Polski obywatel został odwieziony do szpitala po tym jak pijany napastnik uderzył go metalowym prętem. Zdarzenie miało miejsce w Ashford, w hrabstwie Kent. Rano informowaliśmy o ataku na Polaka w West Mindlands.

Policja póki co nie potwierdza, aby atak był motywowany nienawiścią na tle rasowym – informuje brytyjski portal.

Jak informuje kentonline.co.uk, do ataku miało dojść w okolicach popularnej fontanny przy ulicy High Street w Ashofrd w hrabstwie Kent.

Dwóch Polaków miało zostać zaczepionych przez grupę pijanych osób. Portal powołuje się na świadków, według których powodem napaści był fakt, że Polacy porozumiewali się w swoim ojczystym języku.

Jeden z mężczyzn został uderzony w głowę metalowym przedmiotem i stracił przytomność. Na miejsce zostały wezwane służby ratunkowe i policja.

Portal cytuje rzecznika miejscowego pogotowia, który poinformował, że do szpitala przyjęto Polaka w wieku około 30 lat, który doznał urazu głowy. Obaj pokrzywdzeni mężczyźni mieli odmówić leczenia szpitalnego. Policja ustala okoliczności zdarzenia.

Przypomnijmy, że to kolejny atak na Polaków w Wielkiej Brytanii. Dziś rano informowaliśmy o zdarzeniu, do którego doszło w pobliżu parku przy St. Matthews Road w Telford na zachodzie Anglii.

Według informacji lokalnych mediów, Polak i jego znajomi zostali tam zaczepieni przez grupę trzech osób, w wieku około 20 lat, które w ostrych słowach mówiły o tym, że powinni rozmawiać po angielsku, bo są w Wilekiej Brytanii. Po krótkiej sprzeczce, jeden z napastników uderzył Polaka rozbitą butelką, powodując rany cięte szyi. Sprawcy uciekli z miejsca zdarzenia.

Do brutalnego ataku na Polaka doszło także w ubiegły piątek w Leeds w hrabstwie West Yorkshire.

kresy.pl

2 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. mop
    mop :

    (…) wielu drobnych cwaniaczków, którzy ze łzami w oczach prosili, żeby pójść z nimi do urzędu miasta, na policję lub zadzwonić w sprawie pracy. Tacy byli cwani i hardzi, ze nawet dziękuję często po wszystkim nie potrafili z siebie wykrztusić. Jak pośród takich znaleźć życiowego partnera? I o czym rozmawiać w długie jesienne wieczory? Wierz mi, wstydziłam się nieraz iść z takim łachem ulicą. Pili na umór od soboty wieczorem do rana w niedzielę, by potem trzeźwieć do wieczora, a w poniedziałek znowu na budowę. Brudni i śmierdzący. Na Heimie w pijackim zwidzie śpiewali ordynarne polskie piosenki i wielokrotnie nocą pijani jak kot z pęcherzem biegali na Tankstelle. Nieraz myślałam, że po powrocie napiszę o nich książkę. Niech wiedzą ludzie jak piękne są te polskie zachodnie kariery w wielkim stylu. W naiwnych opowiastkach dla rodziny. My mieliśmy wtedy jeszcze pod górkę. Pracowaliśmy nielegalnie, bez szans na pozwolenie. Kryliśmy się i konspirowaliśmy przed policją w zbożu i kukurydzy. Dwa razy zostałam zgarnięta i fortelem uniknęłam deportacji. Tacy wszystkowiedzący chojracy po latach socjalu często wracali do Polski w dziurawych butach i starym Fordem Taunusem. Więc bajki o tym jakimi to są tam szychami przy biurku z komputerem niech opowiedzą raczej swoim koleżkom z magazynu. Ja jestem pewna że ludzie o ich mentalności dziś co najwyżej po kryjomu onanizują się do wspólnego dżemu, a ich jedyną rozrywką jest picie piwa z “aldika” po którym bolą flaki. Wy emigranci macie wiele pretensji do Polski, do rządu, do polskich pracodawców, wreszcie do tych którzy zostali w kraju, że wami pogardzają, że przezywają was zmywakami. A na co zasługujecie za sprawą swoich buńczucznych wypowiedzi? Jak piszecie o swojej Ojczyźnie, która dała wam kulturę, język, religię i wykształcenie? Jeśli gardzicie Polską – nie wracajcie tu nigdy i dajcie nam od siebie odpocząć!