Alternatywa dla Niemiec w ostatnich latach osiągnęła szereg spektakularnych sukcesów. Zwłaszcza biorąc pod uwagę dominację lewicy w niemieckiej debacie publicznej. Nie zmienia to jednak faktu, że ugrupowanie funkcjonuje w permanentnym kryzysie dotyczącym zarówno swojego kierownictwa, jak i linii programowej.

Mało kto zdaje się w ogóle pamiętać, że założyciele Alternatywy dla Niemiec (AfD) od dawna nie są już nawet jej członkami. Partia powstała przed siedmioma laty, a założyli ją rozczarowani działacze Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU). Początkowo AfD nie zajmowało się zresztą kwestiami ideologicznymi. Byli chadecy krytykowali głównie politykę zagraniczną i gospodarczą kanclerz Angeli Merkel, skupiając się na walce z walutą euro i programami ratowania państw południa Unii Europejskiej.

Po wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2014 roku wspomniane tematy stały się jednak mniej popularne wśród społeczeństwa. Z tego powodu do głosu zaczęli dochodzić działacze opowiadający się za rozszerzeniem programu Alternatywy. Założyciele partii na czele z ekonomistą Berndem Lucke postanowili ją opuścić, zakładając marginalny ruch odwołujący się do idei liberalno-konserwatywnych.

Przejęcie przywództwa przez Frauke Petry w połowie 2015 roku mocno zmieniło ideowe oblicze AfD. Partia zdecydowanie przesunęła się wówczas w prawo. Narodowo-konserwatywnemu skrzydłu z pewnością pomógł ówczesny kryzys migracyjny. Od tego czasu Alternatywa rozszerzyła więc zakres swoich postulatów, oczywiście krytykując masową imigrację. To nie skończyło jednak serii rozłamów i częstych zmian w kierownictwie partii.

Islam i imigracja

Tak naprawdę nietrudno się pogubić, gdy analizuje się liczbę liderów ugrupowania od czasu jego powstania. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że rządzi nim zazwyczaj dwóch współprzewodniczących. Tylko po wyborach federalnych sprzed trzech lat dwukrotnie wybierano jego kierownictwo. Nie zmieniają się jednak dwie rzeczy. Pierwszą z nich jest rywalizacja pomiędzy różnymi frakcjami partyjnymi. Drugą, już korzystną dla AfD, jest z kolei stale zwiększająca się liczba jej działaczy.

Wspomniane tarcia pomiędzy różnymi grupami interesu nie są tak naprawdę niczym szczególnym w Niemczech. Podobna rywalizacja, bardziej jednak wyciszana przez media, odbywa się u chadeków i ich socjaldemokratycznych koalicjantów. Spora grupa działaczy CDU zarzuca Merkel „socjaldemokratyzację” partii i jej stały skręt w lewo. W cały czas tracącej poparcie Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (SPD) ścierają się pomiędzy sobą dwie frakcje. Pierwsza z nich opowiada się za umiarkowanym kursem socjaldemokracji, natomiast druga chciałaby powrotu do tradycyjnych postulatów lewicy dotyczących polityki społeczno-ekonomicznej.

Narodowi konserwatyści są z kolei zgodni w zakresie swoich najważniejszych postulatów. Praktycznie żadna z frakcji nie kwestionuje konieczności walki z imigracją i islamem. Czyli postulatami wprowadzonymi do debaty publicznej przede wszystkim przez antyislamski ruch PEGIDA. Z pewnością żaden z działaczy Alternatywy nie zakwestionuje także konieczności ograniczenia napływu obcokrajowców, w tym głównie tych pochodzących z pozaeuropejskiego kręgu kulturowego.

Zwycięstwo szefa

Wśród działaczy AfD istnieją jednak poważne rozbieżności odnośnie sposobu realizacji powyższych postulatów. Część uważa, że nadmierny radykalizm może odstraszać rozczarowanych wyborców CDU, dlatego krytykuje wypowiedzi niektórych partyjnych liderów. Doskonałym przykładem były wydarzenia z ubiegłego tygodnia, które zostały poruszone również na odbywającej się w weekend konferencji federalnej ugrupowania.

Część liderów Alternatywy skrytykowała w jej trakcie postępowanie swoich kolegów z klubu w Bundestagu. Mieli oni wprowadzić do parlamentu grupy osób, które mocno nagabywały polityków innych partii, aby następnie rozpowszechniać materiały wideo w mediach społecznościowych. W ten sposób wyrażali swój sprzeciw wobec nowego przedłużenia ograniczeń związanych z pandemią koronawirusa. Dodatkowo część frakcji w Bundestagu uważa, że w Niemczech wprowadzona została „koronadyktatura”.

Taką postawę skrytykował współprzewodniczący AfD, Jörg Meuthen. Jego zdaniem niektórzy politycy partii chcą jedynie „odgrywać role prowokatorów niczym dorastający uczniowie”. Tymczasem narastająca agresja może jedynie szkodzić narodowym konserwatystom, odstraszając od nich osoby oczekujące alternatywy wobec polityki Merkel. Meuthen uważa więc, że ugrupowanie potrzebuje wspólnej płaszczyzny zarówno w swoim programie, jak i zachowaniu jego członków.

Ostatecznie Meuthen został okrzyknięty zwycięzcą zjazdu. Nie tylko udało mu się zachować swoje wpływy w zarządzie, ale wręcz je rozszerzył. Po raz kolejny okazało się więc, że najbardziej hałaśliwa frakcja wcale nie musi mieć dużego poparcia wśród ogółu działaczy. Część jego zwolenników miała mu jednak za złe, że zbyt mocno krytykował Alexsandra Gaulanda, szefa klubu parlamentarnego AfD. W ten właśnie sposób miał on podważyć wiarygodność swoich wcześniejszych wezwań do jedności.

Prawica czy centrum?

Wygrana bitwa nie oznacza jednak zwycięstwa w całej wojnie. Tymczasem ta wciąż się toczy. Wewnątrz AfD dużo do powiedzenia mają sympatycy Andreasa Kalbitza, polityka wykluczonego z partii w lipcu. Były szef partyjnych struktur w Brandenburgii został wyrzucony za swoje kontakty ze środowiskami „ekstremistów”, bo zataił swoją wcześniejszą przynależność do dwóch radykalnych organizacji.

Sprawa Kalbitza nie jest odosobniona. Dopiero niedawno decyzję o swoim samorozwiązaniu podjęła nacjonalistyczna frakcja Der Flügel, której przewodził on wraz z Björnem Höcke. Znalazła się bowiem pod lupą Federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji, zajmującego się rzekomym podważaniem niemieckiego porządku demokratycznego. Warto zresztą podkreślić, że weekendowy zjazd AfD również był nadzorowany przez funkcjonariuszy Urzędu.

Zobacz także: Alternatywa dla Niemiec pod obserwacją służb specjalnych

Najgorętszym zwolennikiem walki z radykałami wewnątrz ugrupowania jest właśnie Meuthen. Wraz ze swoimi zwolennikami zabiega o zmianę wizerunku Alternatywy. Już trzy lata temu, tuż po wyborach do Bundestagu, w niektórych kręgach partyjnych pojawiły się wezwania do zmiany ideologicznej. W jej ramach narodowi konserwatyści mieli przejść na bardziej centrowe pozycje, aby w ten sposób walczyć o wspomniany elektorat rozczarowany Merkel.

Na razie wydaje się jednak, że są to tylko mrzonki. Meuthen jak widać ma posłuch wśród sporej części działaczy AfD, ale Gauland wraz ze swoimi stronnikami nie zamierza się go potulnie słuchać. Szef grupy parlamentarnej Alternatywy stwierdził zresztą, że współprzewodniczący partii za bardzo skupia się na podporządkowaniu Federalnemu Urzędowi Ochrony Konstytucji. Tymczasem Gauland uważa, że powinna ona walczyć z tą instytucją.

Nie jest to jedyna poważna rozbieżność pomiędzy dwiema głównymi frakcjami. Wewnątrz Alternatywy rywalizują ze sobą także zwolennicy bardziej rynkowej gospodarki, którzy mają za konkurentów stronników państwa dobrobytu. Widać więc wyraźnie, że konflikt stał się permanentnym elementem funkcjonowania największej niemieckiej partii opozycyjnej.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply