Epidemiolog: Propozycje Johnsona są niezwykle niebezpieczne

Proponowana przez rząd Wielkiej Brytanii strategia nabywania odporności poprzez zarażenie koronawirusem jest niezwykle niebezpieczna. Ma ona służyć zupełnie hipotetycznym założeniom, podczas gdy władze powinny skupić się na spowolnieniu epidemii do rozmiarów nadających się do opanowania przez służbę zdrowia – pisze na łamach dziennika „The Guardian”[1] epidemiolog Wiliam Hanage.

Profesor epidemiologii i ewolucji epidemii na uniwersytecie Harvarda nie ukrywa, że nie mógł uwierzyć w informację dotyczącą planów rządu Borisa Johnsona. Według strategii opracowanej przez jego doradców, blisko 60 proc. społeczeństwa powinno zarazić się wirusem, który ich zdaniem będzie miał charakter sezonowy. Właśnie w ten sposób miałoby się dokonać nabycie „odporności stadnej”.

Hanage w pierwszej chwili myślał, że ma do czynienia jedynie z przykładem wyjątkowo cierpkiego humoru, z którego słynie jego kraj. Taka propozycja okazała się jednak zbyt realna. Epidemiolog porównuje więc Wielką Brytanię do domu stojącego w płomieniach, gdy osoby sprawujące nad nim opiekę nawet nie starają się ugasić pożaru. Nie robią nic, mimo, że zdawali sobie sprawę z nadchodzącej epidemii, widząc przykłady swoich europejskich sąsiadów. Sam brytyjski rząd postanowił zresztą wzniecić płomienie, będąc w błędnym przekonaniu o możliwości ich kontrolowania.

Naukowiec zaczyna jednak od wskazania na zalety planu rządu Partii Konserwatywnej. Jego zdaniem rzeczywiście rozsądne jest założenie, że osiągnięcie „odporności stadnej” mogłoby uchronić Brytyjczyków przed „drugą falą” wirusa, który mógłby ponownie pojawić się już najbliższej zimy. Duża część populacji, a dokładniej osoby przed przekroczeniem 40. roku życia, są mniej narażone na ryzyko zachorowania na poważną chorobę. Nikt nie chce, aby nawet w idealnym świecie ktokolwiek był narażony na infekcję, dlatego generowanie odporności u młodszych ludzi jest sposobem na ochronę całości populacji.

Problem polega jednak na tym, że tak zwana „odporność stadna” jest pojęciem ściśle związanym z tematyką szczepień. Koronawirus nie jest jednak preparatem tego typu, lecz prawdziwą pandemią prowadzącą do wielu zachorowań, po których część ludzi z pewnością umrze. Co prawda śmiertelność w przypadku COVID-19 jest prawdopodobnie dosyć niska, ale ułamek dużej liczby wciąż jest dużą liczbą. Dodatkowo ryzyko śmierci znacząco wzrośnie, gdy służba zdrowia zostanie przeciążona. Oczekuje się zresztą, że tak właśnie się stanie nawet przy niezwykle optymistycznym założeniu, iż rządowi uda się ograniczyć liczbę infekcji do populacji niskiego ryzyka, która w najbardziej krytycznym odpowiadałaby niemal dokładnie ilości szpitalnych łóżek. Trzeba jednak uzmysłowić sobie, że osoby ciężko chore zwykle pozostają w placówkach medycznych przez dłuższy czas, co dodatkowo zwiększa obciążenie opieki zdrowotnej.

Według epidemiologa z Harvardu w założeniach dotyczących odporności nie można ograniczać się jedynie do populacji osób w wieku do 40 lat. Wielu z nich pracuje bowiem właśnie w służbie zdrowia albo w domach spokojnej starości. Tymczasem sytuacja w amerykańskim stanie Waszyngton pokazuje, że wszystkie zgony z powodu koronawirusa obejmowały właśnie przypadki placówek opiekuńczych. Naukowiec pyta na łamach „The Guardiana” czy w takim razie osoby z wysokiej grupy ryzyka mają wycofać się z życia na pół roku, dopóki nie przejdzie zupełnie hipotetyczna „druga fala” epidemii?

Jednocześnie Hanage zaznacza, że „drugie fale” rzeczywiście istnieją i są szczególnie widoczne w przypadku epidemii grypy. Problem jednakże polega na tym, iż koronawirus nie jest pandemią tej choroby. Tym samym zasady odnoszące się do grypy nie mają w tym wypadku żadnego zastosowania. Epidemiolog przyznaje, że „druga fala” może rzeczywiście wystąpić, lecz nie wie tego dokładnie. Nie można jednak narażać całej populacji w imię jedynie hipotetycznej przyszłości.

W wypadku epidemii najważniejsza jest izolacja wśród osób, które wykazują objawy danej choroby. Oficjalne wskazówki w tej sprawie są jednak mylące. Co prawda niezwykle ważne jest, aby osoby chore pozostały w domu w celu ograniczenia możliwości zarażania pozostałych, jednak w tym wypadku wirus może być roznoszony jeszcze przed pojawieniem się objawów. Wiadomo, że tak się dzieje między innymi na podstawie modelowania i badań obserwacyjnych. Nie jest jednak jeszcze jasne w epidemiologii jak często się tak dzieje.

Hanage twierdzi jednak, że wszelkie projekcje dotyczące wskaźnika śmiertelności, parametrów choroby i jej rozprzestrzeniania się nie mają znaczenia. Ten wirus jest bowiem w stanie zamykać całe państwa. Wielka Brytania nie powinna jednak być następna w kolejce po Wuhan, Iranie, Włoszech czy w Hiszpanii. W tych miejscach systemy opieki zdrowotnej uległy awarii. We Włoszech realny jest wybór kogo należy ocalić, a komu pozwolić umrzeć. Zamiast tego należy spojrzeć na przykład Korei Południowej, która poprzez połączenie systemu intensywnej inwigilacji i dystansu społecznego zyskała przynajmniej pozory kontroli nad wirusem. Tym samym można uczyć się od Korei Południowej, Singapuru, Hongkongu i Tajwanu, czyli państw dobrze radzących sobie z zagrożeniem. Warto zresztą wspomnieć, że Korei Południowej udało się okiełznać epidemię, choć miała ona do czynienia z jej poważnym wybuchem.

Wielka Brytania nie powinna tym podejmować prób dotyczących „odporności stadnej”, w której każdy sam się o siebie zatroszczy. Polityka powinna zostać ukierunkowana na spowolnienie rozwoju epidemii do możliwego do opanowania poziomu. To powinno oznaczać dystansowanie się jednostek od reszty społeczeństwa. Osoby mogące pozostać w domu powinny to uczynić, a osoby nie pracujące dotąd w domu powinny być do tego zachęcane. Pracodawcy powinni zapewnić wynagrodzenie odpowiadające stawkom gwarantowanym podczas chorób pracowników, robiąc wszystko, aby zachęcić swoich podwładnych do pozostania we własnych czterech ścianach. Pozostałe instrukcje przekazywane przez Hanage’a odpowiadają zaleceniom polskich służb, przy czym zaznacza on, że wszystkie powinny zostać wprowadzone już kilka tygodni temu.

Autor tekstu dla „The Guardian” podkreśla, że już niedługo powinny zostać zamknięte wszystkie szkoły. Przestrzega przed słuchaniem telewizyjnych ekspertów twierdzących, że dzieci nie chorują na koronawirusa. Trzeba bowiem pamiętać, iż mogą one przenosić tę chorobę. Z tego powodu należy też ograniczyć styczność młodych ludzi z ich dziadkami.

Zdaniem epidemiologa swoją rolę musi odegrać tutaj rząd, który powinien zapewnić bezpieczeństwo swojemu społeczeństwu. To właśnie od niego czerpie swoją władzę, zaufanie i legitymację. Nikt nie powinien mieć jednocześnie złudzeń, że negatywnych konsekwencji COVID-19 można uniknąć poprzez manipulowanie wirusem, który naukowcy dopiero zaczynają rozumieć. Epidemiolog apeluje jednocześnie do Brytyjczyków, aby nie panikowali, ale przygotowali się i pomogli sobie sami, jeśli nie będzie chciał tego uczynić rząd.

Marcin Ursyński

[1] https://www.theguardian.com/commentisfree/2020/mar/15/epidemiologist-britain-herd-immunity-coronavirus-covid-19

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply