Zdaniem niemieckiego dziennika „Süddeutsche Zeitung”, w Polsce trwa „cichy zamach stanu”, obecnie „przykryty” przez Brexit i ataki dżihadystów. Gazeta powołując się na polskiego duchownego lansuje tezę, że Polacy oczekują, że głos ws. „polskiej demokracji” zabierze papież Franciszek.

Niemiecki dziennik „Süddeutsche Zeitung” skomentował wizytę papieża Franciszka w Polsce w ramach Światowych Dni Młodzieży. Warszawski korespondent tej gazety, Florian Hassel twierdzi, że choć jego wizyta nie ma charakteru oficjalnego, to „wielu Polaków czeka na jednoznaczne słowa papieża”ws. demokracji w ich kraju.

Przeczytaj: Msza Święta zainaugurowała Światowe Dni Młodzieży

„SZ” powołuje się na dominikanina Józefa Puciłowskiego, który w rozmowie z gazetą stwierdził: „To, co dzieje się teraz w Polsce, ma cechy zamachu stanu”.Dodał, że polski ustrój przypomina mu „dyktaturę Franco w Hiszpanii czy Pinocheta w Chile”. O. Puciłowski wyraził nadzieję, że wizyta Franciszka „pomoże w obronie polskiej demokracji”.

Gazeta lansuje tezę „cichego zamachu stanu”w Polsce. Argumentuje to m.in. podporządkowaniem publicznych mediów rządowi, a prokuratury – Zbigniewowi Ziobrze. Oskarża też rząd o atak na konstytucję, przedstawianie katastrofy lotniczej w Smoleńsku jako „rosyjskiego ataku terrorystycznego”, a także o oddanie CBA w ręce „człowieka, na którym ciążył wyrok”.

Zdaniem „SZ”, przez to, że Europa jest zajęta Brexitem i atakami terrorystycznymi, przestanie koncentrować się na Polsce. Napisano, że „narodowo-populistyczna rewolucja [Jarosława Kaczyńskiego] jeszcze się nie skończyła”,zaś w odniesieniu do powołania sejmowej komisji śledczej ws. afery Amber Gold dziennik ostrzega, że może dojść do „procesów pokazowych”.

SZ / dw.com/ Kresy.pl

8 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. jaro7
    jaro7 :

    Teraz całe lefactfo czeka na papieża,a właściwie tylko na jedno,czy papiez zwróci uwage o przyjmowaniu imigrantów i co na to rząd powie.Ja na miejscu rzadu zaproponowałbym by papiez zwrócił sie o przyjmowanie imigrantów do rzadów Ameryki Pd w tym Argentyny skad pochodzi(na pewno naród sie ucieszy),bo poza glupolami w Europie Zach.nikt ich nie chce przyjmować.

  2. azar
    azar :

    Papiez zamiast do Polski to niech sobie jedzie do islamskich niemiec i islamskiej francji myc nogi muzulmanom. Jak dobrze im nogi umyje i nogi ucaluje to mze muslimy mu gardla nie podetna tak jak zrobili to ksiedzu we francji, ktory jeszcze zbieral pieniadze i oddal ziemie pod budowe meczetu w tym miescie. To jest lewak a nie papiez. Nie uznaje go jako papieza. Tfuuu

  3. jazmig
    jazmig :

    Papież przyjechał do Polski jako głowa Kościoła Katolickiego, a nie jako polityk – władca Watykanu. Dlatego nie może on mieszać się do wewnętrznych spraw Polski i komentować polityczne kłótnie, które się toczą w naszym kraju.

  4. zefir
    zefir :

    Tylko w durnym łbie szkopa Floriana Hassela i jego redakcyjnego “Suddetsche Zeitung”,zrodzić się może myśl o polskim ciemnogrodzie i polskiej dyktaturze w stylu hiszpańskiego Franco,czy chilijskiego Pinocheta.Te niemieckie łajzy stają na swych durnych łbach,by tylko dowalić Polsce.A w Polsce demokracja i wolność słowa kwitną,w przeciwieństwie do szkopskiej goebelsowskiej hitlerokracji,w której nawet mordy,gwałty i bombki ciapatych gości nie mają cech zamachów,tylko są wyrazem poprawnościowej ,jakże ocekiwanej kultury ciapackich gości Anieli.Niemieckie pizdolenie szczytuje z zawiści ,że papież Franciszek odwiedza Polskę,że młodzież świata jest pozytywnie zaskoczona demokracją,wolnością,polską gościnnością i poczuciem swobody i bezpieczeństwa w Polsce.”To co dzieje się teraz w Polsce”jest ewidentnym dowodem na kłamstwa i antypolskość szkopskiej prasy.

  5. mop
    mop :

    Nasze państwo – Rzeczpospolita Polska RZĄDZONA PRZEZ POLSKOJĘZYCZNYCH WASALI USRAELA powinna być dobrem wspólnym wszystkich obywateli. Taka treść zawarta jest w artykule pierwszym naszej Konstytucji. Jak rozumieć ów konstytucyjny termin „dobro wspólne”? Jest oczywiste, iż w kontekście wyznaniowym oznacza on, iż państwo jest i powinno być takim samym dobrem dla każdego obywatela. Powtórzę: dla każdego. To, czy obywatel wyznaje, czy też nie wyznaje jakąkolwiek religię bądź światopogląd, powinno być jego prywatną, osobistą sprawą. Cywilizowane, demokratyczne państwo nie może w żaden sposób różnicować obywateli, także segregując ich na wierzących, bądź niewierzących, czy też na wyznających religią słuszną bądź niesłuszną. Jakiekolwiek różnicowanie obywateli, także ze względu na kwestie wyznaniowe, wiedzie wprost do dyskryminacji, do uprzywilejowania jednych kosztem drugich, prowadzi do niedemokratycznej sytuacji, w której są równi i ówniejsi. Brak takiej dyskryminacji tożsamy jest z pożądaną sytuacją równości praw wszystkich obywateli.
    Fundamentalna zasada rozdziału kościoła od państwa, obowiązująca we współczesnych, cywilizowanych państwach, tożsama jest z zerwaniem z zasadą państwa wyznaniowego. Narodziła się w Stanach Zjednoczonych w 1791 roku. W Europie zasadę tę wcieliła w życie cztery lata później Rewolucja Francuska. Proklamowana pierwsza poprawka do konstytucji Stanów Zjednoczonych stanowiła: „Nie będzie ustanowiony kościół państwowy”. Wydaje się, iż poprawka ta dobrze oddaje sens zasady rozdziału kościoła od państwa. Istotą tego rozdziału jest rezygnacja z przymusu bądź protekcji państwa, popierającego określoną religię. Wiąże się z tym oczywiście nie tylko odrębność aparatów: państwowego od kościelnego, wyznaniowa neutralność państwa skutkująca wobec obywateli rzeczywistą wolnością sumienia i wyznania, ale także równouprawnienie wszelkich wyznań i przekonań światopoglądowych, w tym równość praw organizacji wyznaniowych i światopoglądowych. Zasada rozdziału kościoła od państwa oznacza z jednej strony brak opodatkowania własności o charakterze kultowym, ale także absolutny zakaz finansowania przez państwo i państwowe osoby prawne jakichkolwiek podmiotów czy działań o charakterze wyznaniowym. Zasada rozdziału kościoła od państwa oznacza w praktyce kategoryczny zakaz prowadzenia w jakiejkolwiek formie indoktrynacji teistycznej bądź ateistycznej, w tym także zakaz używania przez państwo symboliki czy retoryki o charakterze wyznaniowym.
    Czy Polska jest państwem wyznaniowym?
    Rozdział kościoła od państwa jest najistotniejszym warunkiem rzeczywistej wolności sumienia i wyznania, wyrażającej się zarówno brakiem zaangażowania państwa w sferę wyznaniową, jak i równoprawnością obywateli, bez względu na ich stosunek do kwestii wyznaniowych. W jaki sposób wytyczyć w Polsce ową linię demarkacyjną pomiędzy państwem a kościołem? W jaki sposób oddzielić to co państwowe – od tego co kościelne? W wypracowaniu racjonalnej odpowiedzi przeszkadza stała i silna presja hierarchów Kościoła rzymskokatolickiego do nadania Rzeczypospolitej Polskiej charakteru państwa wyznaniowego. Pan profesor Jerzy Wisłocki nazwał ją niegdyś próbą kreowania Polskiej Rzeczypospolitej Katolickiej. W jej kreowaniu niezwykle pomocny okazał się dla polskiego kościoła konkordat.
    W udzieleniu odpowiedzi na pytanie: czy dane państwo ma charakter wyznaniowy, niezwykle pomocna jest analiza jego porządku prawnego. Z oczywistych powodów nadzwyczaj istotna jest treść Konstytucji. Nietrudno zauważyć, iż już w preambule polskiej ustawy zasadniczej znajdujemy dwukrotne odwołanie się do Boga oraz odwołanie do bliżej niezdefiniowanych „wartości chrześcijańskich”. W preambule Konstytucji znajdujemy też osobliwą definicję Boga jako „źródła prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna”. Zapomniano tylko dodać, że i cnót wszelakich. Przy najbardziej nawet ostrożnym wytyczaniu granicy rozdziału kościoła od państwa nie sposób uznać tego rodzaju treści za neutralne światopoglądowo. W istocie są one projekcją wyznaniowej wizji świata. Osobliwością, nie spotykaną w żadnej innej konstytucji świata, jest zawarta w artykule 18 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, definicja małżeństwa jako związku mężczyzny z kobietą. Osobliwa jest także zawartość artykułu 53 Konstytucji, traktującego o wolności sumienia i religii. Otóż w myśl tego artykułu „każdemu zapewnia się wolność sumienia i religii”, ale jedynie wolność religii została zdefiniowana (w ust. 2), a nawet dodatkowo, zagwarantowana (w ust. 5) względnym zakazem wprowadzenia innych niż ustawowe ograniczeń w jej uzewnętrznianiu. Wolność sumienia natomiast Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej jedynie „zapewnia”. Nadzwyczaj niekonsekwentna jest treść artykułu 25. Stwierdza on, iż „kościoły i inne związki wyznaniowe są równouprawnione”(BU,HA,HA,HA,HAAAAAAAA), równocześnie różnicując sytuację prawną Kościoła rzymskokatolickiego w odróżnieniu od innych kościołów i związków wyznaniowych. Sytuację tego pierwszego ma definiować „umowa międzynarodowa zawarta ze Stolicą Apostolską i ustawy”, sytuację tych drugich mają definiować ustawy. W mojej ocenie na tych przykładach widać nie tylko nierówność w traktowaniu wierzących i niewierzących, ale także nierównoprawność w traktowaniu innych niż Kościół rzymskokatolicki kościołów i związków wyznaniowych.
    Aktem prawnym o zasadniczym znaczeniu w Polsce dla stosunków państwo-Kościół jest oczywiście konkordat. Jest to nadzwyczaj osobliwy akt prawny, reguluje bowiem sytuację prawną własnych obywateli poprzez umowę międzynarodową z innym państwem. W mojej ocenie nie jest do końca jasne, czy rząd Hanny Suchockiej, miał wystarczające umocowanie prawne do podpisania konkordatu. W tej sprawie nigdy nie wypowiedział się Trybunał Konstytucyjny.
    Podkreślić należy, iż konkordaty do tej pory były instrumentem podtrzymującym wyznaniowy charakter państwa, w najlepszym przypadku utrudniającym rzeczywistą równoprawność wyznań. We współczesnej doktrynie prawa dominuje pogląd, iż konkordat wprowadza istotną sprzeczność w respektowaniu praw człowieka – w tym zwłaszcza zasady równości – różnicując obywateli według kryterium wyznaniowego i pogłębiając nierówność podmiotów wyznaniowych. Samo wprowadzenie konkordatu do porządku prawnego państwa jest realną przesłanką do nietolerancji i dyskryminacji obywateli – nie katolików. Konkordat polski z 1993 roku, bez wątpienia, przygotowany i podpisany został przez katolików. W składzie strony rządowej, a tym bardziej w składzie strony kościelnej, nie było ani jednej osoby, która respektowałaby zasadę neutralności światopoglądowej. Dodać do tego należy znany fakt prowadzenia negocjacji konkordatowych w całkowitej tajemnicy przed społeczeństwem i to w sytuacji, gdy rząd Hanny Suchockiej utracił większość parlamentarną a sondaże opinii publicznej wskazywały na rychłe zwycięstwo wyborcze formacji politycznych zdecydowanie przeciwnych wyznaniowemu zaangażowaniu państwa. Istotne znaczenie miał fakt, iż konkordat przesądzał prawny model stosunków państwo-Kościół jeszcze przed uchwaleniem nowej Konstytucji, znacznie redukując uprawnienia parlamentu na ukształtowanie fundamentów ustrojowych naszego państwa. W świetle faktów nie ulega wątpliwości, iż w istocie konkordat polski katolicka większość narzuciła mniejszości obywateli innego wyznania bądź neutralnych światopoglądowo.
    Konkordat z 1993 roku, w mojej ocenie, ewidentnie sprzeczny jest z zasadą rozdziału kościoła od państwa. Fundamentalne znaczenie ma tu wprowadzenie do państwowego porządku prawnego Rzeczypospolitej norm kościelnego prawa kanonicznego. Kluczowy jest tu artykuł 5 konkordatu, w którym czytamy: „Państwo zapewnia Kościołowi katolickiemu, bez względu na obrządek, swobodne i publiczne pełnienie jego misji, łącznie z wykonywaniem jurysdykcji oraz zarządzaniem i administrowaniem jego sprawami na podstawie prawa kanonicznego”.
    Po pierwsze, konkordat nie zawiera jakiegokolwiek zobowiązania strony kościelnej do przestrzegania prawa polskiego, polskiej racji stanu, czy chociażby Konstytucji. Po drugie, kanon 22 kodeksu prawa kanonicznego wyraźnie stanowi, iż: „ustawy państwowe, do których odsyła prawo kościelne, należy zachowywać w prawie kanonicznym na ile nie są przeciwne prawu Bożemu i o ile prawo kanoniczne czego innego nie zastrzega”.
    Po pierwsze, konkordat nie zawiera jakiegokolwiek zobowiązania strony kościelnej do przestrzegania prawa polskiego, polskiej racji stanu, czy chociażby Konstytucji. Po drugie, kanon 22 kodeksu prawa kanonicznego wyraźnie stanowi, iż: „ustawy państwowe, do których odsyła prawo kościelne, należy zachowywać w prawie kanonicznym na ile nie są przeciwne prawu Bożemu i o ile prawo kanoniczne czego innego nie zastrzega”.
    Nie ulega wątpliwości, iż konkordat to Himalaje niejasności. Podobnie jak Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej przesądza o nadaniu państwu polskiemu cech państwa wyznaniowego. Nadaje szczególny, nader uprzywilejowany status Kościołowi rzymskokatolickiemu.

    PS…
    Tak sobie myślę czasami ja ateista zatwardziały, że bóg to musi być jednak istotą niezwykle dobrą, mądrą i tolerancyjną albo go po prostu nie ma. Inaczej sobie nie potrafię wytłumaczyć jego milczącej zgody na wyczyny kościoła, który imieniem tego boga się przecież pieczętuje. Chyba, że ten bóg rzeczywiście jest taki, jakim go kościół katolicki przedstawia. Kościół katolicki to instytucja wciąż zaborczo aktywna. Nigdy nie spoczywa na laurach. Kościół katolicki w Polsce przepuszcza totalną ofensywę. Czuję się osaczony religią, kościołem wyznawcami jedynie słusznej religii. Jest wszędzie. W prasie, telewizji, radiu. Jest w szkole, w urzędach i na ulicy. Wciska się do mojego domu i łóżka. Nie mogę wysłuchać wiadomości bez informacji o poczynaniach biskupów, kardynałów, księży, papieża. Co tydzień jakieś ważne kościelne wydarzenie zajmuje łamy oficjalnych mediów. Co miesiąc jakaś ważna rocznica związana z JPII. Co pół roku następny wspaniały film o JPII. Im dalej od śmierci JPII tym więcej cudów, których rzekomo był autorem. Wszędzie krzyże, pomniki, tablice upamiętniające, dzwony, święte relikwie, cudowne obrazy, płaczące Madonny, cuda na kominach, drzewach i na szybach w blokowych oknach. Kraj prześciga się w budowaniu coraz większych krzyży, pomników, dzwonów i świątyń. Pielgrzymka goni pielgrzymkę. Młodzież wędruje tam i z powrotem pod szczupakiem czy też karpiem w Lednicy. Nawet na plaży w Międzyzdrojach pełno młodych ludzi ubranych w koszulki z napisem Pokolenie JPII. Co druga ulica to ulica JPII. Prawie każda szkoła to szkoła JPII. Szpitale JPII lub prymasa tysiąclecia. Jak grzyby po deszczu rosną świątynie projektowane przez pijanych cukierników. Naród wali niewyobrażalne pieniądze na budowanie, co raz to wymyślniejszych i absurdalnych budowli sakralnych. Nowi POLSKOJĘZYCZNI “władcy” Polski, którzy wygrali właśnie wybory zamierzają swojego boga i wyznanie wprowadzić do konstytucji, praw, prawodawstwa i ustawodawstwa. Wszystkie decyzje polityczne, ekonomiczne i gospodarcze zaczyna podejmować się tylko w obecności hierarchów kościoła. Instytucje kościelne i przykościelne stoją poza prawem i nad prawem. Nie obowiązują ich żadne prawa państwa Polskiego. Nie płacą podatków. Nie muszą się rozliczać ze swoich dochodów, przychodów i wydatków. Kościół decyduje o kształcie i formie oświaty i szkolnictwa. To kościół decyduje o życiu i zdrowiu kobiety ciężarnej. To proboszcz kształtuje kręgosłup moralny lokalnych społeczności. Zastępy dewotek i bigotów w moherowych beretach stanowią o wartościach moralnych społeczeństwa. To, co wczoraj było po prostu śmieszne dzisiaj staje się normą społeczną. Żyję w państwie wyznaniowym. Moher w triumfalnym marszu zajmuje coraz to nowe pozycje. Czuję się osaczony dominującą w tym kraju religią. Jestem wystraszony szturmem kościoła katolickiego, który wciska mi się powoli wszędzie. A przecież wydawało mi się, że państwo polskie miało być państwem świeckim z wyraźnym rozdziałem kościoła od państwa. Widać tylko mi się tak wydawało. Zastanawiam się, kiedy na ulicach pojawią się kościelne komanda. Taka religijna policja. Brrrrrr…………………skóra mi cierpnie. Pozdrawiam wszystkich ludzi wolnych od uzależnień religijnych.