Każda ze stron na szczycie podkreśliła prymat procesów politycznych i wspomniała o wspólnym celu powołania syryjskiej komisji konstytucyjnej, która miałaby się zebrać pod koniec roku. Oczywiste jest, że Francja, Niemcy i Turcja dążą do zupełnie odmiennego wyniku tych procesów niż Rosja. Każe to postawić pytanie o to, czy Władimir Putin jest w stanie właściwie bronić interesów rządu Asada. Czy może być zmotywowany do poświęcenia reżimu w zamian za jakieś niepowiązane ustępstwa ze strony Zachodu? Jest to pytanie, które może być stawiane nie tylko w Waszyngtonie, Londynie czy Paryżu, ale także w umysłach zaciekłych rosyjskich nacjonalistów, którzy często kwestionują stanowczość swojego prezydenta – ocenia dr Gilbert Doctorow, ekspert ds. Rosji na łamach Russia Insider.

Spotkanie na szczycie niemieckiej kanclerz i prezydentów Turcji, Rosji i Francji w Stambule w ubiegłą sobotę zostało słusznie nazwane przez prasę światową “bezprecedensowym”. Po raz pierwszy od ostatniego szczytu G-20, Putin, Macron i Merkel siedzieli razem. Było to pierwsze spotkanie dwóch bardzo różniących się grup zwolenników porozumienia w sprawie Syrii: grupy astańskiej, reprezentowanej przez Rosję oraz tzw. małej grupy reprezentowanej przez Francję i Niemcy. Jednak dzięki zmowie milczenia, wyniki szczytu zostały zredukowane przez globalne media do nadziei i pustego uogólnienia, że ​​”rozwiązanie kryzysu syryjskiego może być jedynie polityczne, a nie wojskowe”, podczas gdy nie dające się pogodzić różnice między oboma obozami w kwestii struktury politycznej procesu i tego kto ma mu przewodzić pozostały niewyartykułowane.

W tym krótkim eseju skupię się właśnie na odmiennym, zasadniczo sprzecznym pojmowaniu przyczyn syryjskiej tragedii, prawomocności syryjskiego rządu lub “reżimu” oraz na tym, czy polityczne porozumienie jest w stanie osiągnąć to, co było nie do osiągnięcia na polu bitwy przez przeciwników prezydenta Baszara Asada.

Przed szczytem, wielu komentatorów mówiło o kluczowej roli, jaką powinien odegrać prezydent Putin, dla którego zasiadanie wspólnie z Macronem i Merkel w celu omówienia wspólnego podejścia do zakończenia kryzysu syryjskiego wydaje się być politycznym zwycięstwem. Od czasu miażdżącej klęski islamskich bojowników we wschodniej Ghucie (zadanej im przez wojska syryjskie, przy rosyjskim wsparciu lotniczym, co oznaczało prawie całkowite militarne zwycięstwo syryjskich sił zbrojnych w wojnie domowej), Putin puka do drzwi w Europie Zachodniej w celu zabezpieczenia jej zobowiązań z tytułu pomocy humanitarnej dla Syrii oraz inwestycji infrastrukturalnych niezbędnych dla utorowania drogi powrotowi uchodźców z zagranicy.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Turecka armia ostrzelała pozycję Kurdów w Syrii

Oczywiście, taka pochlebna interpretacja wydarzeń pochodzi z kręgu “przyjaciół Putina”. Ale nie tylko. Odpowiedzialne głosy w głównych mediach zachodnich przyznały to samo – jak na przykład artykuł na łamach Wall Street Journal zatytułowany: “Na szczycie w Stambule Rosja dąży do roli mediatora w wojnie w Syrii”.

Rzeczywistość w Stambule była nieco inna. Było dość oczywiste, że Władimir Putin stał sam przeciwko trzem innym przywódcom szczytu, z których żaden nie zrezygnował z ambicji odsunięcia Baszara al-Asada od władzy i zastąpienia go jakimś nieokreślonym rządem utworzonym przez syryjskie społeczeństwo obywatelskie. I podczas gdy ostateczna deklaracja szczytu podkreśla jednomyślność co do potrzeby politycznego porozumienia, trzech przywódców stara się uzyskać dzięki politycznemu procesowi to, co nie udało się ich pomocnikom walczącym z Asadem na polu bitwy.

Język ciała jasno wskazywał na to, że prezydent Putin był sfrustrowany poglądami swoich rozmówców. Dwukrotnie wypowiedział się przeciwko pozornemu konsensusowi. Przypomniał wszystkim obecnym, że porozumienie w sprawie Idlibu, a mianowicie wstrzymanie planów Syrii, by szturmem przejąć tę ostatnią buntowniczą prowincję, nie będzie dla niego wiążące, jeśli nadal będzie dochodzić do ataków na siły rządowe i rosyjskie poza Idlibem ze strony organizacji terrorystycznych działających na jego terytorium. Zganił wszystkich, a w szczególności prezydenta Macrona, za odnoszenie się do Damaszku jako “reżimu Asada”, gdy w rzeczywistości jest to uznany przez ONZ rząd Syryjskiej Republiki Arabskiej. I rzeczywiście, gdy Macron przemawiał przy następnej okazji z większym szacunkiem odnosił się do przywódców syryjskich.

Erdogan na różnych forach w ciągu ostatnich kilku miesięcy popełnił liczne błędy w swoich wypowiedziach na temat Syrii, które naraziły go na śmieszność. Żarty na jego temat skończyły się po zawarciu memorandum w sprawie porozumienia z Putinem w kwestii Idlibu, co wzbudziło uznanie na Zachodzie. Teraz w Stambule jawił się jako mąż stanu, dążący do pokoju koordynator. Otworzył konferencję prasową i mówił najdłużej. Oczywiście, jego recytacja niektórych podstawowych faktów związanych z wojną domową w Syrii była błędna. Twierdził, że reżim Asada zabił milion swoich obywateli, podczas gdy liczba ofiar od 2011 r., zbierając wszystkie ofiary razem i bez przypisywania odpowiedzialności za jakąkolwiek część śmierci rządowi lub jego przeciwnikom, według obliczeń ONZ wynosi 400 tys. Ale jego wzmianka o roli Turcji jako gospodarza dla największej liczby syryjskich uchodźców, mianowicie 3,5 miliona, przyniosła mu szczególną pozycję w rozmowach, których ostatecznym celem był powrót syryjskich uchodźców do ojczyzny w warunkach nadzorowanego przez ONZ zawieszenia broni.

Oczywiście, w erdoganowskiej pozie mediatora i humanitarysty wyczuwalna jest nuta gorzkiej ironii, biorąc pod uwagę, że on sam zabijał swoją ludność cywilną w Turcji, atakując militarnie kurdyjską społeczność na wschodzi kraju. Ale hipokryzja jest wspólną walutą dyplomacji.

Merkel była obecna w sposób najbardziej skromny. Była humanitarnym głosem, kładącym największy nacisk na realizację zapisów porozumienia w sprawie Idlibu, aby ofensywa rządowa nie wyzwoliła kolejnej ogromnej fali uchodźców do Turcji i poza nią do Europy. Jej powściągliwość jest charakterystyczna dla jej milczących rządów w ciągu ostatnich trzynastu lat. Jest to dziś jeszcze bardziej odpowiednie, biorąc pod uwagę obecną kruchość jej władzy.

Macron zachowywał się w sposób zarozumiały. Jego status w Europie i na arenie międzynarodowej wzrasta proporcjonalnie do słabnącej pozycji Angeli Merkel, a także w sposób odwrotnie proporcjonalny do jego własnej popularności w kraju. Jego pewność siebie opiera się na jednym filarze: jego nowo odkrytej pozycji ulubieńca Waszyngtonu po Brexicie i w obliczu słabej Merkel. Co ciekawe, Macron zadał sobie trud, aby przekazać widzom, że jest on bliski Waszyngtonowi. Wskazuje na to kilka jego stwierdzeń, które w tym kontekście były bezzasadne i nieistotne dla obrad. Pierwszym z nich było wykorzystanie podium do złożenia kondolencji obywatelom amerykańskim i prezydentowi Trumpowi z powodu tragedii, która właśnie miała miejsce w Pittsburgu (strzelanina w synagodze). Po drugie wspomniał, że poinformuje Amerykanów o rozmowach przywódców szczytu, prowadzonych za zamkniętymi drzwiami.

Na szczycie Macron był najbardziej agresywnym przeciwnikiem rosyjskiej polityki w Syrii. Podczas gdy międzynarodowe media informujące o szczycie rutynowo odnotowały, zauważalne  różnice poglądów wśród liderów, nikt nie przyjrzał się szczegółom, które zostały wyjaśnione wszystkim zainteresowanym właśnie przez Macrona. Macron podkreślił, że przyczyną ucieczki uchodźców z Syrii była i jest opozycja wobec reżimu Asada. Zgodnie z tą hipotezą, żaden powrót uchodźców nie jest możliwy, ani nie będzie wspierany przez Francję, dopóki Asad znajduje się u władzy. Podczas gdy Francja współpracowała z Rosją, udzielając pomocy humanitarnej Syryjczykom po upadku wschodniej Ghouty, zrobiła to za pośrednictwem organizacji pozarządowych i jak dotąd odmawia udzielenia pomocy obszarom kontrolowanym przez rząd. Stanowisko to pozostaje w bezpośredniej sprzeczności z wnioskiem Władimira Putina o pomoc infrastrukturalną, taką jak przywrócenie prądu i wody, jako warunek wstępny powrotu uchodźców.

Mniej upolityczniona opinia na temat uchodźców sugerowałaby, że ci, którzy obecnie przebywają w diasporze syryjskiej za granicą, uciekali nie z powodu reżimu Asada, lecz z powodu islamskich terrorystów, a bardziej ogólnie, z powodu chaosu i niepewności wywołanej przez warunki wojny domowej. Dowód na to, że tak właśnie było, został przedstawiony na szczycie przez samego prezydenta Erdogana, który pochwalił się dwiema operacjami wojskowymi na ziemi syryjskiej, które “zneutralizowały” 7,500 islamskich terrorystów i przywróciły pokój na znacznym obszarze, co według Erdogana spowodowało, że 250 tys. syryjskich uchodźców powróciło do swoich domów.

Macron powtórzył również swój długotrwały nacisk na włączenie diaspory syryjskiej za granicą w proces politycznego porozumienia. Z jego własnego punktu widzenia i na pewno z punktu widzenia Waszyngtonu, jeśli kwestia ta zostanie właściwie rozstrzygnięta, reżim Asada zostanie usunięty w drodze głosowania powszechnego.

Biorąc pod uwagę powyższe obserwacje, można rozsądnie zapytać, co faktycznie zostało osiągnięte na szczycie w Stambule.

W swoich uwagach przed szczytem, Władimir Putin starał się zmniejszyć oczekiwania związane z rozwiązaniem kryzysu podczas jednodniowego szczytu. Powiedział, że będzie to okazja dla stron do wymiany zdań na temat Syrii, co jest dość skromnym, choć nadal pozytywnym celem. Mamy też powody, by sądzić, że głównym tematem tej wymiany była szczegółowa dyskusja nad rosyjsko-tureckim ustaleniami w sprawie Idlibu. Nie tylko przegląd dziesięciu punktów ustaleń, ale także przyjrzenie się temu, jak zostało wdrożone do tej pory. Może to również tłumaczyć obecność w Stambule rosyjskiego ministra obrony Siergieja Szojgu.

Każda ze stron na szczycie podkreśliła prymat procesów politycznych i wspomniała o wspólnym celu powołania syryjskiej komisji konstytucyjnej, która miałaby się zebrać pod koniec roku. Oczywiste jest, że Francja, Niemcy i Turcja dążą do zupełnie odmiennego wyniku tych procesów niż Rosja. Każe to postawić pytanie o to, czy Władimir Putin jest w stanie właściwie bronić interesów rządu Asada. Czy może być zmotywowany do poświęcenia reżimu w zamian za jakieś niepowiązane ustępstwa ze strony Zachodu? Jest to pytanie, które może być stawiane nie tylko w Waszyngtonie, Londynie czy Paryżu, ale także w umysłach zaciekłych rosyjskich nacjonalistów, którzy często kwestionują stanowczość swojego prezydenta.

W obecnej sytuacji wycofanie się Rosjan nie jest możliwe, biorąc pod uwagę istotną rolę odgrywaną przez Iran, trzeciego gwaranta wojskowego procesu deeskalacji w Syrii, i jedynego nieobecnego w Stambule. Nie można mieć wątpliwości co do determinacji Teheranu, by wspierać Baszara al-Asada niezależnie od tego, co zrobi lub czego nie zrobi Zachód.

Domyślne stanowisko jest takie, że Damaszek, z pomocą Rosji i Iranu, dokończy odzyskiwania całego terytorium, w tym Idlibu, niezależnie od kosztów. W takim przypadku kryzys syryjski zostanie rzeczywiście rozwiązany za pomocą środków wojskowych, niezależnie od tego jak bardzo tuszować będą to dyplomaci. W jaki sposób kraj ma zostać odbudowany, w warunkach, w których “międzynarodowa społeczność” nadal odwraca się do Damaszku plecami, pozostaje kwestią otwartą. Jednak właśnie takiej sytuacji Władimir Putin usilnie próbuje uniknąć.

Gilbert Doctorow

2 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. jwu
    jwu :

    Przyznam ,że wk..wia mnie takie bezrefleksyjne powtarzanie o reżimie Asada w Syrii.Podejrzewam ,a nawet jestem pewien ,że gdyby ten reżim faktycznie tam był ,to nie tylko siły finansowane przez USA ,ale i przyzwoici Syryjczycy pozbyli by się dyktatora.A nie 3/4 narodu poparło go i stanęło przy nim.

  2. jazmig
    jazmig :

    Facet pisze o problemach, o których nie ma pojęcia. Turcja nie ma nic do gadania ws. Syrii, a jeszcze mniej państwa zachodnie. Syrią będzie rządził ten, kto wygrał wojnę, czyli Asad z poparciem Rosjan.

    Problem polega na tym, jak poukładać system polityczny w Syrii, aby było jak najmniej napięć wewnętrznych. Ogromna większość Syryjczyków akceptuje Asada jako szefa państwa, szczególnie te regiony, które były pod władaniem różnych grup islamskich “wyzwolicieli”. Syria zatem musi być nadal państwem świeckim, szariat jest wykluczony. Różne grupy etniczne powinny mieć prawo do swojej odrębności przy uznaniu prymatu państwa.

    Jak chodzi o odbudowę Syrii, to ja nie wierzę w to, że Europa naprawi to, co zniszczyła finansując terrorystów, którzy prowadzili tam wojnę domową. Francja ma ambicje wpływania na życie Syrii, czyli w swojej dawnej kolonii, ale nie chce inwestować swoich pieniędzy, dlatego może ona o Syrii zapomnieć.

    Niemcy chcą się pozbyć uchodźców syryjskich, więc zapewne Merkel pragnie pokoju w Syrii, ale on chce stawiać warunki dotyczące spraw wewnętrznych Syrii, co jest nie do przyjęcia ani dla Assada, ani dla Rosjan.

    Turcy chcieliby okupować część Syrii, szczególnie regiony zamieszkiwane przez Kurdów, ale na dłuższą metę Assad i Rosjanie nie pozwolą na to.