Słoweński Orbán znowu u władzy

Janez Janša po blisko siedmiu latach przerwy ponownie został premierem Słowenii. Polityk nieprzypadkowo określany jest przez swoich przeciwników jako „słoweński Orbán”. Nie tylko wzoruje się na programie węgierskich sąsiadów, lecz dodatkowo może liczyć na ich wsparcie. A oni z kolei na jego wdzięczność.

Lider konserwatywnej Słoweńskiej Partii Demokratycznej (SDS) w marcu 2013 roku odchodził ze stanowiska w atmosferze skandalu. W kraju trwały wówczas społeczne protesty przeciwko klasie politycznej, która nie potrafiła poradzić sobie z sytuacją spowodowaną międzynarodowym kryzysem finansowym, a dodatkowo on sam został postawiony w akt oskarżenia. Specjalna komisja wykazała, że w swoich oświadczeniach majątkowych Janša nie przyznał się do posiadania luksusowego samochodu. Miał on tymczasem zostać zakupiony za pieniądze koncernu budowlanego nadzwyczaj często wygrywającego rządowe przetargi.

Ponadto zarzucono mu, że w 2006 roku miał domagać się dwóch milionów euro łapówki od fińskiej firmy, w zamian za otrzymanie przez nią kontraktu na dostawy sprzętu dla słoweńskiego wojska. Janša został skazany na ponad dwa lata więzienia, a w czerwcu 2014 roku zaczął odbywać swoją karę. Notabene znalazł się on w miejscu odosobnienia po raz drugi w swoim życiu. Pod koniec lat 80. XX wieku został postawiony przed sądem wojskowym, bo jako dziennikarz tygodnika „Mladina” miał ujawnić jugosłowiańskie tajemnice wojskowe. W obu przypadkach obecny słoweński premier po kilku miesiącach wychodził z więzienia, zaś w sprawie sprzed kilku lat jego wyrok został uchylony przez Trybunał Konstytucyjny.

Wyjście z izolacji

Uniewinnienie nie zmieniło jednak podejścia do jego osoby ze strony innych słoweńskich ugrupowań. Co prawda SDS może zawsze liczyć na swoich sojuszników z Nowej Słowenii – Chrześcijańskich Demokratów (NSi) oraz Słoweńskiej Partii Ludowej (SLS), ale są to partie marginalne, mające często problem z przekroczeniem progu wyborczego. Środowiska lewicowo-liberalne uważają Janšę za wcielone zło, dlatego SDS mimo zwycięstwa w wyborach parlamentarnych przed dwoma laty znalazło się w opozycji.

Zobacz także: Triumf słoweńskiego Orbana

Dosyć szybko okazało się jednak, że utworzony wówczas rząd komika i samorządowca Marjana Šareca, delikatnie mówiąc, nie jest oazą stabilności. Koalicja sklecona z parlamentarzystów pięciu ugrupowań (oraz przez pewien czas wspierana przez skrajną lewicę i mniejszości narodowe) często nie była w stanie porozumieć się nawet w najprostszych sprawach. Ostatecznie rozpadła się ona pod koniec stycznia, gdy najpierw do dymisji podał się minister finansów Andrej Bertoncelj. Nie chciał bowiem zgodzić się na dofinansowanie służby zdrowia z państwowej dotacji. Šarec ogłosił więc, że nie jest już w stanie rządzić mniejszościowym gabinetem.

Lider słoweńskiej centrolewicy liczył na przedterminowe wybory parlamentarne. Jego ugrupowanie Lista Marjana Šareca (LMS) mimo problemów w koalicji rządowej była bowiem liderem sondaży. Popularny komik liczył na możliwość utworzenia stabilnej większości po przedterminowych wyborach. Nie wziął jednak pod uwagę faktu, że notowania nie były optymistyczne dla jego byłych koalicjantów, czyli liberalnej Partii Nowoczesnego Centrum (SMC) oraz Demokratycznej Partii Emerytów Słowenii (DeSUS). Obie partie, chcąc przedłużyć o dwa lata swoją agonię, dogadały się więc z SDS i Janša może liczyć na stabilną parlamentarną większość.

W czasach koronawirusa

Janša przejął stery w rządzie chyba w najgorszym możliwym momencie. Objął stanowisko w połowie marca, gdy na Słowenii epidemia koronawirusa trwała w najlepsze. Na początku sytuacja niebezpiecznie przypominała zresztą wydarzenia we Włoszech. Władze miały problem z zapewnieniem odpowiedniej ilości testów i sprzętu medycznego dla swoich placówek, co było efektem wieloletnich zaniedbań. Temat pogarszającej się jakości opieki zdrowotnej nie jest nowy, będąc często przedmiotem publicznej debaty. Sytuacja jest zresztą pokłosiem wspomnianego już międzynarodowego kryzysu finansowego z 2008 roku, który mocno uderzył po kieszeni słoweńskie społeczeństwo przyzwyczajone do relatywnego dobrobytu.

Największym problemem jest obecnie nie lawinowy wzrost zachorowań, bo sytuacja została ustabilizowana, ale zarzuty pojawiające się pod adresem rządzących. W połowie kwietnia media ujawniły, że politycy mieli naciskać na Instytut Rezerw Materiałowych w zakresie zakupu sprzętu ochronnego. Jeden z pracowników rezerwy stwierdził wprost, że sojusznicy Janšy naciskali go w sprawie zakupu produktów od konkretnej firmy. Na dodatek transakcja doszła do skutku zanim przedsiębiorstwo otrzymało gwarancje bankowe na przeprowadzenie transakcji.

SDS i jego sojusznicy bronią się, że w całej sprawie chodziło jedynie o przyspieszenie zakupów, które były wyjątkowo potrzebne. W tym czasie Słowenia mogła jednak liczyć na dostawy znacznej ilości sprzętu medycznego, stąd tłumaczenia nie mają do końca pokrycia w rzeczywistości. Podobnego zdania jest Trybunał Obrachunkowy, który zwracał uwagę na istnienie dużo korzystniejszych ofert. Opozycja domaga się więc dymisji centroprawicowego rządu, lecz trudno tego oczekiwać. Jak już wspomniano, dla części koalicjantów Janšy oznaczałoby to wyrok śmierci, a po drugie SDS i tak cieszy się rekordową popularnością przy stale spadającym poparciu dla LMS.

Reformator

Efekty nakazu dystansu społecznego, podobnie zresztą jak na całym świecie, będą sporym wyzwaniem dla słoweńskiej gospodarki. Jedno z najmniejszych państw Unii Europejskiej na dodatek nie wróciło jeszcze do poziomu rozwoju gospodarczego sprzed 2008 roku, gdy mogło być prawdziwym wzorem dla całej Europy Środkowo-Wschodniej. Z pewnością Słoweńców nie uspokajają oświadczenia nowego szefa rządu, który nie ukrywa, że spora część obostrzeń będzie obowiązywać jeszcze przez dłuższy czas. Poniekąd na pocieszenie dodaje on, iż stanie się tak w całej Unii Europejskiej.

To z pewnością ograniczy możliwość realizacji ambitnych planów Janšy. Lider słoweńskiej prawicy przed epidemią zapowiadał powrót do dobrobytu sprzed kilkunastu lat, przy czym wiele jego postulatów było ze sobą sprzecznych. Z jednej strony zapowiadał bowiem wzrost emerytur i rent oraz zwiększenie wydatków na służbę zdrowia, natomiast z drugiej w programie nowego rządu znalazł się zapis o obniżce podatków. Ponadto nowa koalicja chce zwiększyć państwowy nadzór nad prywatną opieką medyczną, aby za jej pośrednictwem zmniejszyć coraz dłuższe kolejki do specjalistów. Na razie jednak rząd musi skupić się na walce z gospodarczymi konsekwencjami koronawirusa. W tym aspekcie państwo wzięło na siebie ciężar dofinansowania wynagrodzeń swoich obywateli. Plan gospodarczy Janšy zyskał poparcie wszystkich słoweńskich ugrupowań, a takiej zgodności nie pamiętają nawet najstarsi komentatorzy polityczni.

Gospodarka nie jest jedynym aspektem, na którym skupia się SDS wraz ze swoimi koalicjantami. Najwięcej emocji zdaje się wzbudzać postulat przywrócenia obowiązkowej służby wojskowej, która miałaby trwać co najmniej sześć miesięcy. Powrót do powszechnego poboru ma być związany ze spadkiem liczby żołnierzy służących w słoweńskiej armii, co ma być spowodowane zmniejszaniem wydatków na obronność. Janša chce też realizować konserwatywny program w zakresie polityki rodzinnej. Jego zdaniem konieczne jest nie tylko przeciwdziałanie niekorzystnym trendom demograficznym, ale powiększenie nieco ponad dwumilionowej populacji Słowenii. W tym celu rząd chciałby między innymi podnieść świadczenia rodzinne.

Lublana z Budapesztem

Słoweńska prawica jest przeciwna polityce imigracyjnej Unii Europejskiej, dlatego od wybuchu kryzysu migracyjnego w 2015 roku sprzeciwia się niemieckiej „polityce otwartych granic” oraz obowiązkowej relokacji uchodźców. Wówczas przez Słowenię przebiegał główny szlak imigracyjny prowadzący do Niemiec, a do dzisiaj niewielki kraj musi mierzyć się z wyzwaniem jakim jest ochrona własnych granic. Na wiosnę ubiegłego roku gwałtownie wzrosła zresztą liczba osób przedostających się nielegalnie na słoweńskie terytorium.

Janša był jednym z głównych punktów programu większości manifestacji przeciwko imigracji. W tej kwestii należy do największych sojuszników węgierskiego premiera Viktora Orbána. Nie tylko dlatego dorobił się wspomnianego już przydomku. Lider Fideszu przed dwoma laty brał udział w konwencjach wyborczych SDS-u, a biznesmeni związani z węgierską władzą finansują media sprzyjające słoweńskiej prawicy. Tym samym Węgrzy rozwiązali jeden z głównych problemów Janšy, czyli brak przychylnych mu mediów. Teraz jego środowisko może komunikować się ze swoimi zwolennikami za pośrednictwem telewizji Nova24 TV oraz popularnego internetowego tygodnika „Demokracija”.

SDS odwdzięcza się Fideszowi za wsparcie poprzez obronę węgierskiej partii w jej sporze z kierownictwem Europejskiej Partii Ludowej (EPP). Fidesz od ponad roku jest zawieszony w prawach członka europejskiej chadecji, a to właśnie SDS najgłośniej protestowało przeciwko tej decyzji. Na początku kwietnia Janša wbił z kolei szpilę byłemu polskiemu premierowi Donaldowi Tuskowi, obecnie przewodniczącemu EPP. Tusk krytykował wprowadzenie stanu wyjątkowego przez Węgry, dopatrując się w tym kroku zamachu na demokrację. Słoweński premier zasugerował mu na Twitterze, że zrobiłby lepiej wysyłając sprzęt medyczny dla państw południowej Europy.

Mimo wspomnianej afery wokół zamówień sprzętu medycznego, gabinet Janšy cieszy się dużym poparciem społecznym. Słoweńcy doceniają fakt, że podjęte przez niego działania nie doprowadziły do powtórzenia się scenariusza mającego miejsce u ich włoskich sąsiadów. Działania rządu popiera dwie trzecie Słoweńców, a podobnym poparciem po raz ostatni cieszył się rządzący w latach 2002-2007 gabinet Janeza Drnovška. „Słoweński Orbán” z powodzeniem wpisuje się więc w trend wzrostu poparcia dla europejskiej prawicy.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply