Ortodoksyjni Żydzi nie mają ostatnio najlepszej passy. Sprzeciw wobec obowiązkowej służby wojskowej, izolowanie się od reszty społeczeństwa czy głośne ekscesy z udziałem ich społeczności jedynie pogarsza ich wizerunek. Zachowanie ortodoksów podczas epidemii koronawirusa przelało jednak czarę goryczy.

W weekend z funkcji ministra zdrowia zrezygnował rabin Jaakow Litzman. Współprzewodniczący ortodoksyjnej partii Zjednoczony Judaizm Tory oficjalnie chce teraz rozwiązywać problemy mieszkaniowe Izraelczyków, lecz tak naprawdę ustąpił z powodu narastającej krytyki związanej z jego zachowaniem podczas epidemii COVID-19. Litzman faktycznie kierował resortem zdrowia przez prawie dziesięć lat, jednak od początku zarzucano mu brak kompetencji, w tym wykształcenia medycznego.

W ostatnich tygodniach ortodoksyjny rabin tylko potwierdził zasadność krytyki swojej osoby. Wpierw Litzman stwierdził w rozmowie z jedną z rozgłośni radiowych, że przed Wielkanocą pojawi się Mesjasz, który uratuje ludzi przed koronawirusem. Następnie lobbował przeciwko rządowemu zakazowi organizacji zbiorowych modlitw, aby tuż po wprowadzeniu restrykcji dwukrotnie zostać przyłapanym na łamaniu zasad dystansu społecznego. Ostatecznie na początku kwietnia wraz z żoną uzyskał pozytywny wynik testu na obecność wirusa.

Gdyby tego było mało, w ubiegłym tygodniu kontrowersje wzbudziło faworyzowanie przez rząd sieci sklepów IKEA. Zostały one bowiem otwarte, gdy izraelscy handlowcy dalej nie mogą prowadzić swoich interesów. Według doniesień mediów, decyzja Litzmana miała związek z dotacjami szwedzkiego koncernu dla związanej z nim chasydzkiej sekty.

Jak trwoga to do wojska…

Lider Zjednoczonego Judaizmu Tory w specjalnym oświadczeniu chwalił się działaniami podjętymi za jego kadencji przez resort zdrowia, lecz jednocześnie nie omieszkał skrytykować zachowania izraelskich mediów. Jego zdaniem w ostatnich tygodniach ortodoksyjni Żydzi mieli stać się obiektem niesłusznej nagonki, która uderzyła również w niego. Litzman nie wspomniał przy tym o swoim lekceważącym stosunku do restrykcji wprowadzonych przez jego własny rząd. To właśnie to zachowanie sprowadziło największą krytykę na jego osobę, którą spotęgował dodatkowo fakt, że jako żydowski autorytet religijny nie zrobił niczego, aby ostrzec ortodoksów przed zagrożeniem.

Tymczasem jedno z najbardziej znanych miejsc zamieszkiwanych przez tę społeczność zostało okrzyknięte mianem „izraelskiego Wuhan”. Ortodoksyjna dzielnica Bnei Brak na przedmieściach Tel Awiwu stała się w pewnym momencie miejscem o największej liczbie zachorowań, co było spowodowane głównie lekceważeniem wprowadzonego przez władze zakazu gromadzenia się w salach modlitewnych. To oczywiście tylko jedno z wielu miejsc zdominowanych przez ortodoksów, w których odsetek chorych był znacznie większy niż w innych częściach Izraela. Trudno się więc dziwić, że reszta społeczeństwa zaczęła zarzucać im niweczenie wysiłków całego kraju w kwestii walki z COVID-19.

Sytuacja w zamieszkanym przez blisko 210 tysięcy osób Bnei Brak ostatecznie wymknęła się spod kontroli na tyle, że burmistrz Abraham Rubinstein musiał wezwać na pomoc Izraelskie Siły Obronne (IDF). Wojsko pomogło zorganizować blokadę dzielnicy oraz rozdawało żywność jej mieszkańcom. Dopiero krytyczna sytuacja spowodowała zamknięcie szkół i synagog, a przede wszystkim doprowadziła do zdjęcia blokady informacyjnej w ortodoksyjnych gazetach. Społeczność ultraortodoksów jest niechętna nowoczesnym technologiom, dlatego papierowa prasa jest dla nich wciąż głównym źródłem informacji. Ich podejście do problemu koronawirusa zmieniły między innymi drukowane w niej artykuły na temat wysokiej śmiertelności wśród społeczności żydowskiej w Stanach Zjednoczonych.

… ale nie do służby

Nie tylko sam styl życia ortodoksów, ale także kwestie teologiczne powodują, że większość z nich tak naprawdę nie uznaje państwa Izrael. Przede wszystkim sprzeciwiają się oni obowiązkowej służbie wojskowej, stąd też osoby studiujące w żydowskich szkołach religijnych nie są nią objęci. W praktyce nie trzeba nawet uczęszczać do jesziwy, aby nie zostać wcielonym do IDF-u, choć dwa lata w izraelskich siłach zbrojnych muszą spędzić nawet kobiety. Początkowo zwolnienie ortodoksów ze służby wojskowej było podyktowane chęcią odrodzenia żydowskiego życia religijnego, lecz obecnie wyznawcy judaizmu nie mogą narzekać na deficyt wykształconych rabinów.

Zobacz także: MSZ Izraela oburzone egipskim serialem, który przedstawia zniszczenie Izraela i rozpad USA

W ostatnich latach widać niewielki wzrost liczby poborowych spośród członków tej społeczności, jednak wciąż dla zdecydowanej większości z nich armia jest symbolem zeświecczenia izraelskiego społeczeństwa. Z tego powodu wielu młodych ortodoksów nie chce nawet zarejestrować się w komisji poborowej, chociaż zgodnie z prawem tylko poprzez oficjalną prośbę mogą oni zostać zwolnieni ze służby wojskowej. Na tym tle co kilka miesięcy dochodzi więc do protestów, podczas których niejednokrotnie mają miejsce awantury z policją.

Prawie dwa lata temu swoista krucjatę przeciwko tej społeczności rozpoczął ówczesny minister obrony, Awigdor Lieberman ze świeckiej partii Nasz Dom Izrael. Chciał on zacząć egzekwować orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z 2012 roku, który uchylił prawo zwalniające ortodoksów ze służby, co zakończyło się kryzysem rządowym. Zjednoczony Judaizm Tory i Sefardyjska Partia Obrońców Tory (Szas) nie chciały nawet słyszeć choćby o możliwości rejestrowania, a konflikt ze świecką częścią koalicji skupionej wokół Netanjahu pogłębiał się dodatkowo z powodu rozbieżności na tle zakazu handlu w Szabas. To było między innymi bezpośrednią przyczyną upadku poprzedniego rządu i trwającego przez ponad rok politycznego chaosu.

Groźne sekty

Lekceważenie służby wojskowej to nie jedyny zarzut stawiany ortodoksom przez pozostałą część społeczeństwa. Czuje się ono też wykorzystywane w wielu innych aspektach. To właśnie dzielnice zamieszkiwane przez te społeczności są głównymi beneficjentami pomocy socjalnej ze strony izraelskiego rządu. Wiele kontrowersji wzbudza także finansowanie szkół religijnych, stanowiące duże pole do nadużyć. Czasami można odnieść więc wrażenie, że całe społeczeństwo musi pracować na osoby, które oficjalnie zajmują się studiowaniem Tory. Świadczą o tym statystyki. Szacuje się, że ponad połowa ortodoksyjnych mężczyzn jest bezrobotna, natomiast 54 proc. tego typu rodzin w Izraelu żyje poniżej granicy ubóstwa.

Niektórzy radzą sobie jednak całkiem nieźle, oszukując nie tylko izraelskie państwo, ale także swoich współwyznawców. W ostatnich miesiącach doszło z tego powodu do dwóch głośnych aresztowań. Rabin Eliezer Berland, skazany wcześniej za przestępstwa na tle seksualnym, został zatrzymany w lutym za wyłudzanie pieniędzy od sekty swoich wyznawców. Doradzał on chorym bądź niepełnosprawnym, aby rezygnowali z leczenia i zawierzyli swój los jego modlitwom. Ponadto sprzedawał im swoje „magiczne leki”, którymi były dostępne na każdej stacji benzynowej leki przeciwbólowe. Miesiąc wcześniej za kratki trafił też inny jerozolimski rabin, Aharon Ramati. Miał on przetrzymywać w należącym do siebie budynku blisko 50 kobiet i dzieci, wykorzystywanych przez niego do niewolniczej pracy, a wcześniej zwerbowanych przez jego sektę.

W tym kontekście warto raz jeszcze powrócić do postaci Litzmana. Ortodoksyjny polityk, jak już wspomniano, miał zgodzić się na otwarcie sklepów IKEA z powodu wpłat przekazywanych przez firmę na konto związanej z nim chasydzkiej sekty. Chodzi dokładnie o dynastię Ger pochodzącą notabene z podwarszawskiej Góry Kalwarii. Według izraelskich dziennikarzy odejście rabina z resortu zdrowia ma drugie dno, niekoniecznie związane z samą pandemią koronawirusa. Litzman chce bowiem objąć tekę ministra budownictwa mieszkaniowego, aby dzięki swojemu stanowisku zabezpieczyć interesy chasydów chcących dokonać ekspansji na rynku budowlanym.

Jak widać manifestacyjna pobożność może być przykrywką dla wygodnego życia na koszt innych. Nie wydaje się, aby w najbliższym czasie miało się to zmienić. Ortodoksyjne rodziny są na ogół wielodzietne, stąd ich udział w ogólnej demografii Izraela jest coraz większy. Z tego powodu mają oni też duże wpływy polityczne. Praktycznie żadna koalicja rządowa nie może zostać zbudowana bez udziału ortodoksów z jednej strony albo partii arabskich z drugiej. Tym samym nowy rząd Netanjahu nie naruszy interesów „charedim”, bo byłoby to jednoznaczne z rozpoczęciem kolejnego kryzysu politycznego.

Marcin Ursyński

2 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply