Franciszek przeprowadził zmasowany atak na katolicką tradycję

W konserwatywnej analizie rewolucji czyni się rozróżnienie między rewolucjonistami i całą resztą. Rewolucje oznaczają bowiem obalenie ustalonego porządku na rzecz nowego systemu. Tym samym papież Franciszek, który powinien być strażnikiem tradycji, przeprowadził zmasowany atak na jej zwolenników – pisze portal „European Conservative[1].

Przed dwoma tygodniami Ojciec Święty wydał swoje motu proprio dotyczące radykalnego ograniczenia celebracji liturgii rytu rzymskiego, zgodnie z jej sięgającym starożytności zastosowaniem. Ogłosił przy tej okazji, że reforma lat 60. ubiegłego wieku wprowadziła jedyną prawdziwą formę Mszy Świętej. W ten sposób Franciszek dokonał zmasowanego ataku na tradycję Kościoła katolickiego, choć sam powinien stać na jej straży. Przy tej okazji nie zabrakło wątku humorystycznego, bo papieski dekret nosi ironiczny tytuł… „Strażnicy Tradycji”.

Publicysta Sebastian Morello w swoim tekście dla „European Conserative” zaznacza, że nie dokonuje analizy teologicznej. Jako konserwatywny filozof zajmuje się bowiem badaniem korzeni konserwatyzmu, a także bieżącymi analizami tematyki społecznej i politycznej. Zdaniem Morello, Kościół można jednak porównać do społeczeństwa politycznego, jest związany ze społeczeństwem naturalnym oraz jest społeczeństwem samym w sobie. Wierni są więc swoistym odpowiednikiem narodu, który posiada własny rząd w postaci kościelnych hierarchów. Konserwatywna analiza bieżących wydarzeń ma w ten sposób zastosowanie do Kościoła i jego władz, zwłaszcza jeśli dzięki niej można wykryć i skrytykować działalność rewolucyjną.

Autor zauważa więc, że Franciszek w swoim liście zapewnia o sprzyjaniu „komunii kościelnej”, ale chcąc osiągnąć jedność w Kościele doprowadza do marginalizacji określonej grupy wiernych. To z pewnością dziwny sposób na zintegrowanie ze sobą osób wierzących. W ten sposób papież popełnia jeden z głównych błędów różnego rodzaju rządów. Mianowicie używa swojej władzy do zniszczenia tego, co powinien tak naprawdę chronić, czyli tradycji Kościoła.

Być może nie ma bardziej oczywistego błędu wpływającego na podważenie autorytetu rządu. W czasie sowieckiego terroru – na przykład na Węgrzech, w Czechosłowacji czy Rumunii – „ludowi” wmawiano, że jest wyzwalany przez komisarzy, którzy systematycznie znosili kolejne tradycje i zmieniali sposób życia ludzi. Społeczeństwo nie mając żadnego wyboru było w ten sposób „emancypowane” z własnego dziedzictwa kulturowego. Kiedy zaś ludzie reagowali negatywnie na te procesy, wówczas stawali się „wrogami ludu”. Zarówno wtedy, jak i teraz, wszystko odbywało się w najlepszych intencjach, choć za każdym razem jest to mało przekonujące.

To niezwykle ważne, bo społeczeństwo obywatelskie zgodnie z logiką jest bytem przedpolitycznym. Autor „European Conservative” zauważa, że zasada porządku społecznego (państwo) nie może istnieć bez samego społeczeństwa, którego częścią są przecież urzędnicy państwowi. Logicznie rzecz biorąc podobnie jest z Kościołem. Wszyscy jego wierni jako wspólnota istnieli jeszcze przed samymi hierarchami, nawet jeśli obie grupy są od siebie zależne i tworzą jedną społeczność. Przywódcy Kościoła mogą tym samym rządzić jedynie dzięki istnieniu społeczności osób wierzących.

Morello przypomina, że rządy istnieją głównie w celu ochrony społeczeństwa i jego stylu życia, aby społeczeństwo mogło osiągnąć cele, dla którego zostało ono stworzone. Papież i biskupi są więc zobowiązani do strzeżenia i przekazywania przekazanej im tradycji, dlatego nie powinni jej odrzucać lub znosić, ani też wymyślać jej nowych wersji. Tradycja Kościoła i sama wiara nie są bowiem ich własnością, stąd nie mogą dowolnie nią dysponować, bo są jedynie jej strażnikami i sługami. Nigdy nie powinni więc być twórcami i właścicielami doktryny, praktyki czy życia liturgicznego Kościoła, ale mają za zadanie chronić oraz głosić wspólne dziedzictwo religijne wszystkich wiernych.

To niejedyny błąd Franciszka jako swoistego rządu. Kolejnym było stworzenie poprzez swój edykt jeszcze bardziej niebezpiecznego stanu niż ten, który istniał dotychczas. Chodzi mianowicie o odrzucenie dziedzictwa swoich poprzedników.

Ojciec Święty pisze bowiem w swoim liście, że jego poprzednik „przyznał wolność sprawowania” tradycyjnej liturgii, ponieważ miał dobre intencje. W rzeczywistości Benedykt XVI nie tyle przyznał wolność co po prostu uznał, iż taka wolność wewnątrz Kościoła zawsze istniała. W każdym razie w interpretacji Franciszka intencje Benedykta XVI były następnie rzekomo wykorzystywane przez wiernych uczestniczących w tradycyjnej Mszy, aby dokonywać rozłamu w Kościele. Z tego powodu konieczne miało być ograniczenie dotychczasowych swobód. Co więcej, Franciszek w swoim edykcie kwestionuje pogląd Benedykta XVI, iż istnieją dwie równoważne formy Mszy Świętej.

Według obecnego papieża, zreformowana liturgia z lat 60. ubiegłego wieku jest „unikalnym wyrazem rytu rzymskiego”, a według niektórych tłumaczeń jego listu „jedynym”. Stanowisko Franciszka jest w tym względzie radykalne, bo forma liturgii wymyślona przez komisję (kierowanej swoją drogą przez podejrzaną postać) należy rozumieć za jedyny słuszny wyraz tradycji liturgicznej, mającej sięgać czasów apostolskich. Jak to w ogóle możliwe? Franciszek tego nie wyjaśnia, po prostu narzucając wiernym swoje widzimisię.

„European Conservative” zauważa, że skoro Franciszek może jednym listem cofnąć wszystkie zarządzenia swojego poprzednika, jego następca będzie mógł zrobić to samo. Jest to jednak marne pocieszenie dla wiernych uczęszczających na Mszę Świętą w rycie trydenckim. Obecny papież otwiera bowiem drogę do swoistej kościelnej tyranii. W ten sposób widoczna jest kolejna analogia z rewolucjonistami, którzy poprzez obalenie dotychczasowego rządu dawali legitymizację kolejnym rewolucjom. Z tego powodu, aby utrzymać się przy władzy, musiały rozbudowywać tajną policję i wprowadzać coraz surowsze kary wobec swoich ewentualnych przeciwników. Franciszek w swoim liście dotyczącym tradycyjnego rytu liturgicznego wprowadza tymczasem tak drakońskie środki, że zanim odwróci się jego decyzję, wierni przywiązani do Mszy Trydenckiej zostaną unieszkodliwieni.

Konserwatywny periodyk krytykuje z tego powodu główny efekt rewolucyjnego woluntaryzmu, którym jest sprawowanie arbitralnej władzy, wolnej od odpowiedzialności. Wierni Kościoła muszą więc obecnie przyjmować nowe nauki i praktyki pobożności jedynie z powodu stanów emocjonalnych i preferencji kulturowych obecnego papieża. Taka sytuacja prowadzi do całkowitej dezorganizacji życia religijnego i może zagrażać samemu przetrwaniu religii. Wierzący sprzeciwiający się reformom Franciszka nie są tym samym osobami niewiernymi czy nieposłusznymi – w rzeczywistości jako katolicy nie chcą brać udziału w nowej rewolucji.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply