„Piszę… drżącą ręką, bom nie Polak, lecz ofiara najokropniejszego despotyzmu… skraplaliśmy się łzami ze Złotnickim, żegnając naszą wolność, której dzień 3 maja grób otworzył”.

Państwa silniejsze zawierają przymierza z państwami słabszymi, aby je pchnąć w awantury, a następnie uzależniwszy całkowicie od siebie, jak najlepiej dla siebie wyzyskać. Prusy, państwo od nas terytorialnie mniejsze, ludnościowo mniej liczne, było od nas silniejsze, bo tam panował despotyzm monarchiczny, u nas wolność i nierząd.

Prusy, zawarłszy z nami przymierze 29 marca 1790 roku, nigdy nie straciły z oka możliwości przehandlowania tego przymierza Rosji i powrócenia do polityki rozbiorów. Na razie odbierały Rosji satelitę i uniemożliwiały politykę Stanisława Augusta trzymania się Rosji dla ratowania całości terytorium aż do chwili, w której Rzeczpospolita będzie posiadać własną, poważną siłę wojskową.

Na razie jednak Prusy planują wojnę z Austrią, którą chcą połączyć z wywołaniem antyhabsburskiego powstania na Węgrzech, powstaniem w Galicji i użyciem nowo powstających wojsk Rzeczypospolitej, o których zresztą fachowcy wojskowi pruscy są najgorszego zdania.

W Warszawie powstaje zakonspirowany komitet, przy bliskim udziale Lucchesiniego, do kierowania powstaniem galicyjskim.

Ale nowy cesarz Leopold II, który będzie panował zaledwie dwa lata, był człowiekiem o wyjątkowej przezorności i niewątpliwie jednym z najwybitniejszych strategów politycznych swoich czasów; zastosował wobec ataku pruskiego taktykę nagłego cofnięcia się, wytworzenia próżni, w którą wywraca się przeciwnik.

Latem 1790 roku Prusy zaczęły koncentrować wojsko na granicy austriackiej. Zgromadzili sto dwadzieścia cztery tysiące piechoty i trzydzieści sześć tysięcy jazdy. Austriacy przeciwstawiają tym siłom niewiele mniej, bo sto osiemnaście tysięcy piechoty i trzydzieści jeden tysięcy jazdy. Ale Prusakom brakuje rozumnego kierownictwa politycznego. Plan Hertzberga, aby przeciwniczce Austrii oddać terytoria należące do sojuszniczej Turcji, za co Austria miała oddać Galicję Polsce, a Polacy mieli Gdańsk i Toruń podarować Prusom – już był upadł i upadły dalsze, równie niedorzeczne planu tego modyfikacje. Teraz Fryderyk Wilhelm II żąda od Austrii, aby przestała wojować z Turkami. I Leopold II w Reichenbach dnia 27 lipca 1790 roku… żądanie to przyjmuje. Wyciągnięta z pochwy szabla pruska uderzyła w próżnię.

W ten sposób przymierze polsko-pruskie upodobniło się do „matrimonium ratum, non consummatum”. Przymierza zawierane są dla jakiejś akcji, skoro nie ma tej akcji, przymierza usychają.

Rozpoczynają się rokowania o pokój austriacko-turecki w Szystowie [Swisztowie]. Polacy chcą w tych rokowaniach brać udział, ale nikt się na to nie zgadza. Natomiast we wrześniu wyjeżdża na to rokowanie ze strony pruskiej Lucchesini, opuszczając Warszawę. Rokowania trwać będą długo, pokój Leopolda z Turkami podpisany jest dopiero w początkach sierpnia następnego, 1791 roku. Jednak po projekcie wojny z Rosją, który nie wypalił, zaczyna się nowy projekt wojny z Rosją, którego inicjatorką jest Anglia, a Prusy miały być głównym uczestnikiem. Katarzyna jest wtedy w wielkich opałach. Gustaw III wygrywa bitwę morską dnia 9 lipca 1790 roku, niszcząc flotę bałtycką. Królowi szwedzkiemu pomógł tu wiatr, który przez dzień, noc i dzień następny dął w jedną stronę. Katarzyna, jak każdy przytomny polityk, unikała wojny na dwa fronty. Ma teraz niezakończoną wojnę z Turcją, w której porzucił ją jej sprzymierzeniec, Austria; ma przeciwnika gotującego się do napaści w Anglii i Prusach; ma budzącą się do wielkiej burzy Polskę. W Szwecji kiedyś miała taką sytuację jak w Polsce – „gwarantowała” jej instytucje wolnościowe, ograniczające władzę królewską, ma za sobą partię arystokratyczno-szlachecką, która tam zwalczała swego króla. Ale teraz postanawia zawrzeć z Gustawem pokój, który jest podpisany w Werela [Värälä] dnia 14 sierpnia 1790 roku.

Polacy będą wymawiali swemu królowi: czemu nie byłeś taki jak Gustaw III. Do tego jeszcze powrócimy.

W tymże lipcu i sierpniu 1790 roku sejm polski chce przymierza z Turcją, czyli wstąpienia na tę drogę wojny prewencyjnej z Rosją, która teoretycznie byłaby jedynym wyjściem z sytuacji stworzonej i byłaby uratowała państwo, gdybyśmy ją wygrali, gdybyśmy mieli odpowiedniego wodza, rząd, gotowe wojsko i wreszcie pieniądze. Ale tego wszystkiego nie mamy. Stanisław August, który wodzem wojennym na pewno nie jest, który nie jest ulepiony z tej gliny, z której ulepiony został Cezar, Fryderyk II czy Napoleon, powiada teraz, w tym lipcu i sierpniu 1790 roku, kiedy sytuacja Katarzyny jest najgorsza: „Przed zawarciem przymierza z Turkami trzeba mieć pewność, czy Turcja i Szwecja nadal wojować będą”. Otóż zaraz potem Gustaw III zawiera pokój i sytuacja Katarzyny z miesiąca na miesiąc zaczyna się poprawiać. Przeciwko przymierzu turecko-polskiemu działa także dyplomacja naszych sojuszników… Prusaków, i sprawa ta upada. Okazja uratowania Polski jest stracona.

Jednak król chce w inny sposób wykorzystać to chwilowe, jak słusznie przypuszcza, osłabienie Rosji. Polska już wojsko tworzy, jest to zresztą zasługa Stanisława Augusta, jego polityki kaniowskiej, jego uniwersałów do sejmików w 1788 roku. Wojsko to tworzone jest opornie, nie ma pieniędzy i nie ma oficerów. Stanisław August już uprzednio stworzył korpus kadetów, który wydał Kościuszkę, zacnego obywatela, miernego wodza wojskowego, ale ten korpus kadetów najwyraźniej nie wystarczał. W każdym razie i król, i sejm, i opinia publiczna są zgodni, że wojsko być musi. Ale jeszcze nie ma rządu. Stanisław August przystępuje teraz do tworzenia rządu. Jesteśmy przy narodzinach Konstytucji 3 maja.

Według pojęć przeciętnego Polaka i wtedy, i teraz: „Stanisław August dał się przekonać »potrzebie« stworzenia nowej konstytucji”. Takie pojęcie jest arcybłędne, arcyniesprawiedliwe, arcykłamliwe. Stanisław August jest inicjatorem i głównym twórcą Konstytucji 3 maja.

Stanisław August konspirował swój udział w spisku, który później dokona uchwalenia konstytucji majowej drogą zamachu stanu. Stąd sprawa ta jest zamazana, tym bardziej że Kołłątaj, ta wielka inteligencja polityczna i wielki intrygant wszelkich skrupułów pozbawiony, na którego relacjach polegali nasi historycy, na pewno nam całej prawdy nie powiedział. Wiemy, że Ignacy Potocki przy końcu roku 1790 miał projekt nowego ustroju i wiemy, że Stanisław August w grudniu 1790 roku pisze swój kontrprojekt. Kołłątaj także jest czynny w tym czasie, ale całość Konstytucji 3 maja, jej rozum, jej umiar wskazywałyby raczej na autorstwo Stanisława Augusta.

W grudniu 1790 roku zaszedł fakt wielkiej wagi – król zbliżył się do Ignacego Potockiego, a Ignacy Potocki zaczął z nim współpracować. Był on duszą partii pruskiej w sejmie, tak jak król był duszą orientacji rosyjskiej. Bolszewicy znają termin „poputczik”, czyli człowiek idący tą samą drogą, którą ja idę, ale nie idący jednak tam, gdzie ja idę. „Poputczik” to człowiek, który do pewnego czasu idzie razem ze mną. Stanisław August uznał, że Ignacy Potocki jest jego „poputczikiem”, że jemu także zależy na tym, aby Polska miała jakiś rząd, a nie powróciła do anarchii. Ignacy Potocki istotnie, chociaż był Potockim, czyli należał do rodziny stojącej na czele tego nurtu opinii polskiej, który dał nam konfederację barską, umiłowanie anarchii, zgadzał się teraz całym sercem z polityczną szkołą starych książąt Czartoryskich, że Polska nie może stać nierządem.

W ogóle Sejm Wielki to czasy Potockich i to Potockich, którzy przestali być politycznymi Potockimi, jeśli można się tak wyrazić. Stanisław Potocki, Seweryn Potocki, Piotr Potocki, Jerzy Potocki, Jan Potocki – wszyscy to zwolennicy reform. Niestety, najmożniejszy z nich wszystkich, najambitniejszy, o wiele bardziej ambitny i głupi niż podły i zły, Szczęsny Potocki, poszedł całkiem inną drogą.

Ignacy Potocki ma coś z Wielopolskiego w sobie, jeśli chodzi o odwagę wyciągania konsekwencji z sytuacji politycznej, ale był o wiele bardziej popularny od Wielopolskiego i oczywiście o wiele bardziej popularny od Stanisława Augusta. Powiada: „pozyskamy mieszczan i oswobodzimy chłopów” – jest to, co prawda, rok 1790, i poprzez monarchiczno-policyjne Niemcy widać już krwawy świt Wielkiej Rewolucji Francuskiej, politycznej i społecznej, ale w Polsce wyrazy te brzmią jak rękawica rzucona całej szlachcie. W sprawach społecznych jest więc Ignacy Potocki bliski króla, prymasa, księcia Stanisława Poniatowskiego, całej rodziny Poniatowskich, która myśli podobnie. Król i Ignacy Potocki dystansowani są tutaj tylko przez Hugona Kołłątaja, tylko Kołłątaj to jakiś mańkut moralny w polityce – to co u króla i Potockiego wypływa z idealizmu, u Kołłątaja z jakichś tajemniczo złośliwych tendencji.

Teraz Stanisław August rzuca hasło: „z wojną czy bez wojny, rząd nam jest koniecznie potrzebny”.

W skromnym mieszkaniu księdza Piattolego schodzą się spiskowcy. Z początku jest ich tylko kilku: Stanisław Małachowski, marszałek sejmu, Ignacy Potocki, Hugon Kołłątaj, który uzyskał sobie wpływ wielki na Małachowskiego, człowieka wspaniałej moralności i słabego rozumu, tak jak Kołłątaj był człowiekiem wspaniałego rozumu i nic niewartej moralności; książę generał ziem podolskich, tenże ksiądz Piattoli, poszukiwany w państwie papieskim jako złośliwy rewolucjonista i bezbożnik, tutaj powiernik i przyjaciel króla, i jednocześnie łącznik między królem i Ignacym Potockim; wreszcie Linowski i Lanckoroński.

Na posiedzenia tego spisku ciemnymi korytarzami Zamku skradał się Stanisław August w towarzystwie głuchoniemego pokojowca, który niesie świece. Konspiracja z inicjatywy królewskiej w robocie nad Konstytucją 3 maja dochowana jest świetnie. Nie dowie się o niej naród polski, a zapomni o niej większość historyków polskich.

Spisek ten, zbierający się pod osłoną nocy, myśli istotnie o rzeczach hiperrewolucyjnych. Chce do Polski wprowadzić… monarchię. Powiada wielki historyk francuski, Albert Sorel, że ziarna rewolucji francuskiej wydały wzmożenie zasad monarchistycznych w Szwecji i powstanie monarchii w Polsce.

Obydwaj: król i Ignacy Potocki, zgadzają się, że następcą Stanisława Augusta ma być Fryderyk August elektor saski, wnuk Augusta III. Naród polski, zdaniem naszych romantyków tak źle usposobiony do czasów saskich, jedynie saską kandydaturę powita wtedy radośnie. Ale Fryderyk August nie ma syna. To jest właśnie okolicznością szczęśliwą dla obu „poputczików”, których drogi rozchodzą się dopiero przy pytaniu, komu ma być oddana ręka, właściwie rączka, dziewięcioletniej wówczas elektorówny. Ignacy Potocki chce ją wydać za królewicza pruskiego Ludwika i chce, aby Hohenzollern panował nad Polską. Stanisław August myśli swoich nie zwierza nikomu. Myśli jednak niewątpliwie o wydaniu lub o obietnicy wydania elektorówny, infantki polskiej, jak ją później nazwie Konstytucja 3 maja, jak najbardziej podkreślając, że Polska ma infantkę, za wielkiego księcia… Konstantego, wnuka Katarzyny, późniejszego męża Żanety Grudzińskiej, a czasami już nie myśli, ale raczej marzy o wydaniu jej po prostu za któregoś z młodych Poniatowskich.

Na rączkę dziewięcioletniej elektorówny spogląda więc wtedy zarówno pruska, jak i rosyjska orientacja ówczesnej Polski.

Zresztą jeszcze przed tymi spiskowymi naradami myśl o elektorze Fryderyku Auguście jako o następcy Stanisława Augusta była omawiana w kołach sejmowych. Pierwej mówiono o elekcji za życia króla, potem wymyślono szczęśliwie hipokrytyczną formułę o elekcji „przez familię”. Niby Polska miała pozostać królestwem elekcyjnym, tylko miała obierać nie jednego króla, lecz obrać rodzinę królewską, która by potem panowała. Oczywiście, było to naprawdę wprowadzenie monarchii dziedzicznej, ale ta hipokrytyczna formuła ułatwiała agitację na sejmikach.

W Polsce sejmy były obierane co dwa lata. Ponieważ Sejm Wielki został obrany w roku 1788, więc kadencja jego była na ukończeniu. Postanowiono jednak przedłużyć pełnomocnictwa posłom obranym w 1788 roku i jednocześnie zarządzić wybory nowego kompletu posłów, którzy by razem ze starymi tworzyli sejm. Na sejmiki poselskie rozesłano uniwersał zalecający zgodę na „elekcję przez familię”. Był to więc rodzaj oddania tej sprawy pod plebiscyt narodowy. Sejmiki wypowiadały się różnie, lecz na ogół nieukontentowanie budziły raczej sprawy naruszające upodobania szlacheckie: przyznawanie praw mieszczanom lub zmniejszanie liczby kawalerii na rzecz piechoty. Instrukcje sejmikowe były bardzo rozmaite, lecz wybierano przeważnie stronników królewskich.

Po wyborach, w dniu 16 grudnia 1791 roku, sejm liczy już około pięciuset osób wraz z senatorami. Zaczynają się miodowe miesiące panowania Stanisława Augusta. Nigdy dotąd, od chwili swej elekcji, nie miał takiego miru w narodzie. Nie znaczy to, aby niechęć do jego osoby wygasła w Polsce, ale w tych miesiącach jest znacznie mniejsza niż kiedykolwiek.

Ksiądz Kalinka, najgłębszy z naszych historyków, zarzuca Stanisławowi Augustowi, że kierował ku Konstytucji 3 maja. Wielu też Polaków współczesnych wydarzeniom z końca XVIII wieku wypowiadało się podobnie: Konstytucja 3 maja była rzeczą piękną i słuszną, ale niestety stała się źródłem naszej katastrofy.

Zarzuty te jednak uznać należy za bezpodstawne: zerwanie z Katarzyną nastąpiło już w styczniu 1789 roku, w chwili obalenia Rady Nieustającej, a później było utrwalone i pogłębione przez całą politykę zagraniczną Sejmu Wielkiego: alians z Prusami, próbę zawarcia przymierza z Turcją, wypędzenie wojsk rosyjskich z granic Rzeczypospolitej. Teraz, aby skutkom tego zerwania stawić czoło, trzeba było mieć i wojsko, i rząd. Cofając się przed konieczną reformą ustrojową, Stanisław August nie uzyskałby nic, a straciłby wszelki autorytet w kraju, bo by wiedziano, że czyni to w obawie przed Rosją. Byłaby to polityka człowieka, który by na widok napastnika wyjmował naboje z rewolweru, aby go przebłagać.

Tym bardziej, że Polska musiała być podniecona, gdyż atmosfera polityczna w Europie gotowała wielką rozprawę orężną z Rosją. Anglia szykowała wyprawę na Rosję. Stanisław August doskonale znał Anglików i przewidywał lepiej niż sam Pitt, nie wierząc, aby do tej wojny doszło, ale przecież nie mógł swego pesymizmu narzucić rozentuzjazmowanemu narodowi i paniom warszawskim, które teraz prawie wszystkie były za sojuszem z Prusami contra Rosji. Księżna generałowa ziem podolskich należała do najgorliwszych pruskich zelantek. Gdyby Stanisław August szedł teraz wbrew opinii i tym paniom, nic by na tym nie zyskała sprawa polska, nic by nie mógł zmienić w polityce sejm, a tylko straciłby wszelki autorytet.

Zresztą nawet sama Katarzyna liczyła się z nastrojami Warszawy. Odwołała przecież swego Stackelberga i przysłała uprzejmego, gościnnego Bułhakowa, który zachowywał się już nie jak prokonsul, lecz jak najukładniejszy dyplomata. Urzędował w Warszawie od września 1790 roku; przegrywał w karty duże kwoty w grze z przeciwnikami króla, ale w otwarte przekupstwo już się nie bawił.

Polityka angielska zaczyna się zresztą na naszym terenie w sposób dość niespodziewany i przykry. Oto poseł angielski w Warszawie, Hailes, jegomość na ogół źle wychowany, zjawił się u króla w dniu 10 sierpnia 1790 roku i złożył mu memoriał z żądaniem, aby Polska oddała Gdańsk Prusom.

Stanisław August powiedział mu, że jest mu bardzo przykro otrzymywać taki memoriał od przedstawiciela narodu, do którego tyle miał zawsze skłonności i to w chwili, gdy sam król pruski odstąpił od żądania Gdańska.

– Gdańsk jest bardziej potrzebny Prusom niż Polsce – odpowiedział Anglik.

– Być może – rzekł Stanisław August – ale Gibraltar także bardziej potrzebny jest Hiszpanii niż Anglii.

Audiencja była zakończona.

Na interwencję Hailesa wybuchł gniewem sam Lucchesini. Istotnie, skutek tej interwencji był zupełnie inny, niż to głosiły żądania Hailesa. Oto sejm dnia 6 września w specjalnej uchwale podkreślił, że nigdy Gdańska nie odda. Niektórzy uważali tę uchwałę za koniec przymierza z Prusami.

Pamiętamy, że Prusy były naszymi sprzymierzeńcami wówczas, gdy uniemożliwiły nam zawarcie przymierza z Turcją. W taktyce dyplomatyczno-sprzymierzeńczej było wtedy dużo… zazdrości. Anglia staje się teraz sprzymierzeńcem Prus. Może dlatego psuje robotę Lucchesiniemu w utrzymaniu przymierza polsko-pruskiego.

Ale w początku roku 1791 wygląda, że Anglia już zupełnie na serio gotuje wyprawę na Rosję. W styczniu 1791 roku Anglia i Prusy żądają od Katarzyny, aby przestała wojować z Turkami.

Dnia 27 marca 1791 roku Pitt na posiedzeniu gabinetu przeprowadza uchwałę wydania wojny Rosji. Król Jerzy III popiera politykę Pitta.

Dnia 28 marca 1791 roku Pitt składa parlamentowi wniosek o powiększenie floty wojennej z wyraźnie antyrosyjskimi akcentami.

Ale poseł rosyjski Woroncow przekupuje szereg posłów do parlamentu. Korupcja polityczna w Anglii jest wtedy o wiele większa niż w Polsce. Tenże Fox i Burke rozpoczynają kampanię przeciw Pittowi, za Rosją, przeciw Polsce.

Dnia 12 kwietnia 1791 roku zapada w parlamencie po burzliwej dyskusji uchwała przeciwko wojnie z Rosją. Polska jest bardzo krytykowana, Rosja określana jako teren przyszłości dla handlu brytyjskiego.

Pitt z miejsca zmienia swoją politykę.

To głosowanie w parlamencie brytyjskim dnia 12 kwietnia 1791 roku stanowi jedną z decydujących dat w historii Polski. Biegł u nas wtedy proces wydarzeń politycznych obliczony na powstanie silnej koalicji antyrosyjskiej. Przedsiębrane uchwalenie nowej konstytucji spekulowało na powstanie tej koalicji i uważało ją, pomimo sceptycyzmu Stanisława Augusta, za rzecz pewną. Dnia 3 maja 1791 roku nie mieliśmy w Warszawie wiadomości o całkowitej zmianie sytuacji spowodowanej tym głosowaniem parlamentu brytyjskiego. Konstytucja 3 maja urodziła się więc jako pogrobowiec pewnego systemu politycznego, który w dniu uchwalenia naszej konstytucji już należał do historycznej przeszłości.

W dniu uchwalenia Konstytucji 3 maja dużą rolę odgrywać będą entuzjastyczne tłumy mieszczan, manifestujące na rzecz konstytucji i króla. Ideolodzy targowiccy będą później podkreślali ten fakt ze zgrozą, jako specjalnie obciążający.

Dzień 3 maja 1791 roku jest powszechnie znany.

Według przemyślanej uprzednio inscenizacji sekretarz Deputacji Zagranicznej zaczął odczytywać na plenum sejmu depesze naszych przedstawicieli zagranicznych zewsząd alarmujące, zresztą podobno nieautentyczne. Zwrócono się do króla z pytaniem: „Co robić?”. Król wskazał na przygotowaną Ustawę Rządową. Przemawiał pięknie Ignacy Potocki:

„Dozwól, Wielki Boże, abyśmy dobro Rzeczypospolitej ustanowili, a do nieprzyjaźni prywatnej nigdy nie wracali”.

Obrady trwały sześć godzin, przy tym wypowiadali się zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy nowego prawa. Suchorzewski, późniejszy targowiczanin, wyciągnął szablę, żeby zabić swego synka, aby „nie był niewolnikiem”. Sapieha, marszałek sejmu litewskiego, nie chciał się zgodzić na nową konstytucję, ale dał się uprosić i ponieść ogólnemu entuzjazmowi, który wytwarzają piękne panie, nie żałując rąk do oklasków dla zwolenników nowego ustroju, a robiące miny pełne obrzydzenia, gdy przemawia ktoś contra. W końcu siły wyższe istotnie litują się nad Polską od tylu lat zamęczoną ustrojem absurdalnym i nareszcie ogólne uniesienie popycha posłów ku uznaniu nowego prawa światłego, rozumnego, szlachetnego, zbawiennego. Zaczynają się wołania o przysięgę, wołania „król z narodem, naród z królem”, wszyscy idą do katedry Świętego Jana, na sali pozostaje tylko siedemnastu oponentów, mała garstka wobec ogólnej liczby członków izby poselskiej i senatu.

Konstytucja mówiła o religii katolickiej, wspominając o innych wyznaniach, o stanie szlacheckim, potem jednak o miastach i mieszczanach, potem o chłopie, biorąc go pod opiekę prawa i wychodząc z zasad chrześcijańskiej miłości bliźniego, o sejmie „gotowym”, czyli stale trwającym, obieralnym nie tylko na czas sesji, lecz na dwa lata, o zniesieniu na zawsze „liberum veto” i systemu konfederacji, o „Straży Praw”, czyli rządzie na sposób angielski, zamiast dotychczasowego nierządu i rozparcelowania władzy, o Fryderyku Auguście i o „infantce” Marii Auguście Nepomucenie.

Historycy polscy lubią podkreślać, że Konstytucja 3 maja powitana została z uznaniem przez całą Europę, że wybijano medale na jej cześć, że w Anglii chwalono jej umiar i mówiono, że jest lepsza od świeżo uchwalonej we Francji… Niewiele nam z tego wszystkiego przyszło.

Książę Potiomkin także chwalił konstytucję, ale ze zgrzytem zębami:

„Koło tego wielkiego dzieła rozsypcie trochę kwiecia niezapominajki” – mówił.

Katarzyna jednak ma jeszcze wojnę z Turcją, nie zaczyna więc wojny na innym froncie.

Inicjatywa obalenia nowej konstytucji przez najazd rosyjski na Polskę wychodzi od samych Polaków, od upiora konfederacji barskiej, Seweryna Rzewuskiego, który niegdyś wraz z ojcem był porwany przez Repnina i więziony w Rosji. Katarzyna teraz o nim mówi: „No, ten to chyba z nami nie pójdzie”, a jednak…

Zaczyna się ten sam proces, który obalił skromniejsze, lecz także zbawienne i rozumne reformy Czartoryskich na sejmie konwokacyjnym, owiane tym samym duchem, co teraz Konstytucja 3 maja, tylko o trzydzieści lat wcześniejsze. Powiedzmy sobie jednak na pocieszenie, że przez te trzy dziesiątki lat panowania Stanisława Augusta Polacy otrzeźwieli, przejrzeli, porozumieli, byli więc nasyceni jakimiś innymi promieniami słonecznymi. Za konfederacjami radomską i barską stała większość narodu, teraz za ideologią ustrojową Targowicy opowie się już niewątpliwa mniejszość.

Ale kasztelan Benedykt Hulewicz pisze zaraz po uchwaleniu Konstytucji 3 maja:

„Piszę… drżącą ręką, bom nie Polak, lecz ofiara najokropniejszego despotyzmu… skraplaliśmy się łzami ze Złotnickim, żegnając naszą wolność, której dzień 3 maja grób otworzył”.

Ci późniejsi targowiczanie byli ciekawymi okazami pod względem klasyfikacyjnym. Oto we Francji paliły się już łuny rewolucji, która zwyciężała także w imię wolności i walki z despotyzmem. Te same wyrazy na ustach mają nasi targowiczanie, oni także ciągle o tym wołają, że są republikanami. Jednocześnie są największymi przeciwnikami rewolucji francuskiej, a także całej myśli francuskiej wieku oświecenia, której córą, nie zawsze dobrze wychowaną, była rewolucja francuska. To właśnie Konstytucja 3 maja, Stanisław August, Sejm Wielki byli przedstawicielami myśli oświecenia: liberalizmu religijnego, równości dla mieszczan, oswobodzenia chłopa. Targowiczanie, tak jak przed tym konfederaci barscy, byli temu wszystkiemu jak najbardziej przeciwni, nie chcieli tolerancji religijnej, nie chcieli tolerancji wobec mieszczan i chłopów, a jednocześnie deklamowali o wolności.

Szczęsny Potocki mieszka w Wiedniu. Nie jest to człowiek zły, ale wpada pod wpływ ideologii hetmana polnego Seweryna Rzewuskiego i jedzie do Rosji, aby tam przekupywać dygnitarzy rosyjskich, żeby mu pomogli obalić Konstytucję 3 maja. Wielu Polaków, myśląc o Targowicy, sądzi, że powstała ona z przekupienia Polaków przez Rosjan. Otóż zaczęła się ona od przekupywania Rosjan przez Polaka – Szczęsny Potocki wydał na ten cel podobno dwa miliony złotych, kwotę na owe czasy fantastycznie wielką.

Stanisław Cat-Mackiwicz

Portal KRESY.PL jest patronem medialnym wydania „Pism wybranych” Stanisława Cata Mackiewicza w krakowskim Universitas.

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply