Czy Żelazna Kopuła chroni jeszcze Izrael?

Odpowiedź na tak postawione pytanie wydaje się być banalnie prosta. Wszak skuteczność osławionego systemu przeciwrakietowego to blisko 90 procent, a przynajmniej takie dane podaje izraelska armia. W Izraelu coraz częściej pojawiają się jednak wątpliwości, czy przy dużej liczbie wrogich rakiet Żelazna Kopuła nie wyczerpuje przypadkiem swoich dotychczasowych możliwości.

Od poniedziałku do czwartku 13 kwietnia wystrzelonych ze Strefy Gazy w kierunku Izraela miało być blisko 1,2 tysiąca rakiet i pocisków moździerzowych. Izraelskie Siły Obronne (IDF) podały przy tej okazji liczby bezwzględne. Około 300 nie opuściło nawet palestyńskiego terytorium, a spośród pozostałych 900 jedna trzecia spadła na tereny niezaludnione, zaś 90 proc. z reszty zostało przechwyconych przez „Żelazną Kopułę”.

Izraelskie media zauważają, że jest to wyjątkowo duży odsetek, co nie zmienia jednak faktu przedostania się na izraelskie terytorium dziesiątków pocisków. Trafiły one w budynki i mienie w kilku miastach znajdujących się głównie w środkowej części kraju, w tym w znacznej odległości od Strefy Gazy. Ogółem w wyniku ataków śmierć poniosło sześć osób, w tym żołnierz poruszający się wojskowym jeepem.

Arabskie testowanie

Armia Izraela nie poprzestała jedynie na podaniu suchych statystyk. Jej dowódcy musieli wytłumaczyć się przed opinią publiczną z rakiet i pocisków moździerzowych, którym udało się dokonać zniszczeń na izraelskich terytoriach. IDF podkreśliło więc, że palestyńskie ugrupowania testują od pewnego czasu nową taktykę walki z wrogiem. Metoda ta została wypróbowana między innymi półtora roku temu, gdy miała miejsce ostatnia wymiana izraelsko-palestyńskich ciosów na szeroką skalę.

Polega ona na wystrzeliwaniu jednocześnie dziesiątek pocisków o różnorodnym zasięgu. W ten sposób możliwe jest obejście zabezpieczeń składających się na „Żelazną Kopułę”, o czym wprost informował zresztą palestyński Hamas. Islamski ruch oporu sugeruje, że izraelski system mimo swojej legendy jest tak naprawdę pełen dziur, stąd istnieją sprawdzone metody pozwalające na atak na izraelskie terytorium.

Półtora roku temu pokazał to zresztą najbliższy palestyński sojusznik Hamasu, czyli Islamski Dżihad. Ugrupowanie w ciągu kilki minut wystrzeliło kilkadziesiąt pocisków (łącznie w jeden dzień blisko dwieście), a kilka z nich spowodowało zniszczenia na izraelskim terytorium. Wojskowe skrzydło Islamskiego Dzihadu ogłosiło przy tej okazji wyprodukowanie swoich własnych ciężkich rakiet Buraq-120, które miały być pierwszymi pociskami stworzonymi wyłącznie na terytorium Palestyny.

Warto przypomnieć o innym poważnym i równocześnie oblanym teście dla „Żelaznej Kopuły”. Pod koniec ubiegłego miesiąca przez teren całego Izraela przeleciała wystrzelona z terytorium Syrii rakieta, która spadła 30 kilometrów od kompleksu nuklearnego w Dimonie na południu kraju. Nie wiadomo czy była to „zabłąkana rakieta syryjskiej obrony przeciwlotniczej”, czy jednak odpowiedź Iranu na wywołaną przez Izraelczyków kilka dni wcześniej awarię w obiekcie jądrowym w irańskim Natanz. Ustalono jednak, że system nie zdołał jej przechwycić.

Nie jest tanio

Trwający właśnie kryzys po raz kolejny wywołał więc dyskusję na temat rzeczywistej skuteczności „Żelaznej Kopuły”. Trudno jeszcze mówić o jakiejkolwiek panice wśród Izraelczyków, tym niemniej temat jest coraz częściej poruszany przez tamtejsze media. Zauważają one przede wszystkim skuteczność wspomnianej taktyki palestyńskich ugrupowań. Dopóki wystrzeliwały one niewielką ilość rakiet podczas jednej salwy, dopóty opisywany system był praktycznie hermetyczny.

Wcześniej Hamas i Islamski Dżihad nie były w stanie prowadzić tak zmasowanego ostrzału, nie wspominając już o możliwościach technicznych jego arsenału. W tym tygodniu Palestyńczykom udało się jednak dosięgnąć Tel Awiwu i celów znajdujących się w centrum kraju. Izraelskie media pytają więc, co będzie w sytuacji, gdy arsenał wrogich ugrupowań okaże się większy niż szacuje izraelski sztab? Zwłaszcza, że inni czołowi wrogowie Izraela, czyli Iran i libański Hezbollah, dysponują dużo większą ilością bardziej zaawansowanych technicznie rakiet.

Obecnie największym problemem „Żelaznej Kopuły” wydaje się być jednak fakt, że izraelskie systemy rakietowe nie są w stanie przechwytywać palestyńskich pocisków krótkiego zasięgu. Pociski przechwytujące Tamir mają bowiem minimalny zasięg około 4,5 kilometra. Izraelczycy zdając sobie sprawę z niedoskonałości systemu próbują go unowocześniać. Przynosi to zresztą efekty, bo w ubiegłym roku zyskał on zdolność przechwytywania 120- i 160-milimetrowych pocisków moździerzowych.

Zobacz także: Potężny izraelski nalot na Strefę Gazy, odwetowe ataki rakietowe Hamasu [+VIDEO]

Nie można zapominać o czynnikach pozamilitarnych. Utrzymanie „Żelaznej Kopuły” nie jest bowiem tanie, a każde jej użycie oznacza przecież konieczność późniejszego uzupełnienia arsenału. Szacuje się, że wystrzelenie każdego przechwytującego pocisku to koszt blisko 80 tysięcy dolarów. W przypadku użycia systemu David’s Sling, albo rakiet Arrow 2, średni koszt przechwycenia palestyńskich rakiet wyniósłby blisko 2 miliony dolarów. Dodatkowo odbudowa zapasów jest powolnym procesem, podczas gdy Palestyńczycy są w stanie szybko wyprodukować swoje rakiety i pociski moździerzowe.

Na razie „Żelazna Kopuła” w większości przypadków spełnia swoje zadanie. Dalsza skuteczność jest jednak zależna od jej modernizacji, a nawet od sięgnięcia po zupełnie nowe elementy mogące stać się częścią całego systemu. Hamas i Islamski Dżihad pokazały w bieżącej kampanii, że w ostatnich latach poczyniły znaczący postęp technologiczny. Jedna z palestyńskich rakiet przeleciała aż 250 kilometrów w głąb Izraela, co według tamtejszych mediów jest absolutnym rekordem.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply