Negocjując w sposób poważny z Putinem, prezydent Trump ma szansę na sukces dyplomatyczny (i PRowy), który przewyższyłby jego osiągnięcia na szczycie z Kimem – ocenia ekspert ds. bezpieczeństwa i polityki zagranicznej, Ted Galen Carpenter na łamach The American Conservative.

Stany Zjednoczone od dziesięcioleci cieszą się wieloma przywilejami ze względu na status supermocarstwa. Jako główny architekt liberalnego porządku międzynarodowego po II wojnie światowej, Waszyngton zapewnił sobie nieproporcjonalne bezpieczeństwo i korzyści ekonomiczne. Ogromne zdolności militarne Ameryki dodatkowo potęgowały tę siłę w sprawach globalnych. Sprzymierzeńcy i przeciwnicy mogli narzekać na dominację Waszyngtonu, ale byli na tyle rozsądni, aby unikać bezpośrednich wyzwań, kiedy tylko to było możliwe. Nawet Związek Radziecki ograniczył się (z wyraźnym wyjątkiem kryzysu kubańskiego) do ruchów marginalnych, głównie w krajach Trzeciego Świata.

Jednak dominująca pozycja Waszyngtonu doprowadziła również do złych nawyków w polityce zagranicznej. Ponieważ przywódcy USA od dawna nie mają do czynienia z poważnymi i równorzędnymi konkurentami, wydaje się, że utracili umiejętność prowadzenia zręcznej, zharmonizowanej dyplomacji. Jeszcze przed nastaniem administracji Trumpa, polityka USA wykazywała rosnącą arogancję i brak realizmu w zakresie celów dyplomatycznych. Zbliżający się szczyt między prezydentem Donaldem Trumpem a rosyjskim prezydentem Władimirem Putinem daje szansę na ponowne przyswojenie wymagań skutecznej dyplomacji. Jeśli jednak zostanie to zlekceważone, uwypuklone zostaną niekorzystne skutki sztywnego podejścia Waszyngtonu do spraw światowych.

Zbyt wielu amerykańskich polityków i ekspertów ds. polityki zagranicznej wydaje się wierzyć, że w kontaktach z przeciwnikiem dyplomacja powinna polegać na wystawianiu listy oczekiwań, w tym oczywiście tych nierealistycznych, bez oferowania nawet cienia znaczących ustępstw. Krytycy szczytu Trumpa z Kim Dzong Unem z Korei Północnej uosabiali tę postawę. Niektórzy krytykowali prezydenta tylko z powodu jego gotowości do przyznania Kimowi równego statusu poprzez zatwierdzenie dwustronnego spotkania. Szefowa demokratów w Izbie Reprezentantów Nancy Pelosi zarzuciła, że prezydent Trump “podniósł Koreę Północną do poziomu Stanów Zjednoczonych, zachowując status quo reżimu”.

Inni niechętnie przyznali, że szczyt teoretycznie mógł być słusznym posunięciem, ale argumentowali, że Waszyngton powinien żądać poważnych, nieodwracalnych kroków północnokoreańskich w kierunku denuklearyzacji w zamian za tak prestiżowe spotkanie. Innymi słowy, chcieli kapitulacji Korei Północnej w kluczowej kwestii, jeszcze przed szczytem. Krytycy byli wściekli, że taka kapitulacja nie została przynajmniej zawarta we wspólnym oświadczeniu wieńczącym spotkanie. Co więcej, nalegali, aby Trump uczynił prawa człowieka centralnym punktem negocjacji z Koreą Północną. Felietonista Washington Post E.J. Dionne stwierdziła, że “nasza niegodziwa obojętność wobec praw człowieka w przeszłości nie powinna być wykorzystywana jako wymówka dla usprawiedliwienia dyktatur w naszych czasach”.

Brak realizmu takiego stanowiska jest niesamowity. Gdyby twardogłowi zwyciężyli, żaden szczyt nie miałby miejsca. Ich żądania były przeszkodą dla wszelkich skutecznych negocjacji. A konsekwencje płynące z kursu, który faworyzowali, doprowadziłyby do utrwalania, jeśli nie eskalacji, niepokojących napięć na Półwyspie Koreańskim. Odrzucając ich rady, Trump zapewnił korzystną zmianę w dynamice relacji między Stanami Zjednoczonymi a Koreą Północną. Zbliżenie może się jeszcze popsuć, ponieważ nadal istnieją bardzo poważne spory między oboma krajami, ale szczyt był korzystnym resetem, który zmniejszył niebezpieczeństwo katastrofalnej konfrontacji militarnej. Stało się tak, gdyż skupiono się na osiągalnych celach. I dlatego też Trump uzyskał skromne, ale konstruktywne zyski zarówno dla Stanów Zjednoczonych, jak i regionu Azji Wschodniej.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Kto się boi szczytu Trump-Putin?

Prezydent ma szansę na jeszcze ważniejszy sukces na zbliżającym się szczycie z Putinem. Ale nawet bardziej niż w przypadku Korei Północnej, musi dokonać poważnych zmian w obecnej polityce USA wobec Rosji i odrzucić rady i naciski rusofobicznych twardogłowych. Po raz kolejny prezydent musi rozróżnić między osiągalnymi i nieosiągalnymi celami. I musi być gotów udzielić znaczących ustępstw rosyjskiemu przywódcy, aby zabezpieczyć te cele.

Niektóre z istniejących żądań Waszyngtonu są ewidentnie nierealistyczne. Rosja nie cofnie aneksji Krymu i nie zwróci tego terytorium Ukrainie. Posunięcie Kremla było przynajmniej częściowo reakcją na niezdarne i prowokacyjne działania, które Stany Zjednoczone i kluczowe mocarstwa Unii Europejskiej podjęły w celu wsparcia demonstrantów, którzy obalili prorosyjskiego prezydenta Ukrainy, Wiktora Janukowycza, przed upływem jego kadencji. Moskwa nie zamierzała zaakceptować tej zachodniej gry i patrzeć obojętnie, jak region z główną bazę morską Rosji przechodzi się pod kontrolę wyraźnie wrogo nastawionego ukraińskiego reżimu. Biorąc pod uwagę stawkę, Rosja nie jest bardziej skłonna do wycofania się z Krymu, niż Izrael do oddania Wzgórz Golan Syrii lub Turcja okupowanego północnego Cypru Republice Cypryjskiej. Kurczowe żądanie całkowicie nieosiągalnego celu w sprawie Krymu, zanim sankcje USA i UE wobec Rosji zostaną zniesione, nie ma sensu.

Nakłanianie Kremla do zmniejszania i stopniowego wycofywania wsparcia dla separatystycznych rebeliantów we wschodniej Ukrainie jest łatwiejsze do osiągnięcia. Rzeczywiście, pomimo histerycznych zarzutów, które pojawiają się od czasu do czasu w prasie zachodniej, poparcie Rosji dla powstańców było dość ograniczone i jest o wiele mniejsze niż zarzucana”inwazja”. Putin wykazuje mało chęci do uczynienia z Ukrainy areny pełnej konfrontacji z zachodem.

Podobna sytuacja istnieje w odniesieniu do Syrii. Kreml wyraźnie chce, aby Baszszar Asad pozostał u władzy, a biorąc pod uwagę skrajnie islamistyczną orientację wielu przeciwników Asada, nie jest to stanowisko budzące zdziwienie. Mimo to, Putin nie wysłał do Syrii dużej rosyjskiej armii, zwłaszcza sił lądowych. Najwyraźniej pragnie ograniczyć rolę Moskwy do ochrony swojej bazy marynarki wojennej w Tartusie i wspomagania wojskowych wysiłków Asada przy pomocy rosyjskich sił powietrznych. Wydaje się, że Waszyngton ma szansę uzyskać zapewnienie Kremla, że jego zaangażowanie w Syrii nie wzrośnie, a nawet że może stopniowo się zmniejszać.

Aby zabezpieczyć takie cele, USA musiałyby jednak zaoferować Putinowi atrakcyjne ustępstwa. W zamian za zakończenie rosyjskiego poparcia dla ukraińskich secesjonistów i potwierdzenie moskiewskiej tolerancji wobec antyrosyjskiego reżimu w Kijowie, Trump powinien być chętny do podpisania umowy, która stwierdzi, że ​​Stany Zjednoczone nie zaproponują członkostwa w NATO Ukrainie lub Gruzji. Poprzednie rundy rozszerzenia NATO aż do granicy z Rosją były kluczowym czynnikiem pogarszającym relacje Zachodu z Moskwą. Czas zakończyć tę prowokację. Oprócz tego ustępstwa, Trump powinien zadeklarować, że ćwiczenia wojskowe NATO (gry wojenne) w Europie Wschodniej i Morzu Czarnym dobiegną końca. W zamian za to, Stany Zjednoczone powinny nalegać, by siły rosyjskie zakończyły prowokacyjne rozmieszczenie wojsk w Kaliningradzie i wzdłuż granicy Rosji z członkami NATO.

Jeśli chodzi o Syrię, Trump powinien poinformować Putina, że ​​Stany Zjednoczone nie będą dążyć do obalenia Asada, przedsięwzięcia, które okazało się katastrofą. Aby wzmocnić tę obietnicę, Stany Zjednoczone powinny zaproponować wycofanie wszystkich swoich sił w ciągu roku. Te posunięcia oznaczałyby milczącą akceptację Rosji, jako wiodącej zagranicznej potęgi pod względem wpływów w Syrii. Takie ustępstwo jest zwyczajnym uznaniem rzeczywistości. Syria leży zaledwie 600 mil od granicy z Rosją i 6000 mil od Ameryki. Interesy Moskwy są z pewnością tutaj bardziej istotne niż interesy Ameryki, biorąc pod uwagę sam czynnik geograficzny.

Negocjując w sposób poważny z Putinem, prezydent Trump ma szansę na sukces dyplomatyczny (i PRowy), który przewyższyłby jego osiągnięcia na szczycie z Kimem. Aby to osiągnąć, musi jednak dokonać ważnej korekty kursu w sposobie zmierzania się przez Stany Zjednoczone z delikatnymi i niebezpiecznymi sytuacjami i przeciwnikami. Musi podjąć ważny krok w kierunku gotowości Ameryki do ponownego poznania technik uprawiania dyplomacji, która stawia sobie możliwe do osiągnięcia cele.

Ted Galen Carpenter

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply