Norweski Barnevernet nie znosi krytyki

Norweskie władze i tamtejsi politycy od wielu lat boją się skrytykować Barnevernet, czyli służbę zajmującą się przynajmniej w teorii ochroną praw dzieci. Nie zmienił tego nawet przypadek udzielenia azylu norweskiej matce przez kraj Unii Europejskiej. Stąd na polityczny parasol ochronny mogą liczyć urzędnicy rzeczywiście działający na szkodę najmłodszych – pisze norweski dziennik Dagen.

Swoimi spostrzeżeniami z czytelnikami chrześcijańskiego dziennika podzieliła się Gro Hillestad Thune, prawnik zajmująca się ochroną praw dzieci i wieloletnia członkini Europejskiej Komisji Praw Człowieka, będąca jednocześnie członkinią socjaldemokratycznej Partii Pracy. Jej zdaniem wzbudzający spore kontrowersje norweski urząd Barnevernet jest „niewygodnym tematem”, a jego poruszanie jest zwłaszcza nie na rękę norweskim politykom obawiającym się zakwestionowania obecnego kształtu tej instytucji.

Thune zwraca uwagę na fakt, że obecnie największy problem ze służbą zajmującą się rzekomo prawami dzieci ma konserwatywna premier Erna Solberg. W ostatnim czasie (artykuł ukazał się jeszcze przed norweskim wnioskiem o odwołanie polskiego konsula Sławomira Kowalskiego) media żyły bowiem sprawą Silje Garmo, która przez wiele miesięcy walczyła o otrzymanie azylu w Polsce, na co pod koniec ubiegłego roku zgodziło się Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP. Prawnik podkreśla, że temat jest niewygodny, ponieważ ucieczka norweskiej matki od urzędników Barnevernet do jednego z państw Unii Europejskiej nie jest z pewnością normalną sytuacją.

To zresztą niejedyna niepokojąca tendencja związana z działalnością wspomnianej służby. Coraz częściej zajmują się nią również instytucje międzynarodowe, takie jak choćby Rada Europy i Unia Europejska. W maju ubiegłego roku raport na temat Barnevernet przyjęła nawet Komisja Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, szeroko opisując przypadki naruszenia międzynarodowych gwarancji dotyczących ochrony życia rodzinnego. Zdaniem tej instytucji norweski urząd nagminnie dopuszcza się nadużyć i łamania praw niewinnych rodziców i dzieci.

Publicystka „Dagen” zauważa, że podobne krytyczne uwagi wobec Barnevernet pojawiają się w samej Norwegii od wielu lat, natomiast trzy lata temu grupa 250 ekspertów podpisała się nawet pod „Narodowym raportem o norweskim systemie opieki nad dziećmi”. Jak dotąd tego tematu nie chciały jednak poruszyć ani rząd Solberg, ani sam norweski parlament. Krytyka kontrowersyjnej instytucji za każdym razem jest bowiem zbywana milczeniem albo stawiana na równi z nieobiektywnymi opiniami, nieprzygotowanymi w sposób profesjonalny i z tego powodu łatwymi do obalenia przez sam urząd i jego obrońców.

Związana z lewicą prawnik uważa, że osoby rzeczywiście broniące praw dzieci i mogące zrobić cokolwiek w tej kwestii uznawane są za niewygodne. Konstruktywna krytyka ze strony ekspertów jest więc przemilczana przez norweskich polityków, co sama Thune zna z autopsji. Nikt nie ma bowiem uwagi z nią dyskutować, bo zdaniem działaczki Partii Pracy ma ona po prostu rację, kiedy mówi o nadużywaniu władzy przez Barnevernet i faktycznym łamaniu praw dzieci przez tę instytucję. Z tego powodu urząd nadal może podejmować nieusprawiedliwione działania, wykorzystywać swoją pozycję oraz nie prowadzić dokumentacji na temat niewygodnych dla niego spraw.

Prowadzi to oczywiście do całkowitej bezkarności urzędników, dlatego osoby odpowiedzialne za łamanie prawa nie ponoszą żadnej odpowiedzialności, mogąc liczyć na obronę ze strony polityków. Między innymi z tego powodu urząd w wielu przypadkach podejmuje się zupełnie zbędnych działań, natomiast pomoc z jego strony nie trafia do wielu dzieci rzeczywiście potrzebujących wsparcia ze strony opieki społecznej.

Zobacz także: Norwescy eksperci popierają działania i postawę polskiego konsula w Norwegii

Według autorki dziennika „Dagen” prawdziwym skandalem jest brak możliwości podjęcia rzeczowego dialogu z władzami, który miałby na celu zwrócenie uwagi na słabości norweskiego systemu opieki nad najmłodszymi. Wadliwie działające Barnevernet nie jest więc obiektem dyskusji, ale prezentowane jest przez polityków niczym prawdziwa „duma Norwegii”. Thune krytykuje przy tym słowa szefowej rządu, która wypowiadając się na ten temat stwierdziła, że krytyka tej instytucji związana jest z „przepaścią” pomiędzy postrzeganiem kwestii praw dzieci przez Norwegię i inne kraje.

Norweska prawnik wezwała premier Solberg na łamach „Dagen” do unikania przedziwnych prób usprawiedliwiania obecnego systemu opieki nad dziećmi, a zwłaszcza przed obroną kontrowersyjnych praktyk stosowanych przez Barnevernet. Według Thune szefowa rządu powinna zainicjować otwartą dyskusję na temat urzędu, która poruszyłaby temat zarówno praktyki działania jego lokalnych oddziałów, jak i samej filozofii funkcjonowania tej instytucji. Wielu dziennikarzy pracujących dla dużych mediów o światowym zasięgu nie rozumie bowiem, dlaczego norwescy politycy są w stanie posunąć się tak daleko w obronie wadliwie działającego systemu.

Marcin Ursyński

3 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. lp
    lp :

    Jeżeli Barnevernet dalej będzie wyrządzał tyle krzywdy rodzinom to pojawi się jakiś Breivik bis i zrobi z nimi porządek. Ludzka wytrzymałość ma przecież granice.

  2. Kojoto
    Kojoto :

    Spacyfikowanie tych dzieciożerców było by dobrym sygnałem dla pozostałych podobnych instytucji w Europie. Jak na razie ich beakarność i też jest sygnałem dla poszerzania kompetencji instytucji “zajmujących się” dziećmi.