Pułkownik Lawrence Wilkerson, w latach 2002-2005 pełniący funkcję szefa gabinetu sekretarza stanu USA Colina Powella, na łamach „New York Times” ukazuje podobieństwa między retoryką poprzedzającą amerykańską inwazję na Irak w 2003 roku, a obecnym stanowiskiem Białego Domu wobec Iranu.
Wilkerson przypomina, że 15 lat temu pomagał Colinowi Powellowi przygotować przemówienie w ONZ, w którym administracja Busha miała oficjalnie przedstawić światowej opinii dowody na istnienie irackiego programu produkcji broni masowego rażenia. „Wysiłki te doprowadziły do wojny z Irakiem, która skutkowała katastrofalnymi stratami dla regionu i dla koalicji kierowanej przez Stany Zjednoczone i która zdestabilizowała cały Bliski Wschód. Nie należy o tym zapominać, ponieważ administracja Trumpa posługuje się podobną strategią, aby stworzyć fałszywe wrażenie, że wojna jest jedynym sposobem na rozwiązanie zagrożeń stwarzanych przez Iran” – napisał Wilkerson.
Wilkerson uważa, że administracja Trumpa w sposób niewystarczający i nieprzekonujący argumentuje w sprawie rzekomych naruszeń rezolucji Rady Bezpeczeństwa ONZ przez Iran. Podkreśla, że potencjalna wojna z Iranem, krajem zamieszkałym przez 80 milionów ludzi, z terenem utrudniającym prowadzenie skutecznej kampanii wojskowej „byłaby od 10 do 15 razy gorsza od wojny w Iraku pod względem liczby ofiar i kosztów”.
Zwraca uwagę również na paralele między aktualną Strategią Bezpieczeństwa Narodowego USA, a retoryka administracji George’a W. Busha w odniesieniu do Iraku. „Strategia pozycjonuje Iran jako jedno z największych zagrożeń, z jakimi boryka się Ameryka, podobnie jak uczynił to prezydent Bush w odniesieniu do Iraku Saddama Husajna. Podczas gdy Chiny, Rosja i Korea Północna stanowią znacznie większe wyzwanie dla Ameryki i jej sojuszników niż Iran, należy zastanowić się, skąd zespół Trumpa bierze swoje pomysły” – pyta Wilkerson.
Retoryka emanująca z Białego Domu przypomina proceder upolityczniania danych wywiadowczych za czasów prezydentury George’a W. Busha, twierdzi Wilkerson. Podkreśla, że Amerykanie są tak przyzwyczajeni do podżegania do wojny przez egzekutywę, iż takie postępowanie nie napotyka żadnego poważnego oporu społecznego, politycznego czy medialnego.
Wilkerson przypomina również o wątpliwych i ciągle formułowanych pod adresem Iranu oskarżeniach o powiązania z terrorystami, w tym z Al-Kaidą. „Obecnie, analitycy twierdzący, że istnieją bliskie stosunki między Al-Kaidą i Iranem, pochodzą z Fundacji na rzecz Obrony Demokracji [Foundation for the Defense of Democracies], która gwałtownie sprzeciwia się irańskiemu porozumieniu nuklearnemu i bezwstydnie wzywa do zmiany reżimu w Iranie. Wydaje się nie mieć znaczenia, że 15 z 19 porywaczy z zamachów z 11 września [2001 roku] było Saudyjczykami, a żaden nie był Irańczykiem. Albo to, że według amerykańskiego wywiadu, z grup wymienionych jako aktywnie wrogie Stanom Zjednoczonym, tylko jedna jest luźno powiązana z Iranem, a Hezbollah nawet się nie kwalifikuje” – zaznacza Wilkerson.
Działania administracji Trumpa tworzą narrację, która ma przekonać Amerykanów, że jedynie wojna jest w stanie powstrzymać Iran.
„Kiedy patrzę wstecz na nasz marsz ku wojnie z Irakiem, zdaję sobie sprawę, że wówczas nie było nie dla nas czymś istotnym, że posługiwaliśmy się tandetnymi lub wyselekcjonowanymi danymi wywiadowczymi, że nierealistyczne było twierdzenie, iż wojna 'sama zapłaci za siebie’, zamiast kosztować tryliony dolarów, że możemy być beznadziejnie naiwni myśląc, że wojna doprowadzi do demokracji, zamiast popchnąć region w stronę upadku. Jedynym celem naszych działań było kupienie Amerykanów w sprawie wojny z Irakiem. Sondaże pokazują, że nam się to udało. Trump i jego zespół próbują zrobić to ponownie. Jeśli nie będziemy ostrożni, odniosą sukces” – przestrzega Wilkerson.
Kresy.pl / The New York Times
Zostaw odpowiedź
Chcesz przyłączyć się do dyskusji?Nie krępuj się!