Ubiegłotygodniowe wybory parlamentarne na Litwie przyniosą zmianę układu rządzącego w tym państwie. Zasygnalizowały też erozję siły politycznej reprezentującej miejscową mniejszość polską.

Choć zgodnie z litewskimi przepisami główny dzień wyborczy przypadał na 13 października istniała możliwość głosowania przedterminowego. Tym razem z możliwości tej skorzystało 11,75 proc. uprawnionych. Większa aktywność wyborczych pionierów zapowiadała wyższą frekwencję, która wraz z głosami oddanymi w niedzielę wyniosła w wyborach proporcjonalnych 52,06 proc. W poprzednich wyborach uczestniczyło 47,81 proc. uprawnionych do głosowania.

Na Litwie obowiązuje mieszany system wyborczy, zgodnie z którym 71 członków Seimasu – jednoizbowego parlamentu wybieranych jest z jednomandatowych okręgów wyborczych. Na skutek ubiegłorocznych zmian w ordynacji wyborczej do zwycięstwa w JOW pierwszej turze nie jest już wymagane zdobycie ponad 50 proc. oddanych głosów, zwycięstwo takie można sobie zapewnić już przez zdobycie proporcji 20 proc. głosów wszystkich uprawnionych w danym okręgu.

70 posłów jest natomiast wybieranych w wyborach proporcjonalnych z partyjnych list w okręgu ogólnokrajowym. W przypadku tego trybu wyborów listy obowiązuje próg wyborczy na poziomie 5 proc. dla komitetu tworzonego przez jedną partię i 7 proc. dla komitetu tworzonego przez koalicję partii. To właśnie w przypadku wyborów proporcjonalnych mamy pełny obraz sytuacji, ponieważ w pierwszej turze w JOW zwyciężyć udało się zaledwie dziewięciu politykom, w pozostałych okręgach odbędzie się dogrywka między dwoma kandydatami z największym poparciem.

Socjaldemokraci zwyciężają – Žemaitaitis tańczy

Wybory proporcjonalne wygrała Litewska Partia Socjaldemokratyczna (LSDP), która uzyskała 19,36 proc. głosów, co dało w tej chwili 18 mandatów. Zdobyli jeszcze dwa mandaty w JOW, a 35 socjaldemokratów powalczy w nich w drugiej turze. Ostatni raz porównywalny wynik socjaldemokraci zdobyli w wyborach proporocjonalnych 2012 r. i jest to chwila długo wyczekiwana przez jedną z dwóch głównych partii litewskiej elity. W tej beczce miodu jest łyżka dziegciu, bowiem druga z tych partii – Związek Ojczyzny – Litewscy Chrześcijańscy Demokraci (TS-LKD) uzyskała niewiele mniejsze poparcie. 17,96 proc. przełoży się w przypadku chadeków na 17 mandatów. W porównaniu do wyborów z 2020 r. stracili ponad 5 pkt proc. i sześć mandatów.

Porażka jest więc wyraźna. Niemniej biorąc pod uwagę jakie kontrowersje wzbudzała w niektórych kręgach społecznych radykalna polityka zagraniczna wywodzącej z TS-LKD rządu Ingridy Šimonytė, a przede wszystkim niezadowalającą sytuację socjoekonomiczną całych grup społecznych w mocno rozwarstwionym majątkowo, jak na warunki UE, kraju, trzeba stwierdzić, że wynik to i tak nie najwyższy wymiar kary dla landsbergisowskiej partii. Wybory zdają się potwierdzać dość żelazny charakter elektoratu TS-LKD. Partia osiągnęła lepsze wyniki w Kowanie i Wilnie, zwłaszcza bogatszych dzielnicach tego ostatniego. Tymczsasem apetyt na władzę u socjaldemokratów najpewniej był większy, bowiem większość sondaży wskazywała na poparcie dla nich wyraźnie powyżej 20 proc. Tymczasem czeka ich żmudne klecenie koalicji z na pewno więcej niż jednym partnerem.

14,99 proc. uzyskała nowa siła – Partia „Świt Niemna” (NA). Przebojem wdarła się ona na scenę parlamentarną. Jej liderem jest Remigijus Žemaitaitis. 42-letni polityk związał się z populistyczną partię Prawo i Porządek (TT) jeszcze w młodym wieku i dzięki niej dostał się do Sejmu w 2009 r. w wyborach uzupełniających w okręgu Szyłokarczma-Szyłele. Odnowił mandat w 2012, a potem w kolejnych wyborach 2016 r. Wraz ze problemami TT Žemaitaitis przeskoczył w fotel przewodniczącego małej partii Wolność i Sprawiedliwość. Osiągnęła ona marginalny wynik w wyborach proporcjonalnych w 2020 r., lecz jej szef zdobył mandat w okręgu jednomandatowym.

Ostre wypowiedzi na temat Izraela i twierdzenia z 2023 r., że Żydzi odpowiadają za mordy na Litwinach w czasie drugiej wojny światowej doprowadziły do burzy medialnej i zawieszania Žemaitaitisa we własnej partii. Ten uznał, że sam jest jej największym kapitałem, opuścił więc stronnictwo i założył nowe. Właśnie „Świt Niemna” z którym mógł świętować w niedzielę wieczorem duży sukces, co zresztą ekspresywnie czynił, tańcząc i pokrzykując w wieczór wyborczy.

Straszak żyjący własnym życiem

Duża ekspresja to zresztą cecha charakterystyczna funkcjonowania tego polityka. Sąd Konstytucyjny ocenił w 2024 r. wspomniane wypowiedzi Žemaitaitisa za „poważne naruszenie konstytucji” co otwierało drogę do wygaszenia jego mandatu. Ten wybrał ucieczkę do przodu, sam ustępując, dzięki czemu uniknął dziesięcioletniej karencji w ubieganiu się o stanowiska publiczne. Duża ekspresja Žemaitaitisa przejawia się dalej brutalnym językiem, choć jego  agenda wcale nie jest aż tak kontestatorska wobec głównego nurtu polityki wewnętrznej i zagranicznej Litwy, jak w przypadku innych populistów.

Paradoksalnie nasilona krytyka i używanie Žemaitaitisa jako straszaka przez rządowych polityków i sympatyzujące z nimi media tylko zwiększyły jego rozpoznawalność i popularność, co pozwoliło mu żyć własnym życiem i złożyło się na jego dobry wynik wyborczy. Jego partia jest bowiem kolejną partią protestu robiącą nagłą furorę na litewskiej scenie politycznej. Sceną tą bardziej niż ideologiczna klasyfikacja rządzi socjologiczny podział na oś Wilno-Kowno i prowincję, który pokrywa się z grubsza z podziałem na tych, którzy spijają śmietankę na papierze dobrych wskaźników makroekonomicznych nadbałtyckiego państwa i tych, którym skapuje ona oszczędnie. Tym bardziej, że także debata publiczna jest na Litwie bardziej niż w Polsce skanalizowana w ramach tego co można by nazwać pewnego rodzaju poprawnością polityczną, stąd poglądy mniej głównonurtowe często wybuchają dopiero właśnie wynikami wyborczymi kolejnych populistycznych polityków. Partia protestu jako zauważalna siła pojawia się więc w każdych wyborach. Žemaitaitis zdołał jednak zdecydowanie zmajoryzować innych populistycznych pretendentów do reprezentowania Litwy B. Zauważalna jest także jego mocna pozycja wśród młodego elektoratu.

Kandydaci „Świtu Niemna” zdobyli już 14 mandatów.  Partia  może  powiększyć swoje zasoby parlamentarne w drugiej turze w JOW. To z kolei sprawi innym partiom problem w konstruowaniu nowej koalicji rządzącej. 9,24 proc. głosów i osiem mandatów zyskał już Związek Demokratów „W imię Litwy” (DSVL), 7,7 proc. i siedem mandatów Związek Liberałów (LS), próg przeskoczył jeszcze Litewski Związek Rolników i Zielonych (LVŽS) z 7,02 proc. głosów i sześcioma mandatami. Są oni potencjalnymi koalicjantami socjaldemokratów. Jednak konstelacja komplikuje się, biorąc pod uwagę, że LS przez cztery lat podtrzymywał obecny rząd chadeków jako ich koalicjant, a ich poglądy na gospodarkę średnio kleją się ze społeczną wrażliwością, jakiej wrażenie próbuje sprawiać LSDP. Związek Demokratów to z kolei rozłamowcy wobec LVŽS. Bez względu więc na wcześniejsze solenne deklaracje Žemaitaitis nie zostaje całkowicie poza grą. Przeciw niemu będą grać naciski Waszyngtonu i Berlina, z którymi litewska elita polityczna bardzo się liczy.

Partia Polaków pod progiem, ale z mandatami

Akcja Wyborcza Polaków na Litwie poniosła wyborczą porażkę, drugi raz z rządu nie będąc w stanie sforsować progu wyborczego. Uzyskał 3,89 proc. poparcia – 48,2 tys. głosów. To najsłabszy wynik partii polskiej mniejszości od 2004 r. W poprzednich wyborach parlamentarnych była on jeszcze w stanie zebrać 56,3 tys. czyli prawie przeskoczyć pięcioprocentowy próg.

Partia już w pierwszej turze uzyskała jednak dwa mandaty w JOW. W okręgu solecznicko-wileńskim były wiceprzewodniczący Seimasu i minister komunikacji i transportu z ramienia AWPL-ZChR Jarosław Narkiewicz otrzymał 48,69 proc. głosów. Wyprzedził tam populistycznego polityka o prorosyjskich poglądach Eduardasa Vaitkusa, który w czerwcowych wyborach prezydenckich zdołał zebrać w rejonie solecznickim prawie 40 proc. W tamtych wyborach nie startował jednak kandydat z ramienia polskiej partii, toteż tym razem Vaitkus uzyskał w wyżej wspomnianym okręgu tylko 16,53 proc. głosów. Trzecie miejsce zajęła posłanka Beata Pietkiewicz. W poprzednich wyborach uzyskała tu mandat z poparciem AWPL-ZChR z poparciem 59 proc. głosujących. Jednak w 2022 r. weszła w spór z kierownictwem partii i ją opuściła. Od tego czasu jej krytyka wobec dawnych współpracowników tylko się zaostrzała, ale dała ona startującej jako kandydat niezależny Pietkiewicz tylko 12,87 proc. głosów. Sukces Narkiewicza nie był murowany. W okręgu był on bowiem spadochroniarzem z okręgu trockiego. Mimo to przemógł i dość silne na Wileńszczyźnie poczucie nawet nie regionalne, a lokalne, i widmo Vaitkusa. Narkiewicz po czterech latach wraca do parlamentu mogąc uznać kampanię wyborczą za sukces.

Reelekcję uzyskała natomiast sejmowa twarz partii Rita Tamašunienė. Posłanka i była minister spraw wewnętrznych uzyskała w okręgu niemenczyńskim 44,67 proc. głosów. Jej zadanie było jeszcze trudniejsze niż Narkiewicza. Naprzeciw niej stanął bowiem Robert Komarowski popularny były wicemer rejonu wileńskiego z ramienia AWPL-ZChR, który przeszedł do partii socjaldemokratycznej. Pracowała na niego także marka obecnego socjaldemokratycznego mera tego rejonu Roberta Duchniewicza, który w zeszłym roku, jako pierwszy zdołał odebrać to stanowisko partii Waldemara Tomaszewskiego. A marka ta była tym bardziej widoczna, że Duchniewicz był szefem sztabu wyborczego socjaldemokratów.

Komarowski uzyskał jednak tylko 21,99 proc. Nowa ordynacja okazała się w tym przypadku korzystna dla AWPL-ZChR. Gdyby doszło do drugiej tury Tamašunienė musiałaby się być może mierzyć z mobilizacją litewskiego elektoratu rejonu wileńskiego, pobudzanego przez główne media do poparcia „dobrego Polaka”, jak to była w przypadku wyboru wspomnianego Duchniewicza na mera. Z drugiej strony Komarowski ma w swojej biografii lata działalności w AWPL-ZChR, które czyniłyby jego kandydaturę mniej wiarygodną dla etnicznie litewskiego elektoratu w rejonie wileńskim, a więc taka mobilizacja byłaby trudniejsza.

Sukces Tamašunienė idzie też na przekór tezom jej krytyków, jakoby zawdzięczała one swoje zwycięstwa na podwileńskiej prowincji machinacjom rejonowych samorządów, mających naciskać czy nawet zastraszać pracowników podlegających im instytucji. Okręg wyborczy Tamašunienė znajduje się na obszarze rejonu wileńskiego, gdzie władz od 1,5 roku należy do socjaldemokratycznego mera.

Szansa na kolejne mandaty

Przeprowadzona mniej niż rok przed elekcją zmiana siatki jednomandatowych okręgów wyborczych, która dotyczyła w dużym stopniu właśnie Wileńszczyzny mocno pogorszyła możliwości partii programowo reprezentującej mniejszość polską w północnej części rejonu wileńskiego. Funkcjonujący tam wcześniej JOW został pozbawiony podstawowych obwodów głosowania o największej proporcji ludności polskiej. Pozostały natomiast starostwa podwileńskie będące obszarem licznego osadnictwa Litwinów z różnych części kraju. Stworzono okręg rzeszański o rozcieńczonym polskim elektoracie. W efekcie nawet coraz bardziej rozpoznawalny partyjny delfin AWPL-ZChR Waldemar Urban wygrał pierwszą turę tylko z poparciem 22,85 proc. Druga w kolejności reprezentantka TS-LKD otrzymała 22,3 proc. Urban nie ma wielkich szans na zwycięstwo. Właśnie tu był uzyskiwany trzeci mandat dla partii Polaków w wyborach większościowych, także jeszcze cztery lata temu. Obecnie jest obiektywnie mało realny do zdobycia dla partii odwołującej się głównie do wyborcy z mniejszości polskiej na skutek opisanego gerrymanderingu ze strony Głównej Komisji Wyborczej Litwy.

AWPL-ZChR wystawiła kandydatów we wszystkich 14 jednomandatowych okręgach wyborczych Wilna. W mieście gdzie Polacy stanowią 15 proc. zdobywali oni przeważnie jednocyfrowe poparcie. Tylko w dwóch JOW kandydaci AWPL-ZChR przeszli do drugiej tury. Poseł Czesław Olszewski w okręgu Wilno Południe zdobywszy 19,53 proc. głosów. To okręg obejmujący podwileńskie wiejskie obwody zamieszkałe przez Polaków: Wołczuny i Czarny Bór. W peryferyjnej dzielnicy zamieszkałej jeszcze pod koniec XX w. w większości przez Polaków i Rosjan – Nowej Wilejce Edyta Tamošiūnaitė otrzymała 14,32 proc. Ponieważ ten drugi JOW nie uległ zmianie, możemy porównać z wynikiem sprzed czterech lat. Wówczas startująca z AWPL-ZChR Romualda Posziewieckaja uzyskała 14,69 proc. zatem praktycznie bez strat i bez postępu.

Wydaje się jednak, że to Olszewski ma większe szanse w nowym okręgu, w którym jego przeciwniczką będzie Agnė Bilotaitė – minister spraw zagranicznych w obecnym rządzie, która radykalizmem słów i działań często przykrywała nie najwyższe kompetencje w zarządzaniu resortem i podległymi mu służbami i która ma wysoki elektorat negatywny także wśród etnicznych Litwinów. Jest to jednak także szansa słaba.

Zniechęcony bastion

Wracając do wyników wyborów proporcjonalnych, jako ukazujących bardziej generalne poparcie dla partii reprezentującej interesy mniejszości polskiej jako takiej, a nie dla poszczególnych polityków uwzględnić trzeba przerysowanie granic części okręgów, co znaczy, że zliczane w nich głosy mieszkańców nie są porównywalne. Dotyczy to wyników w właśnie okręgach o najwyższej proporcji Polaków: solecznicko-wileńskim, niemenczyńskim, rzeszańskim. Trzeba w ich przypadku sięgać po wyniki z podstawowych obwodów głosowania, uwzględniając przy tym, iż w tych położonych blisko Wilna stosunki narodowościowe mogły zmienić się nawet w ciągu czterech lat. Dlatego warto odwołać się do obwodów położonej na głębokiej Wileńszczyźnie, w najwyższej i mało zmiennej w czasie proporcji zamieszkanych przez Polaków.

Dla przykładu w rejonie wileńskim w obwodzie Sużany AWPL-ZChR otrzymała 62,36 proc. głosów, cztery lata wcześniej było to 78,95 proc. W obwodzie Bujwidze  padło na AWPL-ZChR 72,7 proc. głosów, wcześniej 78,88 proc. W Mościszkach 69,45 proc. wobec wcześniejszych 76,24 proc. W Miednikach Królewskich odpowiednio 69,79 proc. i 77,69 proc. Czy zatem odpływ głosów w tych bastionach następuje na rzecz partii litewskich? Być może. Jednak we wszystkich tych podstawowych obwodach głosowania nastąpił wyraźny spadek frekwencji wyraźnie wbrew ogólnokrajowej tendencji. W Sużanach z 57,65 proc. do 49,91 proc., w Bujwidzach z 74,97 proc. do 55,14 proc., w Mościszkach z 55,6 proc. do 42,38 proc., w Miednikach Królewskich z 60,87 proc. do 46,48 proc.

Są to wyraźne spadki frekwencji, podobne do spadków poparcie dla partii, co skłania do wniosku, że tamtejsi Polacy w poważnej części nie przerzucają swoich głosów na stronnictwa ogólnokrajowe, lecz po prostu, z jakichś powodów zniechęceni do AWPL-ZChR nie głosują.

Warto zauważyć w tym kontekście, że działacze eksponujący swoją polskość nie odnieśli wielkich sukcesów startując z ogólnolitewskich partii. Najbardziej znana polska polityk spoza AWPL-ZChR, minister sprawiedliwości Ewelina Dobrowolska poniosła polityczną klęskę. W solecznicko-wileńskim JOW otrzymała tylko 4,73 proc głosów i czwarte miejsce. Jej ultraliberalna Partia Wolność (LP) odnotowała podobny wynik w wyborach proporcjonalnych, co oznacza, że tak eksponowana polityk w kolejnej kadencji znajdzie się poza parlamentem, choć trójka jej kolegów partyjnych powalczy w drugiej turze wyborów większościowych.

Bardzo jaskrawy krytyk AWPL-ZChR z rejonu wileńskiego  – Dariusz Litwinowicz, działacz Związku Szaulisów, otrzymał w niemenczyńskim JOW startując z ramienia Związku Demokratów „W imię Litwy” tylko 3,04 proc. głosów. W wyborach proporcjonalnych partia ta otrzymała w tym samym okręgu 9,24 proc. głosów. Najwyraźniej nawet wyborcy tej centrowej partii nie chcieli głosować na wystawionego przez nią Polaka znanego z podkreślania swojego litewskiego patriotyzmu i „propaństwowej” postawy, krytykujący AWPL-ZChR a braki w tym względzie.

Zauważalne jest, że w przypadku polskich kandydatów na listach ogólnokrajowych, litewskich partii w wyborach proporcjonalnych, na skutek indywidualnego rankingowania przez wyborców, Polacy osiągali wyniki plasujące ich poniżej pierwotnego miejsca.

Jeszcze słabiej w Wilnie

Warto sprawdzić jak wyglądało poparcie w wyborach proporcjonalnych w Wilnie, w którym zamieszkuje przecież niemal połowa wszystkich litewskich Polaków i gdzie stanowią oni 15 proc. ogółu mieszkańców. Kolejno dane z JOW, które nie uległy znaczącym zmianom z wyborów ubiegłotygodniowych i sprzed czterech lat:

Stare Miasto: 2,81 proc. (3,27 proc.)

Antokol 3,52 proc. (4,10 proc.)

Żyrmuny 5,48 proc. (6,44 proc.)

Fabianiszki 7,77 proc. (8,29 proc.)

Szeszkinie-Śnipiszki 6,77 proc. (7,82)

Justyniszki-Wierszuliszki 9,5 proc. (10,82 proc.)

Zameczek-Karolinki 6,66 proc. (7,28 proc.)

Leszczyniaki 7,73 (8,85 proc.)

Nowa Wilejska 13,13 proc. (16,35 proc.)

Werki 3,18 proc. (3,67 proc.)

Poszyłajcie 5,89 proc. (6,54 proc.)

Mimo, że już zeszłe wybory okazały się dla partii w mieście wyraźnie przegrane, to ubiegłotygodniowe przyniosły dalsze straty. Co istotne partyjni kandydaci w wileńskich JOW często radzili sobie lepiej niż lista partyjna, co wskazuje na niską atrakcyjność samego szyldu partyjnego na tym terenie.

Kolejnym zagadnienia wartym rozpatrzenia są próby przyciągnięcia rosyjskiego elektoratu, którego naddatek zapewniał AWPL-ZChR przekraczanie progu wyborczego w ubiegłej dekadzie. Najczytelniej można to ocenić po wynikach wyborów proporcjonalnych w trzech okręgach Kłajpedy – miasta, gdzie Polaków prawie nie ma, a Rosjanie stanowią około 20 proc. mieszkańców. W okręgu Pajūrio partia polskiej mniejszości osiągnęła 5,27 proc., w okręgu Baltijos – 5,62 proc., a Marių – 7,83 proc. Kandydaci w tych JOW wypadli nieco lepiej: Waldemar Tomaszewski – 8,53 proc., Tamara Šuklina – 6,59 proc., Michaił Andrijanow – 14,65 proc. Łącząc to ze słabymi wynikami w Wilnie, najważniejszym ośrodkiem ludności rosyjskiej, można stwierdzić, że jej mobilizacja, o którą w czasie kampanii wyborczej intensywnie zabiegali działacze AWPL-ZChR, także poprzez dobór rosyjskich kandydatów, przyniosła umiarkowane efekty.

W innych okręgach peryferyjnej Wileńszczyzny, to jest składających się ze sklejonych skrawków przedwojennego województwa wileńskiego i terytorium przedwojennej Litwy AWPL-ZChR również odnotowała straty: Troki-Jewie 10,76 proc. z 13,03 proc; rejon święciański i malacki 3,87 proc. z 11,17 proc.

Bez alternatywy

Podsumowując wyniki partii trzeba zauważyć, że od piku jej poparcia w wyborach do Seimasu w 2012 r., kiedy to uzyskała 79,8 tys. głosów, w każdych kolejnych uzyskiwała coraz słabszy wynik. Mimo pewnych nadziei jakie wywołały ubiegłoroczne wybory samorządowe, w których partia odrobiła nieco straty, na płaszczyźnie walki o parlament słabnie, a jej poparcie spada właściwie wszędzie. Nie tylko w Wilnie, gdzie partia nie jest w stanie zmobilizować dla siebie większości Polaków już od lat, ale nawet w jej twierdzy, na podwileńskiej prowincji. AWPL-ZChR po raz kolejny była tam zwycięzcą, ale i na niej widać problemy.

Paradoksalnie jednak wyborcza porażka nie musi oznaczać politycznej klęski. Układ partyjny rysujący się w Seimasie, problemy jakie socjaldemokraci mogą mieć z ułożeniem koalicji może uczynić dwoje posłów AWPL-ZChR atrakcyjnymi partnerami. Szansa na jakąkolwiek polityczną sprawczość miała by kluczowe znaczenie dla stronnictwa oskarżanego przez polskich krytyków przede wszystkim zarzucających mu brak przekładania słów na czyny.

APL-ZChR od lat znajduje się w oblężeniu litewskich elit politycznych i mediów uprawiających zwykle druzgocącą krytykę jej, a szczególnie jej szefa Waldemara Tomaszewskiego. Do tego dodać należy, że niemal ta sama melodia płynie z mediów głównego nurtu w Polsce, które kompletnie nie rozumieją litewskich realiów socjo-politycznych. Dobrze rozumiała je natomiast ambasador Rzeczypospolitej Polskiej w Wilnie w latach 2017-2023 – Urszula Doroszewska, z dużym zacięciem zajmowująca się na placówce polityką podważania pozycji partii w lokalnej społeczności polskiej. Państwo polskie hojnie obdarowuje grantami akurat te miejscowe polskie media na Wileńszczyźnie serwujące ostro krytyczne wobec AWPL-ZChR narracje z pozycji liberalnych. Krytyczne pozostaje TVP Wilno. Często głównym punktem natarcia z ich strony było to, co było jedną z najistotniejszych przyczyn sukcesów wyborczych partii w ubiegłej dekadzie – zabieganie o poparcie mniejszości rosyjskiej.

Rozpatrując sprawę z perspektywy reprezentacji politycznej odrębnej agendy interesów społeczności mniejszości narodowej nie objawiła się żadna alternatywa dla AWPL-ZChR. Politycy z taką agendą, a nawet tylko z wyraźną polską tożsamością narodową nie przebili się za pośrednictwem innych partii, nawet jeśli tym inne stronnictwa dały na to szanse. Najwyraźniej litewski elektorat nie cenił takiego gestu. Tezy krytyków AWPL-ZChR twierdzących, że odrębna narodowościowa partia nie jest potrzebna, bo interesy polskiej mniejszości mogą reprezentować takie czy inne partie ogólnokrajowe zabiegające o polski elektorat nie znalazła w zeszłym tygodniu wyborczego potwierdzenia.

Karol Kaźmieczak

Poniżej: wyniki proporcjonalnych wyborów parlamentarnych na Litwie według okręgów. W kolorze różowym okręgi, w których zwyciężyła Akcja Wyborcza na Litwie-Związek Chrześcijańskich Rodzin

 

5 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. anka
    anka :

    Polacy z AWPL już zdobyli dwa mandaty, gratuluję. Trzeba to docenić bo nie jest łatwo rywalizować na tak nierównych zasadach (zmieniane na niekorzyść granice obwodów, wysoki 5% próg wyborczy dla mniejszości narodowych, ataki medialne itp.). O trzy kolejne mandaty powalczą w drugiej turze, życzę powodzenia.

  2. Alicja Szklarska
    Alicja Szklarska :

    4% w skali kraju to ogromny sukces, gdy osiem partii otrzymało mniej niż AWPL. Ale z ręką na sercu trzeba powiedzieć, że oprócz landsbergistów, którzy wprowadzili nam próg wyborczy i chcieli nas wyeliminować i zniszczyć, tak naprawdę krecią robotę robili nasi sprzedawczycy, którzy generalnie się skompromitowali uzyskując kiepskie wyniki, ale jakieś tam głosy odebrali. Wstyd i hańba dla Komarowskiego, Pietkiewicz i Cytackiej, którzy zdradzili Polską sprawę i polską społeczność.

  3. mariusz67
    mariusz67 :

    Wynik 4 procent dla polskiej listy w skali kraju to niewątpliwy sukces, podczas gdy osiem partii ogólno-litewskich uzyskało gorsze wyniki. Już AWPL ma dwóch posłów, są szanse mieć pięciu. Gdzie na świecie Polacy osiągają takie sukcesy? – to pytanie retoryczne. Tylko Wilniucy potrafią walczyć (niemal dosłownie walczyć…) o polityczną podmiotowość, mają reprezentantów od szczebla samorządu, poprzez krajowy Seimas, aż nawet po Parlament w Brukseli. Dzięki temu wciąż jeszcze na Wileńszczyźnie polskość się trzyma, a mam przekonanie że po chwilowych wahaniach nastąpi jeszcze wzmocnienie, czego nam wszystkim życzę.