewska, określanie tego ruchu jako inspirowanej przez Moskwę reakcji na deklarację Litwinów z 11 marca 1990 r. jest nieuprawnione. Wyjaśnia też przekonująco przyczyny wstrzymania się od głosowania za litewską proklamacją niepodległości polskich deputowanych litewskiej Rady Najwyższej i znaczenie polityczne ich decyzji. Autorka drąży aspekt roli Moskwy i KGB, powołując się na raporty jej tajnych współpracowników i agentów, co jest istotną nową jakością w badaniach zagadnienia. Jak odkrywa Jundo-Kaliszewska, Związek Polaków na Litwie i środowisko autonomistów były infiltrowane przez radziecką służbę, ale nie bardziej niż Sajudis. Przypomina przy tym, że u zarania tego litewskiego ruchu jego liderzy nie wahali się spotykać z republikańskim kierownictwem KGB. Z raportów jakie przytacza Jundo-Kaliszewska wynika również, że KGB nie udało się przejąć kontroli nad działaniami Polaków. Jeszcze w 1989 r., w agenturalnym doniesieniu, wybrzmiewa sceptyczny ton wobec postulatów autonomii Wileńszczyzny. W połowie roku 1991 inny agent sugeruje, że Moskwa w zbyt małym stopniu interesuje się i angażuje we wspieranie ruchu autonomicznego Polaków. Jundo-Kaliszewska identyfikuje jednego z agentów działającego w polskim środowisku.

Jak zdradziliśmy

Szczególnie interesujące dla czytelnika w Polsce będzie stanowisko, jakie wobec ruchu obliczonego na upodmiotowienie Polaków Wileńszczyzny zajęły władze III Rzeczpospolitej. Jak wynika z pracy Jundo-Kaliszewskiej natychmiast po przejęciu władzy w Polsce przez środowiska wywodzące się z „Solidarności” w 1989 r. cała polityka państwa polskiego ukierunkowana została na wsparcie dla Sajudisu i jego dążeń politycznych. Władze polskie w przełomowym okresie w praktyce ignorowały więc cząstkowe postulaty dotyczące praw Polaków (jak kwestie pisowni nazwisk i języka urzędowego). Warszawscy politycy wychodzili z bardzo naiwnego założenia, że prawa te zostaną niejako automatycznie zrealizowane gdy Litwa stanie się państwem suwerennym i demokratycznym (przekonanie takie wyrażali politycy wówczas tak wpływowi jak Bronisław Geremek, Grzegorz Kostrzewa-Zorbas, Adam Michnik). Warszawa wymagała od Polaków Wileńszczyzny prostego podporządkowania się agendzie politycznej Litwinów. Władze III RP nie tyle ignorowały, co wprost wystąpiły przeciw programowi utworzenia polskiej jednostki terytorialnej w ramach Litwy, jako mechanizmu zabezpieczenia praw mniejszości, oficjalnie dezawuując już w 1989 r. ten program i używając wobec niego narracji formułowanej przez wrogich mu polityków litewskich. Warszawa próbowała protegować w polskim środowisku na Litwie wygodnego dla siebie i dla Sajudisu działacza w postaci Czesława Okińczyca, który jednak okazał się niewiarygodny i niereprezentatywny dla mas Polaków Wileńszczyzny. Warszawscy politycy byli zainteresowani wspieraniem wszystkich, których oceniali jako antyradzieckich. Nie potrafili wyciągnąć wniosku z tego, że murszenie systemu komunistycznego i samego Związku Radzieckiego jest powodowane przede wszystkim procesami które zachodzą w Moskwie, a nie w Wilnie. Ostatecznie do upadku ZSRR doprowadził Borys Jelcyn i jego rodacy na ulicach rosyjskiej stolicy w czasie „puczu Janajewa”, nie Sajudis. W dodatku przecież rząd Mazowieckiego zdawał sobie sprawę z tych uwarunkowań, bo nie odważył się nawiązać stosunków dyplomatycznych z proklamowaną Republiką Litewską aż do września 1991 r. Mimo to rządzący III RP zdecydowali się poświęcić interesy Polaków Wileńszczyzny w imię popierania Sajudisu a potem Republiki Litewskiej.

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Jundo-Kaliszewska nie ma wątpliwości, że u podstaw takiej polityki postsolidarnościowej elity rządzącej leżało całkowite oparcie jej na doktrynie Giedroycia. „Realizacja jej założeń odbywała się m.in.  kosztem osłabiania społeczności polskiej pozostającej w granicach ZSRR” – słusznie zauważa autorka. Cytuje zresztą samego autora doktryny, Jerzego Giedroycia to oskarżającego Polaków Wileńszczyzny o „orientację prosowiecką”, to o „ortodoksyjną polskość”, najwyraźniej postrzeganą przez redaktora  „Kultury” także negatywnie. Korespondowało to zresztą z zarzutem „sztucznego pielęgnowania polskości” jaki wobec rodaków z Litwy sformułował Czesław Miłosz. Poeta irytował się, że nadal mówią oni Wilno zamiast Vilnius. Podobne nastawienie dominowało nad Wisłą w środkach masowego przekazu. Zwykli obywatele RP manifestowali na ulicach wsparcie dla Sajudisu i Litwinów i wysyłali znaczne ilości darów na ich ręce. Walka Polaków Wileńszczyzny nie spotkała się nad Wisłą z żadnymi wyrazami solidarności i poparcia.

Dyskryminacja trwa

Badaczka w ramach wyjaśniania procesów politycznych odważnie stawia tezę, wybiegającą poza wymiar historyczny jej pracy, że brak energicznej polityki Warszawy na rzecz zagwarantowania realizacji podstawowych praw Polaków Wileńszczyzny, stworzenia mechanizmów ochrony przed asymilacją, do dziś komplikuje i będzie komplikował relacje między Polską a Litwą. Tymczasem to właśnie w latach rozpadu ZSRR były do uzyskania takich gwarancji najlepsze warunki. To również cenna i uzasadniona uwaga. Podsumowując, książkę „Zakładnicy historii. Mniejszość polska w postradzieckiej Litwie” należy uznać ją za udaną monografię zapełniającą lukę w polskiej historiografii. Autorka na podstawie obszernej i zróżnicowanej bazy źródłowej, uzyskanej dzięki solidnej kwerendzie archiwów, prezentuje nam ruch na rzecz powołania polskiej autonomii na Wileńszczyźnie jako inspirowany oddolnie i posiadający masowe poparcie, jako ruch społeczny obliczony na ochronę tożsamości, podstawowych praw narodowych i polityczne upodmiotowienie zamieszkujących Litwę Polaków, co według autorki „wpisywało się w historię oddolnych zrywów narodowowyzwoleńczych”. Jundo-Kaliszewska przekonująco udowadnia, że ruch ten, bez względu na postulaty środowiska Czesława Wysockiego, nie miał charakteru separatystycznego i nie posunął się do użycia przemocy czy odwołania do wsparcia Moskwy, mimo, że jednocześnie, w ocenie badaczki, wytworzyły się tak wielkie napięcia, że zbrojny konflikt był możliwy (podobną tezę postawił w przeprowadzonym przeze mnie wywiadzie pierwszy prezes Związku Polaków na Litwie). Po fiasku ruchu autonomicznego Polacy „spotkali się z jawną już dyskryminacją, stygmatyzacją, i wykluczeniem społecznym”. Władze Litwy realizowały je poprzez działania sprzeczne z litewskim prawem oraz inwigilację ludności rejonów solecznickiego i wileńskiego przypominającą praktyki radzieckie. Dobrze udokumentowana książka Jundo-Kaliszewskiej powinna stać się lekturą obowiązkową dla każdego kto chce wypowiadać się na temat najnowszej historii stosunków polsko-litewskich, zarówno tych na linii Wilno-Warszawa, jak i Wilno-Soleczniki. Inna sprawa, że posługując się źródłami litewskimi, Jundo-Kaliszewska generalnie potwierdza oceny i charakterystyki  przytaczanych na wstępie polskich autorów, choć dostarcza dodatkowego potwierdzenia i szerszego opisu. Jednak książka daje nam jedynie perspektywę makro, natomiast ciągle musimy czekać na dokładniejszy opis lokalnego środowiska społecznego i politycznego w którym zrodziła się koncepcja autonomii Polaków na Wileńszczyźnie, a także dokładny opis struktur i mechanizmów działania samego ruchu autonomicznego oraz jego przywódców.

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

W warstwie redakcyjnej, w tekście pojawia się pewna niekonsekwencja. Choć autorka generalnie stosuje tradycyjne polskie nazwy miejscowe, to jednak pisze na przykład o rejonie „zarasajskim” zamiast jezioroskim czy rejonie „jonawskim” zamiast janowskim. Warto byłoby również zastosować łacińską transkrypcję słów rosyjskich, wobec słabego rozpowszechnienia znajomości grażdanki wśród mieszkańców RP. W książce znalazła się błędna data ważnego posiedzenia i podjęcia uchwały rady rejonu wileńskiego o przekształceniu go w polski rejon narodowy: 15 listopada zamiast 15 września 1989 r. Pomyłka ta nie jest chyba czysto redakcyjna skoro autorka ukazuje uchwałę rady rejonu jako następującą po „pierwszych konstruktywnych rozmowach” przedstawicieli społeczności polskiej i Rady Najwyższej, jakie odbyły się według niej 12 listopada.

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Wychodząc poza czysto intelektualną ocenę wartości funkcji opisowej i eksplanacyjnej pracy naukowej, książka Jundo-Kaliszewskiej to po prostu kronika zdrady narodowej – zdrady, jakiej warszawscy politycy, ale w gruncie rzeczy także masy obywateli ówczesnej III RP, dopuściły się wobec własnych rodaków, przez dekady, w imię wierności swojej tożsamości narodowej, ponoszących ofiary nieporównywalne z losem Polaków w PRL. Za tę zdradę nigdy nie przeprosiliśmy. Jej skutków do tej pory nie naprawiliśmy. I trzeba było badaczki z Ejszyszek, żeby nam o tym przypomnieć.

Karol Kaźmierczak

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl
3 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. Czeslaw
    Czeslaw :

    To samo albo jeszcze gorzej, dotyczy Polaków na Białorusi i Ukrainie. A to już nie hańba ale zbrodnia państwowa to pozostawienie Polaków na łasce losu w Kazachstanie i w innych rejonach Rosji. Niemcy ściągnęli swoich, Zydzi też, nawet zrobiono to za polskie pieniądze, ten słynny oscylator Bagsika i Gąsiorowskiego a o swoich zapomnieliśmy. Na ośmiorniczki to polityków było stać, na bezsensowne wojaże zagraniczne posłów i samorządowców też, ale na ściągnięcie Polaków z “nieludzkiej ziemii” to już nie. Jak pełne obłudy są te deklaracje o przyjmowaniu imigrantów muzułmańskich a zapominanie o naszych rodakach. Za tą sytuację należy obwiniać całe społeczeństwo tzn. wyborców.

    • jwu
      jwu :

      Ciekawy jestem ,która ziemia jest bardziej ludzka (dla Polaków z Rosji) ,ta polska ,czy rosyjska ? Bo przyznam ,że dla mnie Polaka z Polski ,w kraju robi się coraz duszniej.

  2. Willgraf
    Willgraf :

    III RP to bandycki nielegalny twór utworzony na trupie PRL-u przez zydów z KOR z zydami z SB ..wszyscy co zdrajcy są na liście płac gen SB Milewskiego razem z samym twórca grubej kreski Mazowieckim – to był rozbiór Polski dokonany przez zydowsko-chazarska zorganizowana grupę przestępcza która do dziś nielegalnie rządzi P0lską – za pomocą aparatu represji Sądów i Prokuratur – zatem przeprosin od zdrajców nie należy oczekiwać – III RP to państwo nielegalne zorganizowane przez układ Magdalenkowy – opisanej tu:
    http://niezaleznemediapodlasia.pl/uklad-magdalenkowy-relacja-naocznego-swiadka/?fbclid=IwAR2UF557Ekqx46D2ohFEKaSLomq_8EmupC2Al0VVQoetSUN3oxfJxQC9nbg