Najgorsza węgierska kampania w historii

Węgrzy już w najbliższą niedzielę wybiorą nowy parlament, a tym samym zakończy się trwająca praktycznie od ponad roku kampania wyborcza, która zdaniem wielu była najgorszą od czasu upadku komunizmu w tym kraju. Polityczna histeria skoncentrowana na wzajemnym obrzucaniu się błotem w ostatnich tygodniach osiągnęła bowiem swój szczyt.

Opozycyjny portal Index.hu1, należący do milionera i byłego skarbnika Fideszu Lajosa Simicski, w przeddzień węgierskich wyborów parlamentarnych postanowił przedstawić subiektywny wybór dziesięciu najbardziej kontrowersyjnych i żenujących momentów kończącej się właśnie kampanii, która zapisze się w annałach historii naszych bratanków jako najbardziej brutalna i najmniej merytoryczna. Chyba, że za cztery lata jej poziom będzie jeszcze gorszy…

Wszechobecni imigranci

Chociaż węgierska odsłona kryzysu imigracyjnego zakończyła się już pod koniec 2015 roku, a rządzący ostatecznie osiedlili na Węgrzech więcej cudzoziemców niż w ramach relokacji „uchodźców” wymaga Komisja Europejska, to właśnie ta tematyka zdominowała przekaz rządzącej koalicji Fideszu i Chrześcijańsko-Demokratycznej Partii Ludowej (KDNP). Od prawie trzech lat na Węgrzech można więc podziwiać kolejne wzory billboardów wymierzonych w imigrantów, chociaż zdaniem wspomnianego portalu nie szturmują oni już przecież granic kraju, a ponadto stosunek gabinetu Viktora Orbána do przybyszów spoza Europy jest już doskonale znany wszystkim Węgrom.

Rządzący postanowili jednak nieco ubarwić swój przekaz, dlatego w ostatnich tygodniach padło kilka kontrowersyjnych tez na ten temat. Jeden z liderów prorządowego Forum Współpracy Obywatelskiej (COF) Zoltán Lomnici, twierdził więc, że w Nigerii żyje obecnie 100 milionów osób chorych na HIV, którzy trafiliby na Węgry, gdyby nie twarda postawa rządu w sprawie imigrantów. Z kolei czołowi politycy Fideszu kilkukrotnie opowiadali mało wybredne żarty na ten temat.

W centrum Budapesztu do skrzynek pocztowych mieszkańców trafiły niepodpisane ulotki, które jak można się domyślać kolportowały kręgi zbliżone do rządzącej centroprawicy, przedstawiające terrorystów z Państwa Islamskiego gotowych… kupić mieszkania w okolicy [zdjęcie poniżej – red.]. Sprawę tej formy politycznej propagandy bada obecnie stołeczna policja.

Wykorzystywanie państwa

Wspomniane billboardy wymierzone w imigrantów najczęściej finansowane są z pieniędzy podatników, a dokładnie ze środków przeznaczonych na „informację rządową”, która od kilku lat jest nośnikiem politycznego przekazu partii rządzącej. Wykorzystywanie państwa do realizacji swoich celów nie jest więc niczym nowym w działalności Fideszu, ale w ostatnich miesiącach zjawisko to przybrało na sile.

Węgierski rząd w ciągu ostatnich czterech lat nie zrobił wiele dla poprawy życia zwykłych ludzi, o czym świadczy masowa emigracja młodych Węgrów na zachód, dlatego niczym w czasach słusznie minionych w jego propagandzie liczy się otwarcie każdej wyremontowanej szkoły, czy też naprawionej drogi. Duże kontrowersje wywołało przy tym zaangażowanie placówek edukacyjnych w kampanii wyborczej, co Index.hu nazwało wręcz „polityczną pedofilią”. Kilkukrotnie bowiem politycy Fideszu i KDNP przybywali do szkół, aby prowadzić mało wybredną agitację, mającą zachęcać do przekonywania rodziców dzieci, że powinni głosować na rządzącą koalicję.

Święta Narodowe na Węgrzech od lat wykorzystywane są do celów politycznych, zaś w rocznicę wybuchu rewolucji z 1848 i 1956 roku w dobrym tonie jest wręcz zorganizowanie własnego partyjnego wiecu. W połowie marca, podczas obchodów pierwszego z powstań, największy rozmach miało oczywiście spotkanie zwolenników Orbána, który w mocnym wystąpieniu atakował zwłaszcza swoich krajowych konkurentów, decydując się nawet na groźby wobec części Węgrów nie popierających Fideszu.

Fake news

Długa lista zarzutów wobec rządzących obejmuje też ich medialną propagandę, przy czym w tej kwestii święta nie była również opozycja. Nie zmienia to jednak faktu, że to właśnie gazety i portale wspierające Fidesz i KDNP najczęściej musiały tłumaczyć się z licznych „fake news”, co najczęściej kończyło się przegranymi dla nich procesami sądowymi. Nieprawdziwe informacje dotyczyły jednak nie tylko węgierskiej opozycji, ale nawet wydarzeń zagranicznych, w szczególności tych związanych z imigrantami.

Przeciwnicy Orbána nie pozostawali jednak dłużni, dlatego Index.hu jako przykład dezinformacji podała wpis jednego z bulwarowych portali, który donosił o pobycie węgierskiego premiera w Austrii. News o pobycie lidera Fideszu w… szpitalu psychiatrycznym w Grazie, przyozdobiony został zdjęciem mającego należeć do niego Volkswagena, który parkował przed wspomnianą instytucją.

Trzeba przy tym wspomnieć, że węgierscy dziennikarze nie mieli w tej kampanii łatwo, zwłaszcza jeśli pozostają krytyczni wobec rządzących. Kilkukrotnie przedstawiciele mediów byli wypraszani, a często wręcz wyrzucani siłą ze spotkań polityków Fideszu z wyborcami, co jednak nie spotykało się najczęściej z reakcją tamtejszej policji. Otwarte spotkania z przeciętnymi Węgrami przeradzały się więc w szamotaniny, zwłaszcza jeśli z sali padały niewygodne dla rządzących pytania.

System feudalny

Prawicowy, ale opozycyjny dziennik „Magyar Nemzet”2 pisze z kolei o wprowadzanym tylnymi drzwiami systemie feudalnym, o którym opozycja mówi zresztą już od kilku lat. Teraz jednak rządzący forsują projekt zmian w prawie, pozwalający na przejmowanie przez państwo obiektów o „historycznym znaczeniu dla narodu”, a następnie ich sprzedawanie instytucjom publicznym. Gazeta zauważa, iż system władzy oparty o posiadanie ziemi i nieruchomości zwany był zawsze feudalizmem, co pasuje zresztą do całej konstrukcji państwa Fideszu.

Opiera się on bowiem o daleko posunięty klientelizm i zawłaszczanie instytucji publicznych przez rządzących. Najlepszym tego przykładem było wykorzystywanie Państwowej Izby Obrachunkowej do walki z politycznymi przeciwnikami. Nakładała ona surowe kary na partie opozycyjne, które najczęściej nie mogły odwołać się od arbitralnych decyzji urzędników.

W tej atmosferze Węgrzy już w niedzielę pójdą do urn. Według ostatnich sondaży Fidesz może liczyć na poparcie od 45 do 51 proc. wyborców. Największym zagrożeniem dla rządzących będzie przy tym frekwencja, a nade wszystko kilkanaście procent niezdecydowanych, którzy mogą zagłosować na opozycję i tym samym pozbawić centroprawicę większości konstytucyjnej.

Marcin Ursyński

1 https://index.hu/belfold/2018/04/02/a_kampany_legaljasabb_huzasai

2 https://mno.hu/velemeny/orban-viktor-feudalis-rendszere-2458052

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply