„Kościół nie jest święty z powodu świętości swoich członków, ale to jego członkowie są święci dzięki Jezusowi Chrystusowi, który kieruje nim i dzięki Duchowi Świętemu, który daje mu życie. Od nich pochodzi wszystko Dobro, to znaczy wszystko, co jest „prawdziwe, szlachetne, sprawiedliwe, czyste, godne pochwały” (Flp 4,8). A od ludzi Kościoła pochodzi całe Zło: zaburzenia, skandale, nadużycie władzy, przemoc, podłość i świętokradztwa” – podkreśla włoski historyk katolicki, prof. Roberto de Mattei na łamach Rorate Caeli.

Odważne potępienie skandali kościelnych, dokonane przez arcybiskupa Carla Marię Viganò, doprowadziło do konsensusu wielu, ale także do niezadowolenia innych, przekonanych, że wszystko co dyskredytuje przedstawicieli Kościoła, powinno zostać zatarte milczeniem. To pragnienie ochrony Kościoła jest zrozumiałe, gdy skandal jest wyjątkiem. Wówczas istnieje niebezpieczeństwo generalizacji, poprzez obciążanie wszystkich zachowaniem niektórych. Zupełnie inaczej jest w przypadku, gdy niemoralność jest regułą, a przynajmniej jest powszechnym sposobem życia przyjętym jako norma. W tym przypadku publiczne denuncjowanie jest pierwszym krokiem w kierunku koniecznej reformy obyczajów. Przełamanie milczenia jest częścią obowiązków pasterzy, jak to ujął św. Grzegorz Wielki: „Czym tak naprawdę jest strach pasterza przez stwierdzeniem prawdy, jeśli nie odwrócenie się plecami do wroga w milczeniu? Jeśli natomiast [pasterz] walczy w obronie swej trzody, buduje bastion dla Domu Izraela przeciwko swoim wrogom. W tym celu Pan poprzez usta Izajasza napomina: „Krzycz na całe gardło, nie przestawaj! Podnoś głos twój jak trąba!” (Izajasz, 58,1).

Na początku milczenia w takiej sytuacji istnieje brak rozróżnienia między Kościołem i ludźmi Kościoła, czy to prostymi świeckimi, biskupami, kardynałami czy papieżami. Jednym z powodów tego zamieszania jest właśnie znaczenie organów zaangażowanych w skandale. Im wyższa jest ich godność, tym większa tendencja do utożsamiania ich z Kościołem, przypisując dobro i zło jednemu i drugiemu. W rzeczywistości Dobro jest wyłączną sprawą Kościoła, podczas gdy całe Zło należy się ludziom, którzy ją reprezentują. Dlatego Kościół nie może być rozumiany jako grzeszny: „Ona – pisze Ojciec Roger T. Calmel OP (1920-1998) – prosi o przebaczenie od Pana nie za grzechy, które popełniła, ale za grzechy popełnione przez Jej dzieci, o ile nie słuchają Jej jak Matki.” (Breve apologia della Chiesa di sempre, Editrice Ichtys, Albano Laziale 2007, s. 91). Wszyscy członkowie Kościoła, czy to nauczający, czy słuchający, są ludźmi o własnej naturze, zranionymi przez grzech pierworodny. Ani chrzest nie czyni wiernych bez winy, ani święcenia kapłańskie nie czynią członków hierarchii takimi. Sam papież może grzeszyć i popadać w błąd, z wyjątkiem tego, co dotyczy charyzmatu nieomylności.

Należy ponadto stwierdzić, że wierni nie stanowią Kościoła, jak to ma miejsce w społeczeństwach ludzkich, stworzonego przez członków, którzy je tworzą i rozwiązują, gdy tylko się rozłączą. Powiedzenie „jesteśmy Kościołem” jest fałszywe, ponieważ przynależność ochrzczonych do Kościoła nie wynika z ich woli: to sam Chrystus zaprasza nas do przynależności do Jego trzody, powtarzając wszystkim: „Nie wybraliście mnie, ale ja was wybrałem „(Ew. Jana 15, 16). Kościół założony przez Jezusa Chrystusa ma ludzko-boską konstytucję: ludzką, ponieważ ma składnik materialny i bierny, złożony z wszystkich wiernych, zarówno z duchowieństwa, jak i ze świeckich; nadprzyrodzoną i boską dla Jej duszy. Jezus Chrystus, jego Głowa, jest fundamentem, a Duch Święty jest nadprzyrodzoną siłą napędową.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Papież Franciszek musi oczyścić Kośćiół

Dlatego Kościół nie jest święty z powodu świętości swoich członków, ale to jego członkowie są święci dzięki Jezusowi Chrystusowi, który kieruje nim i dzięki Duchowi Świętemu, który daje mu życie. Od nich pochodzi wszystko Dobro, to znaczy wszystko, co jest „prawdziwe, szlachetne, sprawiedliwe, czyste, godne pochwały” (Flp 4,8). A od ludzi Kościoła pochodzi całe Zło: zaburzenia, skandale, nadużycie władzy, przemoc, podłość i świętokradztwa. „Tak więc” – pisał pasjonista i teolog Enrico Zoffoli (1915-1996), który poświęcił temu tematowi wiele stron – „nie zamierzamy ukrywać wad złych chrześcijan, niegodnych, tchórzliwych, nieudolnych, nieuczciwych i aroganckich kapłanów. Chęć obrony sprawy i złagodzenie ich odpowiedzialności byłoby jasne i bezużyteczne, a także minimalizujące konsekwencje ich błędów, odwołując się do historycznych kontekstów i pojedynczych sytuacji, aby następnie wyjaśnić wszystko i rozgrzeszyć” (Chiesa e uomini di Chiesa, Edizioni Segno, Udine 1994, str. 41).

Dzisiaj w Kościele istnieje wielki brud, jak powiedział ówczesny kardynał Ratzinger podczas Via Crucis w Wielki Piątek 2005 r., poprzedzającą jego wybór na papieża. „Ileż brudu jest w Kościele, a nawet wśród tych, którzy w kapłaństwie powinni należeć całkowicie do Niego! (Jezusa)”.

Świadectwo abpa Carlo Marii Viganò jest godne pochwały, ponieważ, ujawniając ten brud, czyni sprawę oczyszczenia Kościoła pilniejszą. Jest czymś oczywistym, że postępowanie niegodnych biskupów lub kapłanów nie jest inspirowane dogmatami i moralnością Kościoła, ale stanowi ich zdradę, ponieważ stanowi zaprzeczenie prawa Ewangelii. Świat, który oskarża Kościół z powodu jego win, oskarża go o przekroczenie porządku moralnego, lecz w imię jakiego prawa i doktryny świat oskarża Kościół? Filozofia życia wyznawana przez współczesny świat jest relatywizmem do tego stopnia, że ​​nie ma prawd absolutnych, a jedynym prawem człowieka jest prawo do pozbycia się wszystkich praw; praktyczną konsekwencją jest hedonizm, zgodnie z którym jedyną formą możliwego szczęścia jest zaspokojenie własnych pragnień i zaspokojenie własnych instynktów.

W jaki sposób świat, pozbawiony zasad, może osądzać i potępiać Kościół? Kościół ma prawo i obowiązek osądzać świat, ponieważ ma absolutną i niezmienną doktrynę. Współczesny świat, dziecko zasad rewolucji francuskiej, w sposób spójny rozwija idee libertyńskiego Markiza de Sade (1740-1814): wolnej miłości, wolnego bluźnierstwa, całkowitej wolności do negowania i niszczenia każdego bastionu wiary i moralności, jak w czasach rewolucji francuskiej, kiedy Bastylia, w której Sade był więźniem, została zniszczona. Rezultatem tego wszystkiego jest upadek moralności, który zniszczył podstawy społeczeństwa obywatelskiego i przez ostatnie dwa stulecia stworzył najmroczniejszy okres w historii.

Życie Kościoła to także historia zdrady, dezercji, apostazji i niedostatecznej współpracy z Boską Łaską. Ale ta tragiczna słabość zawsze idzie w parze z nadzwyczajną wiernością: upadki, nawet najbardziej przerażające, wielu członków Kościoła przeplatają się z heroizmem cnoty widzianej w wielu innych jego dzieciach. Strumień świętości wypływa z boku Chrystusa i biegnie przez wieki: męczennicy, którzy stoją w obliczu dzikich zwierząt w Koloseum; pustelników, którzy porzucają świat, aby żyć pokutą; misjonarze, którzy udają się na krańce ziemi; nieustraszeni spowiednicy wiary, którzy zwalczają schizmy i herezje; kontemplacyjni zakonnicy, którzy wspierają obrońców Kościoła i cywilizacji chrześcijańskiej swoimi modlitwami; wszyscy, którzy na różne sposoby dostosowali swoje życie do Boskiego. Święta Teresa od Dzieciątka Jezus chciała zebrać wszystkie te powołania w jednym najwyższym akcie miłości do Boga.

Święci różnią się od siebie nawzajem, ale to, co ich łączy, to zjednoczenie z Bogiem: i ta jedność sprawia, że Kościół, przed byciem Jednym, Katolickim i Apostolskim, jest przede wszystkim doskonale Święty. Świętość Kościoła nie zależy od świętości jego dzieci; jest ontologiczna, ponieważ jest związana z jego naturą. Aby Kościół mógł być nazwany świętym, nie jest konieczne, aby wszystkie jego dzieci prowadziły święte życie; wystarczy, że część, nawet niewielka część, dzięki żywotnemu przepływowi Ducha Świętego, pozostaje heroicznie wierna prawu Ewangelii w czasie próby.

Prof. Roberto de Mattei

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Dodaj komentarz