Izrael wprowadza apartheid?

Izraelski Kneset zdecydował się przegłosować nowe kontrowersyjne państwo, które określa Izrael mianem państwa żydowskiego i zdaniem krytyków dyskryminuje pozostałe grupy etniczne zamieszkujące jego terytorium. Przeciwnicy nowego prawa, na czele z prezydentem Reuwenem Riwlinem, uważają je za szkodliwe dla wizerunku Izraela w świecie.

Nowe prawo przegłosowano większością głosów, ale napotkało duży upór w izraelskim parlamencie. Poparło je co prawda 62 członków Knesetu, lecz przeciwko zagłosowało 55 parlamentarzystów, zaś samo przyjęcie poprzedziła gorąca debata parlamentarna. Ostateczny kształt ustawy przewiduje, że „zjednoczona Jerozolima” jest prawowitą izraelską stolicą, jedynym językiem urzędowym będzie hebrajski, natomiast osadnictwo prowadzone na terytoriach palestyńskich stało się „wartością narodową”, która może liczyć na wsparcie i ochronę ze strony państwa.

Pod naciskiem radykałów

Ustanowienie Izraela państwem żydowskim było pomysłem Likudu premiera Benjamina Netanjahu, który od wielu miesięcy stara się przekonać do siebie elektorat prawicowych syjonistów oraz ugrupowań religijnych. Rozdrobnienie na scenie politycznej Izraela powoduje bowiem, że wszelkie rozmowy koalicyjne są niezwykle trudne, a utrzymanie w ryzach sojuszu składającego się ze zróżnicowanych partii staje się wręcz niemożliwe. Nad Izraelem od stycznia wisi więc groźba przedterminowych wyborów, podczas których Netanjahu chciałby wyeliminować swoją konkurencję.

Z tego powodu izraelski premier był najgorętszym orędownikiem nowego prawa. Jego zdaniem realizuje ono testament ideowy Theodora Herzla – ideologa syjonizmu, który w 1896 roku wyłożył swoje poglądy na łamach książki „Państwo żydowskie”. Tym samym Izrael zdaniem Netanjahu właśnie umocnił zasady swojego istnienia, jako „narodowego państwa ludu żydowskiego, szanującego prawa wszystkich jego obywateli”. Jednocześnie szef Likudu zbywał wszelką krytykę swoją standardową formułką, sprowadzającą Izrael do „jedynej demokracji na Bliskim Wschodzie”.

Pozostali politycy Likudu również nie ukrywali radości z przeforsowanego prawa. Jeszcze dzień przed jego uchwaleniem, kiedy zostało zaakceptowane przez jedną z komisji parlamentarnych, deputowany Amir Ohana określił je mianem „decydującego momentu w historii Izraela”. Dodatkowo przyjęcie kontrowersyjnej ustawy spowoduje zmiany w szeregu innych przepisów, ponieważ należy ona do kategorii praw trudnych do modyfikacji i mających pierwszorzędne znaczenie względem innych aktów prawnych.

Szkodliwe prawo

Do głównych krytyków nowego prawa należą zwłaszcza ugrupowania arabskie i lewicowe. Reprezentująca arabskich obywateli Izraela „Zjednoczona Lista” oficjalnie oprotestowała zmiany, a jej parlamentarzyści zostali siłą usunięci z posiedzenia Knesetu. Ich zdaniem ustanowienie Izraela państwem żydowskim prowadzi do dyskryminacji mniejszości narodowych i religijnych, chociażby z powodu degradacji języka arabskiego z urzędowego do bliżej nieokreślonego „specjalnego statusu”.

Całe nowe prawo oparte jest zresztą na całym szeregu nieprecyzyjnych zapisów, które są konkretne jedynie w kwestiach wspomnianej Jerozolimy oraz symboli narodowych izraelskiego państwa. Zdaniem prawie dwumilionowej społeczności arabskiej zamieszkującej dziewięciomilionowy kraj, prawdziwym celem Likudu i izraelskiej prawicy jest wprowadzenie apartheidu.

Już w ubiegłym tygodniu proces legislacyjny nowego prawa chciał powstrzymać prezydent Reuwen Riwlin. W specjalnym liście do Knesetu zwracał uwagę, że doprowadzi ono do lawiny precedensów oraz wprowadzi zamieszanie w całym izraelskim systemie prawnym, będąc w sprzeczności z niektórymi zapisami konstytucyjnymi. Przede wszystkim Riwlin twierdzi jednak, że nowe prawo pogorszy sytuację Izraela na arenie międzynarodowej, jednocześnie doprowadzając do wzrostu niechęci wobec środowisk żydowskich na całym świecie.

Podobna argumentacja stała się udziałem Unii Syjonistycznej, czyli koalicji największych ugrupowań izraelskiej lewicy. Jej przedstawiciele martwią się nie tylko o wizerunek swojego kraju w świecie, lecz przede wszystkim o stan izraelskiego systemu prawnego. Lewica uważa bowiem, że tamtejsze przepisy coraz częściej są środkiem do realizacji interesów Netanjahu i jego partii, która walczy o przejęcie nacjonalistycznego elektoratu.

Religia na uboczu

Prawo przyjęte przez Kneset i tak zostało okrojone pod naciskiem prezydenta oraz prokuratora generalnego. W pierwotnym jego brzmieniu znalazły się bowiem zapisy odnoszące się do kwestii religijnych, a dokładniej do stosowania zasad judaizmu w postępowaniach Sądu Najwyższego. Tym samym w przypadku rozbieżności pomiędzy zasadami demokratycznymi a żydowskimi wartościami, sędziowie mieli uznawać, że kluczowy jest żydowski charakter państwa. Ponadto złagodzono przepisy dotyczące osadnictwa, które miały zezwalać na tworzenie specjalnych segregowanych społeczności, dostępnych jedynie dla osób określonej narodowości lub wyznania.

Zwiększenie roli religii w izraelskim państwie z pewnością dałoby Likudowi poparcie ze strony religijnych społeczności, ale mogłoby odstraszyć bardziej umiarkowanych wyborców. Niedawny sondaż przeprowadzony wśród zwolenników partii Netanjahu pokazuje bowiem, że opowiadają się oni za mniejszym znaczeniem judaizmu w życiu publicznym. Tym samym wyborcy Likudu domagają się otwarcia Izraela również na bardziej umiarkowane środowiska religijne, a także chcą złagodzenia ortodoksyjnych zasad dotyczących chociażby zawierania małżeństw czy transportu publicznego w czasie Szabasu.

Z podobnych powodów przeciwko ustawie głosował jeden z posłów partii Netanjahu. Benny Begin, należący zresztą do najstarszych parlamentarzystów Likudu. Był bowiem zawiedziony postawą kierownictwa ugrupowania. Begin kilka lat temu promował podobne przepisy, które uwzględniały by jednak równe prawa wszystkich obywateli i nie stały w sprzeczności z wizerunkiem Likudu jako liberalnej partii narodowej. Rozwiązania przyjęte obecnie mają jednak iść zbyt daleko w kierunku nacjonalizmu, co tylko powoduje podziały wśród izraelskiego społeczeństwa.

Niezadowolona diaspora

Anglojęzyczny izraelski dziennik „The Times of Israel”1 ma z kolei poważne wątpliwości, czy Izrael rzeczywiście potrzebuje takiego prawa. Gazeta zwraca przede wszystkim uwagę na ewentualne pogorszenie się relacji izraelskiego państwa z liberalną społecznością żydowską w Stanach Zjednoczonych. Przed uchwaleniem specjalnej ustawy do Izraela przybył Jerry Silverman, prezes Żydowskiej Federacji Ameryki Północnej, który miał rozmawiać na jej temat z izraelskimi parlamentarzystami i przedstawicielami rządu.

Działacz żydowskiej diaspory w USA uważa, że nowe prawo jest jedynie paliwem dla Ruchu Bojkotu Izraela, a także zniechęca do niego młodych amerykańskich Żydów, którzy „są świadomi potrzeby sprawiedliwości społecznej” i krytykują dyskryminację arabskiej społeczności w Izraelu. Już dzisiaj, jego zdaniem, Izrael postrzegany jest jako żydowskie państwo narodowe, oparte o określone wartości i używające doskonale znanej symboli, dlatego podobne prawo jest w zupełności zbędne.

Marcin Ursyński

1 https://www.timesofisrael.com/does-israel-need-a-jewish-nation-state-law/

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply