Zmiana na Litwie

Po dwóch kadencjach dobiega końca era prezydent Dalia Grybauskaitė, ale wybory na Litwie mogą mieć jeszcze poważniejsze konsekwencje. Premier Saulius Skvernelis osiągając dopiero trzecie miejsce zapowiedział bowiem, że już w lipcu poda się do dymisji, co najprawdopodobniej zakończy się skróceniem kadencji Seimasu.

W drugiej turze wyborów prezydenckich na Litwie spotka się dwójka kandydatów nominalnie niezależnych, czyli Ingrida Šimonytė oraz Gitanas Nausėda, których w niedzielę dzieliła różnica mniej niż czterech tysięcy głosów. Oboje deklarują się jako osoby bezpartyjne, lecz Šimonytė cieszy się poparciem konserwatywnego Związku Ojczyzny – Litewskich Chrześcijańskich Demokratów (TS-LKD), zaś Nausėda wywodzi się ze środowiska bankowego.

Największy przegrany

Szef litewskiego rządu potraktował wybory prezydenckie jako plebiscyt swojej osobistej popularności, a także poparcia dla reprezentowanego przez siebie ugrupowania. W ostatnim czasie Litewski Związek Rolników i Zielonych (LVŽS) nie mógł być zresztą zadowolony z jego poziomu, gdyż o kilka punktów procentowych ustępował konserwatystom, zaś w marcowych wyborach samorządowych zajął dopiero trzecie miejsce ustępując TS-LKD oraz Socjaldemokratycznej Partii Litwy (LSDP).

Słaby wynik Skvernelisa ma być nie tylko rezultatem słabych notowań jego ugrupowania, lecz zwłaszcza niechęci do jego osoby ze strony mieszkańców większych miast oraz braku pomysłu na prowadzenie bardziej dynamicznej kampanii. Dodatkowo litewski premier podczas kampanii wszedł w niepotrzebną konfrontację z ustępującą prezydent. Ciesząca się sporym autorytetem wśród Litwinów Grybauskaitė krytykowała Skvernelisa za ujawnienie przed wyborami informacji o rzekomych politycznych naciskach na prokuratorów, natomiast szef rządu nie pozostawał dłużny i zarzucał prezydent uczestnictwo w kampanii poprzez krytykę referendum na temat zmniejszenia liczby posłów.

Litewscy komentatorzy uważają także, iż Skvernelis i jego ugrupowanie są ofiarami demonizowania ich przez sporą część mediów. Premier był najczęściej atakowany bardzo niemerytorycznie, stąd choćby krytykowano jego… wygląd czy brak znajomości języka angielskiego. Dodatkowo LVŽS od kilku lat przedstawiane jest jako zagrożenie dla demokracji i wolności słowa, a także dla integracji Litwy z Zachodem. Jak można się domyślać, w tym ostatnim przypadku sugeruje się związki ugrupowania z Rosją, o czym ma świadczyć eksport do Rosji niektórych litewskich produktów oraz „antyunijny” postulat zakazu sprzedaży ziemi obcokrajowcom.

Pojedynek bankierów

Wygrana Šimonytė nie powinna dziwić, jeśli weźmie się pod uwagę wspomniane wysokie notowania popierających ją konserwatystów oraz fakt, iż elektorat konserwatystów jest mocno zdyscyplinowany. Była minister finansów wygrała dodatkowo w największych miastach Litwy, które jak już wspomniano są niechętne urzędującemu premierowi i jego ugrupowaniu. Sama Šimonytė komentując wynik niedzielnych wyborów stwierdziła zresztą, że w drugiej turze liczy na poparcie konserwatystów, liberałów, a nawet socjaldemokratów, lecz nie środowisk politycznych „odwołujących się do ludzkich obaw lub populizmu”.

Na głosy wyborców „populistycznych” liczy natomiast Nausėda, który mimo swojej kariery w sektorze bankowym przedstawia siebie jako kandydata spoza układu politycznego. Przemawiając po wstępnych wynikach wyborów stwierdził wręcz, że już teraz osiągnął olbrzymi sukces, ponieważ wszedł do drugiej tury zostawiając w tyle polityków cieszących się poparciem największych litewskich ugrupowań. Nausėda na ostatniej prostej swojej kampanii odwoływał się ponadto do elektoratu socjalnego, przedstawiając swój własny program niwelowania nierówności społecznych poprzez zwiększenie świadczeń społecznych dla najmniej zarabiających.

Najprawdopodobniej wokół tematyki ekonomicznej będzie skupiać się kampania przed drugą turą wyborów. Właśnie w tej kwestii oboje kandydatów zdają się najbardziej różnić, bo w pozostałych kwestiach ich stanowisko wydaje się zbieżne. Zarówno Šimonytė, jak i Nausėda opowiadają się za ścisłą integracją z Unią Europejską, zwiększeniem współpracy obronnej w ramach NATO, ostrzejszym kursem przeciwko Rosji, a ponadto oboje w swoją pierwszą podróż zagraniczną chcą udać się do Polski.

Kłopoty lewicy

Na lepszy wynik liczył na pewno kandydat socjaldemokratów, którzy ledwie dwa miesiące temu zajęli drugie miejsce w wyborach samorządowych. Najwyraźniej na szczeblu lokalnym zadecydowały głównie dobrze rozwinięte struktury, bo w niedzielnym głosowaniu kandydat LSDP i unijny komisarz ds. zdrowia i bezpieczeństwa żywności, Vytenis Andriukaitis, otrzymał zaledwie 67 tysięcy głosów, czyli o blisko 200 tysięcy mniej od trzeciego w stawce Skvernelisa. Tym samym postkomuniści uzyskali najgorszy wynik w wyborach prezydenckich od czasu upadku Związku Radzieckiego.

Zdaniem komentatorów może to oznaczać powolną śmierć politycznej lewicy na Litwie, co w konsekwencji powinno doprowadzić do polaryzacji tamtejszej sceny. Jak twierdzą tamtejsze media, wzorem może być pod tym względem Polska, w której rywalizują ze sobą obozy konserwatywny oraz liberalny. Nie zmienia to jednak faktu, że Andriukaitis był tak naprawdę kandydatem z góry skazanym na porażkę, bowiem pełniąc od pięciu lat funkcję komisarza w Brukseli uznawany był za osobę odklejoną od obecnych litewskich realiów.

Wybory albo trwanie

Obecny litewski premier podtrzymał swoje stanowisko i zamierza dokładnie 12 lipca podać się do dymisji. Wewnątrz jego ugrupowania istnieje jednak podział odnośnie dalszego scenariusza. Część polityków LVŽS nie widzi innej możliwości niż rozpisanie przedterminowych wyborów parlamentarnych, natomiast niektórzy krytykują zbyt pochopną ich zdaniem decyzję Skvernelisa. Przeciwnicy jego dymisji twierdzą, że ich ugrupowanie dostało od narodu czteroletni mandat na sprawowanie władzy, z kolei wybory prezydenckie mają swoją specyfikę i nie muszą być wcale wyrazem dezaprobaty dla działań obecnego rządu.

Zobacz także: Litewskiemu polakożercy nie w smak nasz portal

Jest więc wielce prawdopodobne, że Skvernelisa zastąpi jeden z technokratycznych ministrów jego rządu, dlatego LVŽS uda się przetrwać do przyszłorocznych wyborów. Dużo mniej realny jest natomiast scenariusz przekazania władzy obecnej opozycji, co wiązałoby się zapewne z nominacją Gabrieliusa Landsbergisa na premiera. To właśnie wnuk polityka znanego ze swojej niechęci do Polaków staje się bowiem głównym rozgrywającym na Litwie.

Marcin Ursyński

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply