Austriaccy wolnościowcy liżą rany

Przedterminowe wybory parlamentarne nie utopiły Wolnościowej Partii Austrii, ale jednocześnie zahamowały jej dynamiczny rozwój. Wolnościowcy muszą w najbliższym czasie zadbać o odbudowę zaufania wyborców, stąd chcą całkowicie odciąć się od swojego dotychczasowego lidera, Heinza-Christiana Strache.

To właśnie podejrzane kontakty Strache spowodowały, że Austriacy zaledwie po dwóch latach od ostatnich wyborów do Rady Narodowej musieli po raz kolejny pójść do urn. W maju austriackie media ujawniły bowiem nagranie z 2017 roku, gdy przewodniczący Wolnościowej Partii Austrii (FPÖ) przebywał na Ibizie w towarzystwie wiceprzewodniczącego partii Johanna Gudenusa, a przede wszystkim tajemniczej kobiety podającej się za siostrzenicę rosyjskiego oligarchy Igora Makarowa.

To właśnie jej udział jest kluczowy w całej sprawie. W rozmowach z liderami FPÖ mówiła ona bowiem o możliwości zainwestowania sporego kapitału w Austrii, który co prawda nie byłby do końca legalny, lecz pozwoliłby między innymi na przejęcie „Kronen Zeitung”, czyli najpopularniejszego austriackiego dziennika. Wsparcie gazety na kilka tygodni przed wyborami parlamentarnymi w październiku 2017 roku miałoby pomóc wolnościowcom w dojściu do władzy, zaś w ramach rewanżu przekazywaliby oni zamówienia publiczne koncernowi założonemu przez mocodawców kobiety.

Jednocześnie z taśm wynika, że Strache znalazł sposób na ominięcie prawa dotyczącego finansowania austriackich partii politycznych. „Kilku bogatych ludzi” miało wedle jego słów przekazywać kwoty nawet do dwóch milionów euro na konto jednego ze stowarzyszeń, a następnie udzielać określonego wsparcia FPÖ. Tym wątkiem do dzisiaj zajmuje się zresztą prokuratura, szukająca wciąż dowodów na nielegalne finansowanie wolnościowców.

Strache musi(ał) odejść

Sam Strache bagatelizował znaczenie ujawnionych nagrań, trzymając się przede wszystkim wersji, że były to jedynie prywatne rozmowy, zaś on sam w ich trakcie miał kilkukrotnie przypominać o potrzebie przestrzegania austriackiego prawa. Zwracał także uwagę na duże ilości alkoholu towarzyszące blisko sześciogodzinnemu spotkaniu, mające świadczyć o mało realistycznym przebiegu negocjacji, a także na brak jakichkolwiek rezultatów negocjacji w postaci odpowiednich umów. Później zarówno Strache, jak i Gudenus mieli nie mieć więcej do czynienia z tajemniczą Rosjanką.

Te tłumaczenia nie przekonały jednak kanclerza Sebastiana Kurza, który zdymisjonował Strache ze stanowiska wicekanclerza, aby ostatecznie wraz ze swoją chadecką Austriacką Partią Ludową (ÖVP) poprzeć przedterminowe wybory. W tym momencie było w zasadzie jasne, że dotychczasowy szef FPÖ nie może być twarzą ugrupowania w kolejnej kampanii wyborczej. Stąd nieformalnym liderem wolnościowców i ich kandydatem na kanclerza został Norbert Hofer, który przed trzema laty wszedł do drugiej tury wyborów prezydenckich.

Formalnie Hofer został nowym przewodniczącym ugrupowania w połowie września, gdy został wybrany na te stanowisko podczas partyjnego zjazdu. Sam Strache miał z kolei „uśpić” swoje członkostwo w FPÖ, dlatego nie uczestniczył w tym wydarzeniu, chociaż do Rady Narodowej kandydowała między innymi jego żona. Liderzy wolnościowców starali się jednak minimalizować jej znaczenie, nie wspominając w kampanii o swoim wieloletnim przewodniczącym.

Odbudować zaufanie

Nie zmienia to jednak faktu, że żona Strache może zostać parlamentarzystką, co zależne jest jednak od decyzji posła Haralda Stefana, a tak naprawdę zarządu ugrupowania. Stefan uzyskał bowiem mandat zarówno z wiedeńskiej, jak i ogólnokrajowej listy FPÖ, stąd jeśli przyjąłby go z tego drugiego nadania wówczas Filippa Strache mogłaby wejść do Rady Narodowej. Przeciwko takiemu rozwiązaniu są jednak niektórzy liderzy wolnościowców, którzy po odejściu jej męża z polityki uważają, że najlepsze dla wizerunku partii będzie całkowite odcięcie się od skompromitowanego nazwiska.

To oczywiście nie jest takie proste, tym bardziej, że Strache jest wciąż niezwykle popularny wśród obecnego elektoratu wolnościowców, na co wspomniana afera nie miała większego wpływu. Były już polityk pełnił funkcję szefa FPÖ od 2005 roku i oczywiście odcisnął spore piętno na całym ugrupowaniu. Jednocześnie skandal związany z rozmowami na Ibizie nie jest jedynym z udziałem Strache, ponieważ na kilka dni przed wyborami ujawniono, że otrzymywał on dodatkowo wynagrodzenie z partyjnej kasy oraz dotację na wynajęcie prywatnego mieszkania.

Wolnościowcy obawiają się tym samym, że ich wieloletni lider może mieć jeszcze więcej grzechów na swoim sumieniu, co w dłuższej perspektywie spowoduje dalszy odpływ elektoratu. Na razie kara za skandal nie była tak duża, jak oczekiwali nieprzychylni FPÖ dziennikarze i politycy. Ugrupowanie otrzymało bowiem 16 proc. głosów, czyli o 10 pkt. proc. mniej niż przed dwoma laty, ale daleko mu do kryzysu w jaki wpadło po rozłamie z 2005 roku i odejściu twórcy jego wówczas największych sukcesów, a więc słynnego Jörga Haidera. Jednocześnie wolnościowcom udało się utrzymać elektorat w swoich najważniejszych grupach docelowych, w tym zwłaszcza wśród robotników obawiających się liberalnej polityki imigracyjnej.

Kurz rozdaje karty

Na skandalu z udziałem swojego koalicjanta wspomniana chadecja nie tylko nie straciła, lecz nawet zyskała wyborców rozczarowanych aferą z udziałem lidera FPÖ. ÖVP w porównaniu do poprzednich wyborów zyskało 6 pkt. proc., co przełożyło się na dziewięć mandatów więcej niż w poprzedniej kadencji Rady Narodowej. Stało się tak mimo faktu, że Kurz w czasie kampanii dawał jednoznacznie do zrozumienia, iż będzie chciał odnowić koalicję chadeków z wolnościowcami.

Oczywiście ugrupowanie kierowane obecnie przez Hofera będzie miało dużo gorszą kartę przetargową niż przed dwoma laty, dlatego chadecy już zapowiedzieli, że z pewnością nie powierzą swoim potencjalnym koalicjantom resortu spraw wewnętrznych. Oficjalnie w ten sposób ÖVP chciałoby wykluczyć możliwość nadzorowania śledztwa wobec Strache przez przedstawiciela jego partii, lecz tak naprawdę Kurz chciałby bardziej umiarkowanego programu rządowego. Z tego powodu zaznaczył on, że co prawda chce „sprawdzonej koalicji” z wolnościowcami, ale opartej na „polityce właściwej centroprawicy” czyli nie zawierającej w sobie „żadnych okropności”.

Lider chadecji musi jednocześnie zdawać sobie sprawę z dotychczasowej praktyki wszelkich koalicji z wolnościowcami. Za każdym razem kończyły się one przedterminowymi wyborami spowodowanymi skandalami, a i teraz nie ma pewności, czy w politycznej szafie FPÖ nie ma jeszcze kilku trupów. Dodatkowo tonu narodowym liberałom nie muszą wcale nadawać politycy znajdujący się w kierownictwie ugrupowania. Wybór Hofera na przewodniczącego partii był bowiem zabiegiem głównie wizerunkowym, natomiast wciąż duże wpływy mają stronnicy Strache wywodzący się ze środowisk odwołujących się między innymi do idei pangermańskich.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply