Amerykańskie periodyki konserwatywne z dużym sceptycyzmem podchodzą do wyników historycznego wydarzenia, jakim było spotkanie amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa z północnokoreańskim przywódcą Kim Dzong Unem. Nie wiadomo bowiem ile trzeba będzie czekać na efekty szczytu w Singapurze, ani jaki rezultat przyniosą spotkania oficjeli niższego szczebla. Dodatkowo wiara w szczerość deklaracji Pjongjangu jest w tym przypadku mocno ograniczona.

Trump był wyraźnie zachwycony możliwością spotkania z Kimem. Kilkukrotnie podkreślał, że rozmowy były bardzo konstruktywne, najprawdopodobniej pozwolą na zbudowanie przyjaznych relacji pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i Koreańską Republiką Ludowo-Demokratyczną, a sam północnokoreański przywódca „bardzo kocha swój kraj” i jest „bardzo inteligentnym negocjatorem”. Amerykański prezydent twierdzi więc, że proces denuklearyzacji Półwyspu Koreańskiego powinien zacząć się „bardzo szybko”, zaś Ameryka wycofa się (przynajmniej) na razie ze wspólnych manewrów wojskowych prowadzonych z Koreą Południową.

Tonując nastroje

Duże podekscytowanie Trumpa szczytem w Singapurze zauważył magazyn „The National Interest”1. Według Daniela R. DePetrisa, amerykański prezydent spotykając się z północnokoreańskim przywódcą przebrnął przez najważniejszy etap swojej prezydentury, a być może nawet całego swojego życia. Właśnie z tego powodu Trump ma popadać wręcz w samozadowolenie, uznając rozmowy w Singapurze za rezultat swojej znakomitej gry. Stąd też podczas podpisywania wspólnych deklaracji, w jego głowie mogły pojawić się nawet marzenia o uzyskaniu pokojowej nagrody Nobla.

Dwumiesięcznik konserwatywnych realistów nie jest jednak aż tak hurraoptymistyczny. Ewentualny Nobel dla Trumpa zależy bowiem od wielu czynników, a przede wszystkim od dziesiątek rozmów, jakie będą teraz musieli przeprowadzić między sobą oficjele z obu krajów na wszelkich możliwych szczeblach. Sam dokument podpisany przez obu polityków jest krokiem w dobrym kierunku, ale zasadniczo potwierdza on jedynie deklaracje z lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku i tym samym nie wnosi żadnych nowych treści. Co prawda Trump określił porozumienie o nawiązaniu stosunków dyplomatycznych i denuklearyzacji Półwyspu Koreańskiego mianem „wszechstronnego”, lecz zdaniem „The National Interest” jest to jedynie „minimalistyczna próba skodyfikowania surowych zasad dotyczących kolejnych spotkań”.

Deklaracja mieszcząca się na jednej kartce papieru była więc zapisem wielkich aspiracji, dotyczących głównie likwidacji arsenału atomowego Korei Północnej, ale poza tym nie wyjaśniła żadnej kluczowej kwestii: jak długo potrwa cały proces, a także która strona i kiedy poczyni odpowiednie kroki. Protokoły weryfikujące i kontrolne, deklaracje techniczne i synchronizacja zniszczenia jądra atomowego, pomoc ekonomiczna i normalizacja stosunków dyplomatycznych są traktowane jako brzydkie szczegóły, które zostaną wynegocjowane przez ekspertów w późniejszym terminie, miejmy nadzieję, że raczej wcześniej niż później – pisze DePetris. Owe „brzydkie szczegóły” w przeszłości powodowały jednak, że wszelkie rozmowy o redukcji arsenału atomowego kończyły się fiaskiem, a sama problematyka KRLD stała się jednym z priorytetów amerykańskiej polityki zagranicznej.

Tym samym rzeczywistość zastana po rozmowach w Singapurze jest dużo mniej ekscytująca, niż można wywnioskować z wypowiedzi Trumpa, a sekretarz stanu Mike Pompeo stoi teraz przed bardzo trudną misją. Treść wspólnej deklaracji przywódców USA i KRLD nie zrobiła bowiem wrażenia na najbardziej pesymistycznych analitykach, wieszczących fiasko singapurskiego szczytu. Dokument potwierdza jedynie ustalenia z lat 1992, 1994 i 2005, stąd też pojawia się pytanie, co tak naprawdę uzgodniono w Singapurze. Według „The National Interest” jeszcze dokładnie tego nie wiemy, ale nie należy całkowicie deprecjonować tych rozmów. Jeszcze rok temu Trump i Kim wysyłali sobie nawzajem groźby, natomiast teraz nie tylko odbyli bezpośrednie spotkanie, lecz dodatkowo przełamali pierwsze lody. Dzięki nawiązaniu osobistego kontaktu obaj przywódcy mogą więc nakazać swoim podwładnym, aby przygotowali następny etap w nawiązywaniu wzajemnych relacji.

Wartość sama w sobie

W podobnym tonie utrzymana jest komentarz naczelnego periodyku paleokonserwatystów, czyli dwumiesięcznika „The American Conservative”2. Według Daniela Larisona szczyt nie przyniósł większych rezultatów, o czym świadczy zawartość wspomnianej już deklaracji Trumpa i Kima. Korea Północna decydując się na podpisanie dokumentu przewidującego „działanie na rzecz całkowitej denuklearyzacji Półwyspu Koreańskiego”, posłużyła się bowiem tymi samymi niejasnymi sformułowaniami, jakimi Pjongjang posługuje się już od dziesięcioleci.

Dobra wiadomość jest jednak taka, iż samo spotkanie nie zakończyło się fiaskiem, czyli żadna ze stron nie wycofała się z dalszych rozmów, stąd będą one przynajmniej kontynuowane. Tym samym spaliły na panewce wysiłki Johna R. Boltona, prezydenckiego doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego, który miał przekonywać Trumpa do zerwania jakichkolwiek relacji z KRLD i zapewne będzie to czynił dalej. Sama Korea Północna nie złożyła natomiast żadnych nowych deklaracji, ale jednocześnie podczas szczytu w Singapurze nie sabotowała sensu dalszych rozmów ze swoim południowym sąsiadem. Tym samym obie Koree potwierdziły kontynuację procesu rozpoczętego w kwietniu, kiedy ich przywódcy spotkali się na dzielącej je granicy.

„The American Conservative” obawia się najbardziej błędnej interpretacji deklaracji, jakie padły podczas szczytu w Singapurze, a zasadniczo źle może je zrozumieć zarówno jedna, jak i obie strony. Najprawdopodobniej w tę pułapkę już wpadł amerykański prezydent, który buduje oczekiwanie, iż Korea Północna już niedługo rozpocznie swoje rozbrojenie, tym samym rozumiejąc denuklearyzację w typowo amerykański sposób. Jednak jeśli Pjongjang nie rozpocznie tego procesu „bardzo szybko”, czyli tak jak chce Trump, gospodarz Białego Domu może zareagować zbyt emocjonalnie i tym samym pogrzebać wszystkie rezultaty dotychczasowych negocjacji.

Według paleokonserwatywnego periodyku, KRLD samo nie zrezygnuje ze swojego arsenału nuklearnego, ponieważ to właśnie dzięki niemu uzyskało swój obecny status, dlatego ma poważny argument za utrzymaniem swojego potencjału militarnego. Z tego powodu USA i ich sojusznicy powinni skoncentrować się na szybkim wprowadzeniu memorandum na północnokoreańską broń atomową i pociski balistyczne, a to będzie doskonały punkt wyjścia do dalszych negocjacji. Jeśli jednak Biały Dom będzie dalej trwał przy założeniu, iż Koreańczycy zrezygnują z broni atomowej, wówczas straci szansę na uzyskanie skromniejszych, ale możliwych do osiągnięcia zmian w zachowaniu Pjongjangu.

Porozumienie ponad podziałami

Ocena spotkania Trumpa i Kima wyraźnie połączyła amerykańskie środowiska konserwatywne, a dokładniej ich dwie frakcje, które na co dzień dzieli niemal wszystko. Podobną opinię na temat rozmów ma bowiem neokonserwatywny dwutygodnik „National Review”3, który wzywa wręcz do niezwykle sceptycznego podejścia względem deklaracji północnokoreańskiego przywódcy. Pismo wzorem dwóch konkurencyjnych periodyków nie widzi żadnych nowych treści w porozumieniu zawartym przez obu przywódców, uznając również północnokoreański program nuklearny za fundament tamtejszego reżimu. Broń atomowa jest bowiem „jednoczącym narzędziem państwowej propagandy, celebrowanej i mitologizowanej w szkołach podstawowych i w każdym innym miejscu skupiającym koreańskie społeczeństwo”.

Marcin Ursyński

1 http://nationalinterest.org/feature/singapore-summit-trumps-optic-tricks-kim-jong-uns-status-26229

2 http://www.theamericanconservative.com/larison/the-trump-kim-summit/

3 https://www.nationalreview.com/corner/kim-trump-summit-singapore-success-too-soon/

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply