Irlandzka walka o życie

Irlandia i Polska były dotychczas swoistymi „zielonymi wyspami” na oceanie europejskiego przyzwolenia na aborcję. Dzisiejsze referendum w Irlandii może jednak wiele zmienić, co będzie efektem nie tylko nachalnej propagandy lewicowo-liberalnych mediów, ale także milczącego przyzwolenia prawicy.

Irlandzkie referendum o usunięciu konstytucyjnej ochrony życia od poczęcia do naturalnej śmierci nie wzbudziło w Polsce większego zainteresowania. Cała sprawa zyskała pewien rozgłos dopiero kilka dni temu, kiedy konserwatywne media poinformowały o spocie przygotowanym przez Amnesty International. Dwadzieścia pięć Irlandek opowiada w nim o nieprzyjemnościach związanych ze stanem błogosławionym, wśród których wymieniają między innymi… problem z pomalowaniem paznokci u stóp.

Ten materiał najlepiej obrazuje zresztą kampanię przedreferendalną, która była bardzo nierówna. Przeciwnicy liberalizacji prawa aborcyjnego mieli utrudniony dostęp do mediów, a swoją cegiełkę w tej kwestii dołożyły Facebook i Google. Powołując się na irlandzkie prawo wyborcze zakazały one reklam między innymi amerykańskim organizacjom pro-life, tłumacząc to chęcią ograniczenia zagranicznego wpływu na przebieg referendum. Oczywiście takie same standardy nie obowiązywały zwolenników „pro-choice”, wspomniane Amnesty International jako międzynarodowa organizacja nie miało większego problemu z promowaniem swoich poglądów. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że pod koniec ubiegłego roku jej działacze musieli decyzją sądu zwrócić dotację, jaką na prowadzenie pro-aborcyjnej kampanii otrzymali od Georga Sorosa. Dużo mniejszą „finezją” w tej sprawie popisał się natomiast Google, który po prostu zablokował wszelkie reklamy przygotowane przez obrońców życia.

Przeciwnicy legalizacji aborcji do dwunastego tygodnia ciąży nie zasypywali jednak gruszek w popiele. Od wielu miesięcy demonstrowali na ulicach irlandzkich miast, skupiając się w dużej mierze właśnie na bezpośrednim kontakcie z Irlandczykami. Zapewne z tego powodu mimo medialnej propagandy wynik głosowania nie jest przesądzony. Różnica pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami legalizacji aborcji jest niewielka, a trzeba brać pod uwagę fakt, iż większość badań zostało przeprowadzonych właśnie na zlecenie lewicowo-liberalnych mediów, stąd konserwatyści podchodzą do nich z dużym dystansem. Z powodu dużego odsetka przeciwników zmian w ustawie zasadniczej, środowiska aborcjonistów zmieniły zresztą swoją taktykę. W ostatnich dniach przedreferendalnej kampanii w ich propagandzie dużą rolę zaczęli odgrywać „zwolennicy pro-life i pro-choice”, czyli przeciwnicy aborcji uznający jednak, iż każdy powinien mieć w tej kwestii prawo wyboru.

Przedstawiciele ruchów obrońców życia liczą przede wszystkim na irlandzką prowincję. Z ich szacunków wynika, że poza Dublinem przeciwnicy zmian mają wyraźną przewagę, choć i w samej irlandzkiej stolicy zwolennicy nowelizacji nie znajdują się w miażdżącej większości. Irlandzcy konserwatyści duże nadzieje pokładają także w dużej liczbie osób niezdecydowanych, czy też ukrywających swoje preferencje w związku z szalejącym terrorem politycznej poprawności. Spora część irlandzkiego społeczeństwa z tego powodu decyduje się bowiem na ukrywanie swoich prawdziwych preferencji, mówiąc ankieterom z ośrodków badań opinii publicznych to, co chcą oni usłyszeć.

Wycofana prawica

Za zmianami w irlandzkim prawie opowiadają się wszystkie partie i organizacje reprezentujące socjaldemokratów, liberałów, zielonych czy komunistów, natomiast wyraźnego stanowiska nie zajęły dwie największe partie prawicy. Chadecka Fine Gael, której liderem jest premier i jawny homoseksualista Leo Varadkar, a także konserwatywna Fianna Fáil wpisały się w standardy zachodnioeuropejskiej prawicy, czyli po prostu schowały głowę w piasek. Oficjalne stanowisko obu ugrupowań pozostawia decyzję ich zwolennikom, przy czym czołowi politycy Fine Gael (na czele z Varadkarem) poparli zwolenników legalizacji aborcji, czyniąc to pod hasłem konieczności złagodzenia „zbyt restrykcyjnego” prawa.

Dużo większy rozdźwięk widoczny jest natomiast wśród drugiej z najpopularniejszych partii prawicy. Połowa parlamentarzystów Fianna Fáil w ogóle sprzeciwiła się rozpisaniu referendum w tej sprawie, natomiast później wraz z grupą konserwatywnych senatorów zdecydowała się poprzeć stanowisko obrońców życia. Jedna z najbardziej wpływowych parlamentarzystek ugrupowania, Mary Butler zwracała z kolei uwagę na manipulacje zwolenników aborcji na życzenie, którzy w swoich materiałach w ogóle nie używają słowa „aborcja”. Jej zdaniem jest to celowa manipulacja, mająca ukryć przed Irlandczykami prawdziwe skutki poparcia dla nowelizacji ustawy zasadniczej.

Wśród przeciwników swobodnego dostępu do aborcji znaleźli się również lewicowi politycy. Chodzi o dwójkę parlamentarzystów lewicowo-nacjonalistycznej partii Sinn Féin, znanej oczywiście przede wszystkim jako polityczne ramię Irlandzkiej Armii Republikańskiej (IRA). Peadar Tóibín oraz Carol Nolan mogli na własnej skórze przekonać się, jak w praktyce wygląda tolerancja „zwolenników swobodnego wyboru”, ponieważ sprzeciw wobec aborcji kosztował ich zawieszenie w prawach członka partii na trzy miesiące. Oboje uważają, że po referendum ponownie będą pełnoprawnymi działaczami Sinn Féin, chociaż nie wykluczają odejścia z partii jeśli po ewentualnym poparciu przez społeczeństwo zmian będą przymuszani do odpowiedniego głosowania w parlamencie.

Nadzieją… muzułmanie

Irlandzcy obrońcy życia w swojej kampanii mogli natomiast liczyć na poparcie… środowisk muzułmańskich. Wyznawcy islamu na tle innych państw zachodnich nie stanowią w Irlandii znaczącego odsetka, ale według oficjalnych danych sprzed dwóch lat jest ich już ponad sześćdziesiąt tysięcy. Przeciwko uchyleniu ósmego artykułu irlandzkiej konstytucji opowiedziało się więc Islamskie Centrum Kultury Irlandii, które przypomniało, iż jedną z niezbywalnych zasad religii muzułmańskiej jest świętość życia matki oraz nienarodzonego dziecka, dlatego islam akceptuje aborcję jedynie w przypadku zagrożenia dla życia kobiety. Natomiast ewentualna zmiana prawa spowoduje brak konstytucyjnej ochrony życia poczętego.

Przedstawiciel wspomnianego centrum, dr Ali Selim w rozmowie z irlandzkimi mediami nie ukrywał, że zmiany w konstytucji doprowadzą do legalizacji aborcji na życzenie przerwania ciąży bez żadnego wyraźnego powodu. Obecna ustawa zasadnicza ma z kolei chronić matki przed podjęciem zbyt pochopnej decyzji, dlatego jego zdaniem w pierwszej kolejności należy zająć się problemami społecznymi, psychologicznymi oraz ekonomicznymi kobiet w ciąży. Przedstawiciel irlandzkich muzułmanów twierdzi dodatkowo, że decyzja o aborcji nie jest jedynie sprawą prywatną, lecz ma poważne reperkusje dla społeczeństwa. Tymczasem Irlandia, podobnie jak inne europejskie państwa, potrzebuje młodych pokoleń, bo w przeciwnym razie stanie się narodem starców. Według Selima legalizacja aborcji nie ma przy tym nic wspólnego z postępowością, bo spadek populacji spowoduje brak rąk do pracy i spowoduje poważne reperkusje dla całej gospodarki.

W tym kontekście zwraca uwagę niewielki wpływ Kościoła katolickiego na przebieg kampanii przedreferendalnej, ponieważ z powodu licznych skandali nie cieszy się on specjalną estymą irlandzkiego społeczeństwa. Paradoksalnie jednak zadziałało to na korzyść obrońców życia. Środowiska lewicowo-liberalne nie mogły bowiem w łatwy sposób kreować swojej „postępowości” w opozycji do „katolickiego zacofania”. Najbardziej rozpoznawalnymi twarzami kampanii przeciwko zmianom w konstytucji były więc młode irlandzkie matki, z czym obrońcy życia wiążą duże nadzieje na przyszłość.

Marcin Ursyński

2 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. Badyl
    Badyl :

    Dla porządku: wszystkie wyżej wymienione partie NIE SĄ partiami prawicowymi. To socjalistyczne twory, bękarty NAZISTOWSKIEJ Sinn Féin z czasu kreowania irlandzkiej niepodległości.

  2. Kojoto
    Kojoto :

    To prawda, że obrońcy życia podjęli walkę plakatową na wielką skalę, jednak niestety wszystkie telewizji i prawie wszystkie gazety bezwględnie propagowały mordowanie dzieci, co niestety pokazał wynik tego kuriozalnego referendum.