Pożegnanie z łagodną twarzą Trumpa

Odwołanie Nikki Haley ze stanowiska ambasadora Stanów Zjednoczonych przy Organizacji Narodów Zjednoczonych było sporym zaskoczeniem. Podobnie zresztą jak jej wcześniejsza nominacja na to stanowisko.

Konserwatywne amerykańskie periodyki przypominają bowiem, że dyplomatka różniła się od administracji prezydenta Donalda Trumpa podejściem do praw człowieka, zaś jej rezygnacja może spowodować, iż Biały Dom nie będzie już przejawiał większego zainteresowania podobną tematyką.

Chociaż Haley ustąpiła ze swojego stanowiska przed ponad tygodniem, przyczyny jej rezygnacji dalej są owiane tajemnicą. Trump komentując tę informację potwierdził przyjęcie dymisji, twierdząc dodatkowo, iż dyplomatka już kilka miesięcy wcześniej mówiła mu o możliwości rezygnacji z funkcji ambasadora USA przy ONZ, ponieważ „potrzebuje nieco czasu wolnego”. Media spekulowały z kolei, że faktyczną przyczyną był rozdźwięk w kwestiach polityki wobec Rosji, bowiem Haley w kwietniu miała według Białego Domu zbyt szybko poinformować o nowych sankcjach wobec tego kraju.

Wybiórcza ostoja praw człowieka

Bez względu na podobne doniesienia, zdaniem realistów z „The National Interest”1 dymisja Haley zwiastuje znaczącą zmianę w polityce zagranicznej administracji Trumpa. Ambasador USA przy ONZ od początku była jedyną osobą zajmującą się bezpieczeństwem narodowym kraju, która rzeczywiście interesowała się zagadnieniami praw człowieka i z tego powodu była osamotniona wśród obecnych władz państwa. Zajmowanie się tą tematyką w Białym Domu było wyjątkowo trudne – wystarczy bowiem wspomnieć kilka posunięć Trumpa, takich jak oddzielanie dzieci od imigrantów, zakaz przyjmowania uchodźców z większości państw muzułmańskich czy wychwalanie przez głowę państwa niektórych dyktatur.

Amerykański prezydent nie ucieka przy tym całkowicie od podnoszenia kwestii praw człowieka, ale traktuje je mocno wybiórczo i instrumentalnie. Z tego powodu, zdaniem magazynu, wraz z Haley w otoczeniu głowy państwa znikną wszelkie obawy dotyczące tych spraw, ponieważ sekretarz stanu Mike Pompeo czy główny doradca prezydenta ds. bezpieczeństwa, John Bolton z pewnością nie będą nimi szczególnie zainteresowani.

Zobacz także: Izraelska armia dziękuje Haley za wsparcie

„The National Interest” zauważa przy tym, że Haley co prawda jako jedyny członek administracji Trumpa krytykowała naruszenia prawa międzynarodowego ze strony Arabii Saudyjskiej i Rosji oraz wypowiadała się przeciwko zbrodniom popełnianym w różnych częściach świata, lecz jednocześnie miała też swoje na sumieniu. Dyplomatka była bowiem architektem decyzji o wycofaniu się USA z UNESCO (zarzucała tej agendzie ONZ stronniczość w stosunku do Izraela), popierała rezygnację Ameryki z udziału w Radzie Praw Człowieka ONZ, a także wsparła decyzję o obcięciu funduszy na pomoc humanitarną dla palestyńskich uchodźców przebywających w państwach arabskich. Te posunięcia wskazywałyby, iż Haley wykazywała się większą wrażliwością od Trumpa, ale podobnie jak on uznawała prawa człowieka za doskonałą kartę przetargową do realizacji założeń amerykańskiej polityki zagranicznej.

Łagodna twarz Trumpa

„The American Conservative”2, powołując się na źródła w Partii Republikańskiej, zdradza prawdziwy powód wyboru Haley na ambasadora USA przy ONZ, jakim miała być chęć ocieplenia wizerunku przez administrację Trumpa. Dyplomatka miała więc w bardziej kobiecy, lub przynajmniej umiarkowany, sposób propagować prezydenckie hasło „America First”. W roli swoistego rzecznika Białego Domu spisywała się więc znakomicie, ale zdaniem informatorów dwumiesięcznika w kwestiach merytorycznych nie miała nigdy niczego do przekazania.

Tym samym stała się amerykańską wersją “Baghdad Boba”, jak przed piętnastoma laty ochrzczono w mediach Muhammada Saeeda al-Sahhafa, czyli ministra informacji w rządzie irackiego prezydenta Saddama Husajna w trakcie amerykańskiego ataku na ten kraj. Haley nie musiała co prawda w pełni naśladować szefa irackiej propagandy, który na rozkaz Husajna musiał mówić nawet o zwycięstwie jego wojska z amerykańskim supermocarstwem, ale posiadała rzadką zdolność przedstawiania atutów Trumpa nawet w najbardziej niesprzyjających ku temu okolicznościach.

Jej talent do medialnych wystąpień był więc „towarem” bardzo pożądanym w Białym Domu, lecz zdaniem „The American Conservative” ustępującej ambasador zabrakło doświadczenia i naturalnych zdolności do realizacji jej najważniejszych zadań. Powielanie trumpowskiej retoryki nie wystarczy bowiem do budowy wiarygodności USA na arenie międzynarodowej, zaś powierzenie Haley funkcji ambasadora Ameryki przy ONZ autor porównuje do możliwości zatrudnienia go jako hydraulika – na pewno w pewnym momencie w końcu pojąłby on ten fach, lecz po drodze pozostawił po sobie kilka zatkanych toalet i zepsutych kranów.

Po ustępującej ambasador zostało więc kilka zepsutych kranów, związanych głównie z jej nieznajomością spraw, które były bardzo podstawowe dla amerykańskiej polityki zagranicznej. Haley w kilku wywiadach wręcz się ośmieszyła, stąd wielu wysokich rangą amerykańskich dyplomatów miało być wręcz przerażonych kursem jaki obrała administracja Trumpa. Autor pisma konstatuje więc, że można długo wymieniać jej potknięcia, lecz i tak to gospodarz Białego Domu może zdziałać znacznie więcej.

Idealny czas

Neokonserwatywny magazyn „National Review”3 zajmują się tą sprawą głównie przez pryzmat samej przyszłości Haley. Przede wszystkim periodyk zauważa, że jak dotąd nikt w bardziej cywilizowany sposób nie opuścił administracji Trumpa. Dyplomatka jest pierwszą osobą, która została wręcz pochwalona przez swojego dotychczasowego zwierzchnika. Jej odejście miało dodatkowo nastąpić w najlepszym możliwym momencie, ponieważ ma na swoim koncie długą listę osiągnięć, a jednocześnie nie ciągną się za nią żadne poważne wpadki i skandale.

Haley jest więc w chwili obecnej ceniona wewnątrz Partii Republikańskiej, zarówno wśród zwolenników jak i przeciwników obecnego prezydenta, a dodatkowo cieszy się wyjątkowo dobrą opinią wśród osób niezależnych i wyborców Partii Demokratycznej. Z tego powodu jest liderem wielu rankingów popularności amerykańskich polityków, stąd zdaniem „National Review” odchodząc ze stanowiska wykazała się ona świetnym wyczuciem politycznym.

Jej dalsza kariera jest jednak w dużej mierze wciąż zależna od Trumpa. Jeśli za dwa lata zrezygnowałby on bowiem z ubiegania się o fotel prezydencki, wówczas Republikanie potrzebowaliby koncyliacyjnej kobiety będącej do zaakceptowania dla podzielonego ugrupowania oraz wyborców odepchniętych od niego właśnie przez postać miliardera. Trump zapewne jednak będzie walczył o drugą kadencję. Tym niemniej Haley wciąż ma czas na odegranie kluczowej roli w amerykańskiej polityce, gdyż ma dopiero 46 lat.

Marcin Ursyński

1 https://nationalinterest.org/feature/america-loses-un-ambassador%E2%80%94and-better-it-33106

2 https://www.theamericanconservative.com/articles/nikki-haley-trumps-baghdad-bob/

3 https://www.nationalreview.com/2018/10/nikki-haley-excellent-timing/

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. Medor
    Medor :

    Czemu ta bezczelna baba popierająca brutalną politykę Izraela wobec Palestyńczyków i majaca na koncie zatrzymanie pomocy rządu USA dla nich ma takie względy na portalu Kresy.pl? Nie trudno byłoby znaleźć głosy krytyki jej osoby w niezależnych mediach USA, a autor to zupełnie zignorował.