Nawet okupacyjne władze sowieckie w stosunku do polskiej edukacji na Litwie pozostawiały większe prawa – mówi w rozmowie z Karolem Kaźmierczakiem przedstawiciel polskiej mniejszości w litewskim parlamencie, poseł Zbigniew Jedziński.

Przebywając w Wilnie dziennikarz naszego portalu przeprowadził wywiad z posłem Sejmu Litwy z ramienia Akcji Wyborczej Polaków na Litwie. Zbigniew Jedziński mówił naszemu portalowi o lustracji i szansach na realizację postulatów polskiej wspólnoty w tej kadencji, a także odpowiedzialności władz Polski za wsparcie tych postulatów.

Karol Kaźmierczak: Ostatnio stał się pan na Litwie znany z inicjatywy przeprowadzenie lustracji, to jest ujawnienia współpracowników radzieckiego KGB, którzy współpracowali z tą służbą na Litwie. Na czym polega problem z lustracją na Litwie i jak pan chciałby go rozwiązać?

Zbigniew Jedziński: Na Litwie te osoby, które przyznały się do współpracy przed specjalną komisją, są utajnione. I nie są ścigane o ile nie popełniły przestępstw. Mój projekt ustawy o lustracji jest dosyć krótki. Zakłada on odtajnienie danych wszystkich współpracowników KGB i innych służb specjalnych innych państw. Przedstawiłem go po raz pierwszy w Sejmie we wrześniu zeszłego roku. Pomysł wyszedł od prezesa naszej partii Waldemara Tomaszewskiego. Na Litwie była przyjęta ustawa o lustracji według której wszystkie dokumenty jakie pozostały po władzy sowieckiej rozpatruje komisja lustracyjna. Mimo to na powierzchnię wypływają dokumenty polityków, znanych osób, aktorów czy osób duchownych, szczególnie tych, którzy wypowiadają się w sposób, jaki nie odpowiada naszej władzy. Z drugiej strony ci współpracownicy służb, którzy pozostają utajnieni, szczególnie politycy, a takich jest z pewnością bardzo dużo, są obiektem szantażu, ze strony osób lub struktur, które mają dostęp do tych tajnych archiwów. I to było podstawowym motywem aby mój projekt ustawy ponownie przedstawić w Sejmie. Po raz pierwszy został on odrzucony już w pierwszym czytaniu, bez możliwości poprawek. Oznaczało to, że po raz kolejny może on zostać przedstawiony dopiero po upływie pół roku. I dlatego ponownie został zarejestrowany w Sejmie w marcu b.r. W czasie tego półrocza potwierdziło się nasze przekonanie, że ta sprawa jest aktualna. W mediach znowu ukazały się informacje z tajnych archiwów dotyczące znanych osób, które współpracowały ze służbami specjalnymi Związku Radzieckiego. Wywołało to duże poruszenie w społeczeństwie i wiele dyskusji. W tym roku tygodnik „Respublika” wydrukował listę byłych współpracowników KGB, oczywiście z zaznaczeniem, że to tylko podejrzenia o możliwości współpracy. Była ogromna liczba polityków na tej liście. Co wzbudziło we mnie podejrzenia, to cisza medialna w temacie tej listy. Oznacza to dla mnie tylko jedno: lista jest bardzo prawdopodobna. W przypadku niektórych tych nazwisk redaktor Tomkus napisał wprost: „jesteś współpracownikiem, co piszę bez cudzysłowu, możesz mnie podawać do sądu”. Nikt do sądu się nie zwrócił. Zatem mam podejrzenia, że ta lista jest bardzo prawdopodobna, choć niedokładna. W referacie na temat zagrożeń dla bezpieczeństwa państwa litewskiego, który przedstawił w Sejmie szef Departamentu Bezpieczeństwa Litwy, Darius Jauniszkis, zaznaczono, że ci którzy się przyznali i są utajnieni są szantażowani. Odpowiadając na pytanie dziennikarza na konferencji prasowej, potwierdził, że takie osoby są i znane są mu przypadki szantażowania. A jeśli one są szantażowane, to są manipulowane przez różne struktury i oczywiście one nie pracują dla dobra społeczeństwa, ale dla tych struktur, które wykorzystują te osoby do swoich celów. To oznacza, że istnieje bardzo poważny problem. Powtórnie zarejestrowaliśmy więc projekt ustawy lustracyjnej w marcu.

Jest jeszcze aspekt moralny, który jest dla społeczeństwa bardzo ważny, jak się przekonałem otrzymując wiele telefonów od obywateli, czy komentarzy na mojej stronie na Facebooku. Na Litwie KGB jest bardzo dobrze znana, bardzo wielu obywateli ucierpiało przez działania tej struktury. I teraz utajnieni współpracownicy KGB, którzy się przyznali przed komisją, biorą udział w życiu politycznym. Dla większości społeczeństwa jest to niezrozumiałe. Przyznali się przed urzędnikami, nie przed społeczeństwem. Tylko społeczeństwo, obywatele mają prawo decydować czy ta osoba może brać udział w życiu politycznym, czy może być urzędnikiem, czy nie. Bo jeśli taka osoba nie popełniła żadnych przestępstw, nie zaszkodziła nikomu, niech sami obywatele decydują o niej, nie urzędnicy. Moim zdaniem to jest logiczne i sprawiedliwe.

K.K.: Kto zatem poparł w czasie głosowania pana inicjatywę lustracyjną, a kto był przeciw?

Z.J.: Oczywiście poparła nasza partia. Konserwatyści [Związek Ojczyzny-Litewscy Chrześcijańscy Demokraci] stuprocentowo odmówili poparcia. Kilku się wstrzymało. Najwięcej głosów poparcia było w partii Prawo i Porządek. W rządzącym Związku Chłopów i Zielonych poparła mniejszość.

K.K.: W parlamencie leży projekt nowej ustawy o mniejszościach narodowych, której Litwa nie ma od 2010 roku. Projekt socjaldemokratów dopuszcza używanie języka mniejszości w jednostkach administracyjnych gdzie mniejszość ta stanowi 30 procent mieszkańców. Jakie jest pana stanowisko w sprawie tego projektu?

Z.J.: Musimy to analizować i rozumieć cel tego projektu socjaldemokratów. Można nazwać go populistycznym, jego celem jest, by w okresie zbliżających się wyborów podwyższyć swoje notowania. Oczywiście to jest zrozumiałe. Z drugiej strony każde posunięcie, każdy projekt, który jest ukierunkowany na polepszenie sytuacji mniejszości narodowych jest dobry. Ten projekt jeszcze nie był przedstawiony w Sejmie, a więc moim zdaniem nie wiem czy warto na ten temat dyskutować. My też przedstawialiśmy swoje projekty, ale jeszcze w tamtej kadencji jeden z nich został odrzucony, chociaż byliśmy w koalicji rządzącej. Z tego powodu wyszliśmy z koalicji. Jeżeli dojdzie do dyskusji to będziemy dyskutować.

K.K.: Wierzy pana w szanse powodzenia tego projektu przy obecnym układzie sił w litewskim Sejmie?

Z.J.: Daje się odczuć ocieplenie stosunków polsko-litewskich i większa uwaga jest zwracana na mniejszości narodowe. Te stosunki międzypaństwowe chyba mają swój wpływ, na przykład przyjazd prezydenta Polski na Litwę i wizyty przedstawicieli naszych władz państwowych w Polsce. Polepszenie stosunków jest dobre ale co z tego wyniknie trudno ocenić. Ja jednak jestem pesymistą w tym temacie.

K.K.: Tak jak pan powiedział na poziomie stosunków między władzami Polski i Litwy daje się zauważyć ocieplenie, które trwa co najmniej od roku. Na ile ocieplenie to przekłada się na stosunek litewskiej elity rządzącej do mniejszości polskiej, do jej aspiracji i postulatów? Odczuwacie zmianę, nie tylko na poziomie deklaracji, ale praktycznych działań?

Z.J.: Powiem prosto – gadanie bez działania nic nie znaczy. Jeśli działań jest zero to i cała ocena jest na zero. Wszystko będzie zależało od tego jak będzie przyjęta ustawa o wprowadzeniu trzech nieszczęsnych liter do zapisu nazwisk. Wśród nich dla polskiej mniejszości jest ważna tylko jedna – W. Litewska elita polityczna chce nam narzucić własny projekt. A to dla nas nic nie znaczy ponieważ w alfabecie litewskim brakuje liter aby zapisać polskie nazwisko w oryginale. brakuje do tego siedmiu liter, a więc wprowadzenie jednej nic nie znaczy. Zobaczymy jak to pójdzie. Nawet o tę jedną literę idzie ogromna walka. To może być pierwszy wynik ocieplenia, chociaż też jestem pesymistą. Celem tej ustawy nie jest zrealizowanie praw mniejszości polskiej, ale Litwinów, którzy przebywają za granicą, którzy mają problemy z rejestracją małżeństw z cudzoziemcami.

Zobacz także: Waldemar Tomaszewski dla Kresy.pl: Polacy na Wileńszczyźnie pokazali swoją jedność

Jeżeli litery są ważne, to kwestie szkolnictwa są dla nas arcyważne. Zdawanie egzaminów [maturalnych] z języka litewskiego postawiło naszą młodzież w bardzo trudnych warunkach. Może to komuś się nie spodoba, ale ja przytoczę taki przykład, że nawet okupacyjne władze sowieckie w stosunku do edukacji polskiej mniejszości pozostawiły większe prawa. Dam swój przykład. Miałem w szkole wszystkie przedmioty w języku polskim, bez wyjątku. A w litewskich szkołach wszystkie szkoły były w języku litewskim. Przy zdawaniu egzaminów nie żądano pisania wypracowania z literatury rosyjskiej czy litewskiej. Była czysta gramatyka. Co najważniejsze, przy wstępowaniu na wyższe uczelnie zdając egzamin z języka rosyjskiego zamiast wypracowania pisaliśmy streszczenie. Dostałem najwyższą ocenę. Tak było przy władzy okupacyjnej. Teraz nawet w szkołach litewskich system egzaminów jest ostro krytykowany. Czy dla ucznia w polskiej szkole jest ważna znajomość całej literatury litewskiej? Znajomość gramatyki tak, ale znajomość literatury? Mam co do tego duże wątpliwości.

K.K.: Wracają do kwestii projektu ustawy dotyczącego pisowni nazwisk. Czy frakcja AWPL-ZChR poprze taki projekt, który wprowadza możliwość wpisania do dokumentów liter W, Q i X? Czy będziecie się domagać zmian czy poprzecie to nawet w takiej formie uważając to za krok do przodu?

Z.J.: Poprzemy każdy, choćby mały krok do przodu. Tylko jeśli w ciągu 28 lat niezależności Litwy wprowadzimy jedną literkę, to ile czasu zajmie wprowadzenie kolejnych sześciu?

K.K.: Właśnie, czy zatem nie obawia się pan, że po uchwaleniu ustawy w takim kształcie władze Litwy „sprzedadzą” ją pijarowo, zaczną ją prezentować jako rozwiązanie polskich problemów i zamknięcie tematu? A jak znam uwarunkowania dyskusji w Polsce, nie zabraknie takich, którzy tę narracją podejmą.

Z.J.: Litwini już sprzedają ten projekt w ten sposób. Możliwy jest taki scenariusz.

K.K.: Jak rozumiem problem z ujednoliconym egzaminem z języka litewskiego polega nie na tym, że od uczniów z polskich szkół wymaga się dobrej komunikatywności i znajomości gramatyki, ale na tym, że wymaga się od nich takiej samej znajomości litewskiej literatury i kultury jak od uczniów szkół litewskich?

Z.J.: O to właśnie chodzi. Moim zdaniem dla uczniów, którzy ukończyli szkołę z językiem nauczania mniejszości narodowej wystarczy by znać idealnie gramatykę, bo przecież uczą się własnej literatury ojczystej. Ci którzy pragną studiować na przykład dziennikarstwo, powinni oczywiście mieć egzamin taki, jak w szkole litewskiej. Jednak dla tych uczniów szkół mniejszości, którzy chcą na przykład studiować kierunki techniczne [ujednolicony egzamin z języka litewskiego] to jest absurd. I w litewskich mediach są takie głosy, że jest to niepotrzebne nawet dla uczniów litewskich szkół.

K.K.: Czyli nadal AWPL-ZChR stoi na stanowisku, że ustawa oświatowa z 2011 roku powinna zostać uchylona?

Z.J.: To jest największy problem mniejszości narodowych, który powinniśmy rozwiązać. W tym temacie oczekujemy reakcji od władz Polski w sytuacji gdy ocieplamy stosunki.

K.K.: A jak powinny działać w tej sprawie władze Polski?

Z.J.: Po pierwsze poświęcić temu więcej uwagi i dyskutować. Przedstawić argumenty. Dyskutować nie tylko w gronie polityków, ale zaprosić też tych dla których to jest najważniejsze – przedstawicieli naszej mniejszości narodowej. Tak, żebyśmy mogli przedstawić swoją argumentację. Powinniśmy docenić ocieplenie w stosunkach między rządami, ale moim zdaniem to za mało. Powinna być dyskusja na konkretne tematy. Mamy swoje priorytety i niech polskie władze to zrozumieją i pracują z odpowiednimi przedstawicielami Litwy.

K.K.: A czy w tej chwili władze Polski poświęcają zagadnieniom oświaty polskiej na Litwie należytą uwagę? Czy kontaktują się ze środowiskiem pracowników polskich szkół na Litwie, z rodzicami?

Z.J.: Moim zdaniem niedostatecznie.

K.K.: Wywodzi się pan z rejonu święciańskiego. To specyficzny rejon w ramach którego połączono tereny zamieszkane w większości przez Polaków, należące niegdyś do rejonu niemenczyńskiego, z terenami zamieszkanymi zwarcie przez Litwinów. Połączono je w taki sposób, żeby Litwini stanowili większość w skali całego rejonu. Jest pan liderem struktur partyjnych w tym rejonie. Jak wygląda funkcjonowanie rejonowego samorządu? Na ile zaspokajane są potrzeby miejscowych Polaków?

Z.J.: Po pierwszych demokratycznych wyborach do samorządu w niepodległej Litwie mieliśmy w radzie rejonowej pięciu radnych z ramienia organizacji reprezentującej Polaków. W następnej kadencji było już tylko trzech radnych, potem czterech, trzech, jeszcze raz trzech i czterech, a od ostatnich wyborów znów pięciu. W tej kadencji jesteśmy w koalicji rządzącej rejonem. Przedstawiciel naszej partii, Andrzej Szarejus, jest dyrektorem administracji. Współpraca w koalicji układa się nieźle. Zachowaliśmy szkołę z klasami polskimi i rosyjskimi w Podbrodziu, która stała się gimnazjum [szkołą maturalną]. Corocznie odbywają się polskie imprezy kulturalne. Zbudowaliśmy Dom Polski w Nowych Święcianach. Ma to ogromne praktyczne znaczenie dla zachowania polskości w tym rejonie i muszę przyznać rację szefowi naszej partii, Waldemarowi Tomaszewskiemu, który zasugerował, że właśnie w Nowych Święcianach powinien być Dom Polski. Bo mamy tam dużo obywateli polskiej narodowości, którzy byli jakby zapomniani. Teraz w tym Domu działa społeczna szkółka i odbywają się różne imprezy. Dom działa jako osoba prawna. Mamy nadzieję, że będziemy przyciągać turystów z Polski ponieważ Nowe Święciany są miejscem atrakcyjnym dla turystów, są trasy kajakowe. W Domu Polskim jest nieduży hotel i można przenocować. Jest więc coraz lepiej.

K.K.: Jest pan znanym krytykiem polityki zagranicznej władz Litwy. Co według pana należałoby w niej zmienić?

Z.J.: W naszym programie wyborczym jest zapisany bardzo konkretny punkt dotyczący właśnie polityki zagranicznej, mówiący, że powinniśmy z wszystkimi sąsiadami nawiązywać przyjazne stosunki. I to moim zdaniem jest bardzo dobry punkt programu, ponieważ musimy na te sprawy patrzeć pragmatycznie. Jeśli kiedyś byliśmy zależni od Związku Radzieckiego czy od Rosji, to teraz jesteśmy uzależnieni od innej strony. Wykonujemy polecenia tej strony. Moim zdaniem nie zawsze dobre. Przyjmujemy i ratyfikujemy ustawy, które nie są dobre dla naszych mieszkańców. Nie szukamy kontaktów ze wschodnimi sąsiadami. Nawet w czasach najbardziej gorącej konfrontacji między zachodem a Związkiem Radzieckim, nie przerwały kontaktów z Moskwą ani Stany Zjednoczone, ani państwa europejskie, nie mówiąc już o kontaktach z państwami takimi jak Czechosłowacja czy Węgry. Ciągle szukały kontaktu żaby rozmawiać. Dlaczego my tego nie czynimy? To nie odpowiada interesom naszych obywateli.

K.K.: Prezydent Dalia Grybauskaitė, która zachowuje duży wpływ na politykę zagraniczną, ale rząd w zasadzie również, uznają Rosję za bezpośrednie zagrożenie dla bezpieczeństwa Litwy.

Z.J.: Nie zgadzam się. Po pierwsze, tak jak powiedziałem, żeby wyciągać wnioski musimy utrzymywać kontakty. Tych kontaktów nie mamy. Premier Skvernelis wypowiedział się kilka razy, że trzeba nawiązywać kontakty z Rosją, za co był ostro krytykowany. Jeśli zaś chodzi o zagrożenie, to ja nie widzę przyczyn dla których Rosja miałaby najeżdżać Litwę i dążyć do konfrontacji wojskowej. Moim zdaniem Rosji potrzeby jest Zachód, potrzebna jest Litwa jako rynek dla jej towarów. W pierwszej kolejności oczywiście dla ropy naftowej i gazu, który nam sprzedaje. Z drugiej strony, ci którzy widzą zagrożenie przytaczają przykład Ukrainy. Oczywiście, nawet jeśli tam oficjalnie nie ma oddziałów rosyjskich, to jacyś doradcy tam są na pewno, tam jest broń rosyjska, ale to jest skutek napięć w polityce ukraińskiej. To Kijów ruszył na wschód Ukrainy, żeby wprowadzać swoje porządki po zmianie władz. Co do zajęcia Krymu, nie chcę przytaczać argumentów, że to były kiedyś ziemie rosyjskie czy że tam żyli Tatarzy, nie chcę do tego wracać, to jest historia i niech się tym zajmują historycy. Jednak i to jest wynik błędów polityki samego Kijowa.

K.K.: Jakich błędów?

Z.J.: Była podpisana umowa między opozycją z Majdanu i prezydentem, że będą rozpisane wybory i wszystko pójdzie demokratycznym torem. Tak się nie stało. Po podpisaniu umowy, której gwarantami była państwa europejskie, także Polska, tak się nie stało. Jeśli wszystko by poszło drogą konstytucyjną nie byłoby ani aneksji Krymu, ani konfliktu w Donbasie, nie byłoby przelewu krwi. To jest błąd dzisiejszych władz Ukrainy, że poszły drogą konfrontacji, drogą przelewu krwi, drogą narzucania swojej ideologii metodą wojenną. Przypomnijmy, że niezadowolenie na Krymie, na wschodzie Ukrainy wywołały pierwsze posunięcia nowej władzy, ustawa o językach ograniczająca prawa mniejszości narodowych. Tam gdzie prawa mniejszości są akceptowane tam nie ma takich konfliktów. A na Ukrainie poszli inną drogą. I jeśli chodzi o zagrożenia dla Litwy, to na dzień dzisiejszy wojska rosyjskie chyba byłyby w stanie dojść do Kijowa, ale tego nie czynią. Dlaczego? Bo nie jest celem Rosji okupacja całej Ukrainy. Ani Litwy, ani tym bardziej Polski. Moim zdaniem przyczyny tej histerii są dwie. Jest aspekt czysto mentalnościowy, przekonanie, że Rosja zawsze była i będzie dla nas wrogiem. Drugi aspekt to interes grup, które handlują bronią. Dla nich ważna jest możliwość sprzedaży broni do państw takich jak Polska i Litwa. Ukierunkowują politykę naszych władz na wrogość, ażeby ciągle było napięcie.

K.K.: Czy elity litewskie nie próbują w ten sposób odwracać uwagi od wewnętrznych problemów ekonomicznych i społecznych?

Z.J.: Tego aspektu nie powinniśmy odrzucać. Elity polityczne wykorzystują to do swoich własnych politycznych celów. Tego nie da się nie zauważyć.

K.K.: Chciałbym zadać pytanie, które w kontekście Litwy rzadko pada w naszych mediach. Mijają już trzy lata odkąd Litwa przyjęła walutę euro. Elity litewskie tłumaczyły to zarówno oczekiwanymi zyskami ekonomicznymi, a z drugiej strony potrzebą silniejszej integracji z Unią Europejską właśnie w imię bezpieczeństwa. Jednak w rozmowach ze zwykłymi obywatelami można usłyszeć w większości negatywne oceny rezygnacji z waluty narodowej. Jak pan ocenia ten ruch?

Z.J.: Bardzo dobre pytanie. Chciałbym podkreślić, że już nie tylko obywatele, ale i nasi politycy doceniają rozsądek polskich polityków, którzy do dziś nie wprowadzili euro. Generalnie zaczynamy naśladować politykę Polski, na przykład program 500+ choć u nas to inaczej zorganizowano. W programie naszej partii jest idea 120 euro na każde dziecko. Ten projekt jest omawiany w Sejmie. Na razie mówi się o mniejszej sumie. Wracając do euro, przed jego wprowadzeniem były obawy, że zdolność nabywcza obywateli się zmniejszy. Życie to potwierdziło. Chociaż politycy, którzy bardzo agitowali za wprowadzeniem euro mówili, że będzie kontrola cen w sklepach, że będzie kontrola w bankach ale nic to nie pomogło. Życie udowodniło, że po wprowadzeniu euro ceny skoczyły w górę, zdolność nabywcza obywateli zmniejszyła się i tego nie da się skontrolować. Ktoś na tym zarobił. Dla zwykłych obywateli sytuacja jednoznacznie się pogorszyła.

K.K.: Czy można to odwrócić? Jakie jest stanowisko AWPL-ZChR w sprawie waluty euro? W krajach południa Europy postulaty przywrócenia waluty narodowej są elementem debaty publicznej.

Z.J.: Takiej dyskusji nie było i moim zdaniem z najbliższym czasie takiej dyskusji nie będzie. W tej chwili nie da się tego poruszyć. Wprowadzenie euro było dużą inwestycją. Niestety tego problemu nie da się szybko rozwiązać.

Kresy.pl

5 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. mariusz67
    mariusz67 :

    Na liście “Respubliki” podejrzanych o współpracę z KGB jest jedno znane polskie nazwisko, to Czesław Okinczyc, prezes Radia i portalu Znad Wilii – gadzinowego medium szkalującego polskie organizacje i przywódców, a powtarzające litewską propagandę. ZW otrzymuje olbrzymie pieniądze zarówno od instytucji litewskich jak też z Polski za pośrednictwem fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie, tej samej która rozpętała skandaliczną aferę przeciwko Związkowi Polaków na Litwie.

  2. wilenski
    wilenski :

    Nasza partia AWPL-ZCHR przestrzegała przed wprowadzeniem euro, że wzrosną ceny i standard życia spadnie. dokładnie tak się stało. Ale za euro agitowali politycy litewscy i ktoś na pewno na tym zarobił, jacyś spekulanci i wielki biznes. Ale nie zwykli ludzie, którzy ponoszą koszty tej złej decyzji.

  3. FrancisMorges
    FrancisMorges :

    Doskonałe studium sytuacji i obłudy lietuvisów. Co do szkolnictwa to proszę zwrócić uwage na fakt, że w porównaniu do poprzedniego rządu obcięto tzw. koszyczek i zmniejszono kwotę dotacji z 1000 zł na 440 – a wszystko za sprawą Falkowskiego z Fundacji. Takie oto wsparcie giedroyciowców, których reprezentantem na Litwie jest Doroszewska, stroniąca od polskości czego dowodem jest brak obecności na wspaniałym wielotysięcznym marszu Polaków, na który stawili się choćby posłowie do PE z Polski – im się chciało pokonać tysiące kilometrów podczas, gdy Doroszewska na miejscu nie zrobiła kilku kroków

  4. W_Litwin
    W_Litwin :

    Ten wywiad jest doskonałym obrazem mądrości i dojrzałości polskich posłów, którzy są atakowani za zachowywanie polskiej tożsamości, za kierowanie się chrześcijańskimi wartościami i za próbę oczyszczenia Litwy z agentów i łapówkarzy