Żołnierz zawodowy w Sarmacji

Francuski inżynier i kartograf Wilhelm Beauplan pisał w swym dziele z połowy XVII wieku pt. “Opis Ukrainy”, że “Polacy są bardzo waleczni, odważni oraz zręczni we władaniu bronią. Przewyższają w tym wszystkich swoich sąsiadów, jako ludzie wprawieni do tego na co dzień”.

Ta bardzo pozytywna i miła dla naszego ucha opinia zagranicznego gościa, pozostającego wtedy na służbie polskiej, zawierała w sobie sporo racji. Oczywiście z biegiem czasu, to nieco idealistyczne wyobrażenie, zaczęło się zmieniać mocno na niekorzyść naszych przodków, jednakże musimy pamiętać, że przez długie lata epoki nowożytnej, polska sztuka wojskowa – patrząc na to zagadnienie całościowo – stała na wysokim poziomie. W niniejszym tekście chciałbym przedstawić jej fragment, dotyczący ówczesnych zawodowych żołnierzy (czyli służących bez przerwy przez określony okres czasu) i kadry oficerskiej wojsk koronnych z lat 1576-1648.

Przede wszystkim, ówczesna Rzeczpospolita była państwem, w którym decydującą rolę polityczną posiadał stan szlachecki. Jednym z elementów, który utrwalał znaczenie szlachty, było ciągłe odwoływanie się tej grupy do tradycji służby rycerskiej oraz rycerskiego pochodzenia tego stanu. Na tej podstawie wytworzył się specyficzny etos-ideologia tejże grupy, jaką był sarmatyzm. Jak zaznacza w swym opracowaniu poświęconym genealogii sarmatyzmu T. Manikowski „nazwa ta odnosiła się do stanu rycerskiego, do szlachty, jako tych, którzy tworzyli i tworzą istotę narodu, reprezentują tradycje historyczne, sięgające czasów starożytnych”. Ten etos-ideologia łączyła się w Polsce z – niepowtarzalnym nigdzie indziej – stylem życia i sposobem myślenia. Przedstawiciele stanu szlacheckiego podkreślali na każdym kroku swą odwagę, męstwo, wierność ojczyźnie oraz poczucie honoru i waleczność. Obowiązki wojskowe szlachty wobec państwa sprowadzały się do udziału w pospolitym ruszeniu zwoływanym na wypadek wojny. Jednakże zmiany jakie zachodziły w ówczesnej europejskiej i polskiej sztuce wojennej, jednoznacznie wskazywały na nieskuteczność działania tej formacji, dając przewagę zawodowemu żołnierzowi zaciężnemu. W XVII wieku pojawiła się opinia, wyrażona publicznie przez księdza Pisarskiego, że „co się tknie pospolitego ruszenia, zawszem ja był tej opinii i póki żyw będę, że pospolitem ruszeniem wojować jest to ostatnia zguba tej Rzeczypospolitej”. Z czasem, pospolite ruszenie szlachty pozostało w świadomości tej grupy jako swoista tradycja i legenda, legitymizująca jej status społeczny.

Jednocześnie, posiadane przez daną jednostkę umiejętności wojskowe, sprzyjały bardzo często w jej codziennym życiu, chociażby w rozwiązywaniu rozmaitych sporów sąsiedzkich metodą „prawem i lewem”. Obawa przed wprowadzeniem przez króla rządów absolutnych i ograniczenia wolności szlacheckiej, powodowała silny sprzeciw szlachty wobec stałej, licznej armii. Generalnie – oczywiście w dużym skrócie – ówczesne wojsko można podzielić na dwie grupy. Pierwszą stanowiły wojska państwowe, w skład których wchodziło wojsko kwarciane, wyprawy łanowe i dymowe, pospolite ruszenie szlacheckie oraz wojska ziem i województw oraz artyleria. Drugą grupę stanowiły wojska niepaństwowe, w których skład wchodziły siły zbrojne miast królewskich, gwardie królewskie, wojska ordynackie, i wcale liczne wtedy wojska prywatne oraz artyleria (również ta prywatna). Wojska „państwowe” dzielono jeszcze na tzw. autoramenty – narodowy i cudzoziemski. Do autoramentu narodowego zaliczyć można ciężkozbrojna jazdę, czyli husarię, średniozbrojną jazdę, czyli jazdę kozacką oraz lekkozbrojną jazdę wołoską i tatarską, a także piechotę typu polskiego i węgierskiego. Werbunku do tego autoramentu dokonywano na zasadach tzw. systemu towarzyskiego (do jednostek jazdy) oraz przez tzw. bęben (do jednostek piechoty). W jeździe polskiej autoramentu narodowego podstawową jednostką taktyczną był rota (chorągiew). Na jej czele stał rotmistrz, a podlegali mu porucznik, chorąży, towarzysze i pocztowi. Na czele pułku składającego się z kilku rot (chorągwi) stał pułkownik. W piechocie autoramentu narodowego na czele roty piechoty stał rotmistrz (kapitan), a podlegali mu porucznik, chorąży, dziesiętnicy i żołnierze piechoty. Do autoramentu cudzoziemskiego zaliczano średniozbrojną jazdę, czyli rajtarię, „piechotę na koniach”, czyli dragonię oraz piechotę typu niemieckiego, i nieliczne jednostki typu szkockiego. Całkowicie zawodowymi formacjami były gwardia królewska i wojsko kwarciane. Wojsko kwarciane było najbardziej doświadczoną i najlepiej wyszkoloną częścią wojsk Rzeczypospolitej. „Klasowo” podział ten sprowadzał się – w dużym skrócie – do „plebejskich” formacji, do których zaliczano m.in. piechotę (m.in. piechotę wybraniecką utworzoną za panowania Stefana Batorego) i dragonię, w której służyli chłopi i mieszczanie, a także uboższa szlachta oraz elitarnych (całkowicie szlacheckich) formacji jazdy, tak jak na przykład husaria. Dla drobnej szlachty, która stanowiła większa część tego stanu społecznego, służba wojskowa był jedną z form podniesienia swojego statusu społeczno-majątkowego, i uniknięcia deklasacji. Kolejną formą osiągnięcia tego stanu rzeczy, była również służba administracyjna w magnackich latyfundiach i dworach oraz służba w magnackich chorągwiach nadwornych. Jak stwierdził K. Kościelniak „W ówczesnej Polsce każdy, od prostego jednowioskowego szlachcica aż do magnata, dysponował jakąś siłą zbrojną”.

Natomiast wszystkich do służby wojskowej zachęcały, potencjalnie zdobyte na przeciwniku, łupy wojenne. Wiele osób żyło z wojny i dla wojny. Wojna oznaczała zniszczenia, ale jednocześnie napędzała koniunkturę np. dla kupców i rzemieślników robiących interesy z wojskiem. Także posiadanie i noszenie broni było oznaką przynależności do wyróżnionej grupy społecznej oraz oznaką osobistej wolności. Szabla była nieodzownym atrybutem każdego szlachcica. Obcokrajowcy goszczący wtedy w Polsce zwracali uwagę na to, że „najwięcej zaś starają się o to aby mieć piękna broń i dzielne konie, i nie raz zdarza się widzieć panów polskich przy pałaszach wysadzanych perłami i drogimi kamieniami…”, jak notował jeden z ówczesnych nuncjuszy apostolskich. Historyk M. Plewczyński zauważa również, że „w powszechnym odczuciu społeczeństwa szlacheckiego jedyna prawidłowa droga wiodąca do elity społecznej prowadziła przez waleczność okazaną na polu bitwy. Faktyczna zasługa wymagała też królewskiego gestu łaski”. Badania J. Wimmera wskazują, że szlachta w wojsku Rzeczypospolitej stanowiła ok. dwadzieścia procent jej składu. Rodzajem wojska całkowicie przez nią zdominowanym była husaria (w husarii towarzyszami byli zamożniejsi szlachcice, wiązało się to z dużymi kosztami wystawienia pocztu, natomiast tzw. pocztowi rekrutowali się z uboższej szlachty i plebejuszy, służących u boku swego pana/protektora).

Oczywiście najważniejszą sprawą na wojnie są pieniądze, czyli jak wtedy mawiano nervus belli. Sytuacja finansowa zawodowych żołnierzy, w tym kadry oficerskiej zależna była od wielu czynników. Osoba zaciągająca się ówcześnie do wojska mogła liczyć na żołd, łupy wojenne oraz, w przypadku okazania męstwa i dzielności w walce, na nadania królewskie, które obejmowały nadawanie zarówno dygnitarstw i urzędów, jak i włości, od pojedynczych wsi po całe starostwa. Żołd wypłacany był w złotych polskich, który to złoty polski, był tylko jednostką obrachunkową (jeden złoty równał się trzydziestu groszom). Monetami znajdującymi się ówcześnie w obiegu, były bowiem dukaty (zwane też czerwonymi złotymi), talary i grosze. Posługiwano się także półtalarami, ortami, szóstakami, trojakami, półtorakami, szelągami, ternerami i denarami. Braki w skarbie powodowały, że polska sztuka wojenna dążyła do pokonania przeciwnika w jednej, decydującej, szybkiej bitwie. Po prostu, Polski nie było stać na długie, wyniszczające kampanie. Żołd był zróżnicowany w zależności od rodzaju wojska, równy natomiast w rotach (chorągwiach) jazdy polskiej, tzn. oficer otrzymywał go tyle samo co towarzysz. Jak zaznaczają badacze tego zagadnienia K. Kościelniak i H. Wisner „Różnica polegała na prawie do zwiększonych pocztów, czyli gdy np. towarzysz miał poczet składający się z 4 koni, to rotmistrz mógł posiadać znacznie większy, dochodzący do kilkudziesięciu koni plus kuchenne (najczęsiej był to jeden zł na kwartał) oraz tzw. ślepe porcje”. Żołd w całym wojsku wypłacany był kwartalnie, wyjątek stanowiła piechota, która otrzymywała żołd wyznaczany miesięcznie. W formacjach piechoty typu polskiego był on niższy niż w formacjach jazdy, choć ówcześnie panowała także opinia, że posiadać (tzn. wystawić i/lub nim dowodzić) regiment piechoty, to tak jak by mieć dobrą wieś. Różnice występowały także pomiędzy żołdem wypłacanym wojskom kwarcianym a wojskom doraźnie zaciąganym na potrzeby danej kampanii wojennej (wynikało to z chęci pozyskania dobrego jakościowo żołnierza, i przynajmniej początkowego jego zmotywowania do służby). W tym miejscu dodać należy, że w ówczesnej Europie istniał dobrze rozwinięty „rynek” usług żołnierskich, łącznie z wyspecjalizowanymi „agencjami” i biurami werbunkowymi dla kondotierów różnej maści, wyszukującymi dla nich zajęcia. Żołnierze służący w piechocie wybranieckiej, początkowo nie dostawali żołdu, zobowiązani byli dodatkowo do posiadania żywności na okres pół roku, później dodano im dwa złote miesięcznego żołdu. Za otrzymany żołd żołnierz musiał się utrzymać (w przypadku oficerów, dowódców i żołnierzy jazdy również swoich pocztowych). Walerian Wojdat w liście do Krzysztofa Radziwiłła z 1622 roku pisał, że „udzielając pachołkowi na miesiąc pur żyta, kłodę go na półtora złotego, soli, jako droga, pół złotego na miesiąc, pałatek słoniny trzy złote (…) chudo żyjąc trzeba mi pięć zł na miesiąc”. K. Kościelniak zaznacza słusznie, że „w jeździe cały ciężar przedsięwzięć i inwestycji związanych ze szkoleniem, wyekwipowaniem i uzbrojeniem pocztów spoczywał na poszczególnych towarzyszach. Jedynie kopie husarskie dostarczane były żołnierzom przez rotmistrza za pieniądze króla”. Dla przykładu (każda zaznaczona w tekście formacja zbrojna, miała swe indywidualne wyposażenie, a co za tym idzie również koszta) na koszt wyekwipowania husarza składało się kolejno: kupno konia (koni) bojowego, siodła z rzędem oraz dodatkami, strzemion husarskich, cugli, popręgów, wędzideł, nagłówków wraz z ogłowiem i wodzami, uzd, a także kupno broni husarskiej: kopii, koncerza, szabli, pistoletów, prochu, ładownic, puginału, hełmu i półzbrojka oraz pancerza elastycznego, materiałów ozdobnych, jak np. skóry, a także wozów taborowych, koni pociągowych, materiałów saperskich (siekiery, rydle, łańcuchy etc.) oraz ubrania (buty, koszule itp.). Wydatki na ten sprzęt należy pomnożyć przez liczbę towarzyszy w poczcie oraz liczbę pocztów w chorągwi. Łącznie, wydatki na udział w kampanii wojennej w chorągwi husarskiej w pierwszej połowie XVII wieku historycy szacują na kilka tysięcy złotych (bez paszy dla koni i jedzenia. W jeździe polskiej każdy towarzysz sam musiał się troszczyć o żywność dla swojego pocztu.

„Norma” na 1616 rok zakładała koszt żywności dla husarza w wysokości 12 zł i 6 gr. ), a znawca tematu R. Sikora ocenia, że z własnej kieszeni husarz musiał wyłożyć na ekwipunek i konie ok. dziewięciu tysięcy ówczesnych złotych (jednorazowy koszt na rozpoczęcie służby). Żołd husarza wojska kwarcianego wynosił w 1616 roku trzydzieści zł. Jeśli chodzi o wyżywienie to przebywając w obozie, każdy żywił się we własnym zakresie, korzystając z własnych zasobów (wozy taborowe) lub kupując żywność na targu u kramarzy, przy czym żołnierze mogli kupować żywność po innych cenach niż obowiązywały na danym targu. Stosowano się tu do cen określonych w ustawach sejmowych lub artykułach hetmana, jednakże była to bardzo często tylko teoria. Jeśli wypłata żołdu była wstrzymywana (a działo się to bardzo często) towarzysze mieli wówczas płacić za prowiant kwitami rotmistrzowskimi, na podstawie których później wypłacano pieniądze ze skarbu pod kontrolą pisarza polnego i rotmistrzów. Chorągwi, która miała dwa tygodnie czasu na dotarcie do obozu, przysługiwały po drodze tzw. stacje, czyli prawo do noclegów i żywności w dobrach królewskich i duchownych (bez zapłaty), a gdy tych nie było w okolicy, w prywatnych (za zapłatą dla właściciela). Oczywiście ze względu na notoryczne zaległości z zapłatą żołdu, stacje wojskowe były bardzo uciążliwe dla ludności, którą akurat spotkał ten obowiązek. Uzupełniającą formą utrzymania i finansowania żołnierza były także tzw. przystawodastwa (wydzielona ilość ziemi, z której miał się utrzymać towarzysz wraz z pocztem). Zimą, wojsko utrzymywane było z tzw. hiberny, czyli określonych norm ilości żywności przypadającej obowiązkowo na jednego żołnierza z danych dóbr, w których rozlokowana była dana jednostka. Hibernę można było wypłacać również w gotówce, ale tylko wtedy gdy tereny, z których miała ona iść, były oddalone od tych, na których rozłożona była chorągiew. Piechocie hibernę wypłacano w gotówce. Za zasługi wojenne przysługiwały także inne formy gratyfikacji. Dwie podstawowe znajdowały się w gestii króla i sejmu. Były to gratyfikacje bezpośrednie (korzyści materialne) oraz pośrednie (przez promocje wojskowych na urzędy). Oprócz żołdu, żołnierze mieli gwarantowane konstytucjami sejmowymi prawo do nagrody w postaci jurgieltów, wójtostw, sołectw, etc. Po sześcioletniej, nieprzerwanej służbie rotmistrzowskiej przysługiwało takim osobom pierwszeństwo w nadaniach ziemskich lub urzędach. Odrębną formą wynagradzania za służbę były darowizny dóbr królewskich (wsi) prawem lennym. Dysponentem tych darowizn był sejm. Rozdawnictwo królewskie było także elementem budowania stronnictwa pro-królewskiego, w którego składzie dobrze było mieć doświadczonych żołnierzy. Inną jeszcze formą nagród dla żołnierzy były tzw. ćwierci darowane lub donatywy (w wysokości jednego lub kilku żołdów), przyznawane jakiejś jednostce za osiągnięty, znaczny sukces bojowy.

Ostatnim elementem składającym się na środki utrzymania (ale i bogacenia się) ówczesnego żołnierza, były łupy wojenne. Stanowiły one w znacznym stopniu źródło uzupełnień strat poniesionych przez żołnierzy w ekwipunku, źródło dodatkowych (częściej podstawowych) środków na zakup żywności dla siebie i towarzyszy oraz furażu dla koni. Za zdobyte na wojnie pieniądze można było również wspomóc materialnie swą rodzinę oraz poprawić swój status społeczny, nabywając ziemię, wieś lub zakładając swój własny interes itp. Najważniejszym okresem w służbie był sam moment zaciągnięcia się do wojska, a następnie utrzymanie się w nim do uzyskania pieniędzy za wysłużone kwartały.

Jako że w Rzeczypospolitej szkołę rycerską założono dopiero w 1765 roku w Warszawie, do tego czasu wiedzę wojskową zdobywano poprzez praktykę dnia codziennego (np. na południowym-wschodzie poprzez ciągłe najazdy tatarskie i walkę z nimi, walki z sąsiadami „o miedzę” etc.). Funkcję takiej szkoły rycerskiej pełnił dom rodzinny, dwór magnacki, następnie zaś dwór królewski. Idealnym miejscem kształcącym kadry, z którego wywodziło się wielu wybitnych polskich wodzów i żołnierzy była obrona potoczna, przekształcona w wojska kwarciane. Zamożniejsi mogli sobie pozwolić na wojaże po Europie, studia na tamtejszych uczelniach (zdobywano na nich także pewną ogładę towarzyską i kontakty), służbę wojskową na obcych dworach i podpatrywanie w praktyce toczących się wojen europejskich. Umiejętności żołnierskie każdego szlachcica powinny były sprowadzać się do dobrej umiejętności jazdy konnej, sprawnego władania bronią białą, łukiem i bronią palną.

Podsumowując, w XVII wieku zawód żołnierza zyskał dużą popularność. Jak pisano ówcześnie „Na stanowiskach wiele takich iest żołnierzow, którzy nie potrzebny lud do pocztu swego przypuszczają: ze rota która na sto koni służy, y pieniądze bierze, kilkadziesiąt darmochlebcow przy sobie karmić będzie; zaczym nie może ieno wielkie przeklectwo od ubogich uciśnionych ludzi następować”. Służba w wojsku związana była z możliwością zabezpieczenia sobie środków do życia, zapewnienia sobie i rodzinie lepszej pozycji społecznej, zaspokojenia swoich ambicji. Była ona na tyle atrakcyjna, że spotykamy w tamtym czasie na stanowiskach rotmistrzów i zawodowych żołnierzy całe rodziny, które dziedziczyły po sobie te funkcje (np. Żółkiewscy, Koniecpolscy). Służba wojskowa była także dla wielu przedstawicieli stanu szlacheckiego odskocznią do dalszej kariery politycznej w państwie, jako urzędnicy centralni, dygnitarze lub też urzędnicy ziemscy. Wielu wybitnych wojskowych było całkiem niezłymi politykami, a kilku znacznych statystów tamtych czasów całkiem dobrymi wojskowymi. Zdarzały się, co oczywiste również kompletne beztalencia, zarówno w jednej, jak i w drugiej dziedzinie, ale to już cecha wspólna wszystkim czasom.

Jacek Drozd

2 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply