Kuwejt pozbywa się imigrantów

Zminimalizowanie strat spowodowanych koronawirusem, poprawa sytuacji na rynku pracy i walka z czarnym rynkiem pracy. Takie cele przyświecają Kuwejtowi, zamierzającemu w tym roku znacznie zredukować liczbę przebywających na jego terytorium imigrantów.

Zatoka Perska to (nie)wdzięczne miejsce do pracy dla mieszkańców biedniejszych państw muzułmańskich. Arabskie monarchie, a nawet cierpiący z powodu kryzysu gospodarczego Iran, bardzo chętnie zatrudniają przybyszy z Pakistanu, Bangladeszu, Afganistanu czy Nepalu. O tych ostatnich było już zresztą głośno z powodu ich wysokiej śmiertelności na budowie stadionów w Katarze, przygotowującym się do organizacji mistrzostw świata w 2022 roku.

Liczby zresztą nie kłamią. Poza Arabią Saudyjską wszystkie państwa Zatoki Perskiej są zdominowane właśnie przez imigrantów. Proporcje już dawno zostały całkowicie zachwiane. Szacuje się, że na przykład we wspomnianym Katarze obcokrajowcy stanowią… prawie 88 proc. całej populacji. Rekordy biją jednak Zjednoczone Emiraty Arabskie. To właśnie tam imigranci mają stanowić największą część ludności spośród wszystkich światowych państw, a więc ponad 89 proc. całej populacji.

Rosnąca niechęć

Pod tym względem nieco lepiej sytuacja wygląda w Kuwejcie. Tamtejszy emirat zamieszkuje „jedynie” 67 proc. imigrantów. Na tę liczbę składa się około 27 proc. Arabów, a także 40 proc. Azjatów reprezentujących przede wszystkim południową część kontynentu. Podobnie jak w innych arabskich monarchiach dominują wśród nich Hindusi.

Nietrudno się domyślić, że przybysze z Azji nie pełnią stanowisk kierowniczych. Są potrzebni głównie do prostych i słabo opłacanych prac. Dominują więc na budowach, magazynach, sklepach czy wśród pomocy domowej, ale coraz chętniej są zatrudniani także w służbie zdrowia. Wielu z nich przebywa w Kuwejcie od wielu lat, stąd w rozmowach z zagranicznymi mediami nie ukrywają oburzenia planami rządu.

Problem w tym, że spora część kuwejckiego społeczeństwa z pewnością nie będzie ich bronić. Niektóre wpływowe osoby ze świata mediów czy kultury nawoływały do ich wyrzucenia, czyniąc to często w niewybrednych słowach. Już w ubiegłym roku Safaa Al-Hashim, jedyna kobieta wybierana dotąd do tamtejszego parlamentu, mówiła nawet, że „imigranci powinni płacić za możliwość oddychania kuwejckim powietrzem”. Reem Al-Shammari, gwiazda kuwejckich mediów społecznościowych, nazwała zaś Egipcjan „sługami”, którzy nie mogą być traktowani na równi z obywatelami jego kraju.

Czarny rynek

Z pewnością sytuacji obcokrajowców nie poprawia fakt, że są często przedmiotem nielegalnego procederu handlu wizami pracowniczymi. Proceder ten kwitł głównie dzięki dziurawym przepisom imigracyjnym. Najczęściej dokumenty były więc fałszowane, zaś cudzoziemcy byli zmuszani do pracy, a przede wszystkim wykorzystywani finansowo. Obecnie za udział w handlu imigrantami toczone są postępowania zarówno wobec setek Kuwejtczyków, jak i obcokrajowców.

Niektórzy, nie bez racji, nazywają ten system współczesnym niewolnictwem. Wykorzystywane jest bowiem pragnienie lepszego życia Azjatów, którzy wyjeżdżając do Zatoki Perskiej mają wyidealizowany obraz tamtejszych państw. Zamiast raju czeka ich jednak ciężka i tak naprawdę źle wynagradzana praca. Blisko 650 tysięcy cudzoziemców zatrudnionych jest zresztą jako pomoc domowa. O jej traktowaniu w całym regionie powstało wiele reportaży w zachodnich mediach, które nie były oczywiście zbyt pochlebne.

Wielokrotnie w Kuwejcie wybuchały zresztą skandale, związane właśnie z podejściem tamtejszych obywateli do zagranicznych pracowników. Często stosuje się wobec nich kary cielesne, co można było zauważyć na początku marcowego lockdownu. W sieci pojawiły się wówczas trzy filmy, które pokazywały Kuwejtczyków bijących publicznie imigrantów. Jeden z nich został zresztą zaatakowany, gdy czekał na wydanie posiłku w ramach jednej z akcji charytatywnych.

COVID-19 spowodował zresztą, że problemem dla Kuwejtu stała się obecność imigrantów, gdy konieczne było wprowadzenie wspomnianego już lockdownu. Pod tym względem emirat nie wyróżniał się zresztą pośród innych państw Zatoki Perskiej, także budujących na czas pandemii specjalne obozy dla zagranicznych pracowników. Nie trzeba chyba specjalnie dodawać, że przebywające w nich osoby nie mogły liczyć na dobre traktowanie. Szczególnie, że ośrodek dla imigrantów zlokalizowano na terenach pustynnych.

Cios w gospodarkę

O możliwym wprowadzeniu planu ograniczenia imigracji mówiło się od dłuższego czasu, ale działania opieszałego zazwyczaj rządu przyspieszył koronawirus. W połowie ubiegłego roku parlament Kuwejtu przyjął specjalną ustawę, mającą na celu zredukowanie liczby obcokrajowców. W założeniu odwrócone mają zostać dotychczasowe proporcje, a więc to Kuwejtczycy mają stanowić dwie trzecie populacji swojego własnego kraju.

Rządzący nie ujawnili na razie w jaki sposób zamierzają wprowadzić swoje założenia. Można się spodziewać, że służby będą kontynuować działania zmierzające do ukarania osób nielegalnie zatrudniających cudzoziemców. Jeszcze przed pandemią szacowano, że jest ich co najmniej 100 tysięcy. Poza tym państwo przestanie wydawać nowe wizy dla zagranicznych pracowników. Specjalna ustawa przewiduje bowiem, że Hindusi nie mogą stanowić więcej niż 15 proc. populacji, Egipcjanie i Filipińczycy 10 proc., zaś imigranci z Azji Południowej 5 proc.

Należy podkreślić, że niechęć Kuwejtczyków do imigrantów potęgują problemy gospodarcze kraju związane z COVID-19. Władze tego kraju wprowadziły jedne z najsurowszych przepisów dotyczących walki z pandemią, co tylko pogłębiło kłopoty ekonomiczne. W emirat uderzyły przede wszystkim spadające ceny ropy naftowej, czyli podstawy tamtejszej gospodarki. Deficyt budżetowy w tym roku wyniósł z tego powodu blisko 46 miliardów dolarów, a według danych kuwejckiego rządu przedsiębiorcy są zadłużeni na ponad 2,5 miliarda dolarów.

Zmiany w prawie imigracyjnym są podyktowane więc głównie czynnikami ekonomicznymi. Rząd Kuwejtu liczy, że wyrzucenie obcokrajowców pozwoli na polepszenie sytuacji własnych obywateli na rynku pracy. Na razie liczba imigrantów została ograniczona zwłaszcza w sektorze państwowym, w którym są oni sukcesywnie zastępowani przez samych Kuwejtczyków. Warto podkreślić, że według danych z 2019 roku, zaledwie 19 proc. obywateli tego państwa pracowało w firmach prywatnych. Nie można przy tym zapominać, że lukratywne rządowe posady były pewną formą przekupstwa, bo na początku grudnia miały miejsce wybory parlamentarne.

Kuwejt przykładem? Nie do końca

W całym regionie Bliskiego Wschodu to właśnie Kuwejt wprowadził jeden z najmniejszych pakietów stymulujących gospodarkę. Na dodatek większość funduszy została skierowana do właścicieli firm, a nie do pracowników. Tym samym imigranci najbardziej boleśnie odczuli skutki koronawirusa.

Pozostałe państwa Zatoki Perskiej raczej nie podążą drogą Kuwejtu. Zbudowały bowiem swoje gospodarki na stworzeniu społeczeństwa konsumpcyjnego, co widać zwłaszcza na przykładzie Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Według szacunków Organizacji Narodów Zjednoczonych, w 2019 roku drugie z wymienionych państw przyjęło największą liczbę obcokrajowców spośród wszystkich państw na świecie. W Kuwejcie pojawiają się zresztą także głosy krytyki wobec rządowych planów. Wielu analityków nie wierzy, że Kuwejtczycy będą rzeczywiście zainteresowany pracami cedowanymi dotychczas na obcokrajowców.

Pod tym względem Kuwejt może zresztą prześledzić przykład Arabii Saudyjskiej. Tamtejsza monarchia od wielu lat próbuje aktywizować zawodowo swoich obywateli. Zwłaszcza najmłodszą część społeczeństwa, wychowaną w cieplarnianych warunkach i przyzwyczajoną do czerpania korzyści z pracy obcokrajowców. Między innymi z tego powodu Saudyjczycy wdrażają rozwiązania odwrotne od Kuwejtczyków. Mianowicie wprowadzają specjalny fundusz pracowniczy, dzięki któremu w okresach bezrobocia imigrantom ma być udzielana pomoc.

Chęć naśladowania Arabii Saudyjskiej zgłaszają inne arabskie monarchie. Do przyjęcia podobnych przepisów przymierzają się więc Zjednoczone Emiraty Arabskie, Katar i Oman. Zapewne poczekają one jednak na efekty ich wdrożenia w największym państwie należącym do Rady Współpracy Zatoki Perskiej. Która droga okaże się słuszna – saudyjska czy kuwejcka – przekonamy się zapewne w ciągu najbliższych kilkunastu miesięcy.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply