Czy powinniśmy się obawiać rosyjskich rakiet rozmieszczonych w pobliżu polskich granic? – Moskwa precyzuje, że użycie przez nią broni nuklearnej mogłoby nastąpić w razie potrzeby “deeskalacji” konfliktu między Rosją a krajami NATO – mówi Tomasz Szatkowski, ekspertem ds. obronności, prezesem Narodowego Centrum Studiów Strategicznych (NCSS), w rozmowie z Olgą Alehno z portalu Niezalezna.plJakie parametry mają rosyjskie systemy rakietowe Iskander-M?
Oficjalnie są one uznawane za taktyczne rakiety balistyczne o zasięgu do 500 km. Istnieje jednak uzasadnione podejrzenie, że w rzeczywistości ich wersja przeznaczona dla armii rosyjskiej ma zasięg do 700 km. Byłoby to sprzeczne z traktatem o likwidacji pocisków średniego i pośredniego zasięgu (INF) zawartym między Moskwą a Waszyngtonem, która zakazuje im budowę takich rakiet. Wiemy też, że systemy Iskander-M są przystosowane do przenoszenia głowic zarówno konwencjonalnych, jak i nuklearnych. Przy tym trudno określić, w którą głowicę w danym momencie jest wyposażona rakieta. Ponadto rosyjskie rakiety mają bardzo trudną do wyśledzenia trajektorię lotu, a cały system jest mobilny. Iskandery można łatwo przerzucić samolotami.

Załóżmy, że rosyjskie rakiety są wyposażone w głowice nuklearne. Jak wielką szkodę mogłyby wyrządzić na terytorium Polski?
Rosja oficjalnie nie zrezygnowała z użycia broni nuklearnej i w obecnie obowiązującej doktrynie wojskowej Kreml rozważa użycie jej przeciwko krajom Zachodu lub ich sojusznikom. Moskwa precyzuje, że użycie przez nią broni nuklearnej mogłoby nastąpić w razie potrzeby “deeskalacji” konfliktu między Rosją a krajami NATO. Możemy sobie wyobrazić, że nawet podczas konfrontacji z Zachodem, która odbywałaby się w zupełnie innej lokalizacji – np. Arktyka, Bliski Wschód czy Kaukaz, Kreml mógłby uderzyć w Polskę lub kraje bałtyckie, by zastraszyć przeciwnika. Głowica nuklearna systemu Iskander-M może mieć dużo większą siłę rażenia niż bomba atomowa użyta w Hiroszimie czy Nagasaki. Konsekwencje takiego uderzenia byłyby ogromne. Przede wszystkim psychologiczne – szok, przerażenie. Ponadto, nawet jeśli atak nie miałby charakteru masowego, jego dokonanie mogłoby zmienić sytuację gospodarczą lub polityczną naszego kraju. Na przykład pod naciskiem zmiękczonych w ten sposób sojuszników władze w Warszawie musiałyby podpisać ugodę polityczną, która doprowadziłaby do finlandyzacji Polski.

Jaką mamy dziś możliwość obrony?
Jeżeli chodzi o klasyczną obronę powietrzną, czyli zestrzelenie rosyjskich rakiet nad Polską, to nie jest to obecnie możliwe. Co więcej, istnieją też poważne wątpliwości, czy systemy przeciwrakietowe, które są planowane w ramach budowy tzw. polskiej tarczy, będą w stanie skutecznie zestrzeliwać iskandery. Istnieje również możliwość niszczenia rosyjskich systemów jeszcze przed startem z terenu obwodu kaliningradzkiego. Tu nasze możliwości są jednak równie ograniczone. Np. obecne uzbrojenie naszych samolotów nie pozwala operować im poza zasięgiem chroniącej iskandery rosyjskiej obrony powietrznej. Mamy jedynie Nadbrzeżny Dywizjon Rakietowy, którego głównym uzbrojeniem są przeciwokrętowe pociski manewrujące NSM. Mogłyby one atakować wcześniej zdefiniowane i rozpoznane rosyjskie wyrzutnie. Polska nie ma jednak skutecznych środków rozpoznawczych. Więc i w tym wypadku musielibyśmy polegać na sojusznikach.

Czyli nie powinniśmy pokładać zbyt wielkich nadziei w tarczę antyrakietową?
Amerykańska baza pocisków SM 3 w Polsce, o ile powstanie, będzie miała jeden istotny walor – będzie to stała obecność amerykańskich wojsk w Polsce. To nakaże potencjalnemu agresorowi zastanowić się dwukrotnie, choć nie daje gwarancji, jak w było widać w przypadku Gruzji. Jej system wykrywania będzie jednak skonfigurowany na zagrożenie płynące z kierunku Iranu. Być może, później, po instalacji amerykańskiej tarczy na terenie Polski, można by ją synchronizować z polskimi systemami – rozpoznania, dowodzenia, łączności, które powstać mają w ramach budowy polskiego narodowego systemu. Tyle, że możemy liczyć iż otrzymamy od Amerykanów bardzo ograniczoną liczbę pocisków SM – 3. Ta liczba na pewno nie będzie wystarczająca, by unieszkodliwić wszystkie Iskandery.

Niezalezna.pl
2 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. amstaf358
    amstaf358 :

    Przy obecnym stanie naszej obrony przeciwlotniczej na pewno nie,czy my mamy jakiś własną broń przeciwrakietową? Nie tu parę rakiet kupionych od jednych ,tam parę kupionych od drugich i czekamy może nam Amerykanie podarują jeszcze kilka….wstyd i obciach…sami nic nie potrafimy wyprodukować nic prócz granatnika rewolwerowego który w liczbie 50 sz trafi do naszej armi….

    • tutejszym
      tutejszym :

      Mam wrażenie że przed 1989 r. mieliśmy biura konstrukcyjno – projektowe pocisków sterowanych porównywalne z odpowiednimi biurami Izraela. Przełom zaowocował zanikiem tych wspaniałych zespołów ludzkich, sprzedano ( rozkradziono? ) wyposażenie, całe gniazda najbardziej wartościowych maszyn. Doszło do tego że nie było możliwości dokonanie remontów dla naszej armii. Zespół konstruktorów, technologów powstaje przez długie lata, likwidacja powoduje nieodwracalne skutki. Handel bronią jest lukratywny, do NATO weszliśmy skazani na zakupy, nie na eksport. A Zakłady – wg oceny pracowników – skończyły się wg zasady: Dyrekcja nachapana, Załoga wydymana. Zakłady wydzierżawiono firmom handlowych, załoga w znacznej części poszła na zasiłki. Może uda nam się podnieść z kolan, ale potrzeba na to nowego pokolenia, czasu i nakładów. Jest to moje osobiste zdanie, potrafił bym go chyba skutecznie obronić.