Mainstream mówi Szwedzkimi Demokratami

To nie wynik wyborów jest największym triumfem szwedzkiej prawicy, ale narzucenie całemu mainstreamowi jej narracji na temat imigracji jako zagrożenia dla bezpieczeństwa. Szwedzcy Demokraci być może staliby się największym ugrupowaniem w kraju, gdyby rządzący socjaldemokraci nie zaczęli realizować części ich postulatów.

Patrząc na rozkład mandatów w nowej kadencji Riksdagu nie może być mowy o deklasacji lewicy. Sojusz prawicy będzie miał tylko jeden mandat więcej od bloku lewicowego, który notabene w minionej kadencji rządził właśnie z przewagą jednego głosu. Co więcej, Szwedzka Socjaldemokratyczna Partia Robotnicza (SAP) w porównaniu do 2018 roku zyskała poparcie. Gorzej niż przed czterema laty wypadli jednak jej sojusznicy z Partii Centrum i Partii Lewicy, dlatego ostatecznie zwycięstwo przypadło tamtejszej prawicy.

Imigranci jednak zagrożeniem

Porażka lewicy byłaby zapewne bardziej spektakularna, gdyby w porę nie zaczęła ona dostrzegać narastającego problemu z imigrantami i nie realizować polityki od dawna postulowanej przez Szwedzkich Demokratów (SD). Zwłaszcza po kryzysie migracyjnym z 2015 roku trudno było zatuszować brutalną prawdę, że masowy napływ przybyszy spoza Unii Europejskiej staje się poważnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa ludzi oraz osławionego szwedzkiego systemu socjalnego.

Rządzący do listopada ubiegłego roku gabinet Stefana Löfvena podjął więc szereg refom, dotyczących zwłaszcza systemu azylowego. Dzięki ponadpartyjnemu porozumieniu z umiarkowaną częścią prawicy udało się przywrócić kontrole na szwedzkiej granicy, a także zacząć dokładną weryfikację tożsamości rzekomych uchodźców. Dodatkowo Szwecja zaostrzyła kryteria dotyczące łączenia rodzin.

Radykalna jak na szwedzkie standardy zmiana polityki migracyjnej spowodowała kryzys w obozie tamtejszej lewicy. Działania Löfvena zaczęły torpedować Partia Lewicy i Zieloni, dlatego SAP nie udało się wprowadzić niektórych daleko idących propozycji. Z kursu swojego poprzednika nie zrezygnowała jednak jego następczyni na stanowisku premiera i szefa socjaldemokratów, Magdalena Andersson.

Pierwsza w historii kobieta na czele szwedzkiego rządu podjęła nawet nowe tematy, które dotychczas były zarezerwowane dla „skrajnej prawicy”. Andersson zaczęła więc mówić nie tylko o konieczności większej integracji imigrantów ze społeczeństwem, ale także o ochronie krajowych pracowników przed tanią siłą roboczą. Z tego powodu w ubiegłym miesiącu socjaldemokraci przedstawili projekt zmuszający przedsiębiorców do oferowania obcokrajowcom lepszych warunków pracy.

Na razie podstawowym problemem Szwecji jest jednak przestępczość, a dokładniej coraz brutalniejsze działania gangów, założonych głównie przez rodzinne klany przybyszy z Bliskiego Wschodu. Od dwóch lat stale rośnie liczba ofiar porachunków z użyciem broni palnej, nie wspominając już o pojawieniu się i umasowieniu zjawiska zamachów bombowych. Do tego dochodzą także coraz brutalniejsze zamieszki na przedmieściach miast, których przykładem były kwietniowe rozruchy towarzyszące działaniom antyislamskiego aktywisty.

Zdyskredytować Rosją

Fiasko dotychczasowej polityki imigracyjnej Szwecji stało się tak palącym problemem, że w kampanii wyborczej inne tematy były niemalże w ogóle nie obecne. Zbyt dużym zainteresowaniem polityków i mediów nie cieszyła się nawet wojna na Ukrainie, czy też towarzyszące jej następstwa. Być może dlatego, że właściwie wszystkie liczące się siły polityczne poparły wstąpienie Szwecji do Sojuszu Północnoatlantyckiego.

Za członkostwem w NATO opowiada się również SD, chcąc podążać w tej sprawie drogą uzgodnioną z Finlandią. Narodowi konserwatyści uważają, że Ukraina nie będąc członkiem Sojuszu została osamotniona w walce z Rosją, stąd też członkostwo w tej organizacji może zapewnić bezpieczeństwo Szwecji. Z drugiej strony ugrupowanie zawsze opowiadało się za dozbrajaniem kraju, niezależnie od jego militarnej neutralności.

Pod koniec kampanii rządząca lewica próbowała jednak uderzyć w partię Jimmiego Åkessona właśnie „kartą rosyjską”. Socialdemokraterna zarzuciła SD, że jest „najbardziej prorosyjską partią” w kraju i ma rzekome związki z rosyjskim prezydentem Władimirem Putinem. Europosłowie nacjonalistów mieli bowiem głosować w Parlamencie Europejskim razem z „niedemokratycznymi partiami prawicowych populistów”, co świadczy o zagrożeniu dla bezpieczeństwa Szwecji. Nawet spora część mainstream’owych ekspertów skrytykowała jednak podobne insynuacje, uważając je za zbyt daleko posunięte i zwyczajnie naciągane.

Tradycyjnie lewica próbowała dyskredytować SD wypominając przeszłość ugrupowania, założonego ponad trzy dekady temu przez kilka małych partii radykalnych nacjonalistów. Niektórzy kandydaci partii rzeczywiście zrezygnowali z kandydowania z powodu udowodnionych im związków ze skrajnymi grupami, tym niemniej nie zachwiało to notowaniami narodowych konserwatystów.

Zbyt wcześnie na rząd?

Czołowi politycy SD nie ukrywają zresztą, że udało im się na tyle przesunąć dyskurs publiczny w prawo, iż mogą pozwolić sobie na dużo więcej niż jeszcze kilka lat temu. A zwłaszcza 12 lat temu, gdy pierwszy raz udało im się wprowadzić swoich przedstawicieli do parlamentu. Wówczas partia kierowana przez Åkessona próbowała upodobnić się do umiarkowanej centroprawicy, zwracając głównie uwagę na zagrożenie ze strony najbardziej islamistycznie nastawionej części imigrantów.

Zobacz także: Szwecja wyda Turcji jej obywatela

Mimo to SD i tak znalazło się w swoistym „kordonie sanitarnym” stworzonym przez pozostałe partie, przypominającym doskonale standardy znane z francuskiej polityki i niechęć systemowych ugrupowań do narodowców kierowanych przez rodzinę Le Penów. Rosnąca popularność szwedzkich nacjonalistów spowodowała jednak, że przed trzema laty zaczęła ona nawiązywać współpracę z Umiarkowaną Partią Koalicyjną (Moderaterna) i Chrześcijańskimi Demokratami (KD).

Kilka dni przed tegorocznymi wyborami Åkesson zaczął otwarcie mówić o chęci objęcia przez jego partię tek ministerialnych, o ile oczywiście prawica zdobędzie większość w parlamencie. W trakcie wieczoru wyborczego i dzień później politycy SD byli jednak dużo bardziej powściągliwi w tej kwestii. Ważniejsze od wejścia w skład koalicji rządowej stało się realizowanie najważniejszych elementów narodowo-konserwatywnego programu.

Wejście Åkessona i jego kolegów do nowego rządu będzie zależeć głównie od postawy Moderaterny i Liberalerny. W bloku prawicy najbardziej niechętni SD są politycy drugiej z tych partii. Co prawda także część liberałów zradykalizowała swoje podejście do polityki imigracyjnej, lecz w ich ramach funkcjonuje też wpływowa frakcja sprzeciwiająca się jakiejkolwiek współpracy z nacjonalistami. Być może na stricte polityczne zwycięstwo SD potrzebuje jeszcze kolejnych wyborów parlamentarnych.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply