NED – quasi-rządowa organizacja kierująca się jedną zasadą: USA mają nieograniczone prawo do czynienia innym tego, czego innym nie wolno czynić USA – pisze Daniel Lazare na łamach The American Conservative.

Wtrącają się w naszą politykę! To okrzyk bojowy oburzonych Clintonistów i neokonserwatystów, którzy zdają się uważać, że ingerencja wyborcza jest czymś, co Rosjanie nam robią a czego my nigdy, przenigdy im nie zrobimy.

Wszelako mieszanie się w wewnętrzne sprawy innych krajów było ulubioną rozrywką Waszyngtonu, odkąd William McKinley ślubował “schrystianizować” Filipiny w 1899 roku, pomimo faktu, że większość Filipińczyków była już katolikami. Dzisiaj alfabetyczna mieszanina różnego rodzaju amerykańskich agend angażuje się w polityczną ingerencję praktycznie przez całą dobę, wszyscy od USAID do VOA, od RFE/RL do DHS [odpowiednio: Amerykańska Agencja ds. Rozwoju Międzynarodowego, Głos Ameryki, Radio Wolna Europa / Radio Wolność, Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego]. Ten ostatni utrzymuje około 2000 amerykańskich pracowników w 70 krajach, aby upewnić się, że nikt nawet nie myśli o robieniu tutaj komukolwiek czegoś złego.

Jest też Narodowa Fundacja na rzecz Demokracji, finansowany przez rząd program o wartości 180 milionów dolarów, który jest synonimem amerykańskiej inwazji. NED jest przykładem tego, co możnaby nazwać “drzazgizmem”, tendencją do zajmowania się drzazgą w oku sąsiada, przy jednoczesnym braku zainteresowania belką we własnym (patrz rozdział 7 Ewangelii św Mateusza). Powstrzymywana przez prawo przed ingerowaniem w politykę wewnętrzną, fundacja przeznacza niespożytą energię na demokratyczne niedociągnięcia innych krajów, zwłaszcza gdy zagrażają one interesom amerykańskim. W 1984, rok po swoim powstaniu, fundacja przekazała tajne fundusze wspieranemu przez wojsko kandydatowi na prezydenta w Panamie, przekazała 575,000 $ prawicowej francuskiej grupie studentów i dostarczyła prawie pół miliona dolarów prawicowym przeciwnikom kostarykańskiego prezydenta Oscara Ariasa — ponieważ Arias odmówił podporządkowania się naszej antykomunistycznej polityce w Ameryce Środkowej.

Rok później dała 400 000 $ anty-sandinistowskiej opozycji w Nikaragui, a następnie kolejne 2 miliony dolarów w 1988 roku. W połowie lat 90. wykorzystała swoją siłę finansową, by nakłonić prawicową partię do opracowania “Umowy ze Słowacją” wzorowanej na “Umowie z Ameryką” Newta Gingricha; przekonała wolnorynkowców do zrobienia tego samego w Mongolii; przekazała prawie 1 milion dolarów wenezuelskim prawicowcom, którzy w 2002 r. rozpoczęli krótkotrwały zamach przeciwko populistycznemu przywódcy Hugo Chavezowi; a następnie sfinansowała antyrosyjskiego kandydata na prezydenta, Wiktora Juszczenkę, na Ukrainie w 2005 r. oraz późniejszy antyrosyjski pucz w 2014 r.

Co to wszystko miało wspólnego z demokracją, pozostaje niejasne, mimo to rola NED w rozszerzaniu imperialnych interesów USA nie podlega żadnej dyskusji. Zamiast „zły czy dobry, ale to mój kraj” [my country right or wrong], jego operacyjnym założeniem jest “mój kraj jest dobry, kropka”. Jeśli Waszyngton powie, że Lider X przekroczył granicę, fundacja zwróci na niego swoją uwagę i sfinansuje jego przeciwników. Jeśli mówi, że jest chętny do współpracy i grzeczny, co oznacza, że ​​wspiera wolny rynek, deregulację finansową, i nie kombinuje niczego z żadnym z amerykańskich rywali wojskowych, NED zrobi coś odwrotnego. Nie ma znaczenia czy, tak jak Putin, rzekomy dyktator zamiótł ostatnie wybory z wynikiem 63,6 % głosów [artykuł pochodzi z 8 marca] i został uznany za “jednoznacznego” zwycięzcę przez Unię Europejską i amerykański Departament Stanu. Jeśli “rozszerza wpływy [Rosji] na Bliskim Wschodzie”, jak to ujmuje prezes NED Carl Gershman, to jest “autokratą” i musi odejść.

Własne niedociągnięcia Ameryki w międzyczasie pozostają niezauważone. Tymczasem NED jest kłębkiem sprzeczności: organizacja, która twierdzi, że jest prywatna, mimo że jest prawie całkowicie finansowana ze środków publicznych, organizacja, która mówi, że demokracja “musi być rdzenna”, mimo że popiera narzuconą przez USA zmianę reżimu, organizacja, która twierdzi, że jest „niezależna” [w oryg. bipartisan], ale której zarząd jest wypełniony ideologicznie jednorodnymi jastrzębiami, takimi jak Elliott Abrams, Anne Applebaum i Victoria Nuland, z których ta ostatnia służyła jako asystentka sekretarza stanu podczas puczu na Ukrainie. Historycznie rzecz biorąc, NED czuje się jak we wczesnych lat 80., kiedy to Waszyngton starał się przezwyciężyć “syndrom wietnamski”, przyspieszając Zimną Wojnę. Proces rekonwalescencji rozpoczął się wraz z oświadczeniem Ronalda Reagana podczas inauguracji jego pierwszej kadencji: “Kryzys, przed którym dzisiaj stoimy [wymaga] naszego najlepszego wysiłku i naszej gotowości do wiary w siebie i do wiary w naszą zdolność czynienia wielkich czynów, do uwierzenia, że ​​razem z Bożą pomocą możemy i rozwiążemy problemy, które teraz stoją przed nami. W końcu dlaczego nie mielibyśmy w to wierzyć? Jesteśmy Amerykanami”.

Stany Zjednoczone były  wówczas najwyraźniej nie tylko narodem, ale także religią. Dodatkowym wsparciem dla świeżo powołanego NED był w 1983 r. William Casey, dyrektor CIA od 1981 do 1987 r., który po skandalach wywiadowczych z lat 70. zajął stanowisko, że pewne tajne operacje byłoby lepiej przeprowadzać za pośrednictwem tego, co Brytyjczycy nazywają „quango” [quasi-non-government organization], organizacją prawie-pozarządową. “Oczywiście nie powinniśmy tutaj wychodzić przed szereg tego typu organizacji” – ostrzegał – “nie życzylibyśmy sobie również, by postrzegano nas jako sponsora lub adwokata”. Był to przypadek ukrytego poparcia dla jawnego zwrotu.

Inni, którzy pomogli stworzyć podstawy to:

• Neokonserwatywna ideolog Jeane Kirkpatrick, ambasador Reagana w ONZ, słynna ze swojego argumentu, że “tradycyjne autorytarne rządy” powinny być wspierane przeciwko “rewolucyjnym autokracjom”, ponieważ są “mniej represyjne” i która doradza ONZ.

• Carl Gershman został prezesem NED i pełni tę funkcję do dziś

• Demokratyczni krzewiciele „praw człowieka”, którzy wierzą, że zadaniem Ameryki jest egzekwowanie standardów demokratycznych na całym świecie, bez względu na to, jak dziwaczne i wyrachowane mogłyby się wydawać

• Staroświeccy pluraliści, którzy utrzymywali, że zdolność do osiągania sukcesów zawiera się w różnych grupach, pracujących samodzielnie w kierunku wspólnego celu, w tym przypadku szerzenia demokracji za granicą.

Rezultatem był ideologicznie śmiercionośny pakiet, który zakładał, że to, co zrobili Amerykanie, było demokratyczne (ponieważ Bóg jest po naszej stronie), że staromodne machlojki CIA są passé i że nadszedł czas, aby przejść na bardziej otwarte środki. “Nie powinniśmy wykonywać tego rodzaju pracy w ukryciu” – wyjaśniał później Gershman. “Widzieliśmy to w latach 60. i dlatego to przerwaliśmy. Nie mieliśmy wówczas możliwości robienia takich rzeczy, i dlatego stworzono fundację”.

W celu spełnienia wymogów pluralizmu, NED przyjęła czterostronną strukturę, z oddzielnymi skrzydłami dla Amerykańskiej Izby Gospodarczej, AFL-CIO [American Federation of Labor and Congress of Industrial Organizations – największa amerykańska centrala związkowa], GOP [Grand Old Party, czyli Republikanie] i Demokratów, z których każdy pracował osobno, ale w jakiś sposób razem.

Pluralizm pomógł tępić debatę i wzmocnić poparcie na Kapitolu. Liberalni demokraci początkowo byli sceptyczni ze względu na neokonserwatywne odchylenie NED. Kongresmen z Michigan John Conyers Jr. próbował doprowadzić do likwidacji NED w 1985 roku, a magazyn The Nation narzekał kilka lat później, że organizacja służyła jedynie jako “beczka wieprzowiny dla małego kręgu republikańskich i demokratycznych działaczy partyjnych, konserwatywnych związkowców i wolnorynkowców, którzy wykorzystują ufundowane pieniądze, aby prowadzić własny mini-departament stanu”.

Kiedy jednak Izba przegłosowała nieoczekiwanie, w 1993 r., koniec finansowania organizacji, beneficjenci zerwali się do jej obrony. Najwięksi spece, tacy jak George Will, David Broder i Abe Rosenthal, “przeszli na wyższy poziom”, jak twierdzi The Nation, podobnie jak największe cyngle ze stopki redakcyjnej Washington Post. Wiceprezydent Walter Mondale, członek zarządu NED, pracował razem na telefonie z Lane’em Kirklandem, następcą George’a Meany’ego na stanowisku szefa AFL-CIO. Ronald Reagan napisał list, zrobili to również senatorzy Richard Lugar, Orrin Hatch i John McCain, podobnie jak prominentni liberałowie, tacy jak Paul Wellstone, John Kerry, Tom Harkin, Ted Kennedy i Carol Moseley-Braun. W normalnych warunkach ludzie ci nie mogliby znieść tego, że się w czymś zgadzają, byli jednak jednomyślni, gdy rzecz szła o boskie prawa Ameryki do interweniowania w sprawy innych narodów.

Siły anty-NED nie miały szans. Dwadzieścia pięć lat później, fundacja jest ponownie atakowana, chociaż tym razem od prawej. Zaczął Gershman, kiedy w październiku 2016 r. zakłócił swój napięty prodemokratryczny grafik, aby opublikować artykuł w Washington Post, oskarżając Rosję o używanie “hakerów e-maili, trolli informacyjnych i otwartego finansowania partii politycznych w celu siania niezgody” a nawet o “interwencję w czasie wyborów prezydenckich w USA”. Ponieważ nie było żadnych wątpliwości na czyją korzyść Rosja interweniuje, nie było również wątpliwości co do intencji autora artykułu: był to nieznacznie tylko zawoalowany zamach na pewnego pomarańczowo-włosego kandydata.

Trump zemścił się w zeszłym miesiącu, proponując obniżenie budżetu NED o 60 procent. Odpowiedź była taka sama jak w 1993 roku, tylko że większa. Senator Uber-jastrząb Lindsey Graham ogłosił, że ​​cięcie jest “poronione”, dodając: “Ten budżet niszczy soft power, naraża naszych dyplomatów, a to prowadzi do nikąd”. Gershman powiedział, że oznaczałoby to “wysłanie sygnału daleko i szeroko w świat, że Stany Zjednoczone odwracają się od wspierania odważnych ludzi, którzy podzielają nasze wartości”, podczas gdy felietonista Washington Post, Josh Rogin jęknął, że administracja jest winna „ataku na promocję demokracji”. Nita Lowey, nieustępliwa Demokratyczna Kongresmenka, oskarżyła administrację o „likwidację agencji, która realizuje kluczowe cele”.

Praca naszego rządu na rzecz promowania wartości demokratycznych za granicą leży u podstaw tego, kim jesteśmy jako kraj” – dodał senator John McCain. Ameryka jest demokracją, demokracja jest Ameryką, a jako pierwsze w historii globalne imperium, USA mają nieograniczone prawo do czynienia z innymi tego, czego innym nie wolno czynić Ameryce. Tylko „syberyjski kandydat”, “zdrajca” lub „rosyjski pachołek” mógłby się nie zgodzić.

Daniel Lazare jest autorem książki The Frozen Republic: Jak konstytucja paraliżuje demokrację (Harcourt Brace, 1996) i innych książek o amerykańskiej polityce. Jest autorem wielu publikacji od The Nation do Le Monde Diplomatique, a jego artykuły o Bliskim Wschodzie, terroryzmie, Europie Wschodniej i innych tematach pojawiają się regularnie na takich stronach internetowych jak np. Jacobin i Consortium News.

Tłumaczenie: Anna Krajewska 

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply