Nie tylko o Wołyniu

“Przed wojną w Swojczowie mieszkali i Polacy i Ukraińcy i Żydzi a nawet Niemcy. I dobrze było. Polacy z Ukraińcami dzielili się czym kto miał. Później szatan wstąpił w ludzi…”

W roku 2008 ukazała się publikacja Leszka Wójtowicza „Później szatan wstąpił w ludzi. Zapiski nie tylko z Wołynia”. Książkę wydało znane z wielu pożytecznych pozycji lubelskie wydawnictwo Norbertinum, jako 557 swój tytuł.

Autor jest absolwentem polonistyki KUL i dziennikarzem „Dziennika Wschodniego”. Praca stanowi zbiór felietonów, które powstały jako owoc jego podróży na wschód, na Wołyń i Ziemię Lwowską, często z dawnymi mieszkańcami tamtych terenów. Towarzysząc im w wyprawach do „kraju lat dziecinnych” dziś niestety znaczonego upamiętnionymi lub nie mogiłami zamordowanych przez ukraińskich nacjonalistów przodków i krewnych, miał okazję do poznania tych miejsc, rozmów z ludźmi i doświadczenia pewnej kresowej specyfiki. Mieszka ona do dziś w sercach kilkuset żyjących na Zamojszczyźnie Wołyniaków i zapewne tysięcy jeśli nie setek tysięcy Kresowian w całej Polsce. Były to podróże do dwóch światów. Tego wyrysowanego w mapie serca, przedwojennego, pełnego gwaru, życia, czasem zasobnych a czasem ubogich wiosek, pól, sadów, łąk, ukraińskich i żydowskich sąsiadów. I tego współczesnego, który zaczyna się długą i nerwową kolejką na granicy zwykle w Zosinie lub Hrebennem, a potem już wielkie otwarte przestrzenie i czasem śladu nawet nie ma po tym pierwszym świecie. Tylko kołchoźne pola, błotniste lub pyliste drogi czasem jakiś krzyż i bolesne uczucie, że „tu stał dom moich rodziców, a tam sąsiadów”. Były to też podróże „po ludziach” i ich wnętrzach. Przez karty książki przewijają się Polacy, ci, którzy ocaleli i jak pan Filipowicz z Zamościa mają „swoją ostatnią misję” – świadczyć, utrwalić, zachować i przekazać pamięć. Inni czynią to samo żyjąc w o wiele gorszych warunkach po tamtej stronie Bugu – jak bez mała 80-cio letnia Franciszka Prus z Włodzimierza Wołyńskiego. „Spotykamy” Ukraińców. Czerstwą staruszkę Jewdokię Trochimową ze Swojczowa, która wspomina dawne czasy słowami: „Przed wojną w Swojczowie mieszkali i Polacy i Ukraińcy i Żydzi a nawet Niemcy. I dobrze było. Polacy z Ukraińcami dzielili się czym kto miał. Później szatan wstąpił w ludzi…”. Młodego Ukraińca, który nie wiedzieć czemu z nienawiścią patrzy na starego Polaka robiącego zakupy w supermarkecie i owego starca, który „nie pozostawał mu dłużny, bo dla niego dziadkowie i rodzice tego młodego Ukraińca, on sam i jego dzieci zawsze przypominać mu będą mordy na Wołyniu.” Na kartach książki uwieczniony został również Ołeh Szymonowicz, lekarz z Liszni Starej, który położył wielkie zasługi dla upamiętnienie zamordowanych w Porycku Polaków, bo matka wraz z piękną ukraińską wyszywanką przekazała mu życiową naukę: „Budte lud’my, robyt’ dobro”.

Książka zawiera też relacje żyjących jeszcze na Zamojszczyźnie żywych świadków tego tragicznego ludobójstwa, którym jako dzieciom udało się ujść spod siekier, kos a rzadziej kul oprawców. Wśród relacji są również wspomnienia ojca Autora, Mieczysława Wójtowicza, żołnierza tyszowieckiej placówki AK. Niemal we wszystkich wspomnieniach prócz tragedii i niewysłowionego bólu pojawia się jednak iskierka nadziei, zwykle pod postacią dobrego Ukraińca, który pomógł, ostrzegł, schował, zawiózł do miasta, uratował. Jakby namiastka tych czasów kiedy „było dobrze”. I wydaje się, że taka właśnie nadzieja bije z całej książki i jest jej przesłaniem. Mimo bólu, rozgoryczenia nieraz postawami własnych władz, jest nadzieja, jest wiara, że dobre ziarno zasiane przez Jana Pawła II na Ukrainie wzejdzie, wyrośnie ponad szowinistyczne chwasty. Są ludzie, którzy próbują działać by tak się stało. Wspólne koncerty na „granicy przyjaźni”, młode pokolenie, nie obciążone bezpośrednio smutną spuścizną czy wreszcie tacy ludzie jak Ołeh – dają nadzieję.

I dobrze się dzieje, że takie książki powstają. Dobrze, że biorą się za nie ludzie młodzi, bo to napawa optymizmem na przyszłość. Daje pewność, że pamięć tamtych tragicznych czasów nie zaginie. A że koniecznie trzeba siać te ziarna pamięci pokazuje choćby statystyka – wg prowadzonych ostatnio badań ok. 80% Polaków nie wie nic albo bardzo mało o ludobójstwie na Kresach. Dobrze jest też, że książki takie pisane są przystępnym językiem, bez uprzedzeń i wzbudzania nienawiści, ale też tak by nie zatracić historycznej prawdy i nie popaść w jakże powszechną dziś polityczną poprawność.

Krzysztof Wojciechowski

Leszek Wojtowicz, Później szatan wstąpił w ludzi. Zapiski nie tylko z Wołynia,Norbertinum, Lublin 2008.

Artykuł ukazał się pierwotnie w diecezjalnym zamojsko-lubaczowskim dodatku do tygodnika katolickiego „Niedziela”: Wojciechowski K., 2009, Nie tylko o Wołyniu, „Niedziela zamojsko-lubaczowska”, nr 9(545), s. VIII.

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply