Zanosiło się na to od dawna. W niedzielę grupa najbogatszych europejskich klubów piłkarskich już oficjalnie ogłosiła, że zamierza stworzyć odrębną Superligę. Ma ona powstać kosztem dotychczasowych międzynarodowych rozgrywek, co oczywiście budzi sprzeciw europejskiej federacji UEFA. Pytanie czy będzie ona w stanie przeciwstawić się potężnym pieniądzom stojącym za tym projektem.

Szczególnie w ostatnich miesiącach w mediach pojawiało się wiele doniesień na temat powstania Superligi. Z tego powodu trudno mówić o przysłowiowym dostaniu obuchem w głowę przez środowisko piłkarskie. Nikt nie spodziewał się jednak specjalnego komunikatu w zupełnie niepozorną niedzielę, gdy kibice w całej Europie emocjonowali się jeszcze weekendową kolejką krajowych rozgrywek.

Żadnym zaskoczeniem nie jest także lista klubów, które tworzą zupełnie nowy piłkarski format. Dwunastu założycieli reprezentuje ligi angielską, hiszpańską i włoską. Wśród nich znajdują się takie firmy jak Real Madryt, FC Barcelona, Manchester City, Liverpool, Inter Mediolan czy Juventus Turyn. Na czele Superligi stanął zaś Florentino Pérez, szef Realu i twórca obecnej potęgi madryckiego klubu. Pewnym zaskoczeniem może być fakt, że od Superligi odcięły się Bayern Monachium, Borussia Dortmund i Paris Saint-Germain. Szczególnie francuska drużyna wraz ze swoimi gwiazdami Neymarem czy Kylianem Mbappe wydaje się być wręcz skrojona pod podobne rozgrywki.

Kluby z Francji i Niemiec należą do europejskiej czołówki, ale ich ligi nie należą do najchętniej oglądanych na świecie, czego nie można powiedzieć o Anglii, Hiszpanii czy o Włoszech. Bayern, Borussia i PSG mają tym samym mniejszą kartę przetargową w ewentualnym sporze z UEFA. Tymczasem europejska federacja piłkarska grozi twórcom Superligi wykluczeniem ze wszystkich rozgrywek, a także uniemożliwieniem ich zawodnikom występów w kadrach narodowych.

Szczytne hasła…

Nietrudno zauważyć, że wśród „ojców-założycieli” Superligi znalazły się najbardziej rozpoznawalne i najbogatsze kluby w Europie. Oczywiście, nie każdy z nich znajduje się obecnie w szczytowej formie. Zwłaszcza dwa zespoły ze stolicy Wielkiej Brytanii, czyli Arsenal i Tottenham Hotspur, zawodzą w tym sezonie swoich fanów. Mają jednak na tyle duże fundusze, aby przy odpowiednim zarządzaniu drużyną szybko wyjść z targającego nimi kryzysu. Podobnie jest ze wspomnianym Juventusem, potrafiącym przyciągać do siebie graczy pokroju Christiano Ronaldo.

Zobacz także: „Nie będziemy przed wami klękać”. Szef gabinetu prezydenta Czech napisał do UEFA ws. piłkarza zawieszonego za „rasizm”

Założycielom Superligi, według ich własnych deklaracji, przyświecają więc bardzo szczytne cele. Chcą zapewnić fanom piłki nożnej na całym świecie atrakcyjne rozgrywki, dzięki którym będą mogli co tydzień oglądać rywalizację najlepszych klubów i zawodników z najsilniejszych lig europejskich. Jak wiadomo nie zawsze jest to możliwe w Lidze Mistrzów i w Lidze Europy. Dla założycieli Superligi są to rozgrywki zbyt mało elitarne, bo choćby w tym sezonie w fazie grupowej Ligi Mistrzów zagrały zespoły pokroju Ferencvarosu Budapeszt czy duńskiego FC Midtjylland.

Do marzeń fanów futbolu z całego świata odwołuje się oczywiście szef Superligi. – Pomożemy futbolowi na każdym poziomie i zaprowadzimy go na należne mu miejsce na świecie. Futbol to jedyny globalny sport na świecie z ponad 4 miliardami fanów i to nasza odpowiedzialność jako wielkich klubów, by spełniać ich pragnienia – można przeczytać w oświadczeniu wydanym przez Péreza. Wtóruje mu Andrea Agnelli, prezes Juventusu. Podkreślił on, że twórcy Superligi „reprezentują miliardy fanów na świecie i 99 europejskich trofeów”.

…to zwykła obłuda

To oczywiście tylko część argumentacji szefów największych europejskich klubów. Twierdzą oni chociażby, że powołanie zupełnie nowego formatu „stawia kochaną przez nas grę na drodze zrównoważonego rozwoju w długim okresie, znacząco podnosząc solidarność i oferując fanom oraz graczom amatorskim regularny przepływ wielkich meczów, który powiększy ich pasję dla gry oraz zadba o kontakt ze wzorami do naśladowania”. Można od razu zauważyć obłudę podobnej argumentacji, bo rezygnując z tradycyjnych pucharów twórcy Superligi pozbawiają zawodników klubów pokroju wspomnianych Ferencvarosu i Midtjylland „kontaktu ze wzorami do naśladowania”.

Tym samym nie chodzi o żadne szczytne idee, ale o czyste interesy. Stworzenie formatu skupiającego docelowo dwadzieścia najlepszych europejskich klubów będzie oznaczać ogromny zastrzyk finansowy. Już teraz ceny praw za transmisje najlepszych rozgrywek są niebotyczne, dlatego nietrudno domyślić się, że jeszcze bardziej wzrosną w przypadku cotygodniowej rywalizacji Realu z Juventusem czy Barcelony z Liverpoolem.

Warto pamiętać, że pandemia koronawirusa ma niszczący wpływ na całą światową gospodarkę. Podobnie jest z futbolowym biznesem. Dla klubów z absolutnej europejskiej czołówki wpływy z dnia meczowego i sprzedaży pamiątek są ważnym elementem budżetu, a tymczasem od roku grają one przy pustych trybunach. Na dodatek takie marki jak Barcelona czy Real jeszcze przed COVID-19 miały problemy finansowe, związane z zadłużaniem się ponad miarę. Tymczasem z pojawiających się doniesień medialnych wynika, że w decydującej fazie Superligi tworzące ją zespoły będą walczyć nawet o 10 miliardów euro.

Europa nie jest najważniejsza

Hitem w sieci stał się niedzielny komentarz Gary’ego Neville’a, byłego gwiazdora Manchesteru United i reprezentacji Anglii. Dwukrotny triumfator Ligi Mistrzów w komentarzu do utworzenia Superligi nie krył swojego zdegustowania zachowaniem jej twórców. Neville zarzucił angielskim drużynom „przestępstwo przeciwko fanom piłki nożnej” w swoim kraju, nie omieszkując skrytykować ich również za chciwość. W podobnym tonie wypowiedział się Gary Lineker, także były piłkarz i obecnie wzięty telewizyjny komentator.

Problem w tym, że twórcy Superligi niekoniecznie przejmują się już europejskim rynkiem. Nieprzypadkowo Pérez w swoim oświadczeniu napisał o „jedynym globalnym sporcie z ponad 4 miliardami fanów”. Wszak kierowany przez niego Real od dawna dostosowuje się przede wszystkim do wymagań pozaeuropejskich kibiców futbolu. Dekadę temu „Królewscy” zaczęli bowiem usuwać ze swojego herbu krzyż, aby w ten sposób dostosować się do rynków państw arabskich.

Przed pandemią kluby pokroju Realu czy Bayernu bardzo chętnie jeździły zresztą na pokazowe spotkania do Stanów Zjednoczonych i Chin. Walory szkoleniowe podobnych meczów były niemal zerowe, a także generowały szereg aklimatyzacyjnych problemów dla piłkarzy, ale dużo ważniejszy był oczywiście zysk finansowy. Krok dalej poszli zaś Włosi. Przed pandemią pandemią rozgrywali oni Superpuchar Włoch w Arabii Saudyjskiej, co spotkało się choćby z ostrą krytyką lidera tamtejszej prawicy, Matteo Salviniego.

Co zrobi UEFA

Czy jest jakakolwiek szansa na powstrzymanie zapędów najbogatszych europejskich klubów? Wszystko zależy w tej chwili od decyzji władz UEFA i FIFA. Na razie zwłaszcza europejska federacja ostro protestuje przeciwko Superlidze. Jak już wspomniano, grozi ona szeregiem sankcji wobec uczestników nowego projektu, który miałby wystartować już w przyszłym roku. Pojawia się jednak oczywiste pytanie, czy piłkarscy działacze mają jeszcze cokolwiek do powiedzenia. Przysłowiowy ogon od dawna merda psem, dlatego w najbliższym czasie UEFA ma podjąć decyzję o rezygnacji z zasad finansowego fair play.

Dekadę temu została ona wprowadzona właśnie w celu uzdrowienia finansów europejskiej piłki. Budżety miały być bardziej przejrzyste, kluby mniej narażone na bankructwa z powodu niezbilansowanych wydatków, a ponadto zmniejszona miała być dominacja finansowa najbogatszych. I rzeczywiście, niektóre podmioty poniosły konsekwencje z tytułu łamania ustalonych przez UEFA zasad. Problem w tym, że najbogatsi mieli większą kartę przetargową, stąd udawało im się łagodzić początkowo surowe restrykcje.

Być może samo ogłoszenie Superligi jest zresztą kolejną próbą sił między największymi a europejską federacją. Już od przyszłego sezonu Liga Mistrzów i Liga Europy zostaną zmniejszone, stąd jeszcze trudniej będzie wejść do elitarnych rozgrywek zespołom z mniej zamożnych lig. Od sezonu 2024/25 ma z kolei wejść w życie kolejna reforma, za którą lobbowały właśnie największe kluby. Być może Superliga jest więc formą nacisku na UEFA, aby zmiany w formacie Ligi Mistrzów były jeszcze bardziej korzystne dla bogaczy.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply