Polacy w Płoskirowie i Greczanach

Polacy odwiedzający Chmielnicki rzadko zdają sobie sprawę, że to dawny Płoskirów.

Jeszcze mniej osób wie, że to typowe sowieckie miasto bez indywidualnego wyrazu było zawsze dużym skupiskiem ludności polskiej i w dalszym ciągu zamieszkuje go być może nawet kilkadziesiąt tysięcy osób, przynajmniej o polskich korzeniach. Potwierdza to funkcjonowanie w tym już prawie ćwierćmilionowym mieście aż trzech katolickich parafii: na Greczanach, Wystawce i Rakowie. Po II wojnie światowej miasto, które w 1941r. stało się stolicą obwodu zaczęło znacznie się rozwijać, wysysając mieszkańców z okolicznych wsi, zamieszkałych także przez Polaków. W 1954r. w związku z trzechsetną rocznicą przyłączenia Ukrainy do Rosji, zamieniono jego nazwę na Chmielnicki, w związku z czym w mieście stanął pomnik hetmana, choć z Płoskirowem nigdy nie miał nic wspólnego. Swój rozwój i miejsce na współczesnej mapie Ukrainy miasto zawdzięcza Zamojskim, którzy po tureckim zaborze dźwignęli osadę z ruin, przywracając mu rolę ośrodka handlu i usług. W końcu XVIII w. Płoskirów stał się miastem powiatowym, a w XIX w. znanym ośrodkiem handlu zbożem i solą. Zaczął też pełnić role zaplecza rzemieślniczo- przemysłowego dla okolicznych wsi.

Duży wkład w konsolidację polskiej społeczności wniósł ks. Kazimierz Nosalewski, proboszczujący tutejszej parafii przez 17 lat od 1905 r. W roku 1909 zaprosił on do Płoskirowa przełożoną generalną ukrytego bezhabitowego Zgromadzenia Córek Najświętszego Serca NMP Paulę Malecką, która założyła w nim zakład wychowawczy dla 45 dziewcząt, pracownię krawiecką, szkołę kroju i szycia z tajnym nauczaniem języka polskiego dla 20 dziewcząt oraz internat. W latach 1908-1910 proboszcz zbudował w mieście duży, piękny kościół p. w. św. Anny. Parafia liczyła wówczas 12,5 tys. wiernych. Od 1916 r. ks. Nosalewski należał do Głównego Zarządu Polskiej Macierzy Szkolnej na Podolu. Przyczynił się do powstania w Płoskirowie polskiego gimnazjum i całej sieci przyparafialnych szkółek wiejskich w jego okolicach. Rozwinął też szeroko działalność charytatywną. W 1918 r. pełnił funkcję wikariusza generalnego odrodzonej diecezji kamienieckiej. Był dwukrotnie aresztowany i zagrożony rozstrzelaniem przez bolszewików. Tylko zdecydowana interwencja parafian uratowała mu życie. W 1920 r. wraz z wojskami polskimi wycofującymi się spod Kijowa wyjechał do Polski. Po nim pracowali w parafii różni księża. Najdłużej udało się to księdzu Zygmuntowi Kwaśniewskiemu. To on w roku 1926 zbudował na cmentarzu w Greczanach kaplicę i przy jej poświęceniu w 1928r. wygłosił prorocze słowa, że być może przyjdą jeszcze czasy, gdy będzie ona główną katolicką świątynią w Płoskirowie. W przedsionku kościoła można przeczytać historię powstawania świątyni. Czytamy w niej, że: “kościół św. Anny został zbudowany w 1926r. jako kaplica cmentarna. Materiałem na początek budowy była cegła z sufitu kościoła parafialnego w Płoskirowie, ponieważ był on zbudowany jako podwójny i okazał się za ciężki dla fundamentów, więc go zdjęto. Być może było to związane z uszkodzeniami, jakie powstały w kościele w czasie rozruchów rewolucyjnych. Budowa kaplicy trwała około trzech lat, kierowali nią mieszkańcy Greczan Antoni i Jakub Szapował, Antoni Siwiec i Żugda. Kaplica została uroczyście poświęcona w 1928r. przez ks. Kwaśniewskiego, długoletniego proboszcza w Płoskirowie”.

Ksiądz Kwaśniewski dzielił swa posługę w Płoskirowie na pracę, w parafii, kolejne aresztowania i procesy. W 1937r. został oskarżony o szpiegostwo na rzecz Polski, skazany na śmierć i rozstrzelany. Nie był to jedyny kapłan męczennik pracujący w tej parafii. W latach 1927- 30 posługiwał w niej ks. Józef Mioduszewski. Aresztowano go w 1937r. i rozstrzelano w łagrze na Sołowkach. Kapłani nie byli oczywiście jedynymi represjonowanymi w Płoskirowie. Ofiarami stalinowskich prześladowań padło tysiące osób, głównie Polaków skazanych na całkowite wyniszczenie. Parafia została zlikwidowana w 1936r. Jej kościół zamknięto i wysadzono w powietrze. Dziś w miejscu, gdzie się znajdował stoi szkoła. Ilu Polaków padło w Płoskirowie ofiarą deportacji nie wiadomo. Nie wiadomo nawet, gdzie są ich groby. Oprawcy zacierali ślady. W 1968 r. w centrum Chmielnickiego zaczęto przygotowywać spychaczami grunt pod budowę dużego domu towarowego, w trakcie tych robót odkryto piwnice pełne trupów stłoczonych mężczyzn. Ziemia po odkryciu była wokół czerwona i dymiła czerwonym oparem. Zalewano ją wodą, ale wciąż dymiła. Zbiegło się dużo ludzi, ale milicja otoczyła teren płotem i zwłoki gdzieś wywieziono. Ludzie przypomnieli sobie wtedy, że na tym miejscu stało przed wojną ogromne więzienie GPU/NKWD, w którym więziono Polaków aresztowanych w 1937r. Dziś w miejscu dawnej kaźni stoi uniwermag. Nikt nawet nie pamięta, że było tu niegdyś miejsce kaźni.

To, że wiara i polskość w przetrwała w Płoskirowie i okolicy, to zasługa Greczan, wsi która przetrwała wszystkie nawałnice stając się znaczącym ośrodkiem pielęgnowania tych wartości. Dziś jest dzielnicą miasta, przechrzczonego na Chmielnicki. Trafić do niej łatwo. Zwłaszcza, jeżeli z Polski jedzie się do stolicy obwodu chmielnickiego samochodem, wystarczy skręcić przy wjeździe do miasta na obwodnicy w lewo i po przejechaniu pięciuset metrów po lewej stronie widać cmentarz i stojącą na nim świątynię. To tu przetrwała polskość przeznaczona w latach trzydziestych do całkowitego wykarczowania. Z odnalezionego w archiwum dokumentu zatytułowanego “Raport z wizytacji w Hreczanach w okręgu proskurowskim przeprowadzonej dnia 8 września 1927r.” wynika, że stanowiła ona silne zwarte skupisko ludności polskiej. Z ogólnej liczby mieszkańców wynoszącej 3 656 osób , Polaków było 3408, Ukraińców- 187, Rosjan- 53, Żydów-1, innych-7. Raport stwierdza też, że: “Według uzyskanych informacji, mieszkańcy są potomkami osadników z Polski, z XVII w.” We wsi istniały 802 gospodarstwa. Z raportu jednoznacznie wynika, że greczańscy Polacy zdecydowanie opierali się kolektywizacji. Do kołchozu, który został zorganizowany w 1924r. wstąpiło 31 osób, z których tylko 16 było zdolnych do pracy. Ogółem należało do niego 7 gospodarstw. Ich wspólny żywy inwentarz składał się z dwóch koni i jednego rasowego knura. Kołchoz ten z powodzeniem mógłby się nazywać “Daremny Trud”. Nawet autorzy raportu stwierdzali bez ogródek: “Zespół członków to urzędnicy, którzy bezpośrednio nie uczestniczą w pracach kołchozu. Dlatego trzeba wykorzystywać pracowników najemnych. Te warunki w znacznej mierze hamują organizacyjny wzrost kołchozu”.

O wiele bardziej niż do budowy kołchozu greczańscy Polacy przykładali się do wznoszenia kaplicy, która później na długie lata stała się, mimo niewielkich rozmiarów, centrum życia religijnego, nie tylko Chmielnickiego, ale kilku sąsiednich powiatów. Władza sowiecka im oczywiście tego nie darowała. Greczańska wspólnota zapłaciła za trwanie przy wierze i polskości straszną cenę. Około 90 proc. tutejszych mężczyzn zostało w czasie stalinowskich represji aresztowanych i rozstrzelanych. Tutejsi mieszkańcy dobrze pamiętają, ze stało się to 23 sierpnia 1937r. Przypomina o tym symboliczna mogiła pomordowanych znajdująca się obok kościoła, zbudowana przez polskie stowarzyszenie na początku lat dziewięćdziesiątych. Jego działacz Józef Ziębicki w wyniku mrówczej pracy zebrał nazwiska 973 osób zamordowanych przez stalinowskich oprawców. Zostały one umieszczone w stalowej tubie wmurowanej w fundament pomnika. Najwięcej wśród nich było przedstawicieli rodzin: Banachów, Bielaków, Bylińskich, Bujaków, Błażewskich i Borowskich. Nie tylko oni złożyli oczywiście daninę krwi.

Wiele polskich rodzin z Greczan zostało też wywiezionych do Kazachstanu i nie został po nich żadne ślad. Polacy sprzeciwiali się kolektywizacji, która w Greczanach zaczęła się na przełomie 1931/32 r. Najpierw uznano ich za kułaków, a później za faszystów. By zachęcić Polaków do wstępowania do kołchozu, tak jak w innych wsiach na Ukrainie, zafundowano Greczanom głód. Niszczono zbiory i zabierano ludziom nawet najmniejsze zapasy co do grama. Rozbijano nawet znalezione w gospodarstwach żarna. Przetrwali tylko ci mieszkańcy Greczan, którym udało się coś ukryć lub dostać pracę na pobliskiej kolejowej stacji. Każdy kolejarz dostawał bowiem 400 gram chleba dziennie, a pozostali członkowie rodziny po 200. W 1934r. w Greczanach w stosunku do tych co przeżyli wszczęto kolejną kampanię. Tym razem w jej toku mianowano ich “polskimi faszystami”. Do 1935r. przetrwała w nich jeszcze “polska szkoła” i Rada Wiejska. Były to już jednak “ostatki” jawnej polskości we wsi. Rozpoczęły się w niej masowe wywózki do Kazachstanu i aresztowania. Zamknięto kaplicę na cmentarzu, zamieniając ją na spichlerz miejscowego kołchozu. W 1937 r. nastąpiło apogeum antypolskich prześladowań, które zgniotło niemalże polskość w Greczanach.

Marek A. Koprowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply