Nie milkną echa dwóch weekendowych strzelanin do jakich doszło w Stanach Zjednoczonych. Czołowe amerykańskie media próbują rozpętać histerię dotyczącą zagrożenia ze strony „białych terrorystów”, którzy dzięki powszechnemu dostępowi do broni mogą urządzać masakry mające mieć często rasistowskie pobudki. Tak naprawdę jednak za większość podobnych wydarzeń odpowiadają Afroamerykanie, stanowiący jednocześnie niewiele ponad jedną dziesiątą całej amerykańskiej populacji.

Przypomnijmy, że w odstępie zaledwie kilkunastu godzin doszło do dwóch poważnych strzelanin. W sobotę w El Paso na granicy z Meksykiem śmierć poniosły 22 osoby, natomiast rannych zostało 24. W nocy z soboty na niedzielę w Dayton w stanie Ohio napastnik zastrzelił 10 osób i ranił 26 kolejnych. W pierwszym wypadku śledczy FBI ustalili, że sprawca ataku był sympatykiem prezydenta Donalda Trumpa i ruchu alt-right. Drugi z napastników (o czym czołowe media informują już mniej chętnie) wyrażał na Twitterze swoje poparcie dla Antify oraz lewicowej senator Elizabeth Warren.

Oczywiście amerykańskie lewicowo-liberalne media skupiły się na domniemanym zwolenniku Trumpa, rozpoczynając swoistą kampanię nie tylko na rzecz ograniczenia dostępu do broni palnej, ale także rozbudzając poczucie zagrożenia „białymi terrorystami”, którzy mają być większym zagrożeniem dla USA od islamskich terrorystów. Całej sprawie postanowił przyjrzeć się Daniel Greenfield, amerykański dziennikarz śledczy zajmujący się głównie tematyką islamskiego terroryzmu oraz skrajną lewicą. Na łamach prawicowego „FrontPage Magazine”1 zauważa on, że narracja mainstream’u ma niewiele wspólnego z rzeczywistością.

Równoległa rzeczywistość

Greenfield zwraca uwagę na fakt, że wydarzenia w El Paso i Dayton nie były jedynymi przypadkami strzelanin do jakich doszło w ten weekend. W samym Chicago w sobotę i niedzielę przy użyciu broni palnej zabito albo raniono 60 osób, z czego aż 24 poniosły śmierć lub rany w odstępie zaledwie czterech godzin. W Baltimore w ten sposób zabito już 200. osobę w tym roku, z kolei w Kansas w cztery dni zginęły cztery osoby.

Niewiele lepiej sytuacja wygląda w sąsiedniej Kanadzie. W weekend w samym Toronto przy użyciu broni palnej raniono 15 osób, natomiast od początku roku zabito lub raniono w tym mieście prawie 350 osób. Co ciekawe, Toronto ogranicza dostęp do broni swoim mieszkańcom, dlatego jej wydawanie znajduje się pod ścisłą kontrolą. Zaś w porównaniu do USA na terenie Kanady nie działa instytucja pokroju Narodowego Stowarzyszenia Strzeleckiego Ameryki (NRA). To właśnie ta organizacja stała się bowiem jednym z kozłów ofiarnych ostatnich wydarzeń, bo zdaniem lewicy jej lobbing wśród amerykańskich polityków przeszkadza w unormowaniu zasad związanych z dostępem do broni.

Biali nie są winni

Przede wszystkim w amerykańskich mediach promowana jest wspomniana narracja, według której to właśnie biali ludzie posiadający pistolety i karabiny są największym problemem kraju. Prym w propagowaniu tego poglądu wiedzie zwłaszcza demokratyczna senator Ilhan Omar, urodzona w somalijskim Mogadiszu. Chociaż nie podaje ona żadnych szczegółowych statystyk, jej zdaniem Amerykanie powinni bać się przede wszystkim „białych mężczyzn na terenie całego” kraju, bo „odpowiadają oni za większość morderstw”.

Zdaniem Greenfielda utrzymywanie takiego stereotypu jest bardzo łatwe, ponieważ to właśnie strzelaniny z udziałem napastników o białym kolorze skóry najczęściej są nagłaśniane na łamach czołowych amerykańskich mediów. Zdarzenia z ich udziałem pasują do odgórnie przyjętej narracji, chociaż trudno mówić o konkretnej ideologii wyznawanej przez posiadaczy broni. Mordercy z El Paso i Dayton byli przecież ideowymi przeciwieństwami, z kolei w ten sam weekend rozpoczął się proces Afroamerykanina planującego masakrę w jednym z hoteli w Teksasie.

Nadreprezentacja czarnoskórych

Dziennikarz „FrontPage Magazine” z wyżej wymienionych powodów odrzuca narrację czołowych amerykańskich mediów, skupiając się na wertowaniu dostępnych statystyk na temat masowych strzelanin. Pomocny jest w tym szczególnie popularny indeks „Mass Shooting Tracker”, w którym od wielu lat odnotowywane są wszystkie podobne przypadki. To właśnie na zgromadzone w nim dane powołują się amerykańscy dziennikarze, ale jak udowadnia Greenfield robią to niezwykle wybiórczo.

Okazuje się bowiem, że w strzelaninach w których zabito więcej niż cztery osoby, a także wykryto ich sprawców, prym wiodą przedstawiciele czarnej społeczności USA. Tylko w tym roku odpowiadali oni za dokładnie 51 proc. podobnych przypadków, przy 29 proc. będących udziałem osób o białym kolorze skóry. Na trzecim miejscu uplasowali się z kolei Latynosi, którzy byli odpowiedzialni za 11 proc. wszystkich przestępstw tego typu. Zaledwie w trzech przypadkach masowych strzelanin napastnikami byli Azjaci, dwa dotyczyły Indian, natomiast za jedną odpowiadał mężczyzna pochodzenia arabskiego.

Powyższe statystyki wydają się jeszcze ciekawsze, kiedy prześledzi się dane dotyczące liczebności poszczególnych mniejszości rasowych w Stanach Zjednoczonych. Biali ludzie stanowią wciąż zdecydowaną większość mieszkańców Ameryki, ponieważ jest ich aż 61 proc. Latynosi stanowią z kolei 17,8 proc. populacji kraju, zaś osoby czarnoskóre 12,7 proc. Tym samym biali Amerykanie są niedostatecznie reprezentowani wśród sprawców masowych strzelanin, natomiast Afroamerykanie są wyraźnie nadreprezentowani.

Za przemoc odpowiadają gangi

Greenfield zauważa, że to nie motywacje polityczne stoją najczęściej za atakami z użyciem broni palnej na masową skalę. Zdecydowanie najwięcej ofiar pochłania bowiem działalność grup przestępczych, które dodatkowo mordują ludzi nie tylko poprzez użycie tego typu sprzętu. Dziennikarz pyta się więc retorycznie, czy na przykład rodzina zamordowana siekierą „znalazła się w lepszej sytuacji” niż ofiary strzelaniny na rogu jednej z ulic Chicago.

„FronPage Magazine” zauważa przy tym, że grupy przestępcze znacząco się od siebie różnią, zaś przyjmowana przez nie taktyka przebiega także wzdłuż podziałów rasowych. Gangi kierowane przez białych ludzi sprawiają najczęściej, że ich ofiary „znikają”, natomiast Latynosi bardzo rzadko używają broni palnej. Grupy przestępcze złożone z czarnoskórych Amerykanów dużo chętniej pociągają za spust, otwierając ogień we wszystkich większych amerykańskich miastach.

Według Greenfielda masowe strzelaniny w centrach handlowych albo podczas różnego rodzaju imprez są bardziej nagłaśniane przez media nie tylko z powodów politycznych, ale także marketingowych. Tego typu wydarzenia cieszą się bowiem większym zainteresowaniem niż „oklepane” zabójstwa w domach czy egzekucje na ulicy. Samym napastnikom dokonującym masakr na dużą skalę zależy dodatkowo na rozgłosie, dlatego dokonują oni podobnych czynów bez względu na swoje przekonania polityczne czy religijne.

Marcin Ursyński

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Dodaj komentarz