Tęczowa ofensywa na Litwie powstrzymana. Ale tylko iluzorycznie

Litewski parlament już w pierwszym czytaniu odrzucił ustawę wprowadzającą związki partnerskie. To jednak nie oznacza, że zwolennicy ruchu LGBT ponieśli całkowitą porażkę. Na razie ich postulaty budzą sprzeciw społeczeństwa, jednak jest ono od dłuższego czasu stale indoktrynowane przy aprobacie rządzącej krajem koalicji konserwatystów i liberałów.

Wyniki głosowania nad pierwszym czytaniem ustawy o związkach partnerskich pokazują dobitnie, jak bardzo kontrowersyjny jest na Litwie postulat faktycznej legalizacji związków homoseksualnych.

Wśród posłów sprzeciwiających się projektowi znaleźli się nawet członkowie forsujących te prawo Związku Ojczyzny – Litewskich Chrześcijańskich Demokratów (TS-LKD) i Ruchu Liberalnego Republiki Litewskiej (LRLS). Ponadto wśród oponentów nowej ustawy znaleźli się wszyscy parlamentarzyści Grupy Parlamentarnej Litewskich Regionów (tworzy ją głównie Akcja Wyborcza Polaków na Litwie) i Litewskiego Związku Rolników i Zielonych (LVŽS), a także część polityków Partii Pracy (DP) i Litewskiej Partii Socjaldemokratycznej (LSDP).

Niby nie chodzi o LGBT, ale…

Pod samym projektem ustawy podpisali się najbardziej prominentni politycy rządzących krajem konserwatystów i liberałów. Chodzi zwłaszcza o premier Ingridę Šimonytė i szefa TS-LKD Gabrieliusa Landsbergisa, czyli wnuka znanego z antypolskich poglądów pierwszego prezydenta Litwy, Vytautasa Landsbergisa. W samym parlamencie był on zaś specjalnie nadzorowany przez przewodniczącą Seimasu i szefową liberałów, Viktoriję Čmilytė-Nielsen.

To właśnie Čmilytė-Nielsen nawoływała do uchwalenia ustawy, twierdząc w parlamentarnej debacie, że kwestia związków partnerskich powinna zostać uregulowana już ponad 20 lat temu. Litwa miałaby więc dołączyć do dwudziestu państw Unii Europejskiej, które wprowadziły podobne prawo. Szefowa liberałów chcąc uwiarygodnić swoje postulaty dodała, że podobne prawo funkcjonuje także w państwach uważanych za katolickie.

Problem w tym, że Čmilytė-Nielsen i inni zwolennicy legalizacji związków partnerskich byli mocno niekonsekwentni w swojej argumentacji. Wpierw twierdzili bowiem, że chodzi jedynie o prawne uregulowanie stosunków majątkowych i niemajątkowych osób pozostających w konkubinacie. Z drugiej strony część polityków nie ukrywała prawdziwych intencji rządzących, którzy chcieliby po prostu wprowadzić związki partnerskie osób tej samej płci.

Świadczy o tym choćby fakt, że proponowana ustawa w ogóle nie odwołuje się do terminu „rodziny”. Zamiast niej mowa jest właśnie o związkach partnerskich, jednak i tak z pominięciem konstytucji otrzymałyby one prawa przysługujące rodzinom. Gdyby konserwatywno-liberalna koalicja miała inne zamiary, wówczas przyjęłaby propozycję parlamentarnej komisji prawa i porządku. Przedstawiła ona bowiem projekt porozumienia o konkubinacie poruszający kwestie majątkowe bez równoczesnego podważania dotychczasowego prawa rodzinnego.

Pranie mózgu

Propozycja legalizacji związków partnerskich niezależnie od płci mogła liczyć na poparcie ambasad trzynastu państw Europy Zachodniej oraz Kanady i Stanów Zjednoczonych. Dyplomaci pouczali Litwę na temat szeregu zmian prawnych, które powinna przyjąć w ramach „zapewnienia wszystkim równych praw oraz swobodnego korzystania z praw człowieka bez żadnej dyskryminacji”.

Zachodnie państwa nie ukrywały, że pod tym hasłem rozumieją po prostu praktyczną realizację postulatów ruchu LGBT. Krytykowali więc zwłaszcza obowiązującą od 2011 roku specjalną ustawę mającą chronić małoletnich przed seksualizacją. Ambasadorowie uznali, że jest ona „narzędziem cenzurowania informacji publicznych związanych z LGBT”, dlatego powinna zostać zastąpiona przez krajową strategię na rzecz przedstawicieli mniejszości seksualnych.

Nad zmiękczeniem opinii publicznej w sprawie postulatów tęczowych aktywistów pracują usilnie największe media, w tym także publiczny nadawca LRT. Praktycznie nie ma dnia, aby w państwowej telewizji nie mówiono o tej tematyce i nie przedstawiano w pozytywnym świetle ruchu LGBT. Kwestie mniejszości seksualnych znalazły się także w programach LRT przeznaczonych dla Polaków na Litwie.

Co więcej, litewska telewizja publiczna uprawia tęczową propagandę w programach dla dzieci. Kilka organizacji zajmujących się prawami rodzicielskimi wysłało niedawno list, w którym domagali się zdjęcia z anteny audycji zrównujących ze sobą tradycyjne małżeństwo ze związkami osób tej samej płci. W ten sposób promowany miał być model stojący w sprzeczności z zapisami znajdującymi się w litewskiej konstytucji oraz w kodeksie cywilnym. Ponadto w programie „Ciekawe lekcje” przedstawiono historię ruchu homoseksualnego oraz zaprezentowano materiał o parze brytyjskich pederastów „wychowujących” wspólnie dziecko.

Konserwatyści podzieleni

Jak już wspomniano, głosowanie nad ustawą o związkach partnerskich pokazało wyraźne podziały występujące w części ugrupowań parlamentarnych. Największy rozdźwięk widoczny był u konserwatystów. Ich kilkunastu posłów opowiedziało się wszak przeciwko projektowi, który został podpisany przez liderów ich partii. Nikogo to jednak nie zdziwiło, bo kierujący TS-LKD Landsbergis nie odziedziczył politycznych talentów po swoim dziadku, stąd nie cieszy się estymą nawet wśród swoich własnych działaczy.

Przede wszystkim spora część konserwatystów nie jest zadowolona, że pierwsze skrzypce w koalicji tworzącej rząd Šimonytė grają liberałowie. Są oni najgłośniejszą grupą w obecnej kadencji Seimasu, zaś wszelkie obiekcje w tej sprawie są zbywane milczeniem przez Landsbergisa. Lider TS-LKD wydaje się zresztą zrzucać wszelkie kontrowersyjne tematy na barki szefowej rządu. Šimonytė należy tymczasem do „postępowej” frakcji konserwatystów, stąd jest gorącym orędownikiem wspomnianej ustawy.

Co prawda prezydium partii przegłosowało poparcie dla nowego prawa, ale jego przeciwnicy upierali się przy pomyśle referendum na ten temat. W ten sposób najprawdopodobniej możliwe byłoby odrzucenie projektu, bo według sondaży sprzeciwia się mu większość Litwinów. Samo poparcie konserwatystów dla lewicowych zmian ideologicznych prowadzi zresztą do spadku ich popularności.

To zresztą niejedyny sygnał wskazujący na opór Litwinów wobec zmian obyczajowych forsowanych przez polityków i wspierające ich media. Na niedawnym prorodzinnym marszu zjawiło się kilkanaście tysięcy osób, a więc była to największa od wielu lat manifestacja na Litwie. Analogiczne wydarzenia firmowane przez tęczowych aktywistów mimo nachalnej promocji gromadzą zaś co najwyżej kilkaset osób.

Marcin Ursyński

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply