Wybory parlamentarne w Chorwacji okazały się kolejnym triumfem premiera Andreja Plenkovicia i jego chadecji, a także wejściem do Saboru (parlamentu) nowej partii nacjonalistycznego muzyka Miroslava Škoro. Swoją reprezentację będzie miała także młoda konserwatywna inteligencja, która będzie musiała jednak toczyć boje z koalicją radykalnej lewicy.

Wynik przedterminowych wyborów parlamentarnych jest z kolei klęską dwóch środowisk: postkomunistycznej lewicy oraz największych instytutów zajmujących się badaniem opinii społecznej. Kontrowersje wzbudzają zwłaszcza ci ostatni, bo ostateczne wyniki wyborów są diametralnie inne od sondaży publikowanych jeszcze kilka dni przed wyborami. Dość powiedzieć, że pod koniec czerwca centrolewicowa koalicja Restart miała uzyskać kilkanaście mandatów więcej od chadeckiej Chorwackiej Wspólnoty Demokratycznej (HDZ), a ostatecznie… uzyskała dokładnie 25 mniej miejsc od centroprawicy.

HDZ wraz ze swoimi sojusznikami będzie więc miało 66 przedstawicieli w Saborze, podczas gdy Restart zajmie 41 miejsc w parlamencie. Na trzecim miejscu uplasował się nacjonalistyczny Ruch Ojczyźniany (DPMŠ) kierowany przez wspomnianego Škoro, który uzyskał 16 mandatów. W chorwackim parlamencie zasiądzie też ośmiu polityków konserwatywnego Mostu, siedmiu ze skrajnie lewicowej koalicji „Możemy”, trzech z liberalnego ruchu „Pametno”, po jednym z liberalnych Partii Ludowej – Reformatorzy (NS-R) i Chorwackiej Partii Ludowej – Liberalni Demokraci (HNS-LD) oraz ośmiu posłów mniejszości narodowych.

Nowoczesna chadecja

Centroprawica premiera Plenkovicia może być bardzo zadowolona z niedzielnego wyniku wyborczego. HDZ uzyskało najlepszy wynik wyborczy od ćwierćwiecza, a także zwiększyło swój stan posiadania. Dodatkowo największe chorwackie ugrupowanie ugruntowało swoją pozycję w kilku regionach, które od czasu uzyskania niepodległości przez Chorwację uchodziły za bastiony szeroko pojętej prawicy. Najwyraźniej wyborcy docenili zarządzanie krajem przez Plenkovicia w czasie pandemii koronawirusa.

To właśnie COVID-19 stało zresztą za samorozwiązaniem Saboru, choć należy pamiętać, że wybory i tak odbyłyby się jesienią tego roku. Rządzący chcieli jednak uzyskać mandat potrzebny do przeprowadzenia reform gospodarczych. Co prawda HDZ chwaliło się w kampanii uratowaniem kilkuset tysięcy miejsc pracy dzięki swojej wersji „tarczy antykryzysowej”, lecz jednocześnie Unia Europejska przewiduje skurczenie się w tym roku chorwackiej gospodarki o ponad 10 proc. Tym samym jesienią Plenković może być zmuszony do przeprowadzenia chociażby bolesnych cięć socjalnych. Te zaś mogłyby być niepopularne wśród tej części elektoratu centroprawicy, który głosuje na nią z powodu benefitów związanych z pracą w administracji czy zasiłkami dla weteranów wojny z lat dziewięćdziesiątych.

HDZ w tych wyborach walczyło również o utrzymanie praktycznego monopolu na prawicy. Zakończył się on jednak w praktyce wraz z objęciem władzy przez Plenkovicia w 2016 roku. Szef centroprawicy już na początku swoich rządów zakończył współpracę z częścią sojuszników swojej partii, wywodzących się z kręgów nacjonalistycznej prawicy. Jego celem jest bowiem stworzenie nowoczesnej partii chrześcijańsko-demokratycznej na modłę zachodnioeuropejską, stąd też dystansowanie się HDZ od związków ze „skrajną prawicą”.

Mogło być lepiej

Transformacja HDZ nie podoba się jednak sporej części prawicowego elektoratu. Biorąc zwłaszcza pod uwagę fakt, że w ostatnich latach debata publiczna w Chorwacji przesunęła się jeszcze bardziej na prawo niż miało to miejsce wcześniej. Symbolem takiego stanu rzeczy stały się duże protesty przeciwko ratyfikowaniu Konwencji Stambulskiej Rady Europy. Plenković przeforsował ten projekt chociaż kryją się za nim postulaty ruchu LGBT, a także napotkał opór wśród części swojej partii.

Między innymi na tym wydarzeniu wyrósł Škoro. Jeden z najpopularniejszych chorwackich muzyków sam był onegdaj parlamentarzystą HDZ, stąd też mógł pozycjonować siebie jako byłego działacza partii zniechęconego jej światopoglądowym skrętem w stronę centrum. Pod koniec ubiegłego roku Škoro był nawet o krok od wejścia do drugiej tury wyborów prezydenckich. Dlatego w lutym na fali swojej popularności stworzył własne ugrupowanie. Ruch Ojczyźniany według sondaży mógł liczyć na kilka mandatów więcej, ale i tak jest największą chorwacką prawicową partią niezwiązana z HDZ w dotychczasowej historii Saboru.

Największą porażką nacjonalistów nie jest jednak wynik słabszy od prognozowanego, lecz przede wszystkim umocnienie swojej pozycji przez HDZ. Jednym z celów Škoro było bowiem zdobycie poparcia, dzięki któremu centroprawica musiałaby wejść z nim w koalicję. Jego ruch zgodziłby się wówczas na wejście do rządu, ale tylko jeśli na jego czele nie stałby Plenković. Ostatecznie HDZ nie musi w ogóle zabiegać o wsparcie posłów DPMŠ, bo już porozumiało się z liberalnymi demokratami oraz przedstawicielami mniejszości narodowych.

Most, który przetrwał

Chorwacka prawica nie kończy się na HDZ i DPMŠ, a także sojusznikach obu tych partii. Czwartą siłą polityczną kraju jest bowiem ugrupowanie Most, które jeszcze kilka miesięcy temu znajdowało się na politycznym katafalku. Partia kierowana przez Božo Petrova w 2015 roku była prawdziwą rewelacją wyborów, ale wyraźnie straciła na znaczeniu dwa lata później, gdy odeszła z koalicji z HDZ po skandalu z udziałem ówczesnego szefa centroprawicy.

Początkowo wydawało się, że Most w tych wyborach wystartuje razem z nacjonalistami. Petrov prowadził zresztą negocjacje ze Škoro, ale zakończyły się one fiaskiem. Kiedy wydawało się, że samodzielny start zakończy się klęską, Mostowi udało się pozyskać na swoje listy przedstawicieli konserwatywnej inteligencji. Wśród nich warto wymienić chociażby popularnego komentatora politycznego Nino Raspudicia, jego żonę Mariję Selak Raspudić czy też organizatora katolickiego harcerstwa i nauczyciela religii Marina Mileticia.

Wynik Mostu jest lepszy niż zakładano jeszcze kilka tygodni temu, także z powodu bardziej wyrazistego oblicza partii. Pięć lat temu weszła ona do Saboru jako ugrupowanie sprzeciwiające się korupcji, a także stojące na straży wolnego rynku. Obecnie zwłaszcza lewicowi publicyści określają Most mianem „politycznego skrzydła Kościoła”, zdobywającego popularność wśród wyborców rozczarowanych HDZ i jednocześnie z różnych powodów nie garnących się do popierania Škoro.

Radykałowie zastąpią centrolewicę?

Największym przegranym wyborów jest koalicja Restart zbudowana wokół Socjaldemokratycznej Partii Chorwacji (SDP). Po wyborach do dymisji podał się lider postkomunistów Davor Bernardić, a walka o schedę po nim już rozgorzała. Następcy dotychczasowego szefa SDP mają przy tym bardzo różnorodne pomysły na odbudowę socjaldemokracji. Część uważa, że centrolewica powinna naśladować współczesne ruchy lewicowe, natomiast część działaczy opowiada się za uwzględnieniem prawicowej wrażliwości światopoglądowej chorwackich wyborców.

Katastrofalny wynik SDP jest pochodną nie tylko niemrawej kampanii i braku pomysłu na przekaz programowy, ale także wewnętrznych kłótni. Spora część polityków SDP odmówiła nawet startu do Saboru twierdząc, że mimo ich zasług zaoferowano im słabe miejsca na listach wyborczych. Co ciekawe, pół roku temu kandydat SDP, były premier Zoran Milanović, zwyciężył w wyborach prezydenckich, ale chyba nawet on nie wierzył teraz w sukces swojej partii. Do dzisiaj nie wiadomo bowiem nawet, czy urzędująca głowa państwa… w ogóle poszła do lokalu wyborczego.

W wyborach zagłosowali z kolei zwolennicy radykalnej lewicy. Z tego powodu w Saborze zasiądzie siedmiu posłów koalicji „Możemy”, wśród których znajdują się zarówno obrońcy praw lokatorów, jak i czołowe postacie radykalnego skrzydła chorwackiego feminizmu oraz ekolodzy. Nie ukrywają oni, że ich celem jest zastąpienie SDP na scenie politycznej, w tym również wprowadzenie do debaty publicznej postulatów typowych dla zachodnioeuropejskiej skrajnej lewicy.

Nowa kadencja chorwackiego parlamentu będzie więc niezwykle ciekawa. HDZ będzie musiało bronić się przed ugrupowaniami, które zakwestionowały niepodzielne rządy tej partii po prawej stronie politycznego spektrum. Ponadto z pewnością dojdzie do wielu ostrych polemik pomiędzy nacjonalistyczną i konserwatywną prawicą a posłami nowej skrajnej lewicy. Na razie Chorwacja musi jednak skupić się na niepokojących prognozach gospodarczych.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply