W czasie szalejącej w Syrii wojny domowej, administracja Obamy, wspierana przez neokonserwatywną partię wojny w Kongresie, kierowaną przez nieżyjącego już Johna McCaina, wspierała radykalne grupy dżihadystów, w tym Al-Nusrę, afilianta Al-Kaidy, a tak zwani umiarkowani rebelianci okazali się najmniej skuteczną opozycją, często oddając swoją, dostarczoną przez USA broń, dżihadystom. Chrześcijanie i inne mniejszości religijne, które ucierpiały w trakcie sekciarskiej wojny w Iraku, zazwyczaj popierały Asada. Kiedy odwiedziłem Syrię, kilka tygodni temu, zwolennicy Asada powiedzieli mi, że jest on jedyną przeszkodą dla “chaosu i dżungli” – ocenia były specjalny asystent prezydenta Ronalda Reagana, Doug Bandow na łamach The American Spectator.

Jako, że prezydent Donald Trump zbliża się do połowy swojej (pierwszej?) kadencji, musi on pilnie przejąć kontrolę nad swoją polityką zagraniczną. Pokonał Hillary Clinton krytykując jej podżeganie do wojny. Ale polityka jego administracji, w istocie, a nie retoryce, jest w dużej mierze nie do odróżnienia od polityki administracji Obamy-Clintona / Kerry’ego. Trump musi przejąć kontrolę nad swoją polityką zagraniczną z rąk neokonserwatystów i gotowych do wywołania wojen jastrzębi.

Polityka zagraniczna kandydata Trumpa opierała się na postawieniu interesów amerykańskich na pierwszym miejscu, oczekując od sojuszników dźwigania brzemienia, oraz na unikaniu głupich wojen na Bliskim Wschodzie. Był szczególnie krytyczny wobec subsydiowania sojuszników. Jednak niewiele istotnych rzeczy zmieniło się w którymkolwiek z tych obszarów. W rzeczywistości, osoby, z którymi się otoczył, aktywnie pracowały nad pokrzyżowaniem jego wysiłków, realnie zwiększając militarne brzemię Ameryki.

W Afganistanie trwa dziwaczna, 17-letnia próba stworzenia liberalnej demokracji parlamentarnej i centralnej władzy w Azji Środkowej. Kampania ta nie ma nic wspólnego z Al-Kaidą, która okazała się zdolna do ulokowania w dowolnym miejscu w regionie, w tym w sąsiednim Pakistanie. Reżim w Kabulu nie jest w stanie rządzić krajem. Bez stałego wsparcia ze strony USA rząd nie przetrwałby długo. Jednak doradcy prezydenta nakłonili go, by zwiększył liczbę amerykańskich oddziałów tylko na tyle, by zapobiec załamaniu obecnego systemu w trakcie jego kadencji. Kolejny Amerykanin zmarł na początku tego miesiąca jedynie w imię dalszego odsuwania problemu w czasie. Więcej zginie w nadchodzących tygodniach z tego samego powodu. Polityka USA to moralny skandal.

Afganistan pozostaje wielką tragedią, lecz “porządkowanie” tego plemiennego społeczeństwa wykracza poza możliwości Ameryki. Stany Zjednoczone zrobiły to, co musiały zrobić w 2001 r., niszcząc Al-Kaidę i karząc talibów za organizowanie obozów terrorystycznych. Instynkt prezydenta jest słuszny: czas wyjść, z jednoczesnym ostrzeżeniem, że jeśli talibowie popełnią ten sam błąd w przyszłości, zniszczymy ich reżim z jeszcze większą brutalnością.

Prezydent Trump powinien również nakazać wycofanie sił amerykańskich z Syrii.  Ich obecność jest całkowicie nielegalna. Kongres nigdy nie zezwolił na okupację innego suwerennego państwa, na dzielenie obcego terytorium i czynienie z zasobów, głównie ropy, zakładników polityki zagranicznej Waszyngtonu. Baszar al-Asad jest bandytą, ale administracja nie pozwoliła, aby naruszenia praw człowieka przeszkadzały w relacjach z takimi przyjaciółmi jak: Arabia Saudyjska, Egipt, Bahrajn, kraje Azji Środkowej, a od niedawna Turcja, by wymienić tylko kilka.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Trump kontra sternicy imperium

W czasie szalejącej w Syrii wojny domowej, administracja Obamy, wspierana przez neokonserwatywną partię wojny w Kongresie, kierowaną przez nieżyjącego już Johna McCaina, wspierała radykalne grupy dżihadystów, w tym Al-Nusrę, afilianta Al-Kaidy, a tak zwani umiarkowani rebelianci okazali się najmniej skuteczną opozycją, często oddając swoją dostarczoną przez USA broń dżihadystom . Chrześcijanie i inne mniejszości religijne, które ucierpiały w trakcie sekciarskiej wojny w Iraku, zazwyczaj popierały Asada. Kiedy odwiedziłem Syrię, kilka tygodni temu, zwolennicy Asada powiedzieli mi, że jest on jedyną przeszkodą dla “chaosu i dżungli”.

Najwyraźniej doradcy prezydenta zmanipulowali go. Początkowo administracja twierdziła, że oddziały Stanów Zjednoczonych pozostały w Syrii, aby rzekomo pokonać ISIS, lecz sąsiednie państwa są w pełni do tego zdolne. Teraz jego doradcy nalegają, aby siły USA pozostały tak długo, jak długo Iran będzie zaangażowany w Syrii. Jednak Teheran był sprzymierzeńcem Damaszku od lat i został zaproszony do Syrii przez Asada. Spójrzmy na mapę: Iran jest dużo bliżej Syrii i ma o wiele więcej na szali w Syrii niż Ameryka. To samo dotyczy Moskwy, która była sprzymierzeńcem Damaszku w czasie zimnej wojny.

Syria nie stanowi żadnego zagrożenia dla Ameryki. Ani dla Izraela, który jest regionalnym mocarstwem i bombarduje sąsiednią Syrię kiedy tylko chce. Waszyngton obficie uzbroił Izrael, Arabię Saudyjską i Zjednoczone Emiraty Arabskie. Mają środki, by powstrzymać Iran. Jeśli Rosja chce przeznaczyć zasoby na Syrię, niech to robi. Stany Zjednoczone są sprzymierzone z resztą Bliskiego Wschodu.

W istocie, prezydent wycofał swoje obietnice wyborcze dotyczące Królestwa Arabii Saudyjskiej. Podczas kampanii skrytykował saudyjskie władze królewskie, ostentacyjnie skorumpowane i represyjne, za wykorzystywanie amerykańskiego wojska. Jako rekompensata, prezydent naciska na Saudyjczyków, by kupowali więcej broni i obniżyli cenę ropy. Lepiej by jednak było, aby wykorzystali broń, którą już posiadają, narażając życie własnych obywateli. Wojsko Arabii Saudyjskiej ucierpiało z powodu swojej zależności: w Jemenie najwyraźniej najlepiej radzi sobie z wysadzaniem szkolnych autobusów, bombardowaniem wesel i pogrzebów. Jednak królewscy są bezwzględni, jeśli chodzi o zachowanie swoich przywilejów i zrobiliby więcej, gdyby wymagała tego konieczność. Trump mógłby zakończyć niechlubną praktykę zezwalania saudyjskim książętom na zatrudnianie żołnierzy amerykańskich jako ich ochroniarzy.

Prezydent Trump podjął radykalne kroki w celu zakończenia koreańskiego kryzysu nuklearnego. Ostateczny efekt tych wysiłków pozostaje nieznany, ale Trump zasługuje na uznanie za podważenie konwencjonalnej mądrości na temat Pjongjangu. Jednak w odniesieniu do Korei Południowej, którą od dawna krytykował za wykorzystywanie amerykańskiej hojności, musi przełamać blokadę stworzoną przez biurokrację Departamentu Stanu i Departamentu Obrony. Seul potrafi się bronić. Przy 50-krotnie większym PKB i dwukrotnie większej liczbie ludności, dlaczego Republika Korei nie miałaby przejąć inicjatywy w kwestii własnej obrony? Skoro Amerykanie i tak powinni się wycofać, prezydent może zaoferować usunięcie wojsk w zamian za denuklearyzację.

Prezydent powinien zastosować podobne podejście do Japonii, którą krytykował w przeszłości. Premier Shinzo Abe naciskał, by zwiększono zdolności armii japońskiej. USA mogłyby przyspieszyć ten proces, zaczynając wycofywać oddziały amerykańskiej armii, poczynają od Sił Ekspedycyjnych Piechoty Morskiej (MEF) z Okinawy. MEF stacjonuje tam z powodu Korei, co więcej, mieszkańcy Okinawy właśnie wybrali nowego gubernatora, przeciwstawiającego się licznej obecności amerykańskiej i chcącego odzyskać kontrolę nad wyspą.

Jeszcze bardziej absurdalna jest europejska zależność od amerykańskich sił zbrojnych. Stary Kontynent ma dziesięciokrotnie większą gospodarkę i trzykrotną większą populację od Rosji. PKB Rosji jest mniejszy niż PKB Włoch. Jednak większość europejskich państw ledwo może zadać sobie trud wystawienia wojska. Niemcy wydają anemiczny 1,2 proc. PKB na obronność, a ich siły zbrojne są ledwo gotowe do wzięcia udziału w paradzie wojskowej, nie mówiąc już o konflikcie. Włochy i Hiszpania, pomimo sporych rozmiarów gospodarki, robią jeszcze mniej. Najsilniejszymi potęgami są Francja i Wielka Brytania, ale ta pierwsza nie spełnia standardów dwóch procent NATO, a druga robi to jedynie poprzez manipulowanie statystykami.

Prezydent Trump wyraził swoje niezadowolenie, ale Europejczycy zareagowali, grając na jego emocjach i chwaląc go za “wymuszenie” na nich niewielkich podwyżek, unikając przy tym poważnych zmian. A jego najwyżsi urzędnicy – w tym przypadku Sekretarz Obrony James Mattis i Sekretarz Stanu Mike Pompeo – stale rozszerzali amerykańskie zobowiązania, wydając coraz więcej pieniędzy i wysyłając więcej żołnierzy do Europy. Co oczywiście zniechęca zależnych od amerykańskiej pomocy wojskowej do przejęcia większej odpowiedzialności za własne bezpieczeństwo i bezpieczeństwo swoich sąsiadów, a czego oczekuje od nich Trump.

Nie jest łatwo sprawować urząd i podjąć się konfrontacji z dwupartyjnym establishmentem, zdeterminowanym do zachowania swojej władzy. Ale to sprawia, że jeszcze bardziej pilnym jawi się naleganie prezydenta na wdrażanie własnej agendy lub znalezienie nowych ludzi, którzy to zrobią. Do tej pory prezydent Trump jedynie obiecał politykę zagraniczną w duchu America First. Czas ucieka. Po zakończeniu wyborów uzupełniających, powinien on podjąć działania, które zapewnią, że jego jego administracja zacznie realizować jego agendę.

Doug Bandow

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply