Amerykańskie media są podzielone w sprawie oceny amerykańsko-rosyjskiego szczytu w szwajcarskiej Genewie. Jedni krytykują amerykańskiego prezydenta Joe Bidena za traktowanie jego rosyjskiego odpowiednika Władimira Putina jako równego sobie przywódcy, drudzy natomiast dostrzegają zalety wznowienia dialogu Waszyngtonu z Moskwą. Nikt nie uważa jednak, aby doszło do przełomu.
Tak naprawdę obie strony nie dały zresztą powodów do jakiejkolwiek formy hurraoptymizmu. Biden i Putin nie zorganizowali wszak wspólnej konferencji prasowej, zaś wydane przez nich oświadczenie było mocno lakoniczne. Podczas swoich oddzielnych wystąpień obaj mieli więcej do powiedzenia, choć także w bezpośrednich rozmowach z dziennikarzami najważniejsza wydawała się czysta kurtuazja.
Sceptycy nie mieli racji
Według magazynu „The National Interest”, spotkanie Bidena z Putinem nie doprowadziło do likwidacji broni jądrowej, ani nie ustanowiło pokoju na świecie. Jednocześnie nie było tak złe, jak wieszczyli sceptycy. Tak naprawdę rozmowy okazały się wygraną obu przywódców. Biden pokazał, że potrafi sprawnie poruszać się na arenie międzynarodowej, natomiast Putin mógł zademonstrować, iż świat wciąż musi liczyć się z jego krajem. Dodatkowo obaj nie wdali się w niepotrzebną wymianę ciosów, unikając wizerunkowych problemów.
Sam szczyt zdaniem sceptyków mógł być wielką porażką Bidena, jednak nic takiego się nie stało. Było widać, że amerykański prezydent miał realistyczną koncepcję tego, co może osiągnąć w Genewie. Nawet brak odpowiedzi na pytania dziennikarzy przed spotkaniem nie powinien dziwić, bo media miały kompletnie nierealne oczekiwania. Uważali bowiem, że Biden nagle za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zmieni całkowicie zachowanie Rosji. Tymczasem przedstawił on przystającą do rzeczywistości mapę drogową na rzecz polepszenia amerykańsko-rosyjskich relacji.
Amerykański magazyn zauważa zresztą, że obaj przywódcy podjęli już małe kroki w kierunku przywrócenia przynajmniej pozornych relacji dyplomatycznych. Ambasadorowie obu krajów powrócą więc do swoich placówek, a eksperci zajmą się rozmowami w sprawach cyberbezpieczeństwa i kontroli zbrojeń. Dodatkowo wspólne oświadczenie Bidena i Putina podkreśliło znaczenie nieużywania broni jądrowej w konfliktach zbrojnych. Obaj w niekonfrontacyjnym tonie zapowiedzieli również dialog na inne kontrowersyjne tematy, takie jak wojna we wschodniej Ukrainie czy sytuacja w Syrii.
„The National Interest” uważa, że szczyt w Genewie wyraźnie pokazał priorytety nowej administracji Białego Domu. Stany Zjednoczone są więc zainteresowane wygaszeniem napięć z Rosją, aby mogły zająć się konfrontacją z Chińską Republiką Ludową. Jak na razie zespół Bidena do spraw bezpieczeństwa narodowego z powodzeniem realizuje tę koncepcję. Tym niemniej wciąż otwarte jest pytanie czy szczyt w Genewie będzie jednorazowym wydarzeniem, czy w najbliższych latach można spodziewać się jednak głębszego porozumienia Waszyngtonu z Moskwą.
Status quo dobre dla Putina
Zupełnie inaczej szczyt w Genewie ocenił konserwatywny amerykański dwutygodnik „National Review”. Pismo zwraca zwłaszcza uwagę na treść wspólnego oświadczenia obu przywódców, którzy zadeklarowali chęć doprowadzenia do „strategicznej stabilności”. Ma ona być jednak korzystna głównie dla rosyjskiego prezydenta, bo każda „stabilność” jest tak naprawdę zachowaniem dotychczasowego status quo.
Zobacz także: Biden: Rosjanie nie chcą nowej “zimnej wojny”
Magazyn zauważa, że reżim Putina jest bardziej opresyjny niż kiedykolwiek, dlatego opozycjonista Aleksiej Nawalny „gnije w więziennej celi”. Finalizowany jest projekt Nord Stream 2, który jeszcze bardziej uzależnia Niemcy i Europę Środkową od Rosji i jej surowców energetycznych. Rosyjscy hakerzy zupełnie bezkarnie komplikują życie Amerykanów, sojusznik Putina w postaci białoruskiego prezydenta Aleksandra Łukaszenki zatrzymuje międzynarodowy lot, rosyjska marynarka wojenna prowadzi ćwiczenia w pobliżu Hawajów, a ponadto Rosja sprzedaje nowoczesne technologie wojskowe Iranowi.
Koncyliacyjny ton wobec Rosji może dziwić, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt partyjnej przynależności amerykańskiego prezydenta. To właśnie Partia Demokratyczna jeszcze do niedawna postrzegała Rosjan za sprawców „kluczowej zbrodni stulecia”, czyli za współautorów wyborczego zwycięstwa Donalda Trumpa w 2016 roku. Na tym tle zabawnie brzmią analizy dziennikarzy sprzyjających Bidenowi, którzy uważają, że dzięki szczytowi możliwe było „obnażenie zła autorytaryzmów”.
Putin dostał to czego chciał
Nie wszystkie media kojarzone z Demokratami pozytywnie oceniają jednak spotkanie Bidena z Putinem. Publicyści serwisu internetowego stacji CNN twierdzą, że rosyjski prezydent uzyskał dokładnie to czego chciał od swojego amerykańskiego odpowiednika. Rosja jest więc traktowana przez Stany Zjednoczone jako równorzędny partner do rozmów, a na dodatek nie musi zmieniać swojej polityki, aby możliwy były jakikolwiek dialog.
Putin doskonale zresztą wykorzystał rozmowy odbywające się w Szwajcarii. Odwracał uwagę od wydarzeń w Rosji, czyniąc to głównie poprzez zwracanie uwagi na wewnętrzne problemy Ameryki. Zapytany przez CNN o rosyjskie cyberataki stwierdził, że najwięcej przeprowadza się ich z USA, natomiast w odpowiedzi na zarzuty o łamanie praw człowieka w Rosji przypomniał o śmierci George’a Floyda.
Do takiego poziomu zaufania w sobie i lekceważenia innych państw są jednak przyzwyczajeni wszyscy obserwatorzy Putina. Tak naprawdę nie ma on żadnej konkurencji na arenie wewnętrznej, dlatego „może wyjść na spotkanie z najpotężniejszym politykiem na ziemi, nie mając w zasadzie niczego do stracenia”. Cały szczyt wydawał się być zresztą dostosowany właśnie do rosyjskiej polityki, dlatego można spodziewać się dalszego „testowania” Bidena przez Putina.
Według CNN po raz kolejny okazało się, że Zachód nie jest w stanie powstrzymać Putina i jego sojuszników. Tymczasem zwolennicy rosyjskiego prezydenta będą dalej popierać jego antyzachodnią retorykę, uznając spotkanie z amerykańskim odpowiednikiem za uzasadnione działanie. Dzięki niemu Putin może bowiem powstrzymać skutki pogarszających się relacji między Moskwą a Waszyngtonem, bo Amerykanie po rozpoczęciu dialogu będą mniej chętni do nakładania kolejnych sankcji za prześladowania rosyjskiej opozycji.
Marcin Ursyński
Zostaw odpowiedź
Chcesz przyłączyć się do dyskusji?Nie krępuj się!