Nam po prostu w tej chwili absolutnie nie opłaca się przyjmować euro – uważa lider PiS, Jarosław Kaczyński. Jego zdaniem, unijną walutę możemy przyjąć za 60 lat, a jej realna wartość jej o połowę mniejsza.
W sobotę w Sompolnie w woj. wielkopolskim odbyło się spotkanie prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego z wyborcami i sympatykami jego partii. W swoim wystąpieniu poruszył między innymi wątek ewentualnego wprowadzenia w Polsce waluty euro.
„Mamy zapisane to w traktatach, że mamy to zrobić, ale nie mamy terminu. Możemy np. za 60 lat” – oświadczył Kaczyński. Powiedział też, że unijna waluta służy przede wszystkim niemieckiej gospodarce, a ewentualnie, już tylko częściowo, takim zamożnym krajom, jak Holandia czy Austria.
„Nam po prostu w tej chwili absolutnie nie opłaca się przyjmować euro” – uważa lider PiS. Jego zdaniem to waluta, która przeszkadza w rozwoju. Argumentował, że „jak się ma za silną walutę, to się na tym traci, bo eksport jest za drogi”.
„Mamy eksport piękny, także produktów rolniczych, ale gdybyśmy mieli euro, to byłby on opłacalny tylko wtedy, gdyby zarobki w Polsce były niższe… ceny automatycznie by szły ku niemieckim i to by było nie do zatrzymania” – mówił polityk.
W opinii Kaczyńskiego, realna wartość euro to jedynie połowa przelicznika, czyli nie 5 zł, lecz około 2,5 zł. Uważa, że różnica między tymi kwotami byłaby stratą Polski i Polaków.
Przeczytaj: Konfederacja: ruszyła kampania propagandowa na rzecz likwidacji polskiej waluty i wprowadzenia euro
Jednocześnie, szef PiS podkreślał, że mieszkańcy Polski, a szczególnie Wielkopolski, wielokrotnie pokazali, że chcą być w Unii Europejskiej i że wiązali z nią swoje nadzieje. Powiedział, że ludzie przychodzą na takie spotkania „nie przeciw UE, tylko po to, by Unia była inna, by ona była dla ludzi, a nie przeciw ludziom”. Dodał, że Unia powinna służyć wszystkim narodom, suwerennym państwom „i była tym, o czym myśleli jej założyciele, czyli nowym mechanizmem współpracy państw europejskich, który wyklucza wojnę, likwiduje te wszystkie gry równowagi między mocarstwami, te strefy wpływów etc.”. W jego ocenie, po latach okazało się, że „to się nie powiodło”, ale historia jednak toczy się dalej.
Jarosław Kaczyński podkreślił też, że wiele osób ma nadzieję, że obecny bieg dziejów „się odwróci”. Zaznaczył, że Unia Europejska powinna przede wszystkim „powrócić do pewnej oczywistej zasady (…) że trzeba przestrzegać prawa”, w tym unijnych traktatów. Podkreślał, że „jest też prawo wtórne”, wynikające z traktatów, ale jest podejmowane z poziomu Komisji Europejskiej lub z udziałem Parlamentu Europejskiego.
„Dziś mamy sytuację, kiedy to wszystko zostało zastąpione zasadą najgorszą z możliwych i wewnątrz każdego państwa i między państwami – ‘kto silniejszy, ten lepszy’” – powiedział szef PiS. Podkreślił, że na to się nie możemy godzić”.
W ocenie Kaczyńskiego, ta zasada szczególnie przejawia się w gospodarce i energetyce, na przykład w kwestii zmian dotyczących unijnego systemu handlu uprawnieniami do emisji (ETS), polityki klimatycznej i Zielonego Ładu.
Minister finansów Andrzej Domański oświadczył pod koniec kwietnia br., że “w tej chwili” wchodzenie do strefy euro jest nieuzasadnione. “Polski złoty odegrał istotną rolę w tłumieniu tak zwanych zewnętrznych szoków ekonomicznych” – podkreślił.
Przypomnijmy, że niecałe pięć lat temu, wiosną 2019 roku, 2/3 Polaków było przeciwko wprowadzeniu euro, przede wszystkim z obawy o wzrost cen oraz spadek zarobków. Dodajmy, że wzrost cen po wprowadzeniu euro i rezygnacji z własnej waluty wyraźnie odnotowano i odczuto na Litwie.
Na początku 2018 roku w liście otwartym do premiera Morawieckiego znani prounijni ekonomiści twierdzili, że albo Polska przyjmie euro, albo znajdzie się „w strefie wpływów Rosji”. Ówczesny szef Kancelarii Premiera, Michał Dworczyk przyznał wówczas, że wchodząc do UE Polska zobowiązała się do przyjęcia euro, ale powinno to nastąpić w lepszym momencie. Sam Mateusz Morawiecki wcześniej deklarował, że nie jest przeciwnikiem dołączenia Polski do strefy euro.
Niedługo przed listem prounijnych ekonomistów, według sondażu Kantar Public prawie połowa Polaków (47 proc.) uważała przyjęcie waluty euro za coś złego, a tylko 14 proc. twierdziło, że byłoby dla Polski dobre. W czerwcu 2017 roku 50 proc. ankietowanych uważało, że wprowadzenie euro będzie miało złe skutki, podczas gdy odmiennego zdania było 11 proc. badanych. Jesienią 2014 wg ówczesnego GfK Polonia przyjęciu euro sprzeciwiało się 76 proc. Polaków.
Wprowadzenia w Polsce euro chciałby zdecydowanie duży, a także średni biznes. Według sondażu przeprowadzonego Millward Brown z sierpnia 2018 roku, 74% dużych i średnich firm chciałaby rezygnacji z narodowej waluty. Tym samym, poziom poparcia w tej grupie zaczął wracać do bardzo wysokiego poziomu sprzed lat (85 proc. w 2010 roku), który później, do 2015 roku włącznie (42 proc.), malał.
Dodajmy, że Bruksela planuje wprowadzić cyfrowe euro. Latem ub. roku pisaliśmy, że plany Komisji Europejskiej zakładają, iż cyfrowe euro pojawi się mniej więcej w ciągu trzech lat, około 2026 roku. Zdaniem krytyków, Bruksela dąży do maksymalnego ograniczenia transakcji gotówkowych w UE, a docelowo do całkowitego wyeliminowania gotówki z obiegu.
PAP / Bankier.pl / Kresy.pl
Zostaw odpowiedź
Chcesz przyłączyć się do dyskusji?Nie krępuj się!