Hiszpańska prawica odcina się od generała Franco

Ekshumacja generała Francisco Franco jest oczywiście triumfem hiszpańskiej lewicy, który nie spotkał się jednak z reakcją prawicy. Temat bohatera walki z komunizmem jest zbyt obciążający wizerunkowo, dlatego konserwatywna Partia Ludowa nie zajęła stanowiska w tej sprawie, zaś wspierające ją media odcinają się od frankistowskich rządów.

Zasadniczo dla Hiszpanów pozytywnie wspominających lub po prostu odnoszących się pozytywnie do rządów „Caudillo” nie było to specjalnym zaskoczeniem. Ideowy oportunizm centroprawicowej Partii Ludowej (PP) i jej skupienie na machlojkach finansowych spowodowało przecież powstanie ruchu Vox, który zyskuje poparcie właśnie dzięki punktowaniu konserwatystów z prawej strony. Choć PP, kierowana obecnie przez Pablo Casado, została założona przez byłych ministrów rządów frankistowskich, nie zajęła żadnego stanowiska w sprawie przymusowej ekshumacji szczątków wojskowego z osławionej Doliny Poległych, upamiętniającej ofiary wojny domowej z lat 1936-1939.

Według doniesień liberalno-lewicowych mediów, Partia Ludowa postanowiła nie wypowiadać się na ten temat ze względów wizerunkowych. Kierownictwo ugrupowania poinstruowało tak swoich czołowych polityków, ponieważ ewentualna obrona byłego już miejsca pochówku gen. Franco byłaby szkodliwa dla nowej strategii mającej na celu pokazać bardziej umiarkowany wizerunek centroprawicy. W tej kwestii konserwatyści występują nawet przeciwko swojemu obecnemu elektoratowi – według sondaży dokładnie 72,9 proc. ich wyborców sprzeciwiało się przeniesieniu grobu przywódcy Hiszpanii z lat 1936-1975.

Po prawej stronie jedynie wspomniane Vox jednoznacznie sprzeciwiło się działaniom socjalistycznego rządu. Lider tego ugrupowania, Santiago Abascal, obnażył przy tym prawdziwe intencje przyświecające hiszpańskiej lewicy. Ma ona dążyć do całkowitego zniszczenia Doliny Poległych, a także delegitymizacji monarchii i obalenia króla Filipa VI. Ponadto Abascal uznał działania socjalistów za kolejną próbę dzielenia Hiszpanów i odwrócenia ich uwagi od prawdziwych problemów państwa, w tym między innymi narastającego problemu katalońskiego separatyzmu.

Demokracja ponad wszystko

O ile politycy centroprawicy mogli przemilczeć całą sprawę, o tyle nie mogły tego zrobić sympatyzujące z nimi media. Poza zwykłymi wiadomościami na temat ekshumacji pojawiły się na ich łamach także teksty publicystyczne, najczęściej odcinające się od czasów frankistowskich. Przykładem może być komentarz jednego z komentatorów konserwatywno-monarchistycznego dziennika „ABC”[1], który na swoim blogu polemizował z wizją niektórych lewicowców identyfikujących wszystkich zwolenników prawicy z sympatykami idei frankistowskich. José Manuel Otero Lastres twierdzi, że jest to teza nieprawdziwa, dlatego ekshumacja wojskowego nie powinna być przedstawiana jako porażka prawicy i triumf lewicy.

Publicysta „ABC” deklaruje się bowiem jako demokrata szanujący wartości zapisane w hiszpańskiej konstytucji. Jego zdaniem naczelną zasadą funkcjonowania współczesnego państwa powinno być uznanie ludu jako suwerena, stąd każdy obywatel bez względu na swoje wykształcenie i pozycję społeczną powinien mieć prawo głosu. Lastres określający samego siebie jako prawicowca uważa, że nie ma nic wspólnego z frankizmem, ponieważ nie jest mu po drodze z dyktaturą ograniczającą swobody polityczne, nieprzestrzegającą trójpodziału władzy i nie uznającą suwerenności ludu.

„Ekshumacja wyborcza”

Prawicowe hiszpańskie media co prawda nie sprzeciwiają się samej ekshumacji gen. Franco, ale jednocześnie starają się krytykować premiera Pedro Sáncheza za rozgrzebywanie historycznych podziałów, a przede wszystkim za zły ich zdaniem dobór terminu całej procedury. Już 10 listopada Hiszpanie po raz drugi w tym roku pójdą bowiem do urn wyborczych, aby zagłosować w przedterminowych wyborach parlamentarnych. Zdaniem konserwatywnych gazet lider Hiszpańskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej (PSOE) w ten sposób chce zyskać poparcie. Podobne stanowisko zajęły pozostałe ugrupowania, w tym skrajnie lewicowe Podemos.

Liberalno-konserwatywny dziennik „El Mundo”[2] sugeruje to zresztą już w tytule swojego redakcyjnego komentarza. „Ekshumacja wyborcza” miała być pokazem propagandy przedwyborczej i pozbawić honoru „Caudillo”, ale ostatecznie najbardziej wyeksponowała postać dyktatora z powodu sporów z jego rodziną i nadzwyczajnych środków ostrożności towarzyszących całemu procesowi. Przede wszystkim szef lewicowego rządu chciał nią przykryć prawdziwe problemy niepokojące Hiszpanów, a więc stagnację gospodarczą oraz zamieszki w Katalonii. Ponadto efektem całej ekshumacji będzie rewizjonizm historyczny, ponieważ może ona rozpocząć falę rozliczeń i podobnych procesów na terenie całego kraju.

Dwie Hiszpanie

Na łamach konserwatywno-narodowego dziennika „La Razón”[3] ukazał się z kolei reportaż, który ukazuje dwie strony sporu o spuściznę po gen. Franco. Pierwszą z nich reprezentuje trójka starszych ludzi z rozrzewnieniem wspominających rządy narodowej prawicy, natomiast drugą działacze Powszechnego Związku Robotników (UGT) walczącego na emigracji o międzynarodowe potępienie dowódcy antykomunistycznej krucjaty.

Zwolennicy frankizmu twierdzą, że ekshumację „Caudillo” można uznać za zapowiedź „wybuchu trzeciej wojny światowej”, zaś przede wszystkim była ona hańbiąca i upokarzająca dla nieżyjącego wojskowego. Ponadto miała nadszarpnąć wizerunek Hiszpanii na arenie międzynarodowej, ponieważ pokazała brak szacunku dla osoby tak zasłużonej dla kraju. Lewicowi związkowcy oczywiście reprezentują zupełnie odmienne stanowisko, nazywając gen. Franco ludobójcą oraz uznając samą Dolinę Poległych za miejsce „wywyższania wartości narodowo-katolickich”.

W obronie Franco

Dużo odważniejszy od tradycyjnych mediów papierowych okazał się prawicowy portal LibertadDigital.com[4]. Jego publicysta Jesús Laínz wprost nazwał działania lewicy wyrazem frustracji i niechęci wobec byłego hiszpańskiego przywódcy, którego grób został zbezczeszczony. Jednocześnie skrytykował pojawiające się w niektórych środowiskach prawicy głosy sugerujące, że to właśnie gen. Franco odpowiada za rozwój katalońskiego separatyzmu.

Autor jednego z najpoczytniejszych portali hiszpańskiej prawicy zdecydowanie odrzuca te oskarżenia. Przypomina, że w pierwszych demokratycznych wyborach po śmierci „Caudillo” wszystkie katalońskie ugrupowania separatystyczne uzyskały zaledwie kilka procent głosów, natomiast ich najlepszy wynik miał miejsce blisko czterdzieści lat później. Za dynamiczny rozwój takich ruchów odpowiada więc ich wieloletni przywódca, Jordi Pujol, który przez wiele lat za pośrednictwem mediów pierze mózgi Katalończykom. Zdaniem publicysty współczesny ruch kataloński posługuje się między innymi totalitarnymi metodami indoktrynacji młodzieży, podczas gdy frankizm bardzo szybko zrezygnował z tego typu rozwiązań przywołujących skojarzenia z nazistowskimi Niemcami, faszystowskimi Włochami czy komunistycznym Związkiem Radzieckim.

Marcin Ursyński

Przypisy: 

[1] https://abcblogs.abc.es/puentes-palabras/politica/un-democrata-de-derechas-no-tiene-que-ser-necesariamente-franquista.html#vca=mod-lo-mas-pos-1-rot&vmc=leido&vso=puentes-palabras&vli=listado.blogs&vtm_loMas=si

[2] https://www.elmundo.es/opinion/editorial/2019/10/25/5db1fa7bfc6c839a298b45fb.html

[3] http://www.larazon.es/espana/las-dos-espanas-40-anos-despues-NA25430418

[4] https://www.libertaddigital.com/opinion/jesus-lainz/la-excusa-antifranquista-89086/

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. Czeslaw
    Czeslaw :

    “Temat bohatera walki z komunizmem jest zbyt obciążający wizerunkowo, ” – Jak najpierw wizerunek oczerniono to i jest wynik. Problem w tym że tam brak obrońców tego wizerunku Generała albo brak możliwości.