Chorwaci i Serbowie nie mogą żyć w zgodzie

Od 13 września br. w Chorwacji rozpocznie się spis powszechny. Chorwatom zależy, aby mieszkający na ich terytorium Serbowie nie podkreślali w nim swojej narodowości. To tylko jeden z przykładów ostatnich napięć serbsko-chorwackich, które przypominają o krwawej wojnie z końca ubiegłego wieku.

Internetowy spis ludności Chorwacji rozpocznie się 13 września, natomiast 27 września w teren ruszą rachmistrzowie, aby spisać osoby nie korzystające z możliwości internetowego samospisu. Chorwacki Instytut Statystyczny twierdzi, że jest wzorcowo przygotowany do przeprowadzenia pierwszej takiej procedury od 2011 roku. Najprawdopodobniej nie przeszkodzi w nim nawet koronawirus, choć sytuacja epidemiologiczna pogarsza się już od paru tygodni.

Jednocześnie w Chorwacji rosną obawy dotyczące wyników spisu powszechnego. Najprawdopodobniej liczba ludności kraju spadła bowiem poniżej czterech milionów. To oznaczałoby, że w ciągu ostatniej dekady wciąż jeszcze młodemu państwu ubyło więcej niż ćwierć miliona obywateli. Według poprzedniego spisu, Chorwację zamieszkiwało około 4,28 miliona osób. W międzyczasie weszła ona jednak do Unii Europejskiej, co umożliwiło masową emigrację zwłaszcza młodych Chorwatów do Europy Zachodniej.

W Chorwacji aktywne są również środowiska krytycznie podchodzące do kształtu tegorocznego spisu powszechnego. Twierdzą one, że tak naprawdę służy on politycznym celom prawicowemu rządowi Andreja Plenkovicia z Chorwackiej Wspólnoty Demokratycznej (HDZ). Poza tym spis ma nie spełniać europejskich standardów, a instytut statystyczny nie korzysta z dostępnych już rejestrów obywateli.

„Prawosławni Chorwaci”

To niejedyne kontrowersje towarzyszące chorwackiemu spisowi powszechnemu. Wzbudza je również medialna kampania wymierzona wprost w zamieszkujących Chorwację Serbów. Co prawda wojna o chorwacką niepodległość doprowadziła do wypędzenia z obecnego terytorium Chorwacji blisko 200 tysięcy Serbów, ale według szacunków sprzed dekady było ich wciąż prawie 187 tysięcy.

Chorwaccy nacjonaliści próbują więc przekonywać chorwackich Serbów, aby nie deklarowali w spisie powszechnym swojej narodowości. W zamieszkiwanych przez nich miejscowościach pojawiły się plakaty sygnowane przez Chorwackie Stowarzyszenie Weteranów Prawosławnych i nieuznawany oficjalnie Chorwacki Kościół Prawosławny. Ich przedstawiciele twierdzą, że prawdziwi wyznawcy prawosławia walczyli we wspomnianej wojnie po chorwackiej stronie, dlatego powinni obecnie deklarować narodowość chorwacką.

Liderem Chorwackiego Stowarzyszenia Weteranów Prawosławnych jest Goran Macura, przedstawiający się jako weteran wojny z lat 90. ubiegłego wieku. Jak sam twierdzi, mimo nagabywań ze strony Serbów postanowił walczyć po stronie Chorwatów. Sprzeciwia się również ideologii „Wielkiej Serbii”, która jego zdaniem zawdzięcza istnienie stosowaniu cyrylicy i przynależności wielu prawosławnych wiernych do Serbskiego Kościoła Prawosławnego. Macura twierdzi jednocześnie, że nie dzieli chorwackich weteranów ze względów religijnych.

Co ciekawe, dwa lata temu o samozwańczym przywódcy prawosławnych Chorwatów było głośno z zupełnie innego powodu. Jako woźny w szkole pod Szybenikiem miał zabarykadować się w budynku pilnowanej przez siebie placówki, aby zaprotestować w ten sposób przeciwko swoim warunkom pracy. Nic więc dziwnego, że działalność postaci promowanej w niektórych prawicowych chorwackich mediach wzbudza oburzenie ze strony chorwackich Serbów.

 „Operacja Burza” dalej dzieli

W ostatnich tygodniach narastają także napięcia serbsko-chorwackie. Chodzi nie tylko o spis powszechny, lecz również o kwestie historyczne. Chorwaci świętowali kolejną rocznicę „Operacji Burza”, czyli zapoczątkowaną 5 sierpnia 1995 roku ofensywę wojskową przeciwko nieuznawanej na arenie międzynarodowej Republice Serbskiej Krajiny. Blisko 130 tysięcy chorwackich żołnierzy w zaledwie dwa dni zajęło całe jej terytorium.

Wydarzenie sprzed ponad ćwierć wieku dalej budzi sporo emocji. Chorwaci uznają, że dzięki „Operacji Burza” udało im się obronić swój kraj przed planami utworzenia „Wielkiej Serbii” przez ówczesnego serbskiego prezydenta Slobodana Miloševicia. Serbowie przypominają o blisko tysiącu cywilnych ofiar chorwackiego wojska pod dowództwem gen. Ante Gotoviny (Chorwaci mówią w sumie o 200 serbskich ofiarach), a także o wypędzeniu blisko 200 tysięcy Serbów z regionu Krajiny.

Nikt nie łudzi się, że rany z przeszłości zabliźnią się w najbliższym czasie. Niektórzy uważają nawet, że nie nastąpi to nigdy. Zdaniem Serbów, wypędzenie ich rodaków z Krajiny przez dziesiątki lat było marzeniem Chorwatów, dlatego „Operacja Burza” stała się swoistą częścią chorwackiej tożsamości narodowej. W tegorocznych obchodach oprócz Plenkovicia wziął udział również lewicowy prezydent Zoran Milanović, przyznając odznaczenia między innymi członkom kontrowersyjnych oddziałów ówczesnej żandarmerii wojskowej oraz Chorwackiej Rady Obrony (HVO).

Niechęć do Serbów jest akceptowalna

Stosunki państwowe między Chorwacją a Serbią również znajdują się na bardzo niskim poziomie. W praktyce wydają się zresztą w ogóle nie rozwijać. Belgradowi zależy na szybkim przystąpieniu do Unii Europejskiej, jednak Zagrzeb konsekwentnie blokuje otwarcie kolejnych rozdziałów akcesyjnych. Praktycznie niczego nie zmieniła w tym względzie wizyta serbskiego prezydenta Aleksandara Vučicia, który trzy lata temu przyjechał do Chorwacji na spotkanie się ze swoją chorwacką odpowiedniczką, Kolindą Grabar-Kitarović.

Zobacz także: Chorwacja dalej na prawo. Ale z radykalną lewicą

Pat w tej kwestii widać wyraźnie po niedawnej wypowiedzi chorwackiego ministra spraw zagranicznych Gordana Grlicia Radmana. Przedstawił on bowiem nowy warunek przystąpienia Serbii do UE, a ma nim być uznanie przez Serbię ludobójstwa w Srebrenicy. Niecały tydzień wcześniej szef chorwackiej dyplomacji wezwał zresztą cztery państwa Półwyspu Bałkańskiego (Serbię, Bośnie i Hercegowinę, Grecję i Rumunię) do uznania niepodległości Kosowa. Miałoby się to przyczynić do „stabilności w regionie”, choć wspomniane kraje nie chcą o tym nawet słyszeć.

Stanowisko chorwackich polityków nie dziwi, gdy spojrzy się na badania opinii publicznej. Wynika z nich, że Chorwaci wciąż zachowują duży dystans do Serbów, zaś nienawiść do Serbów jest społecznie akceptowalna. Nie zmienia tego nawet fakt, że oficjalnie w koalicji tworzącej rząd Plenkovicia znajduje się reprezentująca interesy mniejszości serbskiej Niezależna Demokratyczna Partia Serbska (SDSS). Jeden z jej liderów, Boris Milošević, jest zresztą wicepremierem Chorwacji.

Serbscy analitycy nie mają złudzeń odnośnie możliwości zmiany podejścia Chorwatów do Serbów. Chorwacka opinia publiczna akceptuje nie tylko niechęć do Serbów, ale zgadza się na gloryfikację niesławnej formacji Ustaszy. Tym samym Serbia może co najwyżej działać na arenie międzynarodowej, przekonując o systemowym traktowaniu mniejszości serbskiej w Chorwacji jako obywateli drugiej kategorii.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply