W Niemczech krytyka lockdownu grozi inwigilacją

Federalny Urząd Ochrony Konstytucji oficjalnie rozpoczął inwigilację liderów ruchu organizującego protesty przeciwników lockdownu w całych Niemczech. Niemieckie służby nie kryją, że sprawa jest czysto polityczna, bo jednym z zarzutów jest podważanie zaufania do polityków przez zwolenników ruchu „Querdenker”.

Tymczasem polityka rządu Angeli Merkel wobec koronawirusa jest coraz szerzej krytykowana.

O zainteresowaniu organizatorami protestów przeciwko lockdownowi i polityce Angeli Merkel poinformował oficjalnie wspomniany Federalny Urząd Ochrony Konstytucji. Jego agenci objęli inwigilacją liderów oddolnego ruchu, którzy mają współpracować ze skrajnie prawicowymi organizacjami Reichsbürger (Obywatele Rzeszy) i Selbstverwalter (Suwerenni Obywatele). Oba ruchy od dawna są oskarżane przez służby o odrzucanie obecnego systemu politycznego Niemiec.

Taki sam zarzut stawiany jest teraz członkom „Querdenker”. Co prawda niemieckie służby łaskawie nie zaliczyły do grona „ekstremistów” wszystkich uczestników protestów, ale oskarżyły ich o organizowanie starć z policją. W ten sposób mieli oni podważać „monopol państwa na używanie przemocy”, choć na licznych nagraniach z ich demonstracji trudno nie zauważyć agresywnego i prowokującego zachowania samych funkcjonariuszy.

Oświadczenie służb specjalnych w sprawie rozpoczęcia inwigilacji wydaje się być niekonsekwentne. Z jednej strony Urząd zarzuca im współpracę ze skrajną prawicą, ale z drugiej strony tworzy dla „Querdenker” specjalną kategorię „ruchów delegitymizujących państwo, zagrażając w ten sposób konstytucji”. Organizacja nie mieści się bowiem w dotychczasowych klasyfikacjach, czyli nie jest ani skrajną prawicą, ani skrajną lewicą, ani tym bardziej ruchem o charakterze islamistycznym.

Decyzja o rozpoczęciu działań przeciwko uczestnikom antylockdownowych protestów ma zresztą charakter czysto polityczny. Przedstawiciele służb nie ukrywają, że zainteresowanie „Querdenker” ma związek ze zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi w Niemczech. Organizacja poprzez swoje działania ma tymczasem nie tylko uderzać w samo państwo, ale także podważyć zaufanie do obecnej klasy politycznej.

Przeciwko restrykcjom

Niemiecki minister spraw wewnętrznych Horst Seehofer odnosząc się do sprawy nie nawiązał do jej politycznego kontekstu. Zamiast tego twierdził, że objęcie „Querdenker” obserwacją ma „zapobiegać problemom i przestępstwom”. W tym kontekście chodzi głównie o wspomniane już starcia demonstrantów z policją. Przeciwnicy lockdownu są przez nią najczęściej atakowani, gdy nie przestrzegają zasad dystansu społecznego, ale sami również nie unikają konfrontacji. W sierpniu ubiegłego roku próbowali choćby szturmować budynek parlamentu.

Wówczas pod Bundestagiem zgromadziła się największa dotychczas liczba demonstrantów. Według różnych szacunków, na ulicach Berlina pojawiło się blisko 40 tysięcy manifestantów. Od tamtej pory ruch krytyków obostrzeń zaczął się dynamicznie rozwijać. Protesty organizowane w całych Niemczech gromadzą najczęściej od kilku do kilkunastu tysięcy uczestników, głównie w zależności od wielkości miasta.

Najbardziej znanym liderem „Querdenker” jest jego założyciel, Michael Ballweg. Przedsiębiorca informatyczny ze Stuttgartu od kilku miesięcy zajmuje się tylko i wyłącznie organizowaniem ruchu przeciwników restrykcji wprowadzanych przez rząd Angeli Merkel. Media od dłuższego czasu podejmują próby jego dyskredytacji, w czym po części pomaga on sam. Ballweg nie zarejestrował swojej organizacji, stąd pojawiają się pytania o niejasne finansowanie jej przez licznych sympatyków.

Szef „Querdenker” nie identyfikuje się z żadną konkretną ideologią. Lewicowo-liberalne media z tego powodu wytykają mu brak odcięcia się od skrajnej prawicy i nazizmu. Ballweg podkreśla natomiast, że jego ruch ma charakter demokratyczny i nie sprzeciwia się niemieckiej konstytucji. Wręcz przeciwnie, staje na jej straży w związku ze sprzecznymi z  ustawą zasadniczą decyzjami rządu o wprowadzaniu restrykcji mających ingerować w życie obywateli.

Polityczne prześladowania

Uczestnicy demonstracji mimo powyższych deklaracji są jednak zaliczani do niemieckiej skrajnej prawicy. Od czasu wspomnianego protestu w Berlinie media epatują zdjęciami jednego z demonstrantów, który stał na schodach Bundestagu owinięty flagą imperialną Cesarstwa Niemieckiego. Jak widać wystarczy tylko jedna osoba w tłumie kilkudziesięciu tysięcy demonstrantów, aby „Querdenker” zostało zaliczone w poczet ekstremistów.

Zobacz także: Niemcy: Trybunał Konstytucyjny pozwolił na ratyfikację Funduszu Odbudowy UE

O związkach ruchu ze skrajną prawicą ma także świadczyć obecność polityków Alternatywy dla Niemiec (AfD) na jego manifestacjach. Ma to oczywiście związek z faktem, że narodowi konserwatyści mają podobną opinię na temat lockdownu, od wielu tygodni wzywając Merkel do jego całkowitego zniesienia. Ugrupowanie jako jedyne skrytykowało zresztą działania Federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji wymierzone w „Querdenker”.

Nie powinno to szczególnie dziwić, biorąc pod uwagę fakt zainteresowania służb samym AfD. Narodowi konserwatyści mieli zostać objęci taką samą obserwacją, co uzasadniano ich rzekomo ekstremistycznym programem. Ostatecznie Federalny Urząd Ochrony Konstytucji nie mógł rozpocząć operacji wymierzonej w przeciwników politycznych obecnej władzy. Na początku marca sąd rejonowy w Kolonii uznał inwigilację za naruszenie zasady równości szans wszystkich partii przed zbliżającymi się wyborami.

Artyści także mają dosyć

Nietrudno się domyślić, że rządząca koalicja i sprzyjające jej media starają się przedstawić wszystkich swoich krytyków jako „ekstremistów”. Zwrócenie uwagi na niektóre nielogiczne posunięcia gabinetu Merkel, nie wspominając już o ingerencji w wolność obywateli, przez wiele miesięcy kończyło się zakwalifikowaniem do grupy miłośników teorii spiskowych. Z każdym miesiącem dyskredytacja przeciwników twardego lockdownu jest jednak coraz trudniejsza.

W ostatnich dniach niemiecką debatą publiczną zawładnęła grupa ponad pięćdziesięciu artystów i reżyserów, którzy za pośrednictwem mediów społecznościowych rozpoczęli akcję „#allesdichtmachen” („zapieczętuj wszystko”). W prześmiewczy sposób zachęcają w niej do wprowadzania dalszych restrykcji przez chadecko-socjaldemokratyczny rząd, przedstawiając jako sukces każdy ze skutków ubocznych lockdownu. Artyści w swoich nagraniach nie odnoszą się do samej kwestii koronawirusa, lecz zwracają uwagę na problemy społeczne spowodowane przedłużającym się ograniczeniem kontaktów społecznych.

Jeden z aktorów, Jan Josef Liefers, w swoim nagraniu zwracał z kolei uwagę na nieprzejrzystą politykę Merkel w zakresie restrykcji. Jego zdaniem niemiecka kanclerz wprowadza często nieuzasadnione środki, a w mediach uciszani są wszyscy specjaliści polemizujący z jej medycznymi doradcami. Reżyser Dietrich Brüggemann narzeka natomiast na prymitywizację debaty publicznej, w której osoby o innych poglądach są od razu zaliczane do sympatyków skrajnej prawicy.

Brüggemann jest zresztą najmocniej krytykowany w mediach za bycie jednym z głównych inicjatorów akcji. Reżyser i scenarzysta nie tylko zarzucał społeczeństwu łatwe poddanie się rządowym restrykcjom, ale od dawna wyśmiewał w swoich produkcjach dziennikarzy oraz stan debaty publicznej. Popularność „#allesdichtmachen” pokazuje jednak, że wyciszenie krytyków lockownu nie jest już możliwe, nawet jeśli zajmie się tym Federalny Urząd Ochrony Konstytucji.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply