Opowieść o królu Janie

Podczas narodzin Jana Sobieskiego (17 VIII 1629), na niebie rozszalała się burza, a czambuł tatarski pojawił się pod zamkiem. Późniejsza legenda dopowiadała więcej: kamienny stół, na którym położono noworodka miał pęknąć z hukiem, a obecny przy tym mnich miał dziecku przepowiedzieć przyszłość wielką i smutną zarazem.

Jan Sobieski nie potrzebował jednak legend, by jego barwna postać zapisała się złotymi zgłoskami w polskiej i europejskiej historii. Dzięki staraniom surowego ojca odebrał solidne nauki w Collegium Nowodworskiego w Krakowie, oraz na Akademii Krakowskiej. Wraz ze starszym o rok bratem Markiem udał się w edukacyjną podróż po zachodniej Europie i dopiero wieść o zagrożonej powstaniem Chmielnickiego Rzeczypospolitej skłoniła braci do powrotu (a nie uczynili tego nawet po śmierci ojca). Matka powitała synów słowami: Nie znałabym was za synów, gdybyście kiedykolwiek powrócili do domu jak ci rycerze Piławieccy. Była to aluzja do haniebnej ucieczki szlachty z bitwy pod Piławcami. Jak widać nie brakowało w wychowaniu Sobieskich elementów patriotyzmu, honoru i surowości. Obaj bracia wpadli w wir walk, jakie ogarnęły Rzeczypospolitą – walczyli pod Zborowem i pod Beresteczkiem. Ranny w tajemniczym pojedynku Jan nie pojechał na następną kampanię, która zakończyła się okrutną rzezią armii koronnej pod Batohem. Wtedy zginął jego brat – Marek. Matka nigdy nie wybaczyła młodszemu synowi nieobecności na polu walki.

Sobieski prowadził żywot iście barokowy – pełen sprzeczności, haniebnych błędów, sukcesów także oszałamiających sukcesów przynoszących pełne zadośćuczynienie jego reputacji. Należał do grona tych, którzy w pierwszych miesiącach potopu szwedzkiego przeszli na stronę Karola Gustawa. Od marca 1656 widzimy go ponownie w szeregach oddanych żołnierzy Jana Kazimierza. Być może z tą wiernością królowi przesadził -beznamiętnie popierał jego plany wprowadzenia reform – bez względu na ich zgodność z prawem i obyczajami Rzeczypospolitej. Wtedy to zgodził się przejąć urzędy po swoim dawnym dowódcy, a ówcześnie głównym przeciwniku dworu królewskiego – Jerzym Sebastianie Lubomirskim. Tak właściwie zrobił karierę – dając się porwać dworskim intrygom i ulegając perswazji królowej Ludwiki Marii. Nie popisał się także w bratobójczej bitwie pod Mątwami, współdowodząc stroną przegraną – śmiali się z niego współcześni, że podczas gwałtownej ucieczki zgubił nawet ostrogi. I kiedy wydawało się, że dalsza jego kariera jest złamana to właśnie on – bez wsparcia Litwinów, króla i większości Korony stanął na czele szczupłego wojska i w mistrzowski sposób odparł pod Podhajcami (1667 r.) połączone siły kozacko – tatarskie, kilkukrotnie liczniejsze od jego własnych.

Kontrowersyjną kartę swej biografii zapisał podczas rządów Michała Korybuta Wiśniowieckiego. To wtedy stał na czele opozycji, z prymasem Prażmowskim szykował spiski antykrólewskie, nie wahał się pobierać pensji od Ludwika XIV. A jednak był jedynym magnatem, który zaangażował się w obronę południowej granicy, gdy reszta politykowała i planowała obalić swojego hetmana. Kiedy otoczenie króla rozważało odebranie mu urzędu, wojsko murem stanęło za swoim wodzem – nie czas był na wojnę domową, gdy larum grają! wojna! nieprzyjaciel w granicach!. U progu 1673 roku Sobieski pojednał się z królem, z własnej szkatuły wyjął złoto i ruszył ponownie do walki z Imperium Osmańskim, a walkę tę przeprowadził w swoim stylu – jakby bóg wojny osobiście kierował ręką każdego żołnierza! Pogrom Turków pod Chocimiem był bezprecedensowy – od tamtej chwili Turcy nazywali tego giaura “Lwem Lechistanu”.

Właśnie wojenna sława przyniosła mu kolejny laur – królewską koronę! Po śmierci króla Michała nadszedł czas na zupełnie odmienne panowanie.

Znawca tamtych czasów Józef Andrzej Gierowski nazwał czasy Sobieskiego “Babim latem sarmackiego państwa” – czasem przedłużenia pomyślności. Jakkolwiek byśmy ocenili wojenne przedsięwzięcia Sobieskiego, nie można mu odmówić jednego – po raz pierwszy w XVII wieku król Rzeczyposplitej zdołał przenieść teatr działań militarnych poza granice kraju. Początkowe plany były jednak bardziej ambitne – ledwie tylko stanął traktat rozejmowy w Żórawnie, a już Sobieski wraz z wojskiem pojawił się na Pomorzu Gdańskim. Wspaniałe plany odzyskania Prus Książęcych zakończyły się fiaskiem – ani na magnaterię (głównie litewską), ani na dotrzymanie sojuszu z Francją czy Szwecją nie można było liczyć. Król zdołał jedynie ograniczyć zdobycze Brandenburgii w wojnie ze Szwecją i poróżnić nieco wielkiego elektora z cesarzem.

Profesor Uniwersytetu Wrocławskiego Krystyn Matwijowski powiedział niedawno, że wielkość Sobieskiego polegała na umiejętności zmieniania swoich planów, porzucania pierwotnych zamierzeń na rzecz zmieniających się okoliczności. Tak też się stało na początku lat 80-tych XVII wieku, kiedy Europie Środkowej znów zagroziła Turcja. Choć czasem pojawiają się głosy krytyczne wobec odsieczy wiedeńskiej, to jednak sam Sobieski wiedział najlepiej: Jeżeli Wiedeń zginie, kto ubezpieczy Warszawę? Ruszenie na odsiecz oblężonemu Wiedniowi było decyzją przełomową. Osobisty udział króla w tej wyprawie był pewnym precedensem. Trafnie ujął to Cyprian Kamil Norwid w wierszu “Co to jest ojczyzna?”:

Żeby zapytał kto Jana III-go
idącego pod Wiedeń,
co to jest Ojczyzna?-
odpowiedziałby:
“Jest to miejsce,

w którym najmilej spocząć i umrzeć –
kiedy się ma gotowość nieustanną życia,
i utrudzania się tam,
gdzie w każdym czasie danym
najdzielniej o Ludzkość idzie.”

Na tych prawach moralnych
wyprowadził Jan III-ci wojsko
poza Polskę przeciw prawom Polski.

Nie udało się historykom niemieckim umniejszyć roli Polaków w bitwie, niepotrzebnie też polscy historycy rewanżowali się tym samym – zasługi Jana III i wojska koronnego (Litwini umyślnie nie przybyli na czas) są nie do podważenia. Szarża husarii wywołała spontaniczny okrzyk z tysięcy gardeł sojuszniczych piechurów niemieckich i austriackich. Przez ten moment, kiedy pod kopytami polskiej jazdy zadrżała ziemia, zdawało się, że duch wspólnoty chrześcijańskiej unosi się nad polem bitwy. Nie było cienia przesady w liście Sobieskiego do Marysieńki, że było to zwycięstwo, “o którym wieki przeszłe nie słyszały”.

Trzeba też zadać kłam stwierdzeniu, że Sobieski był świetnym wodzem, ale złym politykiem, bowiem wiele z jego koncepcji politycznych do dziś stanowi dla historyków zagadkę. Jemu jednemu kilkakrotnie udało się zupełnie zneutralizować opozycję w chwilach, gdy wymagały tego królewskie plany. Potrafił też sejmowych “zrywaczy” postraszyć racją stanu i szablami gwardzistów, a elektor brandenburski znacznie zmienił swoją retorykę odnośnie polskiego króla.

Stopniowo jednak gwiazda Sobieskiego gasła. Wielki plan króla połączenia armii Rzeczypospolitej – w której brakowało piechoty, z armią cesarską – w której brakowało jazdy, nigdy nie doczekał się realizacji. Im dalej Sobieski chciał sięgnąć, tym mniejsze cele osiągał. Narastał niepokój w kraju, podnosiła głowy magnacka opozycja zawiązująca nieustanne spiski, zrywająca sejmy, szukająca porozumienia z Brandenburgią i Wiedniem.###strona### Apogeum nastąpiło w 1688 roku, gdy po dramatycznym sejmie grodzieńskim szlachta zawiązała konfederację i wzywała króla do zbrojnego rozprawienia się z oligarchią. Szlachta nawoływała króla do wzmocnienia sejmu, do wzmocnienia władzy centralnej! I w tej chwili, kiedy struchleli magnaci, a szlachta paliła się do starcia, Sobieski zwątpił. Czy przez niechęć do wojny domowej? Nie wiadomo. Ale ferment uczyniony przez ostatniego z wielkich królów trwał. W cztery lata po śmierci króla pod Olkiennikami szlachta litewska złamała możny ród Sapiehów w otwartej bitwie. Choć wtedy panował już monarcha inaczej rozumiejący dobro Rzeczypospolitej…

Jan Sobieski zmarł 17 VI 1696 roku. Wiele w życiu doświadczył i nie ustrzegł się błędów – lecz właśnie one pozwoliły mu zrozumieć siłę i słabość obywateli Rzeczypospolitej.

Z tego też powodu należy nam pamiętać Sobieskiemu więcej niż tylko listy miłosne do Marysieńki!

Jakub Maciejewski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply