Czy Joe Biden jest lewakiem?

Nie udało się zakwestionować wyników wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Zaprzysiężony na to stanowisko został Joe Biden. W Polsce stale przewija się temat jego lewackich poglądów, lecz tak naprawdę jego prezydentura uważana jest za ostatnie zwycięstwo amerykańskich liberałów.

Dotychczasowy prezydent Donald Trump nie zdecydował się przybyć na inaugurację Bidena. W swojej kampanii wyborczej ostrzegał zaś przed przejęciem Ameryki przez lewicę. Wręcz jednym z kluczowych elementów jego retoryki było straszenie obywateli USA, że triumf jego przeciwnika będzie skutkował uczynieniem ze Stanów Zjednoczonych państwa socjalistycznego. Kampanijne hasła Trumpa przyniosły mu wymierne korzyści w postaci rozszerzenia bazy wyborców wśród mniejszości etnicznych. Należy bowiem pamiętać, że na Florydzie (były prezydent wygrał w tym stanie) mieszka wielu imigrantów z Kuby i Wenezueli, dla których skojarzenia ze słowem „socjalizm” są jednoznaczne.

Ze wsparciem korporacji

Czy rzeczywiście Biden jest przyszłym twórcą modelowego państwa socjalistycznego? Zależy jak na to spojrzeć. Można oczywiście przekonywać, że za uspołecznieniem środków produkcji, nacjonalizacją kluczowych gałęzi gospodarki czy wzmocnieniem związków zawodowych są największe korporacje. Tym niemniej podobne rozwiązania, będące w sferze ekonomicznej głównymi postulatami socjalistów, byłyby raczej poważnym zagrożeniem dla ich dotychczasowej pozycji. Czym innym jest oczywiście sfera ideologiczna, w której socjaliści i liberałowie wspólnie popierają postulaty dotyczące dostępu do aborcji czy „małżeństw” homoseksualistów.

Trzeba więc jasno powiedzieć, że Biden cieszy się poparciem największych korporacji oraz instytucji finansowych, co było widać jeszcze w czasie prawyborów w Partii Demokratycznej. Przed listopadowymi wyborami jego plany gospodarcze, zwłaszcza dotyczące walki ze skutkami pandemii koronawirusa, jednoznacznie poparły banki Goldman Sachs i Bank of America. Po niedawnej prezentacji pakietu stymulacyjnego przez Bidena, wymienione wyżej instytucje podniosły zresztą swoje dotychczasowe prognozy dotyczące wzrostu gospodarczego.

W jednej z debat prezydenckich, Trump wieszczył załamanie się nowojorskiej giełdy po zwycięstwie Bidena. Nie tylko nic takiego nie nastąpiło, ale dodatkowo stwierdzenia byłej już głowy państwa skrytykowały niektóre firmy finansowe notowane na Wall Street. Moody’s Analytics twierdzi z kolei, że plany Bidena odnoszące się do odbudowy gospodarki po COVID-19 doprowadzą do stworzenia większej liczby miejsc pracy. Analitycy tej agencji raitingowej mówią wręcz o 7,4 mln więcej stanowisk niż pojawiło się podczas prezydentury Trumpa.

Biden mógł również liczyć na wsparcie Doliny Krzemowej. Technologiczni giganci oddelegowali nawet swoich przedstawicieli do jego sztabu. Teraz mają zająć stanowiska w nowej administracji Białego Domu. Reuters kilka dni temu napisał wprost, że na Bidena naciskają Google, Microsoft, Amazon i Facebook. Nowy amerykański prezydent zamierza zresztą ulec podobnym sugestiom, chociaż krytyka działań „Big Tech’u” narasta również w szeroko pojętych środowiskach postępowej lewicy.

Ostatni liberał

Wspomniany Reuters opublikował pod koniec grudnia ciekawą analizę na temat związków Bidena z Doliną Krzemową. Brytyjska agencja prasowa zauważyła w niej, że wspomniane wyżej posunięcia są elementem całościowego wysiłku, podejmowanego przez dyrektorów firm technologicznych. Ich celem jest wywarcie jak największego wpływu na Bidena, aby osłabić żądania postępowego skrzydła Demokratów i rozwijających się ruchów antymonopolowych.

Na nowego prezydenta USA chce też wpływać lobby firm zbrojeniowych, od dziesięcioleci krytykowanych przez amerykańską lewicę. Nieprzypadkowo Biden w kampanii wyborczej mógł liczyć na poparcie znanych wojskowych. Wśród osób wspierających jego kandydaturę znaleźli się emerytowany admirał marynarki wojennej William McRaven, a także były sekretarz obrony, gen. James Mattis. Pierwszy z nich dowodził operacją zabicia Osamy Bin Ladena, z kolei drugi kierował Departamentem Obrony USA podczas prezydentury Trumpa.

Jako polityka liberalnego Bidena pozycjonuje magazyn „The American Conservative”. Po listopadowych wyborach zamieścił on komentarz pod wymownym tytułem „Liberalizm przegrywa z Bidenem”. Konserwatywne pismo twierdzi, że nowy amerykański prezydent nie poradzi sobie z następstwami koronawirusa. Jego nieudolność zaś będzie gwoździem do trumny liberalizmu, który nie jest w stanie zaspokoić oczekiwań milionów Amerykanów. W ten sposób Partia Demokratyczna jeszcze bardziej się podzieli, bo już teraz rozdarta jest między neoliberałów a socjalistów.

Świadczą o tym zresztą demokratyczne prawybory. I to nie te ostatnie. Mało kto już pamięta, że sztab Hillary Clinton cztery lata wcześniej stosował wszelkie możliwe chwyty, aby przeszkodzić Berniemu Sandersowi. Żywy symbol amerykańskich socjalistów nie mógł również liczyć na poparcie korporacji i mediów podczas ostatnich prawyborów. Biden oczywiście wykonał pewne gesty w kierunku zwolenników Sandersa, ale trudno mówić w tym kontekście o „komunistycznej rewolucji”. Nowa głowa państwa obiecała jedynie obniżenie wieku uprawniającego do korzystania z Medicare, a także umorzenie niektórych zobowiązań w ramach kredytu studenckiego.

Ale jest Harris…

No dobrze, może Biden sam w sobie nie jest „lewakiem”, a większość jego gestów ma jedynie uspokoić lewicową frakcję Demokratów. Co jednak z nową wiceprezydent? Kamala Harris przedstawiana jest w prawicowych mediach wręcz jako zadeklarowana komunistka, jednak Trump i jego sztab miał problem z ustosunkowaniem się do jej osoby. Były gospodarz Białego Domu wpierw pozycjonował samego Bidena jako socjalistę, aby z czasem przedstawiać go jedynie jako „marionetkę socjalistów”.

Za sznurki miała zaś pociągać właśnie Harris. Trump w pewnym momencie kampanii bardziej niż samego Bidena atakował właśnie jego kandydatkę na wiceprezydenta, którą nazwał wprost „komunistką”. Jak natomiast pozycjonuje się sama Harris? W wielu sprawach rzeczywiście różni się od Bidena. Choćby w kwestii legalizacji marihuany, nie mówiąc już o powszechnym ubezpieczeniu zdrowotnym. Z tego ostatniego postulatu zresztą się wycofała, gdy Demokraci byli naciskani w tej sprawie przez prywatne firmy ubezpieczeniowe. Chce również dłuższego urlopu rodzinnego niż postuluje to Sanders.

W wielu pozostałych kwestiach nie różni się zarówno od liberalnego mainstreamu Demokratów, jak i ich lewicowej frakcji. Popiera więc politykę „Zielonego Ładu”, chce ograniczenia dostępu do broni, depenalizacji nielegalnego przekraczania granic przez imigrantów, finansowania aborcji czy wyrównania wynagrodzeń mężczyzn i kobiet w dużych firmach. Harris nigdy nie nazywała więc siebie socjalistką

„Bądźmy gotowi na walkę z Bidenem”

Interesująca wydaje się być lektura pisma „Jacobin Magazine”. Po samej jego nazwie można łatwo się domyślić, że magazyn odwołuje się wprost do lewicowych idei. Od początku do końca krytykował więc prezydenturę Trumpa, oskarżając go nie tylko o „homofobię” czy „rasizm”, ale także o sprzyjanie wielkim korporacjom. Pismo taktycznie popierało więc Bidena, aby odsunąć od władzy Trumpa.

Zobacz także: USA: Antifa zaatakowała lokal Partii Demokratycznej w Portland [+VIDEO]

Zaprzysiężenie Bidena na prezydenta USA oznacza, że cel ten udało się osiągnąć. Z tego powodu „Jacobin Magazine” w dniu jego inauguracji opublikowało tekst pod tytułem „Przygotuj się do walki z Bidenem”. Skrajnie lewicowy magazyn wzywa więc wprost do tworzenia socjalistycznej alternatywy, której celem powinno być przeciwstawienie się neoliberalnemu programowi establishmentu Partii Demokratycznej. Jej stworzenie jest zaś warunkiem przetrwania lewicy jako samodzielnego bytu politycznego.

Biden nie jest gotowy na konfrontację z korporacyjną Ameryką” – to kolejny tytuł artykułu z najważniejszego socjalistycznego pisma w USA. Biden jest w nim oskarżany o przymilanie się do wszystkich grup elektoratu, co ostatecznie przeszkodzi w realizacji „postępowego” programu. „Jacobin Magazine” sugeruje, że w kluczowych dla biznesu sprawach nie stanie on po stronie pracowników.

***

Rozpatrując związki Bidena z lewicą należy pamiętać, że jego polityczne zaplecze rozdarte jest między dwie przeciwstawne frakcje. Było to szczególnie widać przy okazji towarzyszących wyborom prezydenckim wyborach do Kongresu Stanów Zjednoczonych. Liberalna część Demokratów już po wyborach miała za złe lewicy odwoływanie się do socjalizmu, a także likwidowanie jednostek Policji w miastach, co miało zniechęcać bardziej umiarkowanych wyborców. Biden podczas swojej prezydentury będzie musiał więc lawirować między interesem biznesu a „postępową” częścią demokratycznego elektoratu.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply