W artykule na portalu Interia.pl znany publicysta i pisarz Rafał Ziemkiewicz polemizuje z najpopularniejszymi argumentami przeciwników jednomandatowej ordynacji większościowej, wskazując na ich demagogiczny charakter.

Rafał Ziemkiewicz w artykule “JOW – prawda i demagogia”zwraca uwagę, że ordynacja większościowa nieoczekiwanie okazała się głównym tematem trwającej kampanii. „Dobrze, bo rzecz warta jest dyskusji jak mało co – od sposobu wybierania reprezentacji społecznej zależy, jaka jest tej reprezentacji jakość”– uważa publicysta zaznaczając jednak, że „z punktu zaczęło wszystko tonąć w demagogii”.

Zdaniem Ziemkiewicza twierdzenie, że ordynacja większościowa w okręgach jednomandatowych powoduje brak reprezentacji w parlamencie dużej część społeczeństwa bądź że jej głos się nie liczy, jest demagogią. „Generalnie można taki zarzut postawić demokracji jako takiej – skoro rządzi w niej większość, to mniejszość nie rządzi. Jeśli na przykład 51 procent obywateli chce, żeby wymierzano karę śmierci, a 49 procent nie chce, to 51 proc. przegłosuje swoje, a poglądy pozostałych nie są brane pod uwagę”– zauważa publicysta.

Przypomina również o tym, że w okresie I Rzeczpospolitej procedowano do osiągnięcia pełnego kompromisu i jednomyślności (przy czym „piękna i nad wyraz słuszna szybko się wyrodziła i mocno przyczyniła do zguby Sarmacji”), ironizując także, że w czasach tzw. “demokracji ludowej”czy za rządów Sanacji osiągnięto „jednomyślność”i „reprezentację 100 procent społeczeństwa”.

Rafał Ziemkiewicz przywołuje „kazus” niedawnych wyborów w Wielkiej Brytanii, w których UKIP Nigela Farega’a „zdobył 18 procent głosów, a ma tylko jednego parlamentarzystę”– co powszechnie uznaje się za „niesprawiedliwe”. Zauważa, że w Polsce „partia, która zdobędzie 4,9 procenta głosów, nie dostanie nic, a ta, która weźmie 5,1 procenta – od razu ze dwadzieścia mandatów”. Z kolei„partia, która dostanie 40 proc. przy sprzyjającym układzie może mieć ponad 50 proc. Sejmu i rządzić, jak PO z PSL, totalnie mając w de opinie całej reszty, choć 40 procent przy zwyczajowej w III RP frekwencji poniżej 50 proc. nie oznacza legitymacji nawet połowy społeczeństwa”.

Zdaniem publicysty na problem JOW trzeba spojrzeć inaczej. UKIP szedł do wyborów pod hasłem przeprowadzenia referendum w sprawie wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Jego popularność sprawiła, że premier Cameron przestraszył się, że „UKIP dostanie nie 18 procent, a o kilka więcej, to zaś będzie go mogło kosztować większość rządową”. Ziemkiewicz zaznacza, że JOW funkcjonuje podobnie do ordynacji proporcjonalnej z progiem wyborczym, który jest tu „umieszczony znacznie wyżej”. „Masz 25 procent i nie dostajesz nic, a rywal wszystko, ale jak podskoczysz jeszcze o dwa procent, to odwrotnie (w wersji brytyjskiej, gdy nie ma drugiej tury miedzy dwoma liderami)”. W efekcie lider Konserwatystów wygrał przejmując sztandarowy postulat UKIP, którego co prawda w zasadzie nie ma w Izbie Gmin, ale „jej polityczna racja istnienia została zrealizowana”.W przypadku ordynacji proporcjonalnej, wyborcy UKIP mieliby swoją bezpośrednią reprezentację, ale wówczas reszta parlamentu miałaby wygodny pretekst do zagłosowania przeciwko referendum.

„Republika to szczególny mechanizm ucierania i uśredniania oczekiwań społeczeństwa. Ważne jest, aby ta maszynka wyprodukowała coś w miarę do zaakceptowania dla zdecydowanej większości, a nie, żeby wszyscy byli “reprezentowani”. (…) Ordynacja, jaką mamy w tej chwili, tworzy pańszczyźnianą więź pomiędzy posłem a jego wojewódzkim “baronem” i samym prezesem. Los tego posła zależy całkowicie od kaprysu tej dwójki, od tego, czy baron i prezes zechcą go umieścić na liście, czy nie zechcą. Więc to im się poseł musi przypodobać (…). Wyborcy są tylko plebiscytarną tłuszczą, która głosuje na listę partyjną, na brand ugrupowania i prezesa znanego z telewizji. A to, na czyje konkretnie apanaże się te głosy przełożą, zależy od decyzji prezesa i barona, kto się znajdzie na “biorącym” miejscu. Tak to celowo wymyślono, celowo zabezpieczono wpisem w konstytucji i jest to podstawa partyjniactwa, które wyprzedaje nasze szanse życiowe i marnuje zasoby kraju”– pisze Rafał Ziemkiewicz.

Publicysta podkreśla, że argument o niepodzielnych rządach PO czy PiS to jeszcze większa demagogia, gdyż przy JOW żadna istniejąca partia nie byłaby tym, czym jest obecnie: „(…) może by się tak samo nazywały, może by miały identyczne programy i na starcie składały się z tych samych ludzi, ale nie byłyby dworami poddanymi całkowicie kaprysom prezesa i wiernych mu baronów”.Zauważa, że eliminacja popularnych posłów, mających za sobą swoje okręgi wyborcze, byłaby dla liderów partyjnych czymś nieopłacalnym. „Żylibyśmy w zupełnie innej politycznej rzeczywistości”– stwierdza Ziemkiewicz, choć przyznaje, że JOW „same z siebie nie zmienią Polski”, zaś wypracowanie kultury politycznej musi potrwać i wiązać się z pewnymi nieuniknionymi zawirowaniami, prowadzącymi jednak do korzyści w przyszłości. Jego zdaniem, najlepszym pomysłem na „okres przejściowy” jest ordynacja mieszana.

„Bardzo się cieszę, że po latach bezskutecznego walenia głową w mur wreszcie pojawiła się możliwość, by o tej zmianie zacząć rozmawiać. Ale chodzi o rozmowę, a nie o demagogiczne okrzyki”– konkluduje Rafał Ziemkeiwicz.

Interia.pl/ Kresy.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply