Tragikomedia litewskich liberałów

Na blogu “Jesteśmy u siebie w Wilnie” jeden z jego autorów odniósł się do wczorajszej konferencji prasowej litewskiego Ruchu Liberałów. Partia określiła się jako sprzyjająca mniejszościom narodowym. W praktyce jednak liberałowie ograniczyli się do atakowania Akcji Wyborczej Polaków na Litwie.

Wczorajsze wystąpienie Ruchu Liberałów ogłaszających powstanie komitetu do spraw mniejszości narodowych wywołuje niesmak. Próba manipulacji polskimi wyborcami była tak nieudolna, że wywołuje jeszcze i śmiech.
Napuszona konferencja prasowamiała pokazać Ruch Liberałów jako obrońców mniejszości narodowych. Komitet do spraw mniejszości jaki ogłosili jego działacze ma “przełamać monopol” Akcji Wyborczej Polaków na Litwie. Stopień zakłamania liberałów, którzy teraz przyjmują rycerską pozę, dobrze opisał Stanisław Tarasiewicz w “Kurierze Wileńskim” i warto przeczytać jego artykuł.To Ruch Liberałów tworzył rząd Kubilisa, który wprowadził tak szkodliwą dla naszych szkół i naszych uczniów ustawę oświatową. Czy naprawdę trzeba przypominać liberałom, że ówczesnym ministrem oświaty i nauki był ich przedstawiciel Gintaras Steponavičius? Pokazał bardzo wyraźnie jak się o nas troszczy.
Po co ten komitet?
Nieudolność liberałów w formowaniu ich komitetu do spraw mniejszości była tak wielka, że zaprosili do niego Ilonę Šedienė. Tarasiewicz opisał jej gościnność dla nacjonalistów litewskich Julijusa Panki i zacytował szereg wypowiedzi w których twierdziła, że żadnej dyskryminacji Polaków nie ma, jest tylko dyskryminacja szkół litewskich na Wileńszczyźnie. Jeśli nie ma żadnej dyskryminacji mniejszości to po co urządzają taki cyrk, po co inicjatywa tego komitetu? Šedienė za jedyną mniejszość zasługującą na zainteresowanie i poparcie uważa mniejszość litewską na Wileńszczyźnie. To akurat nic nowego i pod tym względem nie różni się od tego co mówią i robią wszystkie pozostałe partie litewskie przez 25 lat. To właśnie ta filozofia doprowadziła do fundowania bezpośrednio z funduszu Ministerstwa Oświaty szkół litewskich w polskich rejonach i naganiania do nich różnymi, nie zawsze pięknymi metodami, uczniów także z polskich rodzin. Oczywiście pieniędzy na podręczniki w języku polskim, na dofinansowanie polskich szkół nigdy nie ma.
Jeden obraz wystarczy za symbol tej konferencji i troski liberałów o mniejszości. Pojawił się na niej czołowy szowinista litewski Kazimieras Garšva prezes antypolskiego Stowarzyszenia “Vilnija”, który okazał się partnerem dla rozmów dla liberalnych polityków. Przewodniczący liberałów Eligijus Masiulis uścisnął jego dłoń. Bo też Masiulis nie miał nam do zaproponowanie nic więcej niż Garšva. Bo cóż mówił przewodniczący Ruchu Liberałów – “Czasami słyszymy histeryczne pragnienie zwaśnienia obywateli Litwy. Mieszkając w jednym państwie, musimy rozmawiać i znaleźć porozumienie. Nie izolacja, nie pikiety i nie strajki muszą być, lecz kompromis”. Znów stara piosenka. Znów okazuje się, że winni “zwaśnienia” są nie ci, którzy dyskryminują, ale ci którzy są dyskryminowani i którzy próbują się przed dyskryminacją bronić.
Lekcja demokracji
Konferencja osiągnęła poziom komedii wraz z wystąpieniem Juliji Mackevič, radnej rejonowej rady solecznickiej i szefowej struktury Ruchu Liberałów w tym rejonie, którą uczyniono przewodniczącą ogłoszonego komitetu. Mackevič powiedziała między innymi, że “większa część przedstawicieli wspólnot narodowych tego monopolu nie popiera” – chodziło o “monopol” AWPL. Fakty są takie, że partia ta zdecydowanie wygrywa wszystkie wybory w rejonach solecznickim i wileńskim, i zyskuje większość głosów wszędzie tam gdzie mieszkają Polacy. W radzie rejonu solecznickiego ma 21 na 25 radnych (Mackevič jest w niej jedyną przedstawicielką Ruch Liberałów). W radzie rejonu wileńskiego AWPL ma 21 radnych na 31. Maria Rekść i Zdzisław Palewicz wygrali wybory na rejonowych merów w pierwszej turze, Palewicz z najwyższym wynikiem na Litwie – 77,5%. Podobnie jest jeśli chodzi o poparcie w wyborach do Seimasu czy Parlamentu Europejskiego. Zresztą na AWPL głosuje się nie tylko w rejonie wileńskim czy solecznickim, gdzie ma pełnię władzy, ale i na innych obszarach polskiej Wileńszczyzny podzielonej samowolnie na rejony według litewskiego uznania.
Gdyby traktować stwierdzenie Mackevič dosłownie, można dojść do wniosku, że uważa ona wszystkie wybory za sfałszowane. Oczywiście tak nie myśli, przecież ona i koledzy już by zawiadomili odpowiednia litewskie urzędy i prokuratury zawsze chętne do karania mieszkańców Wileńszczyzny. Republika Litewska ma inne metody na pogarszanie szans wybierania polskich kandydatów, jak chociażby wycinanie dowolnych granic okręgów wyborczych do parlamentu. Te słowa Mackevič nie są niczym innym niż wyrazem frustracji i swoistej pogardy. Frustracji, że trzymany się razem, a oni ciągle przegrywają w polskich rejonach. Ale też pogardy, że według nich jesteśmy głupi, za mało cywilizowani, że “siedzimy w getcie” polskości, że podejmujemy niesłuszne wybory, że oni wiedzą lepiej co dla nas dobre a co nie… To ten sam styl, z jakim inna przedstawicielka Ruchu Liberałów Renata Underis określała w kwietniu działaczy AWPL jako “”predsiedatielej” kołchozów, “buhalterek kołchoznych”, dyrektorów śmieciarek, wiejskich muzykantów” rzekomo infiltrowanych przez Putina. Dodajmy, że ta frustracja mogła brać się stąd, że pani Underis w marcowych wyborach przegrała. Prawie nikt jej nie chciał w radzie rejonu wileńskiego. I teraz tacy ludzie chcą uczyć demokracji?! Demokratyczne wybory już ich oceniły.
Nie jesteśmy i nie będziemy “tutejszymi”
Pisałem o komedii, ale jest pewien bardzo smutny motyw, czyniący z całego wydarzenia raczej tragikomedię. Garšva zapytał w czasie konferencji czy komitet liberałów będzie popierał rozwój języka białoruskiego na Wileńszczyźnie – bo “Vilnija” uważa Polaków Wileńszczyzny w różnych wersjach za “spolonizowanych Litwinów” albo “spolonizowanych Białorusinów”. Czy doczekał się ostrej odpowiedzi ze strony Mackevič? Absolutnie nie, odpowiedziała ona tylko, że jest dumna z tego, że od dzieciństwa rozmawia “po tutejszemu” a “w pierwszej kolejności jest obywatelką Litwy”.
Jest zawsze smutnym obserwować ludzi wstydzących się swoich przodków, bez względu na to za kogo sami się uważają, to ich prawo. Ta deklaracja Mackevič oddaje jednak dobrze jak widzą nas litewscy politycy, do których przystała. Dla nich jesteśmy “tutejszymi”. Jesteśmy dla nich jak chłopi-analfabeci sprzed 200 lat. Jesteśmy dla nich ludźmi bez kultury, bez wyraźnej świadomości, nie znającymi co dla nich dobre, ludźmi których litewscy politycy muszą z góry wyzwalać od “monopolu”. Ale w rzeczywistości my tacy nie jesteśmy. My znamy siebie, swoje ideały i swoje potrzeby. I świadomie głosujemy. Tylko niektórzy, zatraceni w politycznej grze, stają się własnie “tutejszymi” bez korzeni, dla których całą ambicją jest tańczyć tak jak im państwo zagra i “w pierwszej kolejności” być obywatelem tego państwa, nawet jeśli to obywatelstwo drugiej kategorii. Jeśli Ruch Liberałów wystawia kogoś takiego jako naszego reprezentanta, to jest najlepszy dowód, że traktują nas tak samo jak wszystkie inne litewskie partie.
3 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. sobiepan
    sobiepan :

    Czas odzyskać Litwę! – CZĘŚĆ PIERWSZA i DRUGA
    „Litwa – Ojczyzną, Polska – Macierzą” – brzmi oficjalna dewiza Związku Polaków na Litwie. To neutralne politycznie hasło miało i ma z założenia inspirować postawy zmierzające ku wytworzeniu się modelu Polaka-obywatela Litwy, a jednocześnie budować mosty między Polską a Litwą.

    W żadnym z zakładanych celów nie ma niczego, co należałoby potępiać. Świadomy swego pochodzenia i kultywujący tradycje swojego narodu Polak, będący zarazem obywatelem Litwy dążącym do wspólnego dobra wszystkich obywateli państwa jest bez wątpienia przedstawicielem grupy, która w interesie nas wszystkich powinna być jak najbardziej liczna. Wydawałoby się, że w cywilizowanym państwie takie postawy byłyby czymś pożądanym, a wręcz promowanym przez instytucje państwa. Jak dotąd jednak taki model obrał tylko Związek Polaków na Litwie.

    Gdyby identyczny albo chociaż podobny punkt widzenia przyjęły władze litewskie (dotyczy to wszystkich kolejnych rządów), to wszelkie problemy zostałyby dziś zlikwidowane i to bez względu na bardzo trudną historię wzajemnych stosunków (nie wnikajmy teraz, kto był ofiarą, a kto winowajcą). Republika Litewska obrała jednak drogę, która związki z Polską w charakterze Macierzy części swoich obywateli zdecydowanie wyklucza. A im dłużej tą drogą kroczy litewska Republika, tym trudniej będzie z niej zawrócić. Warto pokazać Litwinom, co znajduje się na końcu tej drogi i kto może na tej drodze wyjść jej naprzeciw.

    Stawka gry, jaka toczy się na Wileńszczyźnie, to nie tylko kwestia statusu Polaków tam żyjących, ich związków z Macierzą i tożsamości. Gra toczy się o coś znacznie większego.

    Uznanie obecności Polaków na Wileńszczyźnie w formie nawet tylko symbolicznej – np. poprzez wprowadzenie zapisu nazwisk w oryginale, a także prawne usankcjonowanie możliwości dwujęzycznego nazewnictwa ulic to nie tylko kwestia nadania polskiemu przynajmniej częściowych praw przysługujących językowi państwowemu – jest to także kwestia ostatecznego pogodzenia się z tym i przyznania, że Polacy tu byli, są i będą, a w związku z tym przyznania również, że cała ideologia litewska, która popchnęła w wiekach XIX i XX garstkę bałtyckich separatystów do utworzenia nowego państwa, jest oparta na założeniach z gruntu fałszywych. Fałsz ten sięgałby tak głęboko, że dotykałby kwestii zupełnie dla litewskiej Republiki zasadniczych, włączając w to całą ideologiczną narrację, w którą Litwini zmuszeni są wierzyć.

    Wilno nasze!

    Przyjrzyjmy się bliżej problemowi samego miasta Wilna. Miasta, które faktycznie znajdowało się w granicach Rzeczypospolitej do 1939, formalnie – co najmniej do 1945. Przez cały ten czas funkcjonuje tutaj Polskie Państwo Podziemne, działa wojsko polskie zwane Armią Krajową. W okolicach Wilna nie ma nawet mowy o konspiracji – struktury te działają jawnie, czyszcząc teren od Niemców i Litwinów. Co więc się stało w 1939?

    Litwini wierzą albo – co bardziej prawdopodobne – chcą wierzyć w to, że w październiku 1939 wyzwolili Wilno. Tylko od kogo?

    Żeby było wyzwolenie, musi być okupacja. Żeby była okupacja, musi być okupant i ludność okupowana. Tymczasem kto kogo miał okupować w Wilnie? Polacy okupowali… Polaków?

    Sądzę, że Litwini bardzo dobrze zdają sobie sprawę z tego, że stąpają po grząskim gruncie. Zawsze, gdy im się przyglądam, widzę pewne zagubienie na ich twarzach, coś w rodzaju niepewności. Oni sami podświadomie czują, że ich obecność tutaj jest świeża, że nie zapuścili tu korzeni. Ich jedynym pomysłem na Wilno jest negowanie. Negowanie obecnej tu wiele lat polskiej państwowości, negowanie polskiej kultury, a wreszcie – negowanie naszej narodowości. W innym przypadku musieliby pogodzić się z diagnozą, że w 1939 przyszli tu nie jako wyzwoliciele, a jako okupanci. Litwinom pozostaje jedynie mówienie o nas jako „spolonizowanych Litwinach”, których ‘wyzwalali’ od polonizacji. Wtedy rzeczywiście miałoby to jakikolwiek sens, ale najsilniejsze w całym ówczesnym kraju poparcie dla Armii Krajowej i struktur Podziemnego Państwa Polskiego podczas wojny zupełnie obala tę tezę. Jak myślicie zresztą, czemu Litwini tak bardzo nienawidzą Armii Krajowej? Nie dlatego, że dokonywała „ludobójstwa na Litwinach”, jak próbuje się wmawiać społeczeństwu – bo na Wileńszczyźnie II wojny światowej prawie nie było etnicznych Litwinów, więc i na kim dokonywać ludobójstwa – ale dlatego właśnie, że walczyła o polską rację stanu, że była polską armią, że była tu popierana przez „spolonizowanych Litwinów”. Pomijam fakt, że ludzie tutaj po prostu czuli się Polakami, z Litwą mającymi tyle wspólnego co niegdyś nasz polski wieszcz Mickiewicz.. Skoro tak było, to kim byli przybysze z Litwy Kowieńskiej w październiku 1939 roku?

    Dlatego naszą powinnością powinno być mówienie o litewskiej okupacji Wilna, używanie tej terminologii przy każdej okazji gdy będzie o tym mowa.

    Czyje Wilno, tego Litwa

    Litewski poeta Juozas Tumas, posługujący się pseudonimem Juozas Vaižgantas, wypowiedział kiedyś bardzo wiele mówiące nam o etnicznych Litwinach słowa:

    Bez Wilna nie ma Litwy, nie ma litewskości, nie ma korzeni: my bez niego uschniemy. Albo my wyzwolimy Wilno, i to w najbliższych latach, albo zginiemy z całą naszą kulturą.

    Cytat ten pochodzi z czasów „okupacji” Wilna i oddaje w pełni litewskie dążenia na tamte czasy. Dla Republiki Kowieńskiej poza aneksją Wilna (i wytępieniem Polaków na Kowieńszczyźnie) nie było ważniejszego celu. Trudno powiedzieć, kto wierzył w mit „polskiej okupacji”, na pewno tę wiarę stopniowo przejmowało indoktrynowane i integrowane wokół tego celu społeczeństwo – dopiero w latach 1938/39 otrzeźwione możliwością pojechania do polskiego miasta, gdzie – o dziwo – żadnych etnicznych Litwinów nie było. Byli tylko Litwini historyczni, czyli my, Polacy.

    Jak zauważył Vaižgantas, bez Wilna Litwa uschnie. Dodajmy – bez Wilna Lietuwa nie może być Litwą. Nie da się udawać ani tym bardziej przekonywać społeczeństwa do tego, że jest kontynuatorem państwowości Wielkiego Księstwa Litewskiego, skoro nie włada się Wilnem.

    Litwa, a właściwie – Lietuwa , ma do dziś wyraźny problem z tym miastem. Nadal mieszka tu 100 tysięcy Polaków i to Polaków miejscowych, a co najgorsze – świadomych swej tożsamości. My jako mniejszość narodowa, ale jako jedyna będąca tutaj autochtonami, jesteśmy dla litewskiej mitologii o „wyzwoleniu Wilna” i o „pradawnych Litwinach” nie do przyjęcia, choć byśmy byli większymi patriotami Lietuwy niż sami etniczni Litwini.

    Wielkie Księstwo Litewskie stało się częścią Rzeczypospolitej Polskiej już na mocy Konstytucji 3 Maja. Wobec tego Litwa też została jedną z polskich krain, czego dowodem jest nasze istnienie do dziś dnia na tych terenach (Mickiewicz też był Polakiem). Bardzo to uwiera etnicznych Litwinów, bo mając nas jako sąsiadów czują się tutaj nie jak u siebie, czują, że wierzą – bo muszą – w fałszywy mit. Czują, że zostaje im tylko negowanie, w żadnym wypadku tworzenie jakiejkolwiek pozytywnej treści. Będą więc negować wszystko aż do swojego symbolicznego narodowego i państwowego samobójstwa.

    Co robić?

    Mało przed kim daje się ukryć, że w dzisiejszej Republice Litewskiej trwa systemowa dyskryminacja Polaków celem ich wynarodowienia. Na Litwie w końcu wszystko ma być litewskie, łącznie z ukradzioną nam Polakom historią.

    Dlatego dzisiaj – choć będzie to na początku trudne, powinniśmy wreszcie odzyskać dla nas wszystkich Litwę. Nie wstydźmy się tego, że historyczna Litwa to nasze dziedzictwo, to polska historia, polska kraina i – oby tak było – także polska przyszłość. Jesteśmy przecież u siebie, na ziemi przodków, na naszej ziemi! Tuż za granicą litewsko-białoruską – czyli też na historycznej Litwie – mieszka nieoficjalnie ponad milion Polaków, czyli tak jak my historycznych Litwinów. Tam już Lietuwa nie sięga. Jeśli chce być ona osobnym państwem, musi sobie poszukać swoich własnych korzeni, a także swojej własnej nazwy, a nie ukradzionej. Przynajmniej my nie powinniśmy ułatwiać szowinistom zadania, tłumacząc nazwę ich państwa na polską Litwę. Sprawmy im tę przyjemność, skoro mają obsesję na punkcie swojego języka i używajmy nazwy ich państwowości w litewskim oryginale – tak dla odróżnienia. Bo skoro już mają oni historycznie litewskie – czyli polskie – Wilno, to niech się nim chociaż udławią. Wierzę, że nie przetrawią tej nazywanej wreszcie po imieniu polskości.

    A w to, że dzisiejsza Litwa i tak uschnie, nawet władając zdobytym w haniebny sposób Wilnem, nikt chyba nie ma wątpliwości. Sądzę, że łącznie z samymi Litwinami.

    Wileński

  2. kp
    kp :

    Uwielbiam obserwować litewskie “mocarstwowe” wygibasy, a to “atak” na Rosję, a to twarde stanowisko wobec … (litewskiej) rafinerii Możejki, a to … (sic!) litewska partia “wspierająca” Polaków na Litwie! Zawsze budzi to salwy śmiechu. Koniec tej litewskiej farsy jest jasny, demografia, ekonomia i militaria – realia dadzą o sobie znać.

  3. rebeliant80
    rebeliant80 :

    Jeśli ktoś mi mówi, że Polska jest jakimś kondominium czy też republiką bananową, to ja bardzo chciałbym zaprzeczyć, tyle, że niestety kwestii, które takie teorie potwierdzają jest zbyt wiele abym mógł to zrobić. Jednym z nich jest postawa państwa polskiego wobec dyskryminujących działań przeciw mniejszości polskiej na Litwie podejmowanej przez tamtejszy rząd. Pokażcie mi drugie takie państwo jak Polska, które kompletnie nie interesowało by się losem swoich rodaków poza granicami kraju. Jeśli wziąć pod uwagę jakim śmiesznym państwem nawet przy słabej obecnie Polsce jest Litwa, to takich działań, a właściwie ich braku nie da się wytłumaczyć inaczej niż służbą polskich rządzących interesom innym niż polskie, bo obrony polskiej racji stanu nijak nie da się dostrzec.