Wybory na gubernatora amerykańskiego stanu Wirginia wzbudziły spore zainteresowanie na świecie. Nie powinno to szczególnie dziwić, bo głosowanie w tym regionie miało często decydujący wpływ na dalsze funkcjonowanie rządu federalnego. Polityka administracji Joe Bidena i Partii Demokratycznej poniosła więc porażkę, zwłaszcza w zakresie forsowanego przez nią programu ideologicznego.

Demokrata Terry McAuliffe walczył o swoją drugą kadencję na stanowisku gubernatora Wirginii. Poprzednio rządził tym stanem w latach 2014-2018, natomiast później skupił się na ogólnokrajowej polityce. Mówiono nawet o możliwości jego startu w prawyborach prezydenckich Partii Demokratycznej. Ostatecznie postanowił on jednak wrócić na swoje lokalne podwórko. Jak się okazało bezskutecznie, bo przegrał właśnie z Glennem Youngkinem z Partii Republikańskiej.

Wirginia decyduje

Rywalizacja McAuliffe z Youngkinem wzbudziła sporo emocji. Powszechnie została ona uznana za dwa poważne testy. Pierwszy z nich dotyczył polityki obecnego prezydenta Stanów Zjednoczonych, a więc poparcia dla wprowadzanych przez niego reform. Drugi test odnosił się już do popularności samych Demokratów i Republikanów przed przyszłorocznymi wyborami do Izby Reprezentantów i części Senatu.

O wadze głosowania w Wirginii świadczy zresztą najnowsza historia polityczna Stanów Zjednoczonych. Było ono już co najmniej dwa razy punktem zwrotnym w polityce na szczeblu federalnym. W 1993 roku zwycięstwo republikanina George’a Allena poprzedziło zdobycie przez jego partię pierwszej większości w Izbie Reprezentantów od ponad czterdziestu lat. Zwycięstwo amerykańskiej prawicy zostało zresztą nazwane „republikańską falą”.

Kilkanaście lat później wybory w Wirginii wygrał z kolei demokrata Tim Kaine. Rok później jego ugrupowanie zapewniło sobie większość w Izbie Reprezentantów i Senacie, co w połowie drugiej kadencji znacząco osłabiło ówczesnego republikańskiego prezydenta George’a W. Busha. Biorąc pod uwagę powyższe zależności można spodziewać się, że Wirginia będzie początkiem kolejnych zwycięstw Republikanów.

Przeciwko teorii rasy

Dosyć niespodziewanie kampanię wyborczą w Wirginii zdominowała tematyka związana z „krytyczną teorią rasową”. Jak nietrudno zgadnąć, jej popularność w Stanach Zjednoczonych zwiększyła się po fali histerii spowodowanej śmiercią George’a Floyda w maju ubiegłego roku. Założenia powstałej w latach 70. ubiegłego wieku teorii sprowadzają się do obwiniania przedstawicieli białej rasy o wszelkie nieszczęścia Ameryki, spowodowane umacnianiem jej „supremacji” poprzez system polityczny i prawny.

Dotychczasowy demokratyczny gubernator Ralph Northam był mocno zaangażowany w propagowanie „krytycznej teorii rasowej”. Tak bardzo, że na stronach internetowych stanowego Departamentu Edukacji jej wdrożenie było wprost zalecane nauczycielom w szkołach publicznych. Gdy na ostatniej prostej kampanii sprawa zaczęła wzbudzać największe kontrowersje, Demokraci wbrew prawdzie zaprzeczali, aby „antyrasistowski” program rzeczywiście był obowiązkowy.

Nie zmieniło to jednak faktu, że McAuliffe w swojej kampanii nie rezygnował ze wsparcia dla skrajnie lewicowych ideologii. Na dwa dni przed wyborami narzekał chociażby na nadreprezentację białych ludzi wśród kadry nauczycielskiej w Wirginii. Mieli oni stanowić blisko 80 proc. wszystkich belfrów w tamtejszych szkołach publicznych, podczas gdy młodzież wywodząca się z mniejszości rasowych stanowi już blisko połowę wszystkich uczniów.

Republikanie zapowiadali natomiast wprost, że pierwszą decyzją po zwycięstwie ich kandydata będzie właśnie zakazanie nauczania o „krytycznej teorii rasowej”. Przy tej okazji krytykowali oni zresztą ograniczanie wpływu rodziców na treści przekazywane ich dzieciom w szkołach. Dodatkowo sytuację podgrzało tuszowanie przez władze Wirginii informacji o napaści seksualnej na 15-latkę w jednej ze szkól średnich, której w damskiej toalecie miał dopuścić się „chłopiec noszący spódniczkę”. Nic więc dziwnego, iż hasła o lewicowej indoktrynacji w szkołach trafiły na podatny grunt.

Biden odrzucony

Na ostatniej prostej przedwyborczej kampanii pojawiły się nowe badania opinii publicznej dotyczące oceny prezydentury Joe Bidena. Choć obecna głowa państwa rządzi krajem zaledwie od stycznia, już teraz musi mierzyć się z dużym spadkiem swojej popularności. W ciągu ostatnich dziewięciu miesięcy aprobata dla jego prezydentury spadła o ponad 11 pkt. proc. Średnia aprobata dla Bidena wynosząca 42 proc. jest zaś najniższa spośród wszystkich (za wyjątkiem Donalda Trumpa) prezydentów USA po II wojnie światowej.

Zobacz także: Propozycje sankcji wobec Polski podczas debaty w Kongresie USA

Sam Biden starał się pomagać w kampanii swojego partyjnego kolegi. Dwukrotnie udał się z Waszyngtonu do Wirginii, aby wesprzeć McAuliffe’a na jego przedwyborczych wiecach. Amerykański prezydent w ich trakcie wręcz epatował pewnością siebie, zapowiadając zdecydowaną wygraną Demokratów. W swoich przemówieniach Biden najczęściej wracał do ubiegłorocznych wyborów prezydenckich, przypominając o wygranej nad Trumpem z przewagą blisko 10 pkt. proc. Warto podkreślić, że demokratyczny kandydat na gubernatora Wirginii cieszył się również wsparciem byłego prezydenta Baracka Obamy.

Porażka McAuliffe’a jest więc sporym problemem dla samego Bidena. Jeśli wybory w Wirginii, podobnie jak w ostatnim trzydziestoleciu, wpłyną na scenę polityczną na szczeblu federalnym, Partia Demokratyczna utraci wówczas większość w Izbie Reprezentantów. Wtedy trudno będzie uchwalić jakąkolwiek reformę, z czym obecny prezydent ma zresztą problem już teraz. W Kongresie utknęły bowiem jego programy ekonomiczne i systemowe, które nie mogą liczyć na ponadpartyjne poparcie.

Dodatkowo Biden poniósł dotkliwe porażki także na innych polach. Nie trzeba przypominać w jaki sposób skończyła się obecność Amerykanów w Afganistanie. Nie udało się również osiągnąć zaszczepienia przeciwko koronawirusowi na poziomie 70 proc. dorosłych obywateli. Granicę amerykańsko-meksykańską przekroczyła natomiast rekordowa liczba nielegalnych imigrantów. W tej sprawie Biden znalazł się zresztą w potrzasku, bo z jednej strony nie udało mu się powstrzymać ich napływu, a z drugiej jest krytykowany przez lewicową frakcję Demokratów za niehumanitarne traktowanie Latynosów chcących przedostać się na amerykańskie terytorium.

Trump triumfuje

Biden podczas jednego z przemówień w trakcie kampanii McAuliffe’a skupił się na atakowaniu swojego przeciwnika w ubiegłorocznych wyborach prezydenckich. Trump zdominował jego piętnastominutowe przemówienie, uderzające również w samą Partię Republikańską. Obecny prezydent starał się ostrzegać przed skutkami wygranej republikańskiego kandydata. Przywoływał w tym kontekście Florydę i Tekstas, a więc stany, których ustawodawstwo pod rządami Republikanów znacząco przesunęło się w prawo.

Tymczasem zwycięzca wyborów w Wirginii unikał wpadnięcia w pułapkę zastawioną przez Demokratów w stanie będącym dotąd jednym z ich bastionów. Co prawda Trump na każdym kroku podkreślał swoje poparcie dla Youngkina, ale nowy gubernator Wirginii starał się unikać skojarzeń z byłym prezydentem. Sztab Republikanina wypuścił nawet żartobliwy sport wyborczy, w którym przytoczono wszystkie wypowiedzi McAuliffe’a odnoszące się do Trumpa. Materiał wieńczy śmieszne w tym kontekście stwierdzenie Demokraty, że „w końcu w tych wyborach nie chodzi o Trumpa”.

Część niechętnych byłemu prezydentowi republikańskich mediów uważa, że Youngkin nie wygrałby wyborów bez zdystansowania się od jego postaci. Dzięki temu prawicowemu politykowi miało udać się odbić z rąk lewicy przedmieścia miast w Wirginii, bez których niemożliwe byłoby zwycięstwo. W tym kontekście porównano zresztą wyniki wtorkowych wyborów z rezultatami osiągniętymi przez Trumpa w ubiegłym roku. Jego partyjnemu koledze udało się przekonać do siebie konserwatywnych Latynosów, których wcześniej odrzucała retoryka ruchu „Make America Great Again”.

Zupełnie inaczej wygraną Youngkina zinterpretował sam Trump. W powyborczych wypowiedziach przypisał sobie część zasług za zwycięstwo nowego gubernatora, które miałoby nie być możliwe bez mobilizacji zwolenników „MAGA”. Najprawdopodobniej Republikanie w przyszłym roku będą naśladować tegoroczną strategię Youngkina, polegającą na mobilizowaniu zwolenników Trumpa (choćby poprzez podnoszenie kwestii kulturowych i związanych z nauczaniem w szkołach) przy jednoczesnym dystansowaniu się od samej postaci byłego prezydenta.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply