„Arabska wiosna” odradza się w Jordanii?

Masowe protesty spowodowały wpierw dymisję szefa rządu Jordanii, a następnie wycofanie się przez władze z nowego podatku, którego wprowadzenie poparł Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Brylujący na zachodnich salonach król Abdullah szuka więc winnych złej kondycji jordańskiej gospodarki, lecz to właśnie jego władza wydaje się być głównym winowajcą tej sytuacji.

Demonstracje w Jordanii wybuchły wraz z początkiem czerwca, będąc reakcją na zapowiedź wprowadzenia nowego podatku przez jordańskie władze. Chodzi dokładnie o objęcie podatkiem dochodowym większej liczby osób, a także realne podwyższenie go w postaci zmniejszenia kwoty wolnej od podatku. To zdaniem protestujących uderzyłoby głównie w najuboższą część społeczeństwa, ale także w przedstawicieli tamtejszej klasy średniej, gdyż dotknęłoby osoby zarabiające poniżej 11 tysięcy dolarów. Manifestacje przeciwników nowej daniny były na tyle gwałtowne, że w stolicy kraju Ammanie oraz w innych miastach dochodziło do wielogodzinnych starć z policją.

Król Abdullah już na początku protestów postanowił rozładować napięcie, blokując zaplanowaną przez rząd podwyżkę cen paliw. Nie uspokoiło to jednak Jordańczyków, stąd następnym krokiem okazała się dymisja premiera Haniego Mulkiego. Choć tym samym spełniono jedno z żądań demonstrujących, usunięcie niepopularnego polityka wcale nie zakończyło protestów. Nowy szef rządu i były ekonomista Banku Światowego, Omar Razzaz, zapowiedział więc całkowite wycofanie się z planów wprowadzenia nowych podatków, a także podjął rozmowy z przedstawicielami społeczeństwa oraz związków zawodowych.

Wina Międzynarodowego Funduszu Walutowego…

Nowe obciążenia nakładane na i tak niezamożne jordańskie społeczeństwo, będące zresztą jednym z najbiedniejszych w regionie, miały być elementem realizacji planów narzuconych Jordanii przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Przed dwoma laty MFW otworzyło bowiem trzyletnią linię kredytową dla Jordanii, dzięki której kraj otrzymał łącznie 723 miliony dolarów, co oczywiście nie odbyło się całkowicie bezinteresownie. Międzynarodowa instytucja chce więc, aby jordańskie władze zredukowały dług publiczny wynoszący obecnie blisko 37 miliardów dolarów i będący trzykrotnością rocznego budżetu całego kraju.

Król Abdullah, często odwiedzający zachodnioeuropejskie i amerykańskie salony, dość szybko znalazł winnych odpowiadających za konieczność zapożyczania się w MFW i tym samym obniżania standardów życia w Jordanii. Zdaniem monarchy na złej kondycji finansowej kraju kładzie się cieniem przede wszystkim zmniejszenie pomocy zagranicznej, jaką monarchia otrzymywała w zamian za wsparcie przebywających na terenie kraju syryjskich uchodźców. Dotacje dla Jordanii zmniejszyły również państwa Zatoki Perskiej, ponieważ Abdullah nie chciał zaangażować się w realizację celów geopolitycznych Arabii Saudyjskiej, która chce zdominować region Bliskiego Wschodu.

…czy niewydolnej władzy?

Niezwykle charakterystyczny dla jordańskiego monarchy jest sposób podejścia do wewnętrznych problemów kraju. Abdullah najczęściej stara się kanalizować społeczne niezadowolenie poprzez dymisję w rządzie, niezwykle często tłumi protesty przy pomocy siły, a zazwyczaj nie ma sobie absolutnie nic do zarzucenia. Tym razem kozłem ofiarnym obok szefa rządu okazały się obce państwa, które według obowiązującej narracji monarchy nie wywiązują się z obowiązku finansowania Jordanii w obliczu kryzysu uchodźczego. On sam zaś wystąpił w roli dobrotliwego ojca narodu, sprzeciwiającego się przerzucaniu obciążeń budżetowych na obywateli, a tym samym pogorszenia jakości usług publicznych.

Problemy Jordanii nie zaczęły się jednak wraz z rozpoczęciem syryjskiej wojny, w wyniku której na terytorium państwa znalazło się blisko 650 tysięcy uchodźców. Eksperci twierdzą zgodnie, że jedną z głównych przyczyn problemów socjalno-ekonomicznych królestwa jest polityka prowadzona od lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. To właśnie wówczas Jordania zaczęła zbrojenia na ogromną skalę. Obecnie pieniądze przeznaczane na wojsko stanowią 15,8 proc. wszystkich wydatków budżetowych oraz 4,8 proc. PKB, a dzięki temu to niewielkie państwo znajduje się wśród liderów zbrojeń na mocno zmilitaryzowanym Bliskim Wschodzie, otrzymując dodatkowo wsparcie od Stanów Zjednoczonych. Jednocześnie jednak kwestia finansowania jordańskich sił zbrojnych jest bardzo niejasna, stąd przeznaczane na nie kwoty mogą być znacznie wyższe.

Większość bliskowschodnich państw boryka się z poważnym problemem korupcji, Jordania nie jest pod tym względem wyjątkiem, ale nie wszystkie kraje regionu zdecydowały się chociażby na tak daleko posuniętą liberalizację gospodarki. Na początku wieku Jordania otworzyła się bowiem na zagraniczne inwestycje, realizując tym samym najbardziej ortodoksyjną politykę MFW, Banku Światowego i Światowej Organizacji Handlu. Na terenie Jordanii istnieją więc obszary do złudzenia przypominające polskie specjalne strefy ekonomiczne, w których inwestują zagraniczne firmy nie tylko zwolnione z podatków i transferujące zyski do krajów swojego pochodzenia, ale również zatrudniające głównie obcokrajowców. Właśnie z tego powodu na terenie Jordanii przebywa blisko 800 tysięcy imigrantów zarobkowych, chociaż bezrobocie dotyka blisko jedną piątą populacji kraju.

Jordańska wiosna

Warto przy tym wspomnieć, że od ponad ćwierćwiecza każdy nowy jordański rząd mówi o konieczności reformowania gospodarki. W tym czasie do rekordowego poziomu zdążyło wzrosnąć bezrobocie oraz liczba Jordańczyków żyjących w ubóstwie. Stolica państwa stała się najdroższym miejscem do życia w całym świecie arabskim, sektor bankowy w całości znajduje się w saudyjskich rękach, a rządzący dodatkowo sprzedali większość złóż naturalnych zapewniających budżetowi stałe przychody.

Jordańczycy słusznie zadają sobie więc pytanie, czy przypadkiem niepowodzenie ćwierćwiecza ciągłych reform nie jest wynikiem nieprzejrzystego systemu władzy, w tym także niekompetencji samego króla. Komentatorzy zwracają przy tym uwagę na charakter trwających protestów. Dotychczas na ulice wychodzili głównie ideologiczni przeciwnicy króla i zwolennicy demokratyzacji życia politycznego. W tym roku po raz kolejny demonstruje jednak między innymi jordańska klasa średnia, która wraz z resztą społeczeństwa dostała po kieszeni już w styczniu, kiedy rząd ogłosił wycofanie się z subsydiów na produkcję chleba.

Protesty podczas „Arabskiej wiosny” przed siedmioma laty nie były z kolei tak masowe, a poza nielicznymi wyjątkami stała za nimi głównie jordańska odnoga Bractwa Muzułmańskiego, wcale nie ciesząca się wielką popularnością. Tym razem demonstracje mają wsparcie wszystkich największych związków zawodowych i wspomnianych już „zwykłych ludzi”, domagających się coraz częściej reform politycznych. W tej sytuacji Abdullah ma dwa wyjścia: zgodzić się na zmiany w samym systemie sprawowania władzy, albo stać się swoistą franczyzą Arabii Saudyjskiej. W tym pierwszym przypadku ryzykuje jednak całkowitą utratę władzy, natomiast w drugim rezygnuje ze swoich politycznych ambicji, ale za to może liczyć na saudyjską ropę i pieniądze. Jordański monarcha stoi więc przed niezwykle trudnym dylematem.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply